moja polska zbrojna
Od 25 maja 2018 r. obowiązuje w Polsce Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych, zwane także RODO).

W związku z powyższym przygotowaliśmy dla Państwa informacje dotyczące przetwarzania przez Wojskowy Instytut Wydawniczy Państwa danych osobowych. Prosimy o zapoznanie się z nimi: Polityka przetwarzania danych.

Prosimy o zaakceptowanie warunków przetwarzania danych osobowych przez Wojskowych Instytut Wydawniczy – Akceptuję

„Scalpel Medics” – amerykańscy medycy na pierwszej linii

Punkt zaopatrzenia medycznego przypomina miniszpital. Można tu wykonać podstawowe zabiegi chirurgiczne, zrobić prześwietlenie czy analizę krwi. To tu trafiają pacjenci „Scalpel Medics” – zespołu medyków z amerykańskiego 2 Pułku Kawalerii. Tworzą go ratownicy i lekarze, którzy nieśli pomoc amerykańskim pancerniakom w Iraku i Afganistanie.

Na łące nieopodal szpitala polowego lądują dwa Black Hawki. Ledwie ich koła dotykają ziemi, z wnętrza śmigłowców wybiegają zespoły PJ – United States Air Force Pararescue. Błyskawicznie kierują się do czekającej przy lądowisku sanitarki. Na noszach mają fińskich żołnierzy. Ich rany zostały opatrzone i sklasyfikowane przez medyków frontowych oraz paramedyków, czyli amerykańskich ratowników medycznych z poszerzonymi uprawnieniami. Wszystko w ramach procedur CASEVAC (Casualty Evacuation) – ewakuacji rannych z pola walki. W ciągu kilku minut żołnierze trafią do „Role 2”, punktu „drugiego poziomu zaopatrzenia medycznego” 2 Pułku Kawalerii US Army.

Choć to tylko ćwiczenia w estońskiej bazie Tapa, to medycy liniowi ze „Scalpel Medics” mają już za sobą kilka lat służby w Afganistanie i Iraku. W skład ich zespołu wchodzi 30 osób, głównie ratownicy i lekarze, którzy prowadzą polowy szpital wyposażony w profesjonalny sprzęt do ratowania życia oraz leki. Podczas akcji korzystają ze śmigłowców, które należą do US Air Force.

Podczas manewrów „Saber Strike 2016” w Estonii amerykańscy lekarze i ratownicy szkolili się i tworzyli zaplecze medyczne dla ćwiczących. Wystarczy spędzić z nimi jeden dzień, by się przekonać, jak ważna i trudna jest ich służba.

Liczy się każda sekunda

– Medycy frontowi zrobili wszystko, żeby na polu walki ustabilizować stan pacjentów i przygotować ich do ewakuacji. W punkcie zaopatrzenia medycznego drugiego poziomu, w którym się teraz znajdujemy, przystępujemy do bardziej inwazyjnego leczenia – kontynuuje akcję sierżant Jeffery Taylor, dowódca zespołu zwanego „Scalpel Medics” – Możemy tu wykonywać podstawowe zabiegi chirurgiczne, dysponujemy również laboratorium oraz urządzeniem do prześwietleń. Za jego pomocą sprawdzamy, czy nie przeoczyliśmy na przykład odłamka w ranie lub obrażeń kręgosłupa.

Od momentu, gdy przed namiotem zatrzymuje się pełna rannych sanitarka, czas zaczyna się mierzyć w sekundach. Sierżant przyjmuje rannych, określa ich stan oraz przydziela do konkretnych zespołów. Choć wszystko dzieje się pod presją czasu, musi być przeprowadzone precyzyjnie.

Pierwsi ranni trafiają na stół operacyjny. Medycy pod nadzorem lekarzy w miarę możliwości ściągają z nich ubrania oraz oceniają obrażenia. W tym samy czasie inni pobierają próbki krwi do badań. Jednocześnie próbują zabezpieczyć pacjentów przed hipotermią oraz wstrząsem, który jest trzecią z przyczyn prowadzących do śmierci rannych na polu walki. Dlatego pacjenci zostają okryci foliami NRC, dożylnie dostają mikroelementy i substancje odżywcze, a w przypadku znacznej utraty krwi – hextendy, czyli jednostki plazmy.

– U żołnierzy, którzy do nas trafili, stwierdziliśmy ciężkie obrażenia głowy, klatki piersiowej oraz dolnych i górnych kończyn. Najpierw sprawdziliśmy, czy czynności wykonane przez medyków frontowych zostały przeprowadzone poprawnie i czy pomogły. Sprawdzamy stazy taktyczne, celoxy (opatrunki hemostatyczne – przyp. red) oraz pozostałe opatrunki. Dopiero wtedy decydujemy o tym, czy należy przystąpić do dalszej ewakuacji pacjenta – mówi kapitan doktor Andre Liem, który swoje umiejętności zdobywał w Uniformed Services University of the Health Sciences oraz w jednostce artylerii polowej. Kapitan dodaje, że w „Role 2”, oddalonym 25 kilometrów od frontu, mogą przyjąć jednocześnie 20 osób.

W razie potrzeby wykonuje się tu podstawowe zabiegi chirurgiczne, jak oczyszczanie ran szarpanych czy zszywanie głębokich rozcięć. Ze statystyk wynika, że na każdego pacjenta medycy poświęcają średnio 12 minut. Jeżeli jego stan jest ciężki, w ciągu godziny musi trafić do szpitala.

Wszystkich rannych dzieli się na cztery podstawowe grupy. Ofiary, które wymagają interwencji chirurgicznej w ciągu godziny od odniesionych obrażeń, to pacjenci „pilni” (urgent). W tej grupie są również pacjenci potrzebujący zabiegu chirurgicznego jeszcze przed transportem. Kolejni to tzw. priorytetowi (priority), którzy powinni trafić na stół operacyjny w ciągu 4-6 godzin. Lżej ranni przydzielani do grupy działań „rutynowych” (routine) wymagają ewakuacji w 24 godziny. Najtrudniejsze przypadki to pacjenci, u których leczenie sprowadza się głównie do uśmierzania bólu.

„Zdarzenie masowe”

Mimo wielokrotnie przećwiczonych procedur, w namiocie na pierwszy rzut oka panuje chaos. Przy każdym z łóżek trwa krzątanina, medycy biegają wokół swoich pacjentów, wykrzykują polecenia lub raportują o ich stanie. Wszyscy zdają sobie sprawę, że w tym miejscu każda sekunda może zadecydować o życiu lub śmierci. Nie tylko żołnierzy, którzy właśnie są ratowani, ale także tych, którzy czekają w kolejce przy wejściu. Nigdy też nie wiadomo, jak rozwinie się sytuacja na polu walki i kiedy pojawią się nowi pacjenci.

– Najcięższe są sytuacje, w których liczba ofiar przekracza nasze fizyczne możliwości. Może chodzić o takie prozaiczne sprawy, jak brak odpowiedniej liczby opatrunków czy staz taktycznych albo po prostu o niewystarczającą liczbę medyków. Nazywamy to „mass call”, zdarzenie masowe – mówi medyk bojowy Sarah-Jane Guest. Podkreśla jednak, że nawet w najtrudniejszych sytuacjach do medycyny należy podchodzić zimno, bez emocji, jak do nauki.

Już podczas szkolenia żołnierzom wpaja się, że muszą się rozmawiać z pacjentem, dodawać mu odwagi, ale przede wszystkim skupić na procedurach ratujących życie. – Nie oznacza to, że podczas pracy nie czujemy strachu albo smutku, zwłaszcza jeśli chodzi o życie kolegów z oddziału. Wtedy człowiek chce zrobić więcej, zapewnić im jakąś specjalną opiekę, ale tak nie wolno. Każdego trzeba traktować jak pacjenta, tylko wtedy możemy dobrze wykonywać swoją pracę – opowiada Sarah-Jane Guest. Przypomina, że medycy w armii są znacznie bardziej narażeni na stres niż cywilni ratownicy, którzy nie pracują pod ostrzałem i nie są naocznymi świadkami odnoszonych obrażeń.

Opanować strach

Ratownicy PJ wracają do swoich Black Hawków. Na głowach wciąż mają założone lotnicze hełmy, niektórzy z nich niosą ekwipunek medyczny. W „Role 2” jest już spokojniej. Przed chwilą sanitariusze przenieśli rannych do karetki, która ewakuuje ich do szpitala wojskowego. Niektórzy z medyków sprzątają stoły, inni rozsiedli się na ziemi i zbierają myśli.

Przez ostatnie kilka lat armia amerykańska przywiązywała dużą wagę do tego, by przyszli medycy przygotowali się nie tylko merytorycznie i kondycyjnie, ale również pod względem psychologicznym. Dlatego podczas szkoleń dużo czasu poświęcają na rozmowy z żołnierzami i weteranami, którzy przeżyli wojnę i mogą podzielić się doświadczeniami. Opowiadają nie tylko o tym, co widzieli, ale również o swoich emocjach. – Do Afganistanu trafiłem, gdy miałem 36 lat. Widziałem straszne obrazy: krew, wnętrzności, ranne dzieci pokryte wymiocinami. Ale do wojska przychodzą 18-latkowie, którzy chcą zostać medykami i prędzej czy później również będą musieli stawić czoła takim widokom. Powtarzam im, że strach jest naturalną reakcją, zwłaszcza kiedy wokół świszczą kule, a oni będą musieli ratować czyjeś życie. Ważne, by móc ten strach opanować – mówi sierżant Jeffery Taylor.

Dowódca zespołu zwanego „Scalpel Medics” w latach 2012-2013 stacjonował na posterunku bojowym Giro w prowincji Ghazni. Codziennie ratował życie ofiarom ran postrzałowych i min pułapek, żołnierzom i cywilom. W jego pamięci najgłębiej utkwiły wspomnienia rannych dzieci. – Kiedyś trzech braci jadących traktorem trafiło na minę pułapkę. Jeden zginął na miejscu. Dwóch z bardzo ciężkimi obrażeniami przetransportowano do nas. Dzięki temu, że miejscowi wezwali na pomoc nasz oddział, mogliśmy uratować obu chłopców – opowiada podoficer.

Jak terapia

– Po akcjach rozmawiamy ze sobą, staramy się przeanalizować, co zrobiliśmy dobrze, a co mogliśmy poprawić. Jeżeli coś kogoś głęboko dotknęło, tak jak mnie cierpienie małych dzieci, staramy się zrzucić ten ciężar. Dzielenie się uczuciami może zostać odebrane jako mało męskie, ale takie rozmowy naprawdę pomagają – mówi sierżant Tylor i dodaje, że takie rozmowy mają przypominają terapię. – Jeżeli któryś z nas przestaje radzić sobie psychicznie, jego kolegom dużo łatwiej jest wychwycić pierwsze oznaki traumy i odpowiednio wcześnie zareagować. Bezpiecznikiem mogą być również ćwiczenia fizyczne – podkreśla.

Dowódca „Scalpel Medics” przyznaje, że od umiejętności i stanu kondycji psychicznej medyków może zależeć ich własne życie: – W bazie w Afganistanie mieliśmy taką oponę. Jeżeli nie miałem ochoty nawet rozmawiać, a chciałem rozładować stres, uderzałem w tę oponę młotem. Do skutku.

Michał Zieliński

autor zdjęć: Michał Zieliński

dodaj komentarz

komentarze


Unowocześnione Rosomaki dla wojska
 
Powstanie polsko-koreańskie konsorcjum
Pancerny sznyt
Szczyt NATO w Waszyngtonie: Ukraina o krok bliżej Sojuszu
Krzyżacka klęska na polach grunwaldzkich
Sukces lekkoatletów CWZS-u w Paryżu
Niepokonana reprezentacja Czarnej Dywizji
Patrioty i F-16 dla Ukrainy. Trwa szczyt NATO
Szpital u „Troski”
Ostatnia niedziela…
Olimp gotowy na igrzyska!
Polski Kontyngent Wojskowy Olimp w Paryżu
Roczny dyżur spadochroniarzy
Strzelnice dla specjalsów
Rusza operacja „Bezpieczne Podlasie”
Zdzisław Krasnodębski – bohater bitwy o Anglię
Śmierć przyszła po wojnie
Szkolenie do walk w mieście
Prezydent Zełenski w Warszawie
Lato pod wodą
RBN przed szczytem NATO
Szczyt NATO: wzmacniamy wschodnią flankę
Polsko-litewskie konsultacje
Naukowcy z MIIWŚ szukają szczątków westerplatczyków
„Oczko” wojskowych lekkoatletów
By żołnierze mogli służyć bezpiecznie
Konsultacje polsko-niemieckie w Warszawie
Wojskowa odprawa przed szczytem Sojuszu
Jack-S, czyli eksportowy Pirat
Oficerskie gwiazdki dla absolwentów WAT-u
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Sportowa rywalizacja weteranów misji
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Wsparcie MON-u dla studentów
Jak usprawnić działania służb na granicy
Oczy na Kijów
Trzy miecze, czyli międzynarodowy sprawdzian
Medalowe żniwa pływaków i florecistek CWZS-u
Spadochroniarze na warcie w UE
Walka – tak, ale tylko polityczna
Włoskie Eurofightery na polskim niebie
Katastrofa M-346. Nie żyje pilot Bielika
Za zdrowie utracone na służbie
Biało-czerwona nad Wilnem
X ŚWIĘTO STRZELCA KONNEGO.
Serwis bliżej domu
Czujemy się tu jak w rodzinie
Spędź wakacje z wojskiem!
Szczyt NATO, czyli siła w Sojuszu
Specjalsi zakończyli dyżur w SON-ie
Szkolenie na miarę czasów
Spotkanie z żołnierzami przed szczytem NATO
Wodne szkolenie wielkopolskich terytorialsów
Pancerniacy trenują cywilów
Mark Rutte pokieruje NATO

Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO