Ostatnia bitwa kampanii wrześniowej 1939 roku była tak naprawdę walką Samodzielnej Grupy Operacyjnej „Polesie” o amunicję. Generał Franciszek Kleeberg odniósł pod Kockiem taktyczne zwycięstwo nad niemieckimi pododdziałami 13 Dywizji Piechoty Zmotoryzowanej gen. Paula Otto. Jednak wyczerpał zapas środków bojowych, co zmusiło go do wydania rozkazu o złożeniu broni.
Niestety, we wrześniu i październiku 1939 roku podobny tragiczny scenariusz rozgrywał się w wielu zakątkach II Rzeczypospolitej, gdzie bohatersko walczący i zwyciężający polscy żołnierze musieli kapitulować przed Wehrmachtem i Armią Czerwoną z powodu całkowitego wyczerpania się amunicji strzeleckiej i artyleryjskiej.
Każdy wnikliwy badacz historii wojen powinien zdawać sobie sprawę, że ostatnia bitwa kampanii wrześniowej 1939 roku była tak naprawdę walką żołnierzy Samodzielnej Grupy Operacyjnej „Polesie” o amunicję. Generał Franciszek Kleeberg, po otrzymaniu drogą radiową wiadomości o kapitulacji Warszawy 28 września 1939 roku, postanowił przejść do działań partyzanckich w Górach Świętokrzyskich. Aby to zamierzenie się powiodło, bezwzględnie należało zaopatrzyć się w uzbrojenie i amunicję w Centralnej Składnicy Uzbrojenia nr 2 w Stawach pod Dęblinem, jak również w Pionkach lub Radomiu. To poddęblińskie składy materiałów wojennych były w zasięgu możliwości taktyczno-operacyjnych Podlaskiej Brygady Kawalerii, Dywizji Kawalerii „Zaza” oraz 50 i 60 Dywizji Piechoty. Nowoczesna broń maszynowa: rkm-y Browning wz. 1928 i ckm-y wz. 1930 oraz doskonały sprzęt przeciwpancerny: karabiny wz. 1935 (Ur) i 37-milimetrowe armatki Bofors wz. 1936 mogły zwiększyć zdolność bojową formacji SGO „Polesie” do prowadzenia późniejszych nieregularnych działań na rozległych, górzystych i zalesionych obszarach centralnej Polski.
Sowiecka przeszkoda
Aby dotrzeć do Centralnej Składnicy Uzbrojenia nr 2, zgrupowanie gen. Franciszka Kleeberga musiało przełamać w pierwszej kolejności opór 143 Dywizji Strzeleckiej Armii Czerwonej. To na zmagania z Sowietami polskie jednostki zużywały skromne zapasy amunicji artyleryjskiej. Znamiennie brzmią słowa dwutygodnika polonijnego „Gwiazda Polarna” z 28.11.1981 r.: Dęblin był dostępny taktycznie, dojście do niego uwarunkowane było zasobami amunicji, będącej po tylu walkach na wyczerpaniu. Powagę sytuacji pogarszała konieczność bojowego angażowania 30 [60 – MP] Dywizji „Kobryń” z wojskami Armii Czerwonej, atakującej jej tyły od strony Jabłonna [Jabłonia – MP] – Parczew i Milanówek [Milanów – MP]. Atak ten, zarówno niespodziewany, jak zmasowany, zamykał siły GOP w terenowym kotle, pozbawiając możliwości taktycznego manewru i zmuszając oddziały Dywizji „Kobryń” do stoczenia z wojskami Armii Czerwonej dwóch zwycięskich bitew pod Jabłonną [Jabłoniem – MP] oraz koło Parczewa i Milanówka [Milanowa – MP] w dniach 20 [28 – MP] – 30 września. Były to jednak zwycięstwa zlokalizowane i o charakterze obronnym, a wobec możliwości natarcia sowieckich wojsk motorowo-pancernych nie wpłynęły w poważnym stopniu na „odizolowanie” GOP do nieskrępowanego manewru. Raczej chyba ujemnie, gdyż pochłonęły dodatkowo i tak już uszczuplone zapasy cennej amunicji. Jeżeli kiedykolwiek w tamtej wojnie, to w tym wypadku „sojusznik” wyświadczył swojemu wspólnikowi wprost nieocenioną przysługę – zamknął siły GOP kleszczami w terenowym kotle od tyłu, wystawiając ją frontalnie na niemieckie czołgi.
W nocnych starciach pod Jabłoniem z 28 na 29 września 1939 roku odznaczyła się dwudziałowa bateria kpt. Eustachego Zadory-Zadoreckiego, zorganizowana w Ośrodku Zapasowym Artylerii Konnej nr 3 we Włodawie i przydzielona do Podlaskiej Brygady Kawalerii, której celny ogień trzymał w szachu poczynania batalionu rozpoznawczego 143 DS, wyposażonego m.in. w tankietki T-27 i czołgi pływające T-37, wspomaganego w toku walk przez kompanię strzelecką i pluton działek przeciwpancernych. W godzinach przedpołudniowych 29 września, m. Jabłoń zajęta przez bataliony 635 Pułku Strzeleckiego, Dywizjon Artylerii 287 Pułku 143 DS oraz pododdział czołgów, stała się celem uderzenia dwóch batalionów 82 Pułku Piechoty Dywizji „Kobryń” płk. Adama Eplera, wspartych ogniem armat polowych kalibru 75 mm. Mimo braku przyrządów celowniczych polscy kanonierzy z zamaskowanych stanowisk w pobliżu zabudowań m. Puchowa Góra skutecznie paraliżowali ruch sowieckich kolumn transportowych na drodze Horodyszcze – Kudry – Jabłoń. W boju o Jabłoń wyróżnił się także Batalion Morski 82 Pułku Piechoty. Śmiałym uderzeniem zmusił on do wycofania się w kierunku m. Wisznice kompanie piechoty sowieckiej, ścigane dodatkowo ogniem polskich armat. Możliwe, że działania marynarzy Flotylli Pińskiej były wspierane ogniem najcięższych karabinów maszynowych kalibru 13,2 mm Hotchkiss wz. 1930. Warto nadmienić, że w okresie międzywojennym rozlewiska rzeki Prypeć były bronione przez monitory, kanonierki, statki i kutry uzbrojone Flotylli Pińskiej. Po agresji sowieckiej jednostki pływające zostały zatopione przez polskie załogi, a spieszeni marynarze, wraz z wymontowanym z okrętów ciężkim uzbrojeniem, dołączyli do zgrupowania gen. Franciszka Kleberga. Prawdopodobnie nkm-y Hotchkiss pochodziły z dwóch statków uzbrojonych obrony przeciwlotniczej: ORP „Hetman Chodkiewicz” i ORP „Generał Sikorski”, które we wrześniu 1939 roku zwalczały nieprzyjacielskie lotnictwo w rejonie mostów Wolańskich na Prypeci. Jak wynika z relacji uczestników walk cały ciężar obrony mostów spoczywał właśnie na 13,2-milimetrowych francuskich nkm-ach. Precyzję ognia przeciwlotniczego zapewniały tej broni celowniki przeciwlotnicze systemu „Le Prieur” wz. D.C.A. 925 i wz. D.C.A. 932. Karabin Hotchkiss zasilany był magazynkiem na 15 lub 30 naboi. Broń charakteryzowała się szybkostrzelnością teoretyczną 450 strz./min, największą donośnością: pionową 4500 m i poziomą 6500 m oraz pionowym polem ostrzału od -6º do +90º. Poza zwalczaniem celów powietrznych, bardzo dobrze nadawała się do rażenia siły żywej i pojazdów przeciwnika. W roku 1939 mogła stanowić idealne wsparcie dla pododdziałów SGO „Polesie” prowadzących działania partyzanckie w obszarze Gór Świętokrzyskich. Najpierw jednak nietypową amunicję do tych nkm-ów należało uzupełnić w dużych składach pod Dęblinem. Ostatecznie polskie jednostki zadały Sowietom pod Jabłoniem poważne straty, pojmano 50 jeńców (wcielonych później do polskich oddziałów) i zdobyto: czołg (z ważnymi dokumentami), kilka ckm-ów (w tym jeden wymontowany z czołgu), kilkanaście karabinów (w tym dwa nowoczesne z lunetkami).
30 września około godziny 13 w rejonie m. Milanów na linie stanowisk batalionów 82, 79 i 83 Pułku Piechoty ruszyło natarcie dwóch batalionów 487 Pułku Strzeleckiego 143 DS, wzmocnionych artylerią dywizyjną. Dwa sowieckie bataliony szły gęstą masą, silnie strzelając i nie zważając na straty własne. W krótkim czasie doszło do bliskiego starcia czerwonoarmistów z batalionem 79 Pułku Piechoty, którego żołnierze wielokrotnie musieli użyć granatów ręcznych. Polacy zatrzymali przeciwnika i przystąpili do kontrataku. Ciężkie karabiny maszynowe kompanii dyspozycyjnej 60 Dywizji Piechoty rozpoczęły zmasowany ostrzał na skrzydła i tyły Sowietów. Do szturmu poderwał się batalion 79 pp i kompanie 83 pp. Otworzyła również ogień bateria haubic kalibru 100 mm. Pułkownik Adam Epler w swoich wspomnieniach wskazał dobitnie: Los bolszewików był przesądzony: zaczęła się rzeź. Oddziały Armii Czerwonej rozbito i zmuszono do ucieczki, a na pobojowisku pozostało ponad stu zabitych. 79 pp pojmał około 60 jeńców. Zdobyto: 11 ckm-ów, 7 rkm-ów, zaprzężone działo, większą ilość broni ręcznej oraz 10 zaprzężonych, wyładowanych amunicją wozów.
Zdobycze na batalionach 143 Dywizji Strzeleckiej zasiliły częściowo stan uzbrojenia Podlaskiej Brygady Kawalerii, a następnie Dywizji „Kobryń”. Tylko gruntowne badania w archiwum Muzeum Polskiego i Instytucie gen. Władysława Sikorskiego w Londynie pomogłyby odpowiedzieć na pytanie, jak sowiecka broń wpłynęła na przebieg zmagań polskich formacji piechoty i kawalerii z niemieckimi dywizjami piechoty zmotoryzowanej (13 i 29). Zużywanie cennej amunicji do polskich 100-milimetrowych haubic wz. 1914/19P na zwalczanie formacji sowieckiej spowodowało bowiem jej wyczerpanie w godzinach popołudniowych 5 października 1939 roku, co zasadniczo wpłynęło na przebieg końcowych walk o klasztor i cmentarz w Woli Gułowskiej.
Spryt i mobilność kawalerzystów
Żołnierze SGO „Polesie” podczas marszu przez północną Lubelszczyznę starali się wszelkimi sposobami uzupełnić skład swego uzbrojenia, szczególnie o broń przeciwpancerną i artylerię polową. Ze względu na możliwość szybkiego przemieszczania się przodowali w tych akcjach kawalerzyści. 1 października właśnie kawalerzyści 1 szwadronu Dywizjonu Kawalerii KOP „Niewirków” zostali wysłani do m. Krupy po 37-milimetrowe armatki przeciwpancerne Boforsa, pozostawione tam i ukryte przez bliżej nieokreśloną, rozformowaną na przełomie września i października 1939 roku, jednostkę Wojska Polskiego. Co do samego dywizjonu KOP, to dowodził nim mjr Wacław Kryński. Dywizjon składał się z dwóch etatowych szwadronów rtm. Tadeusza Domańskiego i rtm. Jana Sucheckiego, wspartych przez 6 ckm-ów na taczankach. W godzinach wieczornych 17 września 1939 roku rozpoczął marsz z miejsca swojej pokojowej dyslokacji, tj. m. Niewirków koło Korca, w kierunku linii Bugu. Po jego sforsowaniu 28 września jednostka KOP podporządkowała się Podlaskiej Brygadzie Kawalerii. Pod wieczór 2 października ppłk dypl. Tadeusz Żyborski otrzymał od gen. Ludwika Kmicic-Skrzyńskiego rozkaz zorganizowania wyprawy na pobojowisko koło m. Stoczek. Na to miejsce wrześniowych walk wyruszył oddział konny 14 Dywizjonu Artylerii Konnej wraz z zaprzęgami i wozami amunicyjnymi. Praktycznie pod samym nosem Niemców udało się grupie wypadowej skompletować dwa działony i załadować na wozy około 130–180 sztuk pocisków artyleryjskich oraz amunicję karabinową. Rankiem 4 października grupa ppłk. dypl. Tadeusza Żyborskiego powróciła ze zdobyczą do macierzystej jednostki. Z dwoma 75-milimetrowymi armatami polowymi, prawdopodobnie bez przyrządów celowniczych, została odtworzona 1 bateria kpt. Bronisława Przyłuskiego.
Trudna decyzja gen. Kleeberga
W godzinach popołudniowych 5 października 1939 roku do dowództwa 60 Dywizji Piechoty płk. Adama Eplera nadszedł meldunek telefoniczny od południowego zgrupowania odwodu. Triumfalnie zabrzmiały słowa w słuchawce telefonu: Charlejów zdobyty – jesteśmy na tyłach Niemców – nieprzyjaciel rzuca broń i rynsztunek i cofa się w popłochu. W godzinach wieczornych Brygada Kawalerii „Edward” przygotowywała się do pościgu na Serokomlę. Zagrożone zostały głębokie tyły niemieckiego ugrupowania 13 Dywizji Piechoty Zmotoryzowanej, co zmusiło dowódcę tej jednostki gen. Paula von Otto do zarządzenia odwrotu. Zwycięstwo żołnierzy Samodzielnej Grupy Operacyjnej „Polesie” było praktycznie pewne. Dowódcy wszystkich pułków piechoty i kawalerii wchodzących w skład zgrupowania gen. Franciszka Kleeberga prosili tylko o amunicję. Niestety, polskie składy polowe były puste. Około godziny 15 dowódca Grupy wysłuchał meldunku kwatermistrza ppłk. Kazimierza Stawiarskiego, który wskazywał, że do armat kalibru 75 mm jest tylko 40 pocisków, do haubic 100-milimetrowych brak ich, resztka zaś amunicji do broni strzeleckiej została wysłana transportem samochodowym do 60 DP. Polskie oddziały w pierwszej linii miały amunicję strzelecką tylko na kilka godzin walki.
Z powodu wyczerpania się zapasów amunicji gen. Franciszek Kleeberg nie widział sensu kontynuowania walki. Zebrał wieczorem we wsi Hordzieżka większość dowódców i podjął decyzję o kapitulacji.
Doraźne zdobycze na obu wrześniowych agresorach oraz uzupełnienia amunicji i sprzętu z pobojowisk wojny 1939 roku nie wystarczyły jednak do uzbrojenia jednostek Samodzielnej Grupy Operacyjnej „Polesie”. Tak niewiele zabrakło, by zdobyć Centralną Składnicę Uzbrojenia nr 2 w Stawach pod Dęblinem i gruntownie zaopatrzyć Grupę w broń oraz amunicję, również artyleryjską do armat polowych kalibru 75 mm i haubic kalibru 100 mm. Z dużym prawdopodobieństwem można stwierdzić, że artyleria polowa SGO „Polesie” zostałaby ukryta i zabezpieczona na czas działań partyzanckich w Górach Świętokrzyskich. W przypadku ponownego przejścia do wojny regularnej byłaby prawdziwym skarbem każdej odtwarzanej jednostki Wojska Polskiego.
autor zdjęć: Narodowe Archiwum Cyfrowe
komentarze