Jedną nogą w NATO

Dziesięć lat niepodległości to nie był łatwy czas dla Czarnogóry, ale konsekwentnie prowadzona polityka zagraniczna rządu przynosi pierwsze efekty. Ten bałkański kraj staje się pełnoprawnym członkiem Organizacji Traktatu Północnoatlantyckiego.

 

Ministrowie spraw zagranicznych krajów członkowskich NATO podpisali 19 maja 2016 roku protokół dotyczący przystąpienia Czarnogóry do organizacji. Zanim jednak państwo to stanie się pełnoprawnym członkiem, protokół musi zostać ratyfikowany przez wszystkie kraje należące do sojuszu, co może zająć około roku. W każdym razie tak długo trwał ten etap, gdy przyjmowano Chorwację i Albanię. Do tego czasu Czarnogóra ma prawo uczestniczyć w natowskich spotkaniach (także w lipcowym szczycie w Warszawie), mając status obserwatora. To niewątpliwy sukces, ale stoją przed nią niemałe wyzwania – m.in. reformy związane z walką z korupcją oraz wzmacnianiem państwa prawa.

 

Droga do sojuszu

Natowski dokument został podpisany tuż przed wyznaczonymi na 21 maja obchodami okrągłej rocznicy referendum, które przyniosło Czarnogórze niepodległość. Przed dziesięciu laty ponad połowa głosujących opowiedziała się za samodzielnym państwem. Dwa tygodnie po referendum, 3 czerwca 2006 roku parlament czarnogórski proklamował niepodległość kraju. Akt ten oznaczał polityczny rozwód z sąsiednią Serbią, z którą Czarnogórę łączą liczne więzy historyczne, kulturowe, etniczne, a nawet językowe.

Jednym z powodów zerwania z Serbią mogły być czarnogórskie aspiracje, gdyż początkowo Belgrad dystansował się od Unii Europejskiej, a o przystąpieniu Serbii do NATO nikt głośno nie mówi do dzisiaj. Wynika to po części z doświadczeń historycznych – Serbowie pamiętają o natowskich bombardowaniach w 1999 roku. Jest to także efekt niełatwej sytuacji społeczno-politycznej oraz trudności z rozliczeniem własnej historii – współpraca byłej Jugosławii z Międzynarodowym Trybunałem Karnym przebiegała bardzo opornie. Czarnogórscy politycy doszli do wniosku, że łatwiej wprowadzą swój kraj do struktur natowskich i europejskich, jeśli będą to robić bez Serbii.

Pierwsze kroki w tym kierunku podjęto wkrótce po ogłoszeniu niepodległości. W listopadzie 2006 roku Czarnogóra przystąpiła do programu „Partnerstwo dla pokoju” (wcześniej, od 2003 roku, uczestniczyła w nim jako część wspólnoty państwowej Serbii i Czarnogóry). Wkrótce potem zostało uruchomione stałe przedstawicielstwo przy kwaterze NATO w Brukseli. W przyjętej w 2008 roku przez czarnogórską skupsztinę (parlament) strategii obronnej jasno sformułowano cele stojące przed młodym państwem, przede wszystkim w kontekście integracji europejskiej i euroatlantyckiej. W ciągu minionego dziesięciolecia w armii czarnogórskiej przeprowadzono wiele reform: opracowano nową doktrynę obronną, wprowadzono prawo pozwalające na stacjonowanie w kraju obcych sił wojskowych oraz uczestnictwo jednostek własnych w misjach pokojowych za granicą. Dokonano również profesjonalizacji armii, zmniejszono jej liczebność, przeprowadzono zmiany strukturalne i organizacyjne.

Czarnogórscy żołnierze brali i biorą udział w misjach zagranicznych, przede wszystkim w Afganistanie, ale także w Liberii oraz na wodach wokół Somalii (w ramach operacji „Atalanta”). Oficerowie indywidualnie uczestniczą także w misjach szkoleniowych w Mali i Republice Środkowoafrykańskiej. Mówi się obecnie, że rząd pracuje nad nową ustawą, która zobliguje żołnierzy do uczestnictwa w zagranicznych misjach natowskich, bo dotychczas wyjeżdżali jedynie ochotnicy.

 

Na celowniku Moskwy

Jawnie negatywne stanowisko wobec czarnogórskich dążeń zajęła Rosja. Tamtejsi politycy ostrzegali, że ewentualną akcesję republiki do sojuszu północnoatlantyckiego będą uważać za krok nieprzyjazny. Mówili o zagrożeniu trwającej setki lat przyjaźni między dwoma słowiańskimi i prawosławnymi narodami. Michaił Diegtiariow, jeden z deputowanych do rosyjskiej Dumy z partii Władimira Żyrinowskiego, powiedział nawet, że jeśli Czarnogóra wstąpi do NATO, to stanie się celem rosyjskich rakiet.

Choć rządowi czarnogórskiemu zależy na dobrych stosunkach z Moskwą, to nie przejął się jej ostrzeżeniami i pogróżkami. Więcej nawet, wykorzystuje je w wewnętrznych rozgrywkach politycznych, oskarżając opozycję o to, że ulega rosyjskim wpływom. Euroatlantyckiego kursu premiera Milo Đukanovicia nie podziela duża część mieszkańców tego kraju oraz partie opozycyjne. Gdy więc 17 września 2015 roku w skupsztinie przegłosowano rezolucję dotyczącą przystąpieniu republiki do NATO, ostro zareagowała opozycja. Front Demokratyczny wyprowadził przeciwników integracji na ulicę. Impulsem, który wywołał demonstracje, była rezolucja, ale protestowano także przeciwko korupcji oraz autorytarnemu stylowi rządów.

Warto tu przypomnieć, że premier Milo Đukanović jest u władzy już dwie i pół dekady. Od początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku czterokrotnie był premierem, zdążył też być prezydentem. Pod jego adresem kierowano także oskarżenia kryminalne, mówiło się o tym, że dorobił się majątku na tolerowaniu przemytu, a nawet, że sam czynnie brał w nim udział.

Uczestnicy protestów domagali się ustąpienia Đukanovicia, powołania rządu przejściowego, który zorganizuje, jak to sformułowano, uczciwe wybory, te zaś doprowadzą do wyłonienia nowej elity politycznej. Do ambasadorów państw członkowskich NATO wysłali także list, w którym napisali, że przystąpienie Czarnogóry do sojuszu nie może się odbywać wbrew woli większości narodu. Protesty trwały kilka tygodni, a rząd do ich rozpędzania używał policji.

Kolejna fala sprzeciwu miała miejsce w grudniu 2015 roku, po tym jak sojusz wystosował do Czarnogóry oficjalne zaproszenie. Przywódcy opozycji domagali się referendum, w którym Czarnogórcy mogliby się wypowiedzieć, czy chcą przystąpić do NATO. Rząd Milo Đukanovicia, mając poparcie większości parlamentarnej, zdecydował jednak, że nie będzie ono potrzebne. Tymczasem przeprowadzony w grudniu sondaż pokazywał, że w kwestii NATO społeczeństwo czarnogórskie jest mocno podzielone – 47% respondentów poparło integrację, ale aż 39% sprzeciwiało się jej, pozostali zaś byli niezdecydowani. Protestujący przypominali, że w 1999 roku na Czarnogórę też spadały natowskie bomby, wznoszono prorosyjskie okrzyki, na manifestacjach widoczne były flagi Rosji i Serbii, a także transparenty z flagą NATO, na której róża wiatrów została przerobiona na swastykę. Đukanović nie przejął się jednak wystąpieniami. 19 maja 2016 roku, a więc w dniu, w którym ogłoszono podpisanie protokołu, miała miejsce rekonstrukcja rządu. Decyzją skupsztiny nowymi ministrami zostali m.in. przedstawiciele opozycji. Początkowo Đukanović nie chciał się zgodzić na dopuszczenie ich do władzy, ale uległ naciskom Unii Europejskiej. Osiągnął jednak to, co chciał: Czarnogóra jest już jedną nogą w NATO.

 

Korzyści i straty

Czy przyjęcie Czarnogóry do sojuszu jest istotnym wydarzeniem? I tak, i nie. Nie, ponieważ ten kraj jest nieco mniejszy niż województwo małopolskie i liczy mniej więcej tylu mieszkańców, ilu ma Wrocław. Niezbyt duże są również jego możliwości wojskowe. Dość powiedzieć, że według oficjalnych danych rządowych z marca 2016 roku personel wojskowy tego bałkańskiego kraju to zaledwie 1950 osób. Nie chodzi więc o kwestie militarne.

Z drugiej strony, przystąpienie Czarnogóry do NATO ma ogromne znaczenie, udowadnia bowiem dużą atrakcyjność sojuszu, który staje się obiektem aspiracji nowych państw i narodów. Mocniejsza obecność NATO w zachodnich Bałkanach, czyli w regionie, który w Europie jest postrzegany jako siedlisko trudnych do rozwiązania problemów, z pewnością działa stabilizująco i sprawia, że to miejsce staje się bezpieczniejsze.

Tymczasem na jakiekolwiek wzmianki o rozszerzeniu NATO ostro reaguje Rosja, widząc w tym procesie zagrożenie dla własnych interesów na Bałkanach. To o tyle istotne, że jest ona ważnym partnerem gospodarczym Czarnogóry. Rosyjscy oligarchowie zainwestowali w tym kraju, przede wszystkim w nieruchomości na wybrzeżu, grube miliardy. Mówi się nawet, że w ich rękach może pozostawać do 40% najatrakcyjniejszych terenów i obiektów turystycznych nad Adriatykiem. Miał to być podobno sposób na powiązanie Czarnogóry z Rosją, ale niektórzy widzą w tym także sposób prania brudnych pieniędzy.

Rząd Đukanovicia deklaruje przyjaźń i chęć współpracy z Rosją, jeśli jednak chodzi o kwestie związane z członkostwem w NATO i Unii Europejskiej, potrafi być do bólu pragmatyczny. W 2013 roku głośnym echem odbiły się w prasie starania Moskwy o możliwość korzystania przez rosyjskie okręty z czarnogórskich portów w Barze i Kotorze w celu obsługi technicznej i uzupełnienia zaopatrzenia. Rosjanie szukali na Morzu Śródziemnym portów w krajach, które nie należą do NATO. Moskwa korzysta już z bazy w syryjskim porcie Tartus, ale rozglądano się za jeszcze jednym miejscem. Początkowo Rosjanie brali pod uwagę Cypr i Egipt, ale oba te kraje odmówiły, dlatego przyszła kolej na Czarnogórę. Tyle że ta też nie zgodziła się na propozycję Moskwy.

Zaskakujące, lecz równie nieprzyjemne dla Rosjan było przyłączenie się tego kraju do nałożonych przez Unię Europejską sankcji w związku z konfliktem w Donbasie. Rosyjscy politycy nie ukrywali wówczas gniewu.

Moskwę drażni obecność NATO w Czarnogórze, ale głównym adresatem nieprzychylnych komentarzy administracji rosyjskiej wobec rozszerzenia wpływów sojuszu na Bałkanach może być Belgrad. Serbia jest tradycyjnie prorosyjska, tamtejszy rząd nie przyłączył się do ogłoszonych przez Unię Europejską sankcji wobec Rosji i przy każdej okazji podkreśla, jak ważne są dla niego związki z tym krajem. W ostatnich wyborach parlamentarnych, które odbyły się w kwietniu 2016 roku, władzę utrzymała proeuropejska Serbska Partia Postępowa, która, co prawda, w swym programie ma zapisane zachowanie neutralności wojskowej kraju oraz utrzymanie go poza NATO, ale da się zauważyć, że równocześnie podejmuje środki zbliżające Serbię do sojuszu. Do tych kroków można zaliczyć np. podpisanie przez Belgrad w styczniu 2015 roku indywidualnego programu współpracy z NATO w ramach „Partnerstwa dla pokoju” albo przyjęcie w lutym 2016 roku prawa, które przewiduje współpracę logistyczną i immunitet dla natowskich żołnierzy na terenie Serbii, np. podczas tranzytu jednostek drogą lądową. Na razie nikt nie mówi o tym, że Republika Serbii mogłaby wstąpić do sojuszu, ale rozszerzanie współpracy między tym krajem a NATO jest dla Rosji równoznaczne z naruszeniem równowagi między Wschodem a Zachodem.

 

Robert Sendek jest slawistą i bałkanistą, zajmującym się problematyką narodowościową i językową południowych Bałkanów.

Robert Sendek

autor zdjęć: Dusko Miljanic/NATO





Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO