O tym, jak specjaliści od PR wykreowali wizerunek charyzmatycznego władcy Rosji i dlaczego matrioszki z wizerunkiem Putina cieszą się większą popularnością niż te z Obamą opowiada w miesięczniku „Polska Zbrojna” Barbara Włodarczyk, dziennikarka TVP, autorka reportaży i filmów dokumentalnych o byłym ZSRR.
Spodziewa się Pani nowego otwarcia w relacjach z administracją prezydenta Donalda Trumpa?
Ponad połowa Rosjan uważa, że wybór Trumpa przyniesie poprawę w relacjach Moskwy z Waszyngtonem. Trzeba jednak pamiętać, że każdy nowy amerykański prezydent rozbudzał takie nadzieje. Tak było z Clintonem, Bushem, Obamą. Zaczynało się od prób porozumienia, a kończyło rozczarowaniem.
À propos Obamy. Kiedyś w Moskwie zobaczyłam w kiosku dwie stojące obok siebie matrioszki. Jedna z Obamą, druga z Putinem. Ta z amerykańskim prezydentem była dwa razy mniejsza i tańsza. Pytam sprzedawcę, dlaczego. A on na to: „Po pierwsze, dlatego że Putin cieszy się większym popytem niż Obama, a po drugie – matrioszka z Putinem jeszcze długo będzie aktualna, a Obamę trzeba będzie zastąpić kimś nowym”.
Jak sytuacja międzynarodowa wpływa na to, co dzieje się w Rosji?
Najbardziej Rosja odczuła zwrot Kijowa na Zachód, wcześniej Gruzji. To ogromny policzek dla Kremla i osobiście dla Putina, który uważa obszar postsowiecki za swoją strefę wpływów. Moskwa bez końca powtarza, że Zachód nie uznaje rosyjskich interesów w byłych republikach radzieckich. Tyle tylko, że to nie on ich nie uznaje! To byłe radzieckie republiki ich nie uznają. Sankcje wprowadzone po aneksji Krymu zbiegły się ze spadkiem cen ropy naftowej. Bez wątpienia wzmogły kryzys, ale jednocześnie skonsolidowały społeczeństwo. Władze mają na kogo zrzucić winę za recesję i brak modernizacji gospodarki. Właśnie tak przedstawiają to w mediach. Putin daje Rosjanom taki przekaz: jesteśmy wspaniali i wielcy, tylko wokół nas są same swołocze, które nie dorastają nam do pięt. Europa nie może się pogodzić, że Rosja wstaje z kolan – taki pogląd słyszałam nie tylko od prostych ludzi z tzw. głubinki, ale też od inteligencji, np. dyrektora słynnej wytwórni „Mosfilm” Karena Szachnazarowa. Wśród krajów uważanych przez Rosjan za wrogie jest też Polska. Znajdujemy się w czołówce, po USA i Wielkiej Brytanii, obok Litwy, Łotwy i Estonii.
Kremlowi sprzyja kryzys imigracyjny w Europie. Rosyjscy eksperci nie kryją satysfakcji, że im słabsza Unia Europejska, tym lepiej dla Moskwy. W tamtejszej telewizji usłyszałam, że gdyby nie było kryzysu imigracyjnego, to Moskwa we własnym interesie musiałaby go wymyślić. Podobnie można by powiedzieć o rosnącym zagrożeniu ze strony tzw. Państwa Islamskiego. Wszystko wskazuje na to, że świat bez Rosji nie zdoła uporać się z tym problemem.
Według ogłoszonej przez Putina pod koniec 2016 roku nowej koncepcji polityki zagranicznej, relacje z Unią Europejską mają być redukowane do współpracy gospodarczej, jednocześnie większy nacisk zostanie położony na rozwijanie stosunków politycznych i gospodarczych z państwami azjatyckimi. Czy kluczowym obszarem rosyjskiej aktywności politycznej stanie się Azja?
Po aneksji Krymu nasiliła się zimna wojna z Zachodem. Rosja wyraźnie odwraca się od Europy i patrzy na Wschód. Kartą przetargową stają się dziś Chiny. W nowej koncepcji do najważniejszych partnerów Federacji Rosyjskiej zaliczono też państwa obszaru postsowieckiego: Białoruś, Armenię, Kazachstan i Kirgistan. Oznacza to, że Moskwa będzie się starała utrzymać strefy wpływów w tym regionie.
Cała rozmowa w marcowym numerze „Polski Zbrojnej”.
autor zdjęć: Jarosław Wiśniewski
komentarze