Starszym kibicom kojarzy się z Wyścigiem Pokoju i powitaniem: „Halo, tu helikopter!”. Zmarły 1 stycznia dziennikarz radiowy Bogdan Tuszyński był również autorem wielu publikacji o polskich sportowcach z czasów II wojny światowej. Współpracował z Gazetą Codzienną Wojska Polskiego, publikował w odrodzonej przez redaktora Jerzego Ślaskiego „Polsce Zbrojnej”.
Znany sprawozdawca sportowy Polskiego Radia napisał 35 książek. W ostatniej, pod tytułem „Bogdan Tuszyński”, podsumował swoje osiągnięcia – 40 lat badań nad sportem i mediami sportowymi.
Citius, altius, fortius
Zamiłowaniem do sportu zaraził go Roman Winiarski, nauczyciel wychowania fizycznego w XI Państwowym Gimnazjum i Liceum w Łodzi. Pochodził ze Lwowa i był entuzjastą lwowskiej Pogoni. – Pod jego okiem wybudowaliśmy szkolne boisko. Szybko nasza szkoła stała się wielkim ośrodkiem sportu szkolnego. Graliśmy w piłkę nożną, ręczną, siatkówkę, koszykówkę. Ja w szkolnej drużynie piłki ręcznej stałem na bramce – wspomniał Bogdan Tuszyński w wywiadzie, którego udzielił „Polsce Zbrojnej” przed pięciu laty.
Nauczyciel – twórca SKS Pogoń – zaproponował młodemu Tuszyńskiemu, który w szkolnym radiowęźle ujawnił swoje reporterskie zacięcie, stanowisko referenta prasowego. W łódzkich gazetach były specjalne kąciki poświęcone rywalizacji sportowej w szkołach. Informacje na łamach lokalnej prasy nie zaspokoiły jednak ambicji przyszłego czterokrotnego zdobywcy „Złotego Pióra”. – Ja chciałem więcej i już wtedy wcielałem w życie dewizę igrzysk olimpijskich „Citius, altius, fortius – szybciej, wyżej, silniej”. Chciałem zostać dziennikarzem i pisać o sporcie – podkreślał w rozmowie z reporterem „PZ”.
„Pierwszy start”
Kto wie, jak potoczyłyby się losy „Profesora” – bo taki Tuszyński zyskał pseudonim w środowisku dziennikarzy sportowych – gdyby po maturze w 1950 roku uległ magii filmu. A mógł, bo przedstawiciele wytwórni Film Polski zaproponowali mu grę w „Pierwszym starcie” Leonarda Buczkowskiego. Filmowcy szukali wówczas w łódzkich szkołach kandydatów na młodych aktorów.
Na szczęście dla polskiego sportu Tuszyński po „Pierwszym starcie” nadal chciał być dziennikarzem. – Wtedy nic nie było w stanie zmienić mojej decyzji – mówił. Ponieważ nie znalazł żadnego kierunku studiów związanego ze swoją pasją, złożył dokumenty, jak większość kolegów, do Wyższej Szkoły Handlu Morskiego w Sopocie. Ale w drodze z Trójmiasta przeczytał w gazecie, że na Uniwersytecie Warszawskim otwarto Wydział Dziennikarski. Szybko wrócił na Wybrzeże, zabrał dokumenty i zawiózł je do Warszawy. Dostał się na wymarzone studia i choć studentom nie wolno było pracować, łączył naukę z pracą w „Przeglądzie Sportowym”. Do czasu, gdy zainteresował się nim Urząd Bezpieczeństwa.
Wróg ludu ze szpiczastym głosem
– W 1952 roku zamknęli mnie w ordynarny sposób. Jak wypuścili, zrobili pokazowe zebranie Związku Młodzieży Polskiej i wyrzucili mnie z tej organizacji jako wroga ludu – wspominał Bogdan Tuszyński podczas rozmowy z reporterem „PZ”. Za co dotknęły go represje? Dziennikarz Tadeusz Olszański w ostatniej książce Tuszyńskiego opowiadał, że jego młodszy kolega ze studiów „żywiołowo kibicował naszym piłkarzom podczas meczu z Dynamem” (Legia na swoim stadionie grała z radziecką drużyną, która w 1952 roku w ramach akcji propagandowej rozgrywała mecze w kilku polskich miastach – przyp. red.). Olszański podkreślił, że „zrobiono z tego potem na uczelnianym zebraniu ZMP całkiem poważny zarzut o antysocjalistyczną działalność”. O tym meczu pisał też w „Polityce” Daniel Passent: „Goście wystąpili w przydługich granatowych spodenkach do kolan, z białym pasem, zwanych od tamtego czasu dynamówami. Śmiechu było co nie miara. Znany później dziennikarz sportowy Bogdan Tuszyński śmiał się za głośno i wkrótce – m.in. pod zarzutem szeptanki – trafił do więzienia”.
Bezpieka pozwoliła mu jednak ukończyć studia. Za to kazała naczelnemu „Przeglądu Sportowego” wyrzucić młodego dziennikarza z redakcji. W czerwcu 1953 roku Tuszyński ukończył studia I stopnia, a kilka miesięcy później rozpoczął pracę w Redakcji Sportowej Polskiego Radia. Po czterech latach udało mu się spełnić młodzieńcze marzenia.
Już w 1949 roku startował bowiem w konkursie na sprawozdawców sportowych. Komisja dobrze oceniła przygotowanie merytoryczne kandydata. Tylko jedno jej się nie podobało. „Pan masz szpiczasty głos. Więc niestety, pana nie możemy brać pod uwagę”. To samo o jego głosie powiedziała komisja radiowa, przed którą stanął po studiach. – Mówili prawdę, bo ja miałem wysoki głos, który mnie się strasznie nie podobał. A potem okazało się, że był to jeden z najbardziej rozpoznawalnych głosów w radio – wspominał Tuszyński.
Zbawczy Wyścig Pokoju
Nie poddał się i przygodę z Polskim Radiem rozpoczął 1 września 1953 roku. Początków nie miał łatwych. Na szczęście dyrektor emisji Zbigniew Gosławski pomógł mu zniżyć głos. W utrzymaniu posady pomocny okazał się też… Wyścig Pokoju. – Nie było chętnych do dziennikarskiej obsługi wyścigu, bo nikt nie znał się na kolarstwie. Wysłali więc mnie. Był maj 1954 roku. Nadawałem przez telefon do redakcji, potem koledzy pisali komunikat i odczytywał go Tadeusz Bocheński – opowiadał. Relacjonował także w kolejnych latach.
W 1957 roku Polskie Radio próbowało usprawnić bezpośrednie relacje z Wyścigu Pokoju i po raz pierwszy wykorzystało do tego śmigłowiec. To właśnie wtedy popłynęły w eter słynne słowa Tuszyńskiego: „Halo, tu helikopter, tu helikopter!”. Wyścigiem Pokoju interesowali się wtedy wszyscy. Kolarstwo było bardzo popularnym sportem. – Od razu zakochałem się w kolarstwie. Wyznaję dewizę, że jak coś robić, to robić dobrze. Dlatego zacząłem się tego kolarstwa uczyć i potem nie było dla mnie żadnych tajemnic. Poznawałem zawodników po tym, jak wyglądają z tyłu. Każdy inaczej jeździł, miał inną technikę – relacjonował „Profesor”.
Wyścig Pokoju ujawnił talent Tuszyńskiego. W rewanżu poświęcił kolarstwu wiele książek, m.in. wydane w 1986 roku: „Sto lat WTC. 100 lat kolarstwa polskiego” i „Od Dynasów do Szurkowskiego”.
W dziale sportowym „Żołnierza Wolności”
W 1962 roku Bogdan Tuszyński został wcielony do wojska. Od służby wcale się nie migał. Kiedy w jednostce zobaczył go kolega pułkownik redaktor Edward Woźniak, postanowił zaprosić go na praktykę do działu sportowego „Żołnierza Wolności”, gdzie był kierownikiem. – W tym „ŻW” było strasznie fajnie. Woźniak, z którym byłem zaprzyjaźniony, był bardzo wymagający. A ja lubiłem pracować, więc nie było między nami żadnych konfliktów. W radio miałem ciągły niedosyt, bo tam nie było miejsca na publicystykę – wspominał.
Po półrocznej służbie Tuszyński wrócił do radia, ale przez ponad 12 lat, do czasu, kiedy został szefem redakcji sportowej, współpracował z Gazetą Codzienną Wojska Polskiego.
W 1966 roku współpraca z „ŻW” zaowocowała pierwszym „Złotym Piórem”, Nagrodą Główną „Złotego Pióra” Klubu Dziennikarzy Sportowych Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. – Wyróżnili mnie głównie za teksty z „Żołnierza”. Podobnie było w 1969 i 1975 roku. W „ŻW” spotkałem wspaniałych dziennikarzy. Woźniak, Rysiu Żochowski, Wojtek Piekarski. Uważam, że redagowane przez nas kolumny sportowe były na wysokim poziomie. Nie dlatego, że ja tam byłem. To Woźniak tak nas mobilizował – podkreślał „Profesor”.
Tuszyński na łamach „ŻW” w 1966 roku zainaugurował dwie wielkie akcje publicystyczne: „Zielone światło dla sportu w szkole” i „Jaki jesteś sportowy kibicu?”. Jednak najbardziej utkwiły mu w pamięci artykuły problemowe, które miały wpływ na rozwój sportu polskiego. Tuszyński publikował też swoje teksty w odrodzonej przez redaktora Jerzego Ślaskiego „Polsce Zbrojnej”. – Urodzony dowódca, świetny strateg, ceniony nauczyciel i wychowawca. Abecadła dziennikarstwa sportowego uczyli się od niego między innymi Włodzimierz Szaranowicz i Dariusz Szpakowski, a także wielu innych moich kolegów po fachu, dla których Bogdan Tuszyński był i pozostanie „Profesorem” – mówi pułkownik w stanie spoczynku Wojciech Piekarski.
Od radia do książek
W 1975 roku Tuszyński został kierownikiem redakcji sportowej Polskiego Radia. – Rządziłem twardą ręką, to prawda, ale promowałem młodych ludzi. Zależało mi na tym, żeby radio było jak najlepsze. Podniecałem rywalizację między naszymi reporterami i między nami a telewizją – mówił. Ekipa Tuszyńskiego stale rozwijała metody techniczne przekazywania relacji. W końcu dopracowali się systemu multipleksowego. – Na monitorach miałem podgląd na to, co się dzieje na sześciu różnych arenach, gdzie moi koledzy byli gotowi do wejścia z relacją w każdej chwili – opowiadał. W 1977 roku Tuszyński otrzymał nagrodę I stopnia Przewodniczącego Komitetu ds. Radia i Telewizji za koncepcję i realizację obsługi Igrzysk Olimpijskich w Montrealu.
Po wprowadzeniu stanu wojennego pożegnał się ze stanowiskiem redaktora naczelnego redakcji sportowej Polskiego Radia i odszedł na wcześniejszą emeryturę. Wtedy całkowicie oddał się pisaniu.
Już w 1981 roku z okazji stulecia prasy sportowej w Polsce, wydał książkę pod tytułem „Prasa i sport”. Nieco wcześniej, bo w 1975 roku, tej tematyce poświęcił inną – „Sprintem przez prasę sportową”. O historii mediów napisał jeszcze sześć książek. Oddzielny rozdział w pracy Tuszyńskiego zajmują publikacje o światowej sławy lekkoatlecie Januszu Kusocińskim i innych sportowcach żołnierzach. W 1990 roku ukazało się „Ostatnie okrążenie ”, a dziesięć lat później książka pod tytułem „Kusy”.
Wojna i Katyń
Wiele czasu poświęcił na poznawanie szczegółów życia Kusocińskiego. Fascynowało go, że nie poddał się Niemcom. Z czasem dziennikarz-historyk zainteresował się losami wojennymi innych sportowców. Znów w życiu Tuszyńskiego wrócił temat zbrodni katyńskiej. Wydał „Przerwany bieg. Sportowcy z Kozielska, Ostaszkowa i Starobielska” (1993), „Księgę sportowców polskich ofiar II wojny światowej 1939-1945” (1999) i „Za cenę życia. Sport Polski Walczącej” (2006). Honorowy patronat nad tą ostatnią publikacją wówczas objął prezydent RP Lech Kaczyński. – Żołnierze coraz częściej przewijali się w moich badaniach, ale wojsko nie było dla mnie hasłem wywoławczym, tylko ludzie. Przy okazji omawiania historii dziennikarstwa sportowego, trafiłem na dziennikarzy, którzy zginęli podczas wojny lub byli bardzo bliscy śmierci – mówił „Profesor”. Jedną z takich opisanych przez niego postaci był red. Lech Cergowski – żołnierz Armii Krajowej, uczestnik Powstania Warszawskiego.
W swojej pracy naukowej Bogdan Tuszyński wykorzystał wiedzę wyniesioną z rozmów, ale szukał też nowych źródeł poza granicami kraju. A nie było to w tamtych latach łatwe. Podczas wyjazdów służbowych i prywatnych za granicę poznał wielu znanych dziennikarzy i sportowców z okresu międzywojennego. – Potem przysyłali mi książki, zdjęcia przedwojenne. Aleksander Szenajch (lekkoatleta, olimpijczyk, przyp. red.) zapisał mi nawet w spadku piękny album ze zdjęciami, który otrzymałem po jego śmierci. Najbardziej się cieszę, że ludzie, którzy tworzyli historię polskiej prasy sportowej docenili moją pracę – mówił „Polsce Zbrojnej”.
Bogdan Tuszyński urodził się 4 lipca 1932 roku w Łodzi, zmarł 1 stycznia 2017 roku w Wiązownie pod Warszawą. Dziennikarz i publicysta, sprawozdawca Polskiego Radia, historyk. Absolwent Sekcji Dziennikarskiej przy Wydziale Filozoficzno-Społecznym Uniwersytetu Warszawskiego (1953) i Studium Magisterskiego przy Wydziale Nauk Społecznych UW (1970). Doktor nauk politycznych (praca „Historia prasy sportowej” pod kierunkiem profesor Aliny Słomkowskiej, Warszawa 1974). Autor m.in. książek: „Tytani mikrofonu” (1992), „Radio i sport” (1993), „Sportowe pióra” (1994), „Telewizja i sport” (1996) i „Bardowie sportu” (2009). Przed śmiercią pracował nad albumem o historii Tour de Pologne.
autor zdjęć: Wikipedia
komentarze