W ubiegłym roku MON zaostrzyło przepisy dotyczące przyjmowania do armii zawodowej kandydatów z tatuażami. Za szpecące i dyskwalifikujące do służby uznano tatuaże twarzy, szyi i przedramion. Wkrótce jednak przepisy mają się zmienić. Resort obrony chce powrócić do wcześniejszych rozwiązań, kiedy to lekarze orzecznicy mieli możliwość indywidualnej oceny każdego wytatuowanego kandydata.
Przepisy dokładnie określają, czy i gdzie żołnierz może mieć tatuaż. Reguluje to rozporządzenie ministra obrony narodowej, dotyczące orzekania o zdolności do zawodowej służby wojskowej. Dokument został znowelizowany w ubiegłym roku i choć nie zabrania się żołnierzom tatuować ciała, to nie każda tego typu ozdoba jest dozwolona.
– Wcześniej to członkowie wojskowej komisji lekarskiej oceniali indywidualnie, czy dany tatuaż jest szpecący, czy nie. Rok temu dodano paragraf o tym, że tatuowanie twarzy, szyi i przedramion należy z góry kwalifikować jako szpecące – mówi poseł Paweł Szramka z Kukiz ’15, były żołnierz zawodowy. Parlamentarzysta przyznaje, że w efekcie zdrowy i zdolny do służby zawodowej kandydat może być odrzucony z powodu tatuażu.
Taki los spotkał Piotra Stasiaka, który dwa lata temu zdecydował się zostać żołnierzem zawodowym. Zaczął od służby przygotowawczej w Centrum Szkolenia Artylerii i Uzbrojenia w Toruniu. Po jej ukończeniu podpisał kontrakt i został żołnierzem Narodowych Sił Rezerwowych w pułku chemicznym w Brodnicy. W jednostce, z wynikiem bardzo dobrym ukończył ćwiczenia rotacyjne. Wyróżniono go także listem gratulacyjnym. – Potem złożyłem wniosek o powołanie do służby zawodowej. Egzamin z WF-u zdałem na piątkę, przeszedłem badania lekarskie, ale ze względu na tatuaż na przedramieniu otrzymałem orzeczenie o przeciwwskazaniu do służby zawodowej. Moje marzenia prysły, a rozczarowanie było ogromne – opowiada Piotr Stasiak.
Podobnych przypadków było więcej. – Dziś społeczny odbiór tatuaży jest znacznie bardziej pozytywny niż 20 lat temu. Wielu młodych ludzi traktuje zdobienia jako małe dzieła sztuki, nierzadko o przesłaniu religijnym czy patriotycznym. Jednak restrykcyjne regulacje blokują im karierę w wojsku, bez względu na przekaz tatuażu – mówi Szramka. Dlatego poseł wystosował w tej sprawie interpelację do Ministerstwa Obrony Narodowej, prosząc o złagodzenie przepisów.
Na interpelację odpowiedział wiceminister obrony Bartosz Kownacki. Wskazał, że Centralna Wojskowa Komisja Lekarska w Warszawie analizowała wnioski z pracy komisji orzekających wobec osób ubiegających się o powołanie do zawodowej służby. „Zebrane doświadczenia oraz ocena wystąpień kierowanych do Ministra Obrony Narodowej przez placówki orzecznicze, jak i obywateli, przemawiały za rozważeniem zmiany przepisów wspomnianego rozporządzenia” – napisał wiceminister Kownacki. Resort proponuje, aby to lekarze orzecznicy indywidualnie decydowali, czy dany tatuaż jest szpecący i faktycznie może być przeszkodą w powołaniu do służby zawodowej. Nowelizacja rozporządzenia jest na wstępnym etapie prac legislacyjnych. – To dobra informacja, być może nowe przepisy coś zmienią w orzecznictwie. Choć nie ukrywam, że podjąłem już decyzję o usunięciu tatuażu – mówi Piotr Stasiak.
Kandydat do służby zawodowej (także żołnierz NSR-u), który ma szpecący tatuaż, jest „co do zasady zdolny do służby”, ale zostaje uznany za niezdolnego do jej pełnienia m.in. w kompaniach jednostek reprezentacyjnych Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej, jednostkach desantowo-szturmowych i Żandarmerii Wojskowej. Nie dostanie się także do studium oficerskiego czy szkoły podoficerskiej. Szpecący tatuaż może też zamknąć drogę do służby zawodowej w powietrzu, naziemnego zabezpieczenia lotów, służby na okrętach marynarki wojennej czy na stanowisku wojskowego nurka i płetwonurka.
autor zdjęć: Bartek Sadowski/FORUM
komentarze