Dwa tygodnie po wybuchu powstania warszawskiego dowódca Armii Krajowej, gen. Tadeusz Bór-Komorowski nakazał marsz na pomoc walczącej stolicy. Rozkaz obejmował wszystkie „dobrze uzbrojone jednostki AK”. W Krakowie rozważano wzniecenie podobnego zrywu, a część oddziałów akowskiego podziemia ruszyła ze wsparciem dla Warszawy. Mimo to do stolicy dotarło bardzo niewielu.
Żołnierze Grupy „Kampinos” wyruszający na odsiecz Warszawie. Wiersze, 19 sierpnia 1944.
Powstanie warszawskie było największą akcją zbrojną Polskiego Państwa Podziemnego w czasie II wojny światowej. Wiązało się z ogromnym wysiłkiem zbrojnym, mobilizującym struktury Armii Krajowej w całym kraju.
Czarna krakowska niedziela
6 sierpnia 1944 roku, skwarny dzień, w dodatku niedziela, gdy mieszkańcy wychodzą na spacer, do kawiarni albo do kościoła. Idealny moment na przeprowadzenie akcji prewencyjnej. Cel: zgarnąć jak najwięcej osób, rozbić krakowskie podziemie niepodległościowe, przeszkodzić wybuchowi powstania. W ostateczności aresztowanych można potraktować jak zakładników i jeśli powstanie jednak wybuchnie – rozstrzelać. Taka zapewne była logika wydarzeń, które miały miejsce w Krakowie podczas tzw. czarnej niedzieli. Doszło wówczas do największej łapanki, jakiej na ziemiach polskich podczas wojny dopuścili się Niemcy. Na polecenie Waltera Bierkampa, szefa krakowskiej tajnej policji, gestapo obstawiło główne ulice w mieście. Potem zaczęły się aresztowania: nie pomagały dokumenty, zaświadczenia ani znajomości, aresztowano nawet folksdojczy. Ludzie zatrzymani na ulicach, w kawiarniach czy parkach pakowani byli do ciężarówek, a następnie wywożeni do obozu koncentracyjnego w Płaszowie. Aresztowania trwały także w następnych dniach. W ręce gestapo wpadł m.in. płk Bernard Miller „Zygmunt” z komendy okręgu krakowskiego AK oraz okręgowy szef Służby Ochrony Powstania, płk Stanisław Lewicki. Kilka dni późnej aresztowano także generała Stanisława Rostworowskiego, komendanta okręgu krakowskiego AK. Nie jest jasne, ile osób zostało uwięzionych, według różnych szacunków mogło to być między 6 a 12 tysięcy. Weryfikacja aresztowanych zaczęła się w obozie dopiero po kilku dniach. Część osób zwolniono, wiele jednak uznano za zagrażające bezpieczeństwu Rzeszy i pozostawiono w uwięzieniu.
W związku z sytuacją na froncie przygotowania do podjęcia akcji „Burza”, skierowanej przeciw wojskom niemieckim przed wkroczeniem Armii Czerwonej, trwały w wielu miejscach Polski, także w Krakowie. Dowództwo okręgu krakowskiego AK zastanawiało się, czy w mieście rozpocząć powstanie, podobne do tego, które wybuchło w Warszawie. 25 lipca 1944 roku w specjalnym rozkazie ogłoszono nawet stan czujności i gotowości do wybuchu zrywu w okręgu. Lokalne dowództwo AK było jednak w tej sprawie podzielone, przeważało podejście ostrożne, niechętne powstaniu, co wynikało z ogólnej sytuacji w mieście. W Krakowie, będącym podówczas stolicą Generalnego Gubernatorstwa, stacjonował duży garnizon niemiecki, liczący ok. 30 tys. żołnierzy. Istniała ponadto znaczna kolonia niemiecka, którą stanowili sprowadzeni przez władze niemieccy urzędnicy Gubernatorstwa. W związku z tym dowództwo AK obawiało się zaciętych walk w mieście, dużych strat w ludziach oraz ogromnych zniszczeń dla polskiej kultury.
Tymczasem na początku sierpnia 1944 roku atmosfera w mieście była już bardzo napięta. W Warszawie trwało powstanie, w mniejszych miasteczkach oraz wsiach Generalnego Gubernatorstwa działali partyzanci (ich akcje doprowadziły nawet na przełomie lipca i sierpnia do chwilowego wyzwolenia spod okupacji niemieckiej powiatów miechowskiego i pińczowskiego), na wschodzie do linii Wisły dotarły wojska sowieckie. Zagrożenie wisiało więc w powietrzu. „Czarna niedziela” odniosła jednak swój skutek, mocno dezorganizując krakowski sztab Armii Krajowej. Miała także ogromne działanie psychologiczne – zastraszyła mieszkańców, a tym samym odwiodła od myśli o lokalnym powstaniu i ewentualnym odciążeniu walczącej Warszawy.
Akcja „Zemsta”
O pomocy Warszawie mówił natomiast rozkaz dowódcy Armii Krajowej, gen. Tadeusza Komorowskiego „Bora” wydany 14 sierpnia 1944 roku, a więc dwa tygodnie po wybuchu powstania. Rozkaz skierowany do „wszystkich rozporządzalnych, dobrze uzbrojonych jednostek AK” nakazywał marsz na pomoc walczącej stolicy. Zadaniem jednostek spieszących ze wsparciem dla powstańców było, jak sformułowano, „bicie sił nieprzyjaciela znajdujących się na peryferiach i przedmieściach Warszawy i wkroczenie do walki wewnątrz miasta”. Rozkaz Bora-Komorowskiego wywołał w kraju duże poruszenie i niemały odzew wśród lokalnych dowództw AK. Poszczególne inspektoraty AK przystąpiły do formowania oddziałów, które mogłyby podjąć się marszu do Warszawy oraz pomocy powstańcom.
Rozkaz z 14 sierpnia skierowany był do wszystkich okręgów AK, jednak potencjalnie jednym z najważniejszych jego adresatów mógł być Korpus Kielecki AK. Było tak ze względu na liczebność podziemia na Kielecczyźnie, ale także z powodu względnie niewielkiego oddalenia od trwających walk. Na polecenie dowódcy Korpusu, Jana Zientarskiego „Mieczysława”, opracowano plan akcji, opatrzony kryptonimem „Zemsta”. Zarządzona została koncentracja sił w lasach koło Przysuchy na Mazowszu. Jej efektem było zgromadzenie ok. 5 tys. ludzi gotowych ruszyć na pomoc Warszawie. Niestety, byli oni słabo uzbrojeni, niemal połowa żołnierzy nie miała własnej broni palnej, nie mówiąc już o tym, że oddział nie dysponował bronią ciężką do walki z jednostkami zmechanizowanymi przeciwnika. Mimo wszystko „Mieczysław” podjął próbę przebicia się do Warszawy. Maszerując ku stolicy, oddziały Korpusu stoczyły z siłami niemieckimi kilka bitew i potyczek. Do najważniejszych należała bitwa pod Antoniowem – doszło do niej w nocy 21 sierpnia. W okolicach tej wsi stacjonował oddział zmotoryzowany Wehrmachtu wyposażony m.in. w samochody opancerzone. W starciu z takimi jednostkami słabo uzbrojeni partyzanci nie mieli większych szans, udało się jednak wykorzystać zaskoczenie przeciwnika i zadać mu ciężkie straty. To jednak był już koniec wyprawy na Warszawę. Po dotarciu do Nowego Miasta nad Pilicą marsz został wstrzymany. Dalsza wyprawa na północ przez słabo zalesione tereny, na których Niemcy dysponowali znaczną przewagą sił, jednostkami zmechanizowanymi i lotnictwem, mogła grozić całkowitym zniszczeniem oddziału. W tej sytuacji „Mieczysław” podjął decyzję o rezygnacji z przedarcia się do stolicy i nakazał Korpusowi powrót na Kielecczyznę. Uzasadniając później swą decyzję, Zientarski wyjaśniał, że jego oddziały wyposażone w broń maszynową, kb i kbk wzmocniłyby wprawdzie siły walczącej Warszawy, jednak bez artylerii, moździerzy oraz innego sprzętu, niewiele ta pomoc by wniosła. Tu zapewne się mylił, gdyż powstańcy walczący w Warszawie wcale nie dysponowali lepszym uzbrojeniem.
Próby przedarcia się do Warszawy podejmowały także jednostki z innych oddziałów terenowych AK. W początkach września 1944 roku ku Warszawie ruszył z okręgu krakowskiego Batalion „Skała”, dowodzony przez Jana Pańczakiewicza „Skałę”. Prawie 400 żołnierzy maszerujących ku stolicy stoczyło 11 września kilkugodzinną bitwę w okolicach wsi Złoty Potok. Batalion zadał przeciwnikowi duże straty, sam jednak okupił to śmiercią 12 żołnierzy i utratą taborów. Bitwa zakończyła się odwrotem i wycofaniem w kierunku Miechowa.
Bez zgody NKWD
Nieco inaczej wyglądała sytuacja ugrupowań AK zmierzających do Warszawy z terenów zajętych przez wojska sowieckie. Na obszarze tym operowały jednostki NKWD, które żołnierzy polskiego podziemia spod znaku AK nie traktowały – zgodnie z wytycznymi samego Stalina – jako sojuszników w walce przeciwko wspólnemu wrogowi, lecz jako przeciwników politycznych. W związku z tym ujawniające się oddziały AK były na tych terenach rozbrajane, oficerów internowano, żołnierze zaś otrzymywali polecenie dołączenia do podporządkowanej komunistom armii Berlinga. Opornych czekały aresztowania i wywózka. Taki los spotkał żołnierzy z dowodzonego przez Witolda Szredzkiego „Sulimę” zgrupowania „San”, które zostało utworzone w Inspektoracie Zachodnim okręgu Lwów. Wiedząc o aresztowaniach, do jakich dochodziło we Lwowie, żołnierze „Sulimy” ruszyli w połowie sierpnia w kierunku Warszawy. W skład zgrupowania, liczącego początkowo ok. 350 żołnierzy, wchodziła 7 kompania kpt. Zenona Kubskiego „Lecha” oraz 8 kompania por. Tomasza Matyszewskiego „Ćwikły”. Trasa marszu wiodła przez Grodzisko Dolne, Leżajsk i Sarzynę. Żołnierze byli po drodze serdecznie witani przez miejscową ludność, na przykład w Leżajsku na ich cześć przygotowano bramę powitalną i zorganizowano uroczysty bankiet. Po drodze oddział się powiększał, gdyż dołączali do niego ochotnicy oraz żołnierze z innych, rozwiązanych wcześniej jednostek. Jednak przemarsz uzbrojonych oddziałów AK na zajętym terenie postawił na nogi działające tu struktury NKWD. Reakcja była błyskawiczna: 18 sierpnia oficerowie zgrupowania zostali aresztowani, przesłuchani, a następnie wywiezieni do łagrów. Oddział natomiast został rozbrojony, a następnie uległ rozproszeniu, gdyż część jego żołnierzy odprowadzono do Tarnogrodu, część zaś skorzystała z zamieszania i uciekła.
Z terenów zajętych przez Sowietów do Warszawy dotarli nieliczni. Należał do nich niewielki, zaledwie kilkuosobowy oddział Ryszarda Błażewicza „Saturna” z plutonu „Grom” z komendy Dzielnicy Północnej Lwowa. Oddział ten przedarł się do prawobrzeżnej Warszawy i wziął udział w walkach.
autor zdjęć: Wikipedia
komentarze