Zastrzega, że nie czuje się profesjonalnym fotoreporterem. – Raczej pstrykam, niż fotografuję. Wykonałem jednak tysiące zdjęć, które dokumentują nasz udział w misjach w Afganistanie i Iraku – mówi „Wrona”, weteran i były operator wojsk specjalnych. Żołnierz był bohaterem rozmowy z cyklu „Na pierwszej linii – spotkania z polskimi fotografami wojennymi”.
Podczas comiesięcznych spotkań organizowanych przez Muzeum Powstania Warszawskiego o pracy reporterów wojennych opowiadali już m.in. Wojciech Grzędziński i zmarły niedawno Krzysztof Miller . Żołnierza organizatorzy zaprosili po raz pierwszy.
„Wrona” (chce pozostać anonimowy) służył w jednostkach specjalnych. Brał udział w kilku misjach zagranicznych, m.in. operacji wojennej „Enduring Freedom” w Afganistanie. Polacy uczestniczyli w niej od 2002 roku. Wyjechał wówczas kontyngent składający się głównie z żołnierzy wojsk inżynieryjnych, logistyków i operatorów GROM. – Afganistan był moją pierwszą misją. Gdy wyjeżdżałem, byłem już kilka lat po selekcji i szkoleniu zgrywającym naszą sekcję, w której pełniłem między innymi funkcję snajpera – opowiadał „Wrona”. Dlaczego wziął ze sobą aparat fotograficzny? – Zainteresowanie fotografią w dużej mierze wynikało z charakteru wykonywanych zdań służbowych, to poniekąd element pracy snajpera – dodaje.
Zdjęcia, które można było obejrzeć w Muzeum Powstania Warszawskiego przybliżały wyzwania, z jakimi przyszło zmierzyć się Polakom podczas tej wyjątkowej misji. Na jednej z fotografii widać żołnierzy sił specjalnych ochraniających saperów, którzy rozminowują teren wokół bazy Bagram, gdzie stacjonowali m.in. Polacy. Są też takie, które pokazują lotnisko wojskowe w Kabulu, ochronę VIP-ów, spotkania z Afgańczykami i żołnierzami koalicji. Już na pierwszy rzut oka widać, że obraz Afganistanu z 2002 roku różni się od tego, jaki znamy z kolejnych misji. Na fotografiach wojskowych konwojów nie ma opancerzonych wozów tylko cywilne pojazdy – Toyoty Hillux. Także specjalsi przykuwają uwagę – mają niekompletne umundurowanie i przeważnie długie brody. Później podczas rozmowy okazało się, jak mylący mógł być ten wizerunek żołnierza.
Codzienność tej pierwszej misji interesowała gości najbardziej. Padały pytania o niebezpieczne sytuacje, sposoby reagowania na zagrożenia, o prowadzenie konwojów czy pomoc, której wojsko udzielało ludności cywilnej. Wszystkich rozbawiła opowieść „Wrony” o biurokracji, z jaką Polacy zmierzyli się rejestrując kupioną na lokalnym rynku Toyotę. Nie mniej niż historia konwojowania słowackiej betoniarki, którą koalicjanci, nie wiadomo dlaczego, przywieźli aż ze swojego kraju na pokładzie Rusłana.
– Obawiałem się pytań typowo technicznych: o przesłony, czas otwarcia migawki, czułość czy balans bieli i warunki oświetlenia. Bo przyznam, że nie do końca wiem, co tu robię. Raczej pstrykam, niż fotografuję – mówił skromnie „Wrona”. Jednak długo jeszcze odpowiadał o zdarzeniach i ludziach z fotografii, które zrobił podczas rocznej służby w Afganistanie. Wyjątkowość tej misji przejawiała się również w nietypowych sytuacjach. Do jednej z nich doszło podczas kontroli, jakiej poddany był polski konwój wjeżdżający na teren niemieckiej bazy. – Ze względu na wygląd żołnierzy, rodzaj wykorzystywanych pojazdów i przywiązanie do stereotypów konwój skierowano do kontroli dla… cywilów – opowiadał były żołnierz.
„Wrona” podczas misji w Iraku dowodził sekcją bojową. Z tamtej operacji przywiózł również wiele fotografii.
autor zdjęć: arch. „Wrony”
komentarze