Rozpoczęły się już negocjacje w sprawie zakupu kolejnej partii ppk Spike-LR. Wstępnie mówi się o tysiącu nowych rakiet, które mają trafić między innymi na wozy bojowe Rosomak.
To był jeden z trzech głównych kominów inwestycyjnych polskiego wojska w pierwszej dekadzie XXI wieku, czyli wtedy, gdy zaczęliśmy zaspokajać nasze aspiracje, jeśli chodzi o obecność w NATO. Kontrakt na 264 przenośne wyrzutnie przeciwpancernych pocisków kierowanych (ppk) Spike-LR (long range) oraz 2675 rakiet Spike Dual podpisano w grudniu 2003 roku, a zrealizowano, z wykorzystaniem licencyjnej linii produkcyjnej ulokowanej w zakładach Mesko SA, w latach 2004–2013. Zakup izraelskich spike’ów oznaczał modernizację naszego arsenału środków przeciwpancernych, bo wraz z nim dostaliśmy nowoczesny kierowany pocisk przeciwpancerny tzw. trzeciej generacji (pracujący także w trybie „wystrzel i zapomnij”), znacznie bardziej zaawansowany od wcześniejszych ppk Malutka, Fagot czy Metys.
Spike może razić cele, które są niewidoczne dla jego operatora ze stanowiska ogniowego. Zamontowana w pocisku kamera przekazuje obraz do celowniczego, który naprowadza go na wybrany cel, a sam pozostaje niewidoczny (tryb „odpal–obserwuj–aktualizuj”). W głowicy są kamery termowizyjna i telewizyjna, a pocisk może lecieć po dwóch trajektoriach – niskiej i wysokiej. Top attack umożliwia rażenie górnych, czyli słabiej opancerzonych, warstw wozów bojowych. Zresztą, mając zdolność przebicia pancerza odpowiadającego przeliczeniowo grubości ponad 700 mm stali pancernej, spike z powodzeniem razi i inne strefy pancerza nowoczesnych czołgów. Ta broń szybko zyskała dobrą opinię, choć nie obyło się bez kontrowersji. Padały uwagi, że nie zawsze sprawdza się w polskich warunkach (wilgoć, zamglenie), a obserwowana czasem smuga kondensacyjna ciągnąca się za rakietą może zdradzać położenie wyrzutni. Faktycznie była to burza w szklance wody. Warto też pamiętać, że pociski i wyrzutnie, kupowane przez wojsko i używane już od ponad dekady, doczekały się wielu usprawnień i modyfikacji, będących efektem uwag użytkownika.
Studnia bez dna
Dzięki wspomnianej umowie, dostarczając przenośne wyrzutnie, zaspokojono potrzeby kompanii wsparcia w pododdziałach zmechanizowanych, zmotoryzowanych i aeromobilnych. Nadal istnieje potrzeba doposażenia użytkowanych w siłach zbrojnych kołowych transporterów opancerzonych (KTO) Rosomak oraz bojowych wozów piechoty (BWP) – dysponują one starego typu ppk Malutka. Rakiety w odmianie o większym zasięgu potrzebne są również do śmigłowców uderzeniowych. Niestety, przez ponad dziesięć lat ani śmigłowce, ani rosomaki, pomimo wielu analiz i badań, nie doczekały się nowych ppk. Tymczasem pierwotny kontrakt trwał do 2013 roku i zakłady Mesko zakończyły dostawy rakiet przeciwpancernych dla Sił Zbrojnych RP.
Teraz może się to zmienić. Na jednej z niedawnych konferencji poświęconych modernizacji armii gen. bryg. Sławomir Pączek przedstawił analizę, według której w najbliższych latach chcemy zdobyć kolejnych tysiąc pocisków Spike. Zostałyby w nie uzbrojone przede wszystkim rosomaki. Przypomnijmy, że w zespole przemysłowym pod przewodnictwem Huty Stalowa Wola trwają prace nad zdalnie sterowanym stanowiskiem wieżowym (ZSSW), uzbrojonym w automatyczną, 30-milimetrową armatę szybkostrzelną oraz zintegrowaną, podwójną wyrzutnię ppk Spike. Na początek armia chce kupić nieco ponad 200 ZSSW do rosomaków.
Ponadto są plany uzbrojenia w ppk części rosomaków z dotychczasowymi, załogowymi wieżami Hitfist-30P. Negocjacje z Polską Grupą Zbrojeniową i zależnymi od niej Mesko SA uławia oczywiście to, że ppk Spike jest bronią doskonale już naszej armii znaną. Po ewentualnym podpisaniu nowego kontraktu jeszcze w tym roku wspominane tysiąc pocisków mogłoby zacząć trafiać do naszych arsenałów, począwszy od 2017 roku (pierwsze dostawy dwa lata po podpisaniu kontraktu). Tak więc rocznie byłoby to 200–250 rakiet, choć termin realizacji całości można przyspieszyć. Mesko może wyprodukować nawet 400–500 rakiet w ciągu roku, ale kontrakt wieloletni jest bardziej uzasadniony ekonomicznie. Na razie wymieniona przez gen. Pączka liczba pocisków ma charakter deklaratywny, czyli jest odzwierciedleniem intencji Ministerstwa Obrony Narodowej, może się więc jeszcze zmienić. Jednakże takie pociski zdecydowanie chcemy kupić. Po roku 2020 zaś trzeba będzie rozejrzeć się za jeszcze nowocześniejszymi ppk.
„Program ppk Spike będzie kompletny, gdy pozyskamy wyrzutnie i pociski do rosomaków, w pierwszej kolejności w odmianie z ZSSW, której prototyp jest już gotów, oraz dla śmigłowców. Przy czym w tej drugiej wersji byłyby wskazane ppk o większym zasięgu, na przykład do 8 km lub więcej”, stwierdza płk Jarosław Kraszewski, szef Zarządu Wojsk Rakietowych i Artylerii. „Wdrożenie spike’ów było jednak od początku kompletnym programem, realizowanym jako program operacyjny. Uwzględniono w nim nie tylko kupno samych pocisków i wyrzutni, lecz także system szkoleniowy, serwis oraz polonizację broni, czyli przeniesienie jej wytwarzania do rodzimych zakładów zbrojeniowych”. Prace nad modyfikacjami spike’ów trwają cały czas. „Chcemy, aby pociski miały co najmniej dwa niezależne od siebie systemy naprowadzania, nad którymi w pełni będziemy sprawować kontrolę. Dlatego prace zmierzają w tym kierunku, z udziałem między innymi WAT-u i zakładów Mesko”, wyjaśnia płk Kraszewski.
Doświadczenia dekady
Gdy dziesięć lat temu żołnierze pierwszy raz strzelali na toruńskim poligonie ze spike’ów, żartowali, że oto „leci dobre mieszkanie”. Cena tych pocisków była wówczas zbliżona do kosztów kupna M4. Zaawansowane technicznie rakiety, których podzespoły powstają w wielu nowoczesnych zakładach przemysłowych w różnych częściach Europy i w Izraelu, do tanich nie należą. Początkowo liczba rocznych strzelań z ppk Spike była bardzo mała, a to rodziło wątpliwości, czy ich obsługi będę dobrze przygotowane do użytkowania tej broni. Obawy te podsycały informacje o pudłowaniu w czasie ćwiczeń poligonowych – z powodu a to stresu operatora, a to złych warunków atmosferycznych.
„Początkowa, relatywnie niewielka liczba rocznie wystrzelonych spike’ów wynikała z tego, że ta broń dopiero wchodziła do wyposażenia wojska. Jednak wraz z jej dostępnością systematycznie rosła liczba wystrzelonych ppk. O ile w 2004 roku było to siedem pocisków, o tyle w roku 2014 prawie 100. W tym roku także planujemy wystrzelić 100 pocisków”, informuje płk Waldemar Janiak, szef Oddziału Gestorstwa i Rozwoju Zarządu Wojsk Rakietowych i Artylerii. „Strzelamy bardzo dużo, właściwie najwięcej spośród europejskich użytkowników spike’ów. Interesuje nas przede wszystkim osiąganie określonych zdolności. To jest ważniejsze niż koszty amunicji”, stwierdza płk Kraszewski.
Operatorów ppk Spike obowiązuje dość intensywne szkolenie. Aby żołnierz został dopuszczony do strzelania, musi wykonać wcześniej 2 tys. strzałów na trenażerach, zarówno w toruńskiej szkole, jak i macierzystych jednostkach. Ćwiczenia odbywają się na dwóch trenażerach, wewnętrznym – IDT, i zewnętrznym – ODT. A do szkolenia taktycznego używa się gabarytowo-masowych makiet wyrzutni. Raz w roku, w celu wymiany doświadczeń, w Toruniu są też organizowane tzw. zgrupowania centralne pododdziałów wyposażonych w wyrzutnie. Wówczas opracowuje się nowe zadania ogniowe oraz analizuje filmy z wcześniejszych strzelań. Takie zgrupowanie kończy się „na ostro”, czyli oddaniem strzałów pociskami bojowymi przez kilkanaście obsług z jednostek wojskowych z całego kraju. „Wdrożyliśmy nowe urządzenia rejestrujące MDVR 3200”, wyjaśnia płk Janiak. „Nagrywają one obraz z głowicy pocisku od chwili jego uzbrojenia do momentu trafienia w cel oraz zapewniają pomiar kluczowych danych telemetrycznych. Wykorzystuje się je później w szkoleniu”.
Polska armia jest członkiem Spike User Club, skupiającym użytkowników tej broni. Wymieniają oni między sobą doświadczenia. Mamy dużo takich pocisków i używamy ich od ponad dziesięciu lat, więc nasz głos jest znaczący w tym gronie. „Jako jedni z nielicznych strzelaliśmy z ppk Spike na azymut, czyli w warunkach, gdy operator nie widzi celu, a dopiero później pocisk zostaje nakierowany na konkretny obiekt”, opisuje płk Janiak. „Strzelamy też do celów położonych na linii horyzontu, do celów ruchomych, z pomieszczeń, w nocy, a nawet do obiektów znajdujących się na morzu. Co ciekawe, spike nieźle sobie radzi również wtedy, gdy nie ma dobrej pogody i są wysokie fale”.
Broń na lata
Na ppk Spike jest dziesięć lat gwarancji, a można go użytkować przez 30 lat. Oznacza to, że rakietom dostarczonym w latach 2004–2005 już się ona skończyła. Pociski z tej puli zostały poddane programowi starzeniowemu. „Dla nas najważniejsze jest zaufanie żołnierzy do broni”, wyjaśnia płk Kraszewski. Dzięki temu, nawet po wygaśnięciu gwarancji, systematycznie kontrolowane, ppk Spike nadal pozostaną w pełnej gotowości.
Należy mieć nadzieję, że zapowiadany już od dawna, a obecnie negocjowany, nowy zakup ppk Spike dojdzie do skutku. Potrzebujemy takich rakiet dla naszych wojsk zmechanizowanych i zmotoryzowanych, a w pierwszej kolejności – do rosomaków. Wdrożenie ZSSW znacząco wzmocni potencjał przeciwpancerny, zwłaszcza pododdziałów piechoty zmotoryzowanej, bo dziś w każdym jej batalionie jest raptem po kilka wyrzutni ppk Spike, a brygady na rosomakach własnych czołgów nie mają. Oczywiście w trakcie walki żołnierze mogą liczyć na wsparcie innych środków walki, w tym artylerii czy własnych czołgów z brygad kawalerii pancernej oraz zmechanizowanych, ale siły średnie i lekkie nie zawsze będą mogły czekać na pomoc tych ostatnich. Wówczas ogień własnych pododdziałów może się okazać kluczowy.
autor zdjęć: Łukasz Kermel/17 WBZ