W maju 1947 roku na dworcu w Lesznie doszło do wymiany ognia między żołnierzami ludowego Wojska Polskiego i Armii Czerwonej. Polacy chcieli pomóc uprowadzonej przez Sowietów kobiecie. Trzech zapłaciło za to głową. Krzysztof M. Kaźmierczak, dziennikarz z Poznania, usiłuje odnaleźć rodzinę skazanego na śmierć dowódcy polskiego plutonu alarmowego ppor. Jerzego Przerwy.
Jerzy Przerwa ur. 23.04.1925 w Chełmie. Fot. Krzysztof M. Kaźmierczak.
– Chciałbym dotrzeć do tych ludzi, wysłuchać ich, opowiedzieć o tym, co sam już wiem – tłumaczy Krzysztof M. Kaźmierczak, poznański dziennikarz od lat zajmujący się sprawą potyczki na leszczyńskim dworcu. – Historia, której bohaterem stał się ppor. Przerwa najpierw została zakłamana przez komunistyczną propagandę, a potem zapomniana. Być może jego bliscy nawet nie wiedzą, co się wówczas tak naprawdę wydarzyło – dodaje.
W chwili śmierci ppor. Jerzy Przerwa miał zaledwie 22 lata, był jednak bardzo doświadczonym żołnierzem. Do armii wstąpił w Lublinie, w 1944 roku. Brał udział w zdobywaniu Berlina, został nawet odznaczony. Pochodził z Chełma, tam mieszkali też jego rodzice. Po wojnie rozpoczął służbę w leszczyńskim garnizonie. Mimo młodego wieku, pełnił funkcję komendanta miasta. Wraz z żoną zajmował służbowe mieszkanie w jednej z kamienic na rynku. – Kobieta miała na imię Lidia, a jej panieńskie nazwisko to Mioduszewska – mówi Kaźmierczak. Kiedy ppor. Przerwa stanął przed plutonem egzekucyjnym, była w szóstym miesiącu ciąży.
Początki dramatycznej historii sięgają 27 maja 1947 roku. Wówczas to, krótko przed północą, na dworcu w Poznaniu do pociągu wsiadł krawiec Feliks Lis. Jechał do domu w Osiecznej. W zatłoczonych wagonach trudno było znaleźć miejsce. Po dłuższej chwili Lis wypatrzył jedno w przedziale zajmowanym przez sowieckich żołnierzy i młodą kobietę. Kiedy pociąg ruszył, ta szepnęła mu, że nazywa się Zofia Rojuk. Mąż za butelkę wódki miał sprzedać ją i dziecko czerwonoarmistom. Sołdaci porzucili dziecko na dworcu, a ją wiozą nie wiadomo dokąd.
Dworzec kolejowy w Lesznie, rok 1965.
– Pomóż mi – prosiła kobieta. Lis o kobiecie mówi kierownikowi pociągu, a potem dyżurnemu ruchu na stacji w Dębcu. Ci próbują wyjaśnić sprawę – bezskutecznie. Niczego nie udaje się wskórać także funkcjonariuszom Służby Ochrony Kolei w Kościanie. Ostatecznie Lis wysiada na dworcu w Lipnie i stamtąd dzwoni na stację w Lesznie. Tam próbuje interweniować milicjant Zygmunt Handke, ale Sowieci grożą, że jeśli nie zostawi ich w spokoju, pożegna się z życiem. Wreszcie o sytuacji zostają powiadomieni żołnierze stacjonujący w leszczyńskiej jednostce.
W środku nocy wyrusza stamtąd pluton alarmowy dowodzony przez ppor. Przerwę.
– Chłopcy, chcemy tylko wyjaśnić sprawę. Nie wolno wam użyć broni, chyba że to oni zaczną strzelać – tłumaczy żołnierzom. Kiedy oddział dociera do dworca, ppor. Przerwa każe swoim podwładnym zarepetować broń, opróżnić poczekalnię z cywilów i obstawić wejścia do budynku. Sam idzie rozmówić się z sowieckim dowódcą. Po chwili pada pierwszy strzał. Na skutek wymiany ognia ginie trzech czerwonoarmistów.
Po powrocie do koszar polscy żołnierze zostali aresztowani. Pod klucz trafili także milicjant Handke i krawiec Lis. 7 czerwca w Lesznie ruszył pokazowy proces przeciwko nim. Sąd całkowicie przyjął wersję Sowietów. Nie wziął pod uwagę, że Lis próbował wyjaśnić sprawę wyłącznie drogą urzędową, że Handke był na służbie, a wedle zeznań świadków to Sowieci pierwsi otworzyli ogień. Tego samego dnia zapadają wyroki – czterech żołnierzy zostaje skazanych na karę śmierci, pozostali oskarżeni na kary od 10 do 12 lat więzienia. Wszyscy proszą o łaskę prezydenta Bolesława Bieruta. Do komunistycznych notabli piszą też ich bliscy. W aktach IPN zachował się telegram, który żona dowódcy plutonu wysłała do marszałka Polski Michała Roli-Żymierskiego: „Mój mąż, ppor. Jerzy Przerwa, został skazany na karę śmierci. Przeszedł cały szlak bojowy, był ranny i dostał odznaczenia. Ja za trzy miesiące zostaję matką. Zrozpaczona żona”.
Ostatecznie Bierut jeden wyrok śmierci zamienia na karę 15 lat więzienia. Ppor. Przerwa i dwaj jego podwładni zostali straceni 15 czerwca w Poznaniu. Prokuratorzy i historycy IPN, którzy po 1989 roku zajmowali się tą sprawą, nie mieli wątpliwości: w Lesznie doszło do sądowego mordu. Żaden z jego autorów nie został jednak pociągnięty do odpowiedzialności. Sędziowie i prokurator zdążyli umrzeć. Już w wolnej Polsce skazani w procesie zostali zrehabilitowani.
Krzysztof M. Kaźmierczak przez lata badał tę historię. Udało mu się dotrzeć między innymi do córki Zofii Rojuk, która opowiedziała mu o dalszych losach swojej matki. Po strzelaninie w Lesznie, kobieta została przewieziona do ZSRR, postawiona przed sądem i zesłana na Syberię. Córka odnalazła ją dopiero po 20 latach.
– Teraz mam nadzieję, że uda mi się odnaleźć bliskich ppor. Przerwy. Może żyje jeszcze jego żona albo córka? Być może komuś z jego rodziny uda się przyjechać do Leszna, gdzie wkrótce ma zostać odsłonięta tablica upamiętniająca skazanych na więzienie żołnierzy – zaznacza Kaźmierczak. O jej wmurowanie długo starał się pochodzący z Leszna poseł PO Łukasz Borowiak. – Uzyskałem zgodę PKP i firmy Skanska, która remontowała budynek dworca. Zależy mi jednak na tym, by w całe przedsięwzięcie włączyły się władze miasta. Odsłonięciu tablicy mogłaby towarzyszyć akcja edukacyjna, skierowana do młodzieży. Wkrótce sprawą zajmą się radni z komisji kultury – tłumaczy Borowiak. Tablica najprawdopodobniej zostanie zawieszona jeszcze w tym roku.
Każdy, kto ma jakiekolwiek informacje o bliskich ppor. Jerzego Przerwy i chce się nimi podzielić może skontaktować się z Krzysztofem M. Kaźmierczakiem. Adres mailowy: kmk@sledczy.pl
autor zdjęć: Krzysztof M. Kaźmierczak, portal "Leszno w XX wieku"
komentarze