Toczy się otwarta walka o serca i umysły młodych muzułmanów w Europie Zachodniej.
Masowy napływ zachodnioeuropejskich ochotników do walki po stronie Państwa Islamskiego (IS) i formacji afiliowanych przy Al-Kaidzie na Bliskim Wschodzie należy uznać za swoisty fenomen. Chociaż aktywność islamskich ekstremistów w Europie Zachodniej od końca lat dziewięćdziesiątych poprzedniego stulecia stale się zwiększa, to dopiero proklamacja samozwańczego kalifatu na obszarze Syrii, północnego Iraku wraz z zamorskimi prowincjami, tzw. wilajetami, zintensyfikowała ten exodus. Zdecydowaną większość z ponad 5 tys. europejskich ochotników, którzy do końca 2015 roku zasilili bojówki kalifatu i Frontu al-Nusra, stanowią młodzi ludzie, do 35. roku życia. Wśród nich znajdują się również osoby niepełnoletnie, które bez skrupułów są wykorzystywane przez potężną machinę propagandową Państwa Islamskiego.
Za pomocą popularnych mediów społecznościowych i aplikacji mobilnych radykałom spod znaku czarnego sztandaru udało się na niespotykaną dotąd skalę zaktywizować tysiące zachodnioeuropejskich muzułmanów, którzy są gotowi wyruszyć na Bliski Wschód i wziąć udział w świętej wojnie, ewentualnie przenieść ją na kontynent europejski. Już teraz można śmiało stwierdzić, że toczy się otwarta walka o serca i umysły młodych muzułmanów w Europie Zachodniej, w której to rządy i społeczeństwa państw ze Starego Kontynentu jeśli nie przegrywają, to są przynajmniej krok w tyle.
Strategiczna triada
Największymi eksporterami dżihadystów z Europy Zachodniej są państwa najludniejsze, z największymi diasporami muzułmańskimi, a więc Francja, Wielka Brytania i Niemcy. Według informacji francuskich tajnych służb pod koniec 2015 roku prawie 1700 tamtejszych obywateli i stałych rezydentów, np. objętych azylem politycznym we Francji, było zaangażowanych w działalność terrorystyczną Państwa Islamskiego i Al-Kaidy. Mieszkańcy Francji w pierwszej kolejności byli obecni na syryjsko-irackim teatrze działań wojennych, ale również w Afryce Północnej, przede wszystkim w Libii i Tunezji, w rejonie Sahelu, Rogu Afryki, jak również na pograniczu pakistańsko-afgańskim.
Liczba francuskich dżihadystów, analogicznie do innych państw Europy Zachodniej, permanentnie wzrasta od końca 2012 roku. Ten proces nabrał dużej dynamiki po proklamacji islamskiego kalifatu pod koniec czerwca 2014 roku. O stałym wzroście regularnie informuje francuskie ministerstwo spraw wewnętrznych. Minister Bernard Cazeneuve pod koniec 2015 roku przyznał, że w porównaniu z początkiem stycznia 2014 roku liczba rodzimych islamistów walczących na Bliskim Wschodzie wzrosła o ponad 203%.
Podobne dane ujawniają również władze Wielkiej Brytanii i RFN. Obywatele obu państw stanowią odpowiednio drugą i trzecią siłę europejskiego dżihadu. Według londyńskiego think tanku International Centre for the Study of Radicalisation and Political Violence (ICSR), w październiku 2013 roku liczba Brytyjczyków walczących na Bliskim Wschodzie wahała się między 200 a 350. W styczniu 2014 roku mówiono już o 400 potencjalnych bojownikach legitymujących się brytyjskim paszportem, a w czerwcu 2014 roku szef brytyjskiej dyplomacji William Hague poinformował o około 500 rodakach walczących w szeregach Państwa Islamskiego i Al-Kaidy. Aktualne dane, podobnie jak w wypadku Francji i RFN, znacznie różnią się od siebie. Szacuje się, że jest 700–800 brytyjskich dżihadystów, choć pojawiają się głosy, np. Khalida Mahmooda z Partii Pracy, że nawet 1500. Wysokie są też szacunki byłego szefa sekcji antyterrorystycznej MI6 Richarda Barretta, który skłania się do liczby powyżej 1000 osób.
Tę niechlubną grupę uzupełnia nasz zachodni sąsiad – Niemcy, który z punktu widzenia bezpieczeństwa narodowego Rzeczypospolitej Polskiej ma znaczenie strategiczne, biorąc pod uwagę wielkość polskiej diaspory za Odrą. To właśnie za naszą zachodnią granicą stale mieszkały osoby bezpośrednio zaangażowane w działalność Państwa Islamskiego. 26-letnia Karolina R. z Bonn za pozyskiwanie środków finansowych i sprzętu elektronicznego dla IS została 24 czerwca 2015 roku skazana przez sąd w Düsseldorfie na karę trzech lat i dziewięciu miesięcy pozbawienia wolności. Urodzonej w Polsce, a wychowanej w bońskiej dzielnicy Bad Godesberg kobiecie udało się przekazać walczącemu w Syrii mężowi Faridowi S. i bratu Maximilanowi R. 11 tys. euro w gotówce i kamery cyfrowe – towar niezwykle deficytowy na obszarach kontrolowanych przez kalifat – służące do rejestrowania m.in. dekapitacji przetrzymywanych zakładników. Jacek S. (Ismail Slo) z Getyngi z kolei w czerwcu 2015 roku w irackiej Bajdżi dokonał samobójczego zamachu na posterunek irackiej armii, zabijając 11 i raniąc 27 osób. Należał on do grupy 750 niemieckich obywateli i stałych rezydentów, którzy według Federalnego Urzędu Ochrony Konstytucji (BfV) do końca minionego roku zdecydowali się opuścić Niemcy, aby wziąć udział w dżihadzie.
Znacznie trudniejsze od oszacowania dokładnej liczby dżihadystów biorących udział w walkach na wszystkich frontach świętej wojny jest przedstawienie danych o osobach, które poniosły tam śmierć. Również w tym wypadku występują znaczne rozbieżności. Francuskie władze pod koniec 2015 roku informowały o co najmniej 150 Francuzach, którzy zginęli w walkach na terytorium Syrii i północnego Iraku. Dane pochodzące od niezależnych badaczy informują jednak nawet o więcej niż 200 zabitych.
Nad Tamizą z kolei w październiku 2014 roku donoszono w dzienniku „The Telegraph” o 30 rodzimych dżihadystach, którzy stracili życie w Syrii i Iraku, ale już w marcu 2015 roku liczba ta uległa podwojeniu. W BBC 21 grudnia 2015 roku poinformowano natomiast o 100 poległych w tym regionie. Również władze w Berlinie na podstawie danych krajowych i zagranicznych służb specjalnych potwierdziły, że ponad 100 posiadaczy niemieckiego paszportu straciło życie w świętej wojnie.
Paradoks mniejszych
Chociaż Francja, Wielka Brytania i Niemcy są niechlubnymi rekordzistami pod względem liczby rodzimych radykałów, to jednak wszystkie trzy państwa dysponują odpowiednim wachlarzem środków do przeciwdziałania temu zagrożeniu. Również na nich skupia się główna uwaga mediów, które pomijają kraje odgrywające znacznie mniejszą rolę czy to w Unii Europejskiej, czy też NATO, a co się z tym łączy – mające nie tak liczne zasoby pomagające zapobiegać aktom terroryzmu.
Paradoksalnie największymi eksporterami rodzimych dżihadystów per capita, a więc w przeliczeniu na liczbę mieszkańców, są Belgia, Austria, Dania, Szwecja i Kosowo. Do końca ubiegłego roku z 11-milionowej Belgii na świętą wojnę wyjechały 553 osoby, co daje 47 dżihadystów na milion mieszkańców. Podobnie niepokojące statystyki dotyczą Austrii – 30 osób, jak również Danii – 22 na milion mieszkańców. Na początku listopada 2015 roku duńskie służby specjalne szacowały liczbę rodzimych radykałów na co najmniej 125 osób rekrutujących się przede wszystkim z dwóch największych miast kraju: Kopenhagi i Aarhus. Jeśli chodzi o sąsiednią Szwecję z kolei, to liczba bojowników stamtąd w Syrii i Iraku pod koniec listopada 2015 roku oscylowała wokół 300 osób, a prawie połowa z nich pochodziła z drugiego co do wielkości miasta kraju, Göteborga. Są to paradoksalnie zdecydowanie wyższe wyniki od liczących znacznie więcej mieszkańców Włoch i Hiszpanii.
Według amerykańskiego ośrodka analitycznego SITE Intelligence Group, we Włoszech pod koniec ubiegłego roku było ponad 100 wojowników świętej wojny pochodzących z tego kraju, dodatkowo liderzy Państwa Islamskiego w 2015 roku kilkakrotnie kierowali pogróżki o potencjalnych zamachach wobec tamtejszych władz i Stolicy Apostolskiej. Jeśli zaś chodzi o Hiszpanię, to think thank Real Instituto Elcano w Madrycie w raporcie z 16 listopada 2015 roku poinformował o 130 osobach z tego kraju zaangażowanych w dżihad po stronie Państwa Islamskiego.
Na początku stycznia 2016 roku minister spraw wewnętrznych Austrii Johanna Mikl-Leitner mówiła o 250 austriackich obywatelach i stałych rezydentach – przede wszystkim członkach czeczeńskiej diaspory, którzy walczyli lub nadal walczą na Bliskim Wschodzie. Z tej liczby co najmniej 40 dżihadystów poniosło śmierć, a 70 wróciło już do Austrii, przede wszystkim do stolicy kraju. Wiedeń bowiem odgrywa kluczową rolę w procesie radykalizacji i werbunku austriackich ekstremistów. Austria to również miejsce najszybciej postępującego procesu islamizacji społeczeństwa w Unii Europejskiej. Według prognoz, w 2030 roku 850 tys. mieszkańców będzie deklarowało przynależność do islamu (nawet 11% populacji kraju). W szczególności dotyczy to stolicy kraju, gdzie obecnie 60% z niemal 1,8 mln mieszkańców ma pochodzenie imigranckie, z czego 300 tys. to muzułmanie. Dla porównania w 1999 roku liczba wiedeńskich muzułmanów oscylowała wokół 120 tys.
Wiedeń z niepokojem spogląda również na Bałkany, przede wszystkim na Kosowo oraz Bośnię i Hercegowinę, ze względu na kilkudziesięciotysięczne diaspory Bośniaków i Albańczyków mieszkających w Austrii. Według danych władz w Prisztinie i Sarajewie, do Syrii i Iraku wyjechało odpowiednio 200 i 160 osób, chociaż pozarządowe think tanki wskazują nawet na 300. Gdyby te dane okazały się prawdziwe, to zamieszkałe przez niecałe 2 mln mieszkańców Kosowo stałoby się największym eksporterem europejskich dżihadystów per capita. Fenomenem w kontekście Kosowa pozostaje 30-tysięczne miasteczko Kaçanik, z którego do samej Syrii wyjechało 24 ochotników, w tym kilku bojowników mających realne doświadczenie militarne zdobyte w Brygadzie 162. wchodzącej w skład Armii Wyzwolenia Kosowa i walczącej przeciwko Serbom pod koniec lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku.
Stolice dżihadu
Casus stolicy jest również widoczny w Belgii i Holandii. Z Brukseli może pochodzić nawet połowa belgijskich dżihadystów, przede wszystkim z owianej ponurą sławą dzielnicy Molenbeek, w której to rezydowali belgijscy i francuscy członkowie komórek odpowiedzialnych za paryskie ataki 13 listopada 2015 roku. Również do Brukseli prowadzi tzw. belgijski trop dotyczący pochodzenia broni, która została użyta podczas zamachów przeprowadzonych przez braci Kouachi na redakcję „Charlie Hebdo” i Amediego Coulibaly’ego na supermarket koszerny Hyper Cacher w styczniu 2015 roku. Według belgijskich i francuskich śledczych karabinki szturmowe AK wraz z amunicją zostały kupione w Molenbeek za równowartość 5 tys. euro.
W sąsiedniej Holandii Haga, pełniąca funkcję administracyjnej stolicy kraju, zyskała ze strony rodzimej prasy niechlubne miano Jihadi City, co jest bezpośrednim odniesieniem do siły ekstremizmu islamskiego w tym mieście. Holenderska scena dżihadu oprócz Hagi rozpościera się również na pozostałe duże miasta kraju, a więc Amsterdam, Rotterdam i Eindhoven, z których pochodzi 250 dżihadystów biorących obecnie udział w walkach na Bliskim Wschodzie. Statystki holenderskich służb specjalnych (AIVD) i Urzędu Narodowego Koordynatora ds. Bezpieczeństwa i Terroryzmu w Ministerstwie Bezpieczeństwa i Sprawiedliwości wskazują, że w tej grupie jest co najmniej 40 kobiet. Podają one również informacje o śmierci 32 bojowników (w tym co najmniej trzech zamachowców samobójców) i powrocie 35 do Europy.
Zarówno z terytorium Belgii, jak i Holandii ożywioną działalność, mimo delegalizacji, prowadzą nadal salafickie organizacje Sharia4Belgium i Sharia4Holland. Inicjatywa Sharia4Belgium założona w 2010 roku przez Fouada
Belkacema, który po konwersji na islam przyjął imię Abu Imran, służy jako platforma do rozpowszechnienia radykalnej wersji tej religii, a jej członkowie zajmują się rekrutacją belgijskich i holenderskich ochotników świętej wojny.
W październiku 2012 roku belgijskie władze zdecydowały się zdelegalizować działalność Sharia4Belgium, a 16 kwietnia 2013 roku przeprowadzono zakrojoną na szeroką skalę akcję zatrzymania kilkudziesięciu jej najważniejszych członków. Według materiału dowodowego, który udało się zgromadzić belgijskiej prokuraturze, jej członkowie są odpowiedzialni za werbunek 79 osób, a więc 15,5% wszystkich belgijskich dżihadystów. Zebrany materiał dowodowy nie w pełni jednak przedstawia całe spectrum działalności grupy. 15 lutego 2015 roku sądowa batalia wobec członków Sharia4Belgium dobiegła końca. Na karę 12 lat pozbawienia wolności skazano Belkacema, kilkanaście osób na kilkuletnie kary więzienia, względnie wyroki w zawieszeniu, w tym również in absentia w związku z pobytem w Syrii i Iraku. Wyrok skazujący dla założyciela i głównego ideologa Sharia4Belgium nie zamyka jednak ostatecznie jej historii, ponieważ na Bliskim Wschodzie nadal walczy co najmniej kilkudziesięciu członków tej organizacji, a w Belgii i Holandii jej struktury zeszły do podziemia. Nie można również zapomnieć, że utrzymywała ona intensywne kontakty międzynarodowe z analogicznymi strukturami w Wielkiej Brytanii (Sharia4UK), we Włoszech (Sharia4Italy), w Hiszpanii (Sharia4Spain) i Francji (Sharia4France).
Do bezpośrednich kontaktów z Belkacem przyznaje się otwarcie m.in. Anjem Choudary, uważany za nieformalnego rzecznika inicjatywy Sharia4, sam określający się jako emir Wielkiej Brytanii. Choudary stał się pewnego rodzaju celebrytą, którego zapraszają najbardziej opiniotwórcze brytyjskie i amerykańskie kanały telewizyjne, gdzie regularnie wdaje się w słowne potyczki z dziennikarzami i zaproszonymi gośćmi. 7 stycznia 2015 roku w magazynie informacyjnym amerykańskiej stacji Fox News wypowiadał się jako jeden z ekspertów komentujących atak na redakcję „Charlie Hebdo”. Fakt ten może wydawać się ponurym żartem, wziąwszy pod uwagę to, że właśnie na antenie amerykańskiej stacji przyznał, że za zniesławienie Allaha grozi najsurowsza kara – śmierć.
autor zdjęć: Ryan Mcguire