Wewnątrz czuje się przyjemne zaskoczenie – nie wpada się w jakiś szalony wir, szarpiący ciałem skoczka, lecz jakby opada na miękką poduszkę.
Tunel aerodynamiczny, zwany słoikiem, to szklana tuba, w której powietrze pędzi pionowo ku górze z prędkością niemal 200 km/h. Przed rozpoczęciem lotu chor. Wiktor Drewnik, instruktor spadochronowy i tunelowy z 25 Brygady Kawalerii Powietrznej, przeprowadza z debiutantem krótkie, ale bardzo obrazowe szkolenie: „Należy pamiętać o zachowaniu luźnej sylwetki, bez napinania. Głowa odciągnięta do góry, biodra wypchnięte do przodu. Musisz reagować na komendy podawane układem palców – skrócić nogi, wyciągnąć nogi… I jeszcze jeden gest, ogromnie ważny – uśmiechnij się!”.
Wewnątrz słoika czuje się przyjemne zaskoczenie – nie wpada się w jakiś szalony wir, szarpiący ciałem skoczka tajfun, lecz jakby opada na miękką poduszkę, pozwalającą ułożyć ciało poziomo i płynąć na wysokości kilku metrów od siatkowej podłogi. Wiktor cały czas asekuruje żołnierza w tunelu aerodynamicznym, chroni go przed zderzeniem ze ścianą. Co chwilę wysyła mu sygnały korygujące, ale też pokazuje, gdy jest w porządku, i że trzeba się uśmiechać. Uśmiech, podobnie jak ułożenie sylwetki, można weryfikować w lustrze lub później, w czasie przeglądania nagrania z kamery. Po dwóch minutach zmiana, tunel pracuje nieustannie, do wnętrza „wlatują” trójką zaawansowani instruktorzy. Zaczyna się pokaz, loty pod sufit i gwałtowne opadanie „ku ziemi”, pełna kontrola ciała, zgranie zespołu, obroty, figury rodem z freefly – podniebnych akrobacji.
Ogromne postępy
Kpt. Zbigniew Sarnowski, szef sekcji spadochronowej Ośrodka Szkolenia Aeromobilno-Spadochronowego (OSA-S), a zarazem jeden z ośmiu instruktorów tunelowych, pracę w symulatorze uważa za ciężką, ale dającą wielką satysfakcję: „To jedna z tych specjalności, w której są potrzebni pasjonaci”.
On stał się nim w słowackiej Tatralandii, gdzie jeszcze przed uruchomieniem leźnickiego symulatora dzisiejsi nauczyciele przeszli instruktorski kurs tunelowy pod okiem światowej sławy specjalistów. „Pierwsze wrażenie? Tak jak każdego doświadczonego skoczka spadochronowego dopadła mnie refleksja, że zupełnie nie potrafię latać. Nagle miałem ograniczoną przestrzeń, od ściany do ściany, 430 cm. W symulowanym opadaniu trzeba się utrzymać w punkcie, a w realnym skoku nie ma punktu odniesienia. Skoczkowi nic nie ogranicza przestrzeni”.
Po kilku miesiącach pracy w tunelu i przeszkoleniu dziesiątków skoczków spadochronowych kapitan widzi, że każdy spadochroniarz reaguje podobnie, niezależnie od mistrzowskich tytułów i liczby wykonanych skoków. Za to po przeniesieniu się z tunelu w otwarte powietrze postępy są ogromne.
Ćwiczenie precyzji
Podobnie uważają kpt. Daniel Bobrowski i kpt. Anna Ratajek, instruktorzy spadochronowi 6 Brygady Powietrznodesantowej, mający na koncie sporo ponad tysiąc skoków i wiele godzin spędzonych w symulatorach, z którymi zetknęli się już przed laty. Daniel Bobrowski, kiedy pierwszy raz spotkał się z taką formą szkolenia w 2007 roku w Stanach Zjednoczonych, miał dziesięcioletnie doświadczenie spadochronowe i był przekonany, że skoki wykonuje prawidłowo i bezpiecznie: „Symulator szybko zweryfikował moje umiejętności. W tunelu, w zamkniętej komorze, bez przerwy trzeba lot korygować. Ciało pracuje zupełnie inaczej niż w otwartej przestrzeni, mięśnie są napięte, stawiają opór silnym podmuchom powietrza. Uczymy się odpowiednio układać sylwetkę podczas wolnego spadania, ćwiczymy precyzję, pozwalającą później, w trakcie skoku ze spadochronem, unikać niebezpiecznych sytuacji, odpowiednio reagować w przypadku niekontrolowanych obrotów, mogących zagrażać życiu skoczka. Trening nie zastąpi wprawdzie realnego desantowania, ale wolnego spadania można nauczyć w ciągu trzech kilkuminutowych sesji”.
Kpt. Anna Ratajek debiutu w symulatorze w 1997 roku nie wspomina najlepiej: „Nie był przyjemny, bo wpadałam na ściany. Szybko się przekonałam, że trening wymusza precyzję, weryfikuje przemieszczanie się w płaszczyźnie, a to z kolei zapobiega na przykład zderzeniu się skoczków w powietrzu. Skoki w symulatorze niwelują również niepokój związany z otwarciem spadochronu i sytuacjami awaryjnymi. Można się skupić na technice skoków, zwłaszcza tych najtrudniejszych, z oporządzeniem. Również dla instruktorów, którzy wykonywali już skoki na wolne otwarcie, jest to dobry trening”.
Zdaniem kpt. Sarnowskiego trening w symulatorze przydaje się wszystkim, również tym najbardziej doświadczonym, ale najłatwiej szkoli się w nim debiutantów, którym nie trzeba korygować złych nawyków: „Z tego wyciągamy prosty wniosek: każdy żołnierz spadochroniarz powinien zaczynać szkolenie od tunelu”.
autor zdjęć: Piotr Bernabiuk