To jedna z najbardziej niezwykłych historii II wojny światowej. W nocy z 24 na 25 marca 1944 roku z obozu pod Żaganiem zbiegło 76 alianckich jeńców, w tym sześciu Polaków. Wykorzystali wydrążony pod ziemią tunel. Wielka ucieczka przeszła do legendy za sprawą hollywoodzkiej superprodukcji.
Stalag Luft III powstał niemal pośrodku… niczego. Od wybrzeża Bałtyku dzieliło go dobre 300 kilometrów, jeszcze dalej było stamtąd do granic neutralnej Szwajcarii. Wokół znajdowały się nieliczne miejscowości zamieszkane głównie przez Niemców. Baraki pod Żaganiem zostały otoczone wyjątkowo solidnymi zasiekami, a teren wokół obozu patrolowali uzbrojeni po zęby strażnicy. Sypki grunt utrudniał robienie podkopów, na terenie obozu zaś Niemcy rozmieścili mikrofony, które miały rejestrować wszelkie podejrzane dźwięki. W takich warunkach byli przetrzymywani alianccy lotnicy, wśród nich przede wszystkim Amerykanie i Brytyjczycy, ale też Francuzi, Australijczycy, Norwegowie, Czesi, Polacy.
As pik z mapą
– Niemcy stworzyli obóz wzorcowy, trochę na pokaz. Zamierzali przekonać organizacje międzynarodowe, na przykład Czerwony Krzyż, że jeńcy Rzeszy są traktowani przyzwoicie. Ale jednocześnie chcieli zrobić wszystko, by tym jeńcom raz na zawsze wybić z głowy myśl o ucieczce – opowiada Marek Łazarz, dyrektor Muzeum Obozów Jenieckich w Żaganiu. Na próżno. Plan ucieczki ze Stalag Luft III zrodził się jeszcze w 1943 roku. Stał za nim brytyjski więzień Roger Bushell. Założył, że z obozu wydostanie się jednocześnie nawet 200 jeńców. – Akcja siłą rzeczy miała się przerodzić w operację wojskową na tyłach wroga – mówi Łazarz. – Przecież ucieczka tak wielkiej liczby więźniów musiała doprowadzić do chaosu wśród Niemców. Sam pościg za zbiegami wiązał się z zaangażowaniem tysięcy żołnierzy – dodaje.
"Tunel do wolności", film: Jacek Szustakowski / polska-zbrojna.pl
W organizację akcji włączyło się kilkuset jeńców. Gromadzili cywilne ubrania, żywność, fałszywe dokumenty, kompasy. Pomoc płynęła też z zewnątrz obozu, włączyły się w nią służby specjalne Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii. Część wyposażenia była przemycana w paczkach Czerwonego Krzyża. – W przesyłkach od YMCA, czyli chrześcijańskiej organizacji młodzieżowej, trafiały do obozu mapy. Ich fragmenty były doklejane na kartach do gry – wyjaśnia Łazarz. Oczywiście mapy trzeba było powielić i uzupełnić. I tutaj wielką rolę odegrał polski więzień por. Włodzimierz Kolanowski. W książce „Pięćdziesięciu z Żagania” Rajmund Szubański pisał: „Zespół kopistów map Plunketta i Kolanowskiego pracował w kilku barakach. Poza szkicami sytuacyjnymi najbliższej okolicy Żagania, opracowanymi na podstawie długich rozmów z Niemcami, przygotowano zestawy map na trzy zasadnicze trasy ucieczki: w kierunku Bałtyku i Szwecji, przez Czechosłowację i Austrię oraz przez Niemcy do Francji. Wykonano prawie trzy tysiące map!”.
Najważniejsze jednak były tunele. Więźniowie wydrążyli trzy. Pierwszemu nadali imię Tom. Został on jednak odkryty przez Niemców podczas jednej z rewizji i wysadzony. Drugi, Dick, na skutek rozbudowy obozu znalazł się w całości na jego terenie. – Strażnicy nigdy nie dowiedzieli się o jego istnieniu. Jeńcy wypełniali go piaskiem i ziemią z tunelu numer trzy – wyjaśnia Łazarz. A ten nazywany był Harry. Został wykopany dziewięć metrów pod ziemią i wyposażony w światło elektryczne. Jego długość sięgała 111 metrów. I to właśnie on miał poprowadzić więźniów ku wolności.
Hitler szaleje z wściekłości
Po zdemaskowaniu Toma Niemcy stali się podejrzliwi, zaczęli uważniej patrzeć jeńcom na ręce. Pomysłodawcy akcji wiedzieli już, że nie ma na co czekać. Datę ucieczki wyznaczyli na noc z 24 na 25 marca 1944 roku. Chętnych było aż 500, tylu jednak uciec nie mogło. Dwie setki zostały wyłonione podczas losowania. Wkrótce sprawy przybrały nieoczekiwany obrót. Wieczorem Niemcy ogłosili alarm bombowy. Zaciemnienie sprzyjało uciekinierom. Z drugiej jednak strony Niemcy wzmogli jeszcze czujność. Tymczasem wylot tunelu znajdował się kilka metrów od ściany lasu. Aby dostać się między drzewa, uciekinierzy musieli przebiec kilka metrów. W pewnym momencie Niemcy dostrzegli, co się dzieje i wszczęli alarm. Ostatecznie z obozu zdołało zbiec 76 jeńców.
– Na wieść o tym Hitler wpadł w szał. Nakazał rozstrzeliwać pojmanych – opowiada Łazarz. Tak jawnego złamania konwencji genewskiej przestraszył się nawet Hermann Gőring (obóz w Żaganiu podlegał Luftwaffe). Stanęło na tym, że Niemcy rozstrzelają 50 pojmanych uciekinierów, tłumacząc to kolejną próbą ucieczki. Tak też się stało.
Ostatecznie ucieczka powiodła się tylko trzem jeńcom (pozostawionych przy życiu 23 wyłapanych osadzono w innych obozach). Dwaj Norwegowie dotarli nad Bałtyk, wsiedli na statek towarowy, po czym dostali się do neutralnej Szwecji. Holender zdołał przebić się aż do Hiszpanii, gdzie znalazł schronienie w brytyjskiej ambasadzie. – Po wojnie RAF powołał specjalną komisję, która miała wyjaśnić okoliczności śmierci większości uczestników ucieczki. Temat ten został wywołany podczas procesu norymberskiego. W efekcie w 1947 roku w Hamburgu odbył się kolejny proces, poświęcony już wyłącznie Żaganiowi – informuje Łazarz. Na śmierć zostało skazanych 20 Niemców odpowiedzialnych za zbrodnie na uciekinierach.
Churchill i wielkie kino
Po wojnie historia ucieczki ze stalagu pod Żaganiem stała się głośna dzięki książce jednego z jej uczestników – Paulowi Brickhillowi. Na jej podstawie powstała hollywoodzka superprodukcja „Wielka ucieczka” w reżyserii Johna Sturgesa. W filmie wystąpili między innymi James Garner, Steve McQueen i Charles Bronson. – Ten epizod II wojny światowej nadal jest bardziej znany w zachodniej Europie, Stanach Zjednoczonych czy nawet w Australii niż w Polsce. Staramy się to zmienić – przyznaje Łazarz. W żagańskim muzeum ocalały fundamenty dawnych baraków i wiele obozowych pamiątek. Można się tam również przejść tunelem, którego fragment zrekonstruowano. – Znajduje się on w innym miejscu, jest krótszy i płycej osadzony, ale daje pewne wyobrażenie o oryginale – przekonuje Łazarz. Do dziś nie przetrwał żaden z tuneli wykopanych przez jeńców. – Po odkryciu ucieczki Niemcy zalali Harry’ego nieczystościami. Konstrukcja się zawaliła – mówi dyrektor muzeum i dodaje, że placówka kilkakrotnie się przymierzała, by go zrekonstruować. Ostatecznie jednak pomysł został zarzucony – przede wszystkim ze względu na koszty. – Ale i tak popularność muzeum ciągle rośnie. Tylko w ubiegłym roku odwiedziło nas 11 tysięcy gości, czyli dwa razy więcej niż kilka lat temu – zaznacza Łazarz.
Dziś w nocy przypada 72. rocznica wielkiej ucieczki. Muzeum świętuje to wydarzenie już od kilku dni. W przedsięwzięcie włączyło się też wojsko. – Przy okazji crossu żagańskiego zorganizowaliśmy prezentację sprzętu. Pokazaliśmy dwa czołgi Leopard i bojowy wóz piechoty. Zawsze też wystawiamy kompanię honorową podczas oficjalnych uroczystości – informuje mjr Artur Pinkowski, rzecznik 11 Lubuskiej Dywizji Kawalerii Pancernej w Żaganiu.
Do dziś żyje tylko jeden uczestnik ucieczki – Brytyjczyk Richard Churchill. Jeniec został złapany, ale uszedł z życiem. – Zbieżność z nazwiskiem ówczesnego premiera jest tu przypadkowa. Ale przed 72 laty pewnie uratowała mu życie – podkreśla Łazarz.
autor zdjęć: Jacek Szustakowski
komentarze