Nasz system obrony przeciwrakietowej nie jest alternatywą dla działań NATO i Amerykanów, lecz ich koniecznym, logicznym i integralnym elementem – mówi Robert Kupiecki. Z podsekretarzem stanu do spraw polityki obronnej w Ministerstwie Obrony Narodowej rozmawiamy o tarczy antyrakietowej i związanych z nią zobowiązaniach sojuszniczych.
Zanim został Pan wiceministrem obrony, był Pan ambasadorem Polski w Stanach Zjednoczonych. Zatem jest Pan najwłaściwszą osobą, którą można zapytać o to, na jakim etapie jest budowa amerykańskiej tarczy antyrakietowej.
„Amerykańska tarcza antyrakietowa” to dość złożone pojęcie w sensie technicznym, wojskowym i geograficznym. Dla Polski najbardziej interesujący jest europejski fragment tego systemu. Przypomnę, że jesienią 2009 roku administracja prezydenta Stanów Zjednoczonych Baracka Obamy zmieniła koncepcję budowy tarczy antyrakietowej w Europie realizowaną przez poprzedniego prezydenta, George’a W. Busha. Dzisiejszy projekt oparty jest na programie składającym się z czterech faz.
Pierwsza została już zakończona. Obejmuje ona przede wszystkim rozmieszczenie radaru wczesnego ostrzegania w Turcji oraz rozpoczęcie patroli przez amerykańskie okręty z systemem Aegis we wschodniej części Morza Śródziemnego. Umożliwi to obronę wybranych obiektów i obszarów Europy Południowo-Wschodniej przed atakiem z użyciem rakiet balistycznych.
Ruszyła już kolejna faza tego projektu. Amerykanie realizują ją wspólnie z europejskimi partnerami. Ten etap prac zakłada, że w 2015 roku na terytorium Rumunii powstanie lądowa część systemu. Będą się na nią składały rakiety SM-3 w wariancie Block-1B.
Polskę najbardziej interesuje – ze względu na nasz udział – trzeci etap budowy systemu, który ma się rozpocząć w 2015 roku, a zakończyć w 2018. Wówczas w naszym kraju zostanie rozmieszczony jego kolejny element lądowy. Miejsce już zostało wskazane – Redzikowo niedaleko Słupska. Stanie tam naziemna instalacja rakiet SM-3 typu Block-2A, czyli nowszej generacji niż ta z Rumunii.
Uzyskanie zdolności przechwytywania rakiet międzykontynentalnego zasięgu, z użyciem pocisków SM-3 Block-2B, to czwarty etap budowy amerykańskiej tarczy antyrakietowej. Zakończenie budowy całego sytemu przewidywane jest na lata 2020–2021.
Jakie polsko-amerykańskie porozumienia obowiązują w związku z budową tego systemu na terytorium naszego państwa?
Nadal w zasadniczej części obowiązuje porozumienie podpisane przez polskie władze z administracją prezydenta USA George’a W. Busha. Zostało ono jednak tak zmodyfikowane, by ramy prawne przystawały do nowych realiów technicznych programu. Równolegle obowiązuje też deklaracja w sprawie współpracy strategicznej między naszymi państwami, która między innymi określa mechanizm poszerzonych konsultacji dotyczących spraw bezpieczeństwa i obronności. W segmencie politycznym nadzoruje je Ministerstwo Spraw Zagranicznych, a obronnym – Ministerstwo Obrony Narodowej.
Prezydent Bronisław Komorowski i szef MON Tomasz Siemoniak zapowiedzieli budowę w naszym kraju nowoczesnego systemu obrony powietrznej. Jak polskie plany wpisują się w projekty amerykański i natowski?
Cieszę się, że to pytanie padło, bo daje ono szansę uporządkowania wiedzy na temat całego zagadnienia określanego hasłem „tarcza antyrakietowa” – amerykańska, natowska i polska. Często w debacie publicznej nie dostrzega się ścisłego związku tych trzech elementów. Pokażmy zatem, gdzie są punkty styczne działań, które Polska prowadzi na poziomie narodowym w ramach NATO oraz współpracy polsko-amerykańskiej. Istotą traktatu waszyngtońskiego jest artykuł V, który mówi o kolektywnej obronie. Zazwyczaj komentatorzy koncentrują się jedynie na tym punkcie, lecz mało kto pamięta, że należy go czytać w sposób integralny z artykułem III, w pewnym uproszczeniu mówiącym o tym, że aby efektywnie się bronić, dane państwo musi być zdolne do obrony własnej.
Poszczególne państwa muszą być zatem przygotowane na obronę własnych terytoriów i ludności oraz do udzielenia pomocy pozostałym sojusznikom. Bez zbudowania w Polsce systemu obrony powietrznej, w tym zdolności do obrony przed rakietami, trudno zatem liczyć wyłącznie na inne państwa. Na tym polega istota wzajemności zobowiązań sojuszniczych. Odwołuję się do tych dwóch artykułów traktatu, by pokazać motywy działań narodowych i ich związki z obroną sojuszniczą w odniesieniu do obrony powietrznej, w tym przeciwrakietowej. Dlatego rozmowa na ten temat powinna zacząć się od pytania, czym dysponuje lub w przewidywalnej perspektywie czasowej będzie dysponowała Polska.
Polskie systemy obrony powietrznej są przestarzałe, więc na razie nie możemy ani siebie obronić, ani wnieść wartości dodanej do obrony sojuszniczej.
Nasze systemy w większości nie spełniają wymogów skutecznej obrony przed samolotami oraz rakietami balistycznymi, a realne i zidentyfikowane zagrożenia dla Polski mogą przyjść właśnie z powietrza. Dlatego musimy mieć skuteczną obronę powietrzną, w tym przeciwrakietową. Tak ma się stać do 2018 roku. W kolejnych latach te systemy będą rozwijane. Dziś jeszcze nie chcemy mówić o konkretnych technologiach – we współpracy z partnerami reprezentującymi polski przemysł obronny, a także tymi zewnętrznymi szukamy najlepszych rozwiązań.
Punktem stycznym sojuszniczego systemu z naszym jest to, że projekt natowskiej obrony przeciwrakietowej będzie sumą doświadczeń poszczególnych krajów. Powstaje też wspólny dla wszystkich członków sojuszu system łączności i dowodzenia obroną przeciwrakietową, przez nie finansowany. Zakładamy, że pełna zdolność operacyjna obrony przeciwrakietowej NATO zostanie osiągnięta do 2018 roku.
W tej układance brakuje nam jeszcze projektu Stanów Zjednoczonych.
Systemy amerykańskie będą rozmieszczane w Europie w czterech fazach, o których już wspomniałem. Pierwsza została zakończona. Kolejne związane są z rozmieszczeniem większej liczby okrętów z systemem Aegis oraz różnej generacji rakiet SM-3 w Rumunii i Polsce.
Wszystkie te rozwiązania w naszym kraju, NATO i USA możemy porównać do szczebli drabiny. Najniższy tworzą systemy narodowe do obrony przed rakietami krótkiego zasięgu. Drugi szczebel obrony, przed rakietami średniego zasięgu, będzie się opierał na możliwościach amerykańskich oraz innych sojuszników z NATO. Za szczebel najwyższy, który ma zapewnić zdolności do przechwytywania rakiet balistycznych średniego i dalekiego, międzykontynentalnego zasięgu, odpowiada USA. Wszystkie wymienione elementy wzajemnie się uzupełniają i będą zintegrowane przez system dowodzenia i łączności NATO. Nasz system obrony przeciwrakietowej nie jest zatem alternatywą działań NATO i USA, lecz ich koniecznym, logicznym i integralnym elementem.
O ile nie słychać głosów krytyki pod adresem zaangażowania Polski w budowę natowskiego systemu, o tyle nasz udział w projekcie Stanów Zjednoczonych wzbudza kontrowersje. Jakie znaczenie strategiczne dla Polski ma zaangażowanie w budowę amerykańskiej tarczy antyrakietowej?
Zagrożenia z powietrza stanowią istotne wyzwanie dla bezpieczeństwa międzynarodowego. Powinniśmy zatem prowadzić dyskusję na temat tego, jak budować system obrony przed takimi atakami – z wykorzystaniem najlepszych rozwiązań i sprawdzonych partnerów – nie zaś, czy w ogóle go budować. Dziś nie ma na świecie systemu eliminującego w stu procentach wszystkie potencjalne zagrożenia. Jednakże każdy działa w dwóch segmentach: jako obrona przed atakiem, a jednocześnie jako element odstraszania.
Wojskowa obecność Stanów Zjednoczonych na terenie Polski jest strategicznym elementem wzmacniania bezpieczeństwa naszego kraju. Nie ukrywaliśmy tego, gdy negocjowaliśmy z poprzednią administracją umowę o budowie u nas elementów tarczy antyrakietowej, nie ukrywamy również teraz. Umowa z USA zawiera zobowiązanie do obrony naszego terytorium przed atakiem rakietami balistycznymi. Baza z SM-3 w Redzikowie będzie nas bronić przed rakietami średniego i dalekiego zasięgu. Zyskujemy też możliwości współpracy technologicznej i naukowo-badawczej. Z obecności USA w Polsce płynie także korzyść dla całego regionu i NATO. Należy dodać, że współpraca obronna z USA jest wielowymiarowa, dotyczy nie tylko obrony przeciwrakietowej.
autor zdjęć: DWS
komentarze