Eksperci uważają, że jednym ze sposobów wzmocnienia europejskiej zbrojeniówki powinna być jej unifikacja i zacieśnienie współpracy. Problem w tym, że poszczególne państwa Unii Europejskiej preferują narodową kontrolę nad tym sektorem.
Pierwszym w historii Unii Europejskiej komisarzem ds. obrony będzie były litewski premier Andrius Kubilius. Jednym z jego głównych obszarów aktywności będzie wzmocnienie potencjału europejskiego przemysłu obronnego, czyli Europejskiej Bazy Technologicznej i Przemysłowej Obrony (European Defence and Technological Industrial Base – EDTIB). Kubilius będzie odpowiadał za wdrożenie Europejskiej Strategii Przemysłu Obronnego (European Defence Industrial Strategy – EDIS) oraz nadzorował Europejski Program Inwestycji Obronnych (European Defence Investment Programme – EDIP). Podobnie jak inni komisarze Komisji Europejskiej, litewski polityk będzie musiał działać w sytuacji często rozbieżnych interesów poszczególnych krajów wspólnoty, a także mających mocną pozycję potężnych europejskich firm zbrojeniowych. Jego skuteczność będzie miała wpływ na bezpieczeństwo Europejczyków.
Otóż w obliczu potencjalnego zagrożenia dużym konfliktem zbrojnym kraje europejskie muszą odbudować swe zasoby konwencjonalnego uzbrojenia, zwłaszcza wojsk lądowych i sił powietrznych. Obecna słabość militarna Europy ma swe korzenie w końcu zimnej wojny, gdy po rozpadzie Związku Sowieckiego zarówno politycy, jak i społeczeństwa uznały, że całkowicie zniknęło zagrożenie wojną na naszym kontynencie. Nastąpiły wówczas cięcia wydatków na obronę, które w najdrastyczniejszych przypadkach spadły poniżej 1% produktu krajowego brutto (w czasie zimnej wojny kraje europejskie przeznaczały średnio ponad 3% PKB). Pokłosiem tego były redukcje liczebności wojsk i podstawowych systemów uzbrojenia. Ze szczególną niechęcią odnoszono się do jednostek ciężkich. Oczywiście swoje piętno odcisnęła na europejskich siłach zbrojnych również wojna z terroryzmem. Ten bowiem konflikt wymagał zdolności do szybkiego rozmieszczania stosunkowo niewielkich lekkich sił na odległych od Europy teatrach działań. Kolejnym czynnikiem, który sprawił, że Europejczycy długo nie przykładali się do spraw obronności, było przekonanie, że w razie poważniejszego kryzysu zawsze mogą liczyć na militarny parasol Stanów Zjednoczonych. Zimnym prysznicem była aneksja Krymu przez Rosję w 2014 roku i wywołanie konfliktu na wschodzie Ukrainy. Wtedy przynajmniej część państw zwiększyła nakłady na obronność. To spowodowało, że w latach 2000–2022 europejskie wydatki na obronę wzrosły o 50%. Tyle tylko, że w przypadku Rosji ten wzrost wyniósł w tym czasie 360%. Osiem kolejnych lat wzrostu wydatków na obronę zrobiło różnicę, ale nie pozwoliło jeszcze Europejczykom usunąć negatywnych konsekwencji wieloletnich cięć i kurczących się budżetów obronnych.
Niechęć do inwestowania w obronność przekładała się na pogarszającą się sytuację w europejskim przemyśle obronnym. Na zachodzie Europie co prawda kończono zapoczątkowane jeszcze u schyłku zimnej wojny programy zbrojeniowe, ale zwykle zamawiano nieporównywalnie mniej nowych systemów uzbrojenia niż planowano. Na początku XXI wieku niemal całkowitemu wygaszeniu uległa produkcja czołgów. Przy niewielkich zamówieniach firmy zbrojeniowe zmniejszały swe zdolności produkcyjne. Przerwanie produkcji oznaczało rozpad łańcucha dostaw. Konsekwencje tego dało się odczuć, gdy po otwartej agresji Rosji na Ukrainę 24 lutego 2022 roku gwałtownie wzrosło zapotrzebowanie na nową broń. Państwa, które chciały ją szybko uzyskać, zwróciły się ku dostawcom spoza Europy.
Ten trend potwierdzają dane z upublicznionego 9 września raportu o konkurencyjności Unii Europejskiej przygotowanego przez byłego premiera Włoch Mario Draghiego. Otóż między połową 2022 roku a połową 2023 roku aż 63% wszystkich zamówień obronnych państw Unii Europejskiej złożono w firmach amerykańskich, a kolejne 15% u innych dostawców spoza wspólnoty. Wynika z tego, że Stany Zjednoczone były głównym dostawcą i przypadło na nie 80% zakupów w państwach pozaeuropejskich. „Kluczem do odwrócenia trwałej dominacji dostawców spoza Europy są stolice Europy” stwierdzono w raporcie Stowarzyszenia Przemysłów Powietrznokosmicznego i Obronnego w Europie (AeroSpace and Defence Industries Association of Europe – ASD).
Eksperci uważają, że do słabej konkurencyjności europejskiego przemysłu obronnego przyczynia się m.in. jego rozdrobnienie i preferencje dla zakupów na szczeblu narodowym. „Nie kupujemy wystarczająco dużo broni. A to, co kupujemy, kupujemy po zdecydowanie za wysokich cenach. Istnieje więc realna potrzeba przejścia na europejski, bardziej zintegrowany rynek obronny”, stwierdził Guntram Wolff z brukselskiego think tanku Bruegel w wywiadzie dla Euronews. Podobna opinia została zawarta w raporcie Draghiego: „Państwa członkowskie nie wykorzystują systematycznie korzyści płynących z koordynacji na szczeblu UE, ze standaryzacji i interoperacyjności, ze wspólnych zamówień, nabywania i konserwacji ani łączenia i udostępniania zasobów”. Potwierdzeniem tego są konkretne dane. Otóż jeszcze przed wybuchem wielkiej wojny na wschodzie kraje Unii uzgodniły, że 35% zamówień będzie składane wspólnie, przez Europejską Agencję Obrony. Tymczasem w 2022 roku osiągnięto poziom 18%.
„Integracja europejskiego przemysłu obronnego, odejście od preferencji narodowych, wyłącznie małych rynków krajowych w stronę bardziej zintegrowanego rynku w Europie jest absolutnie fundamentalne” uważa Guntram Wolff. Jednak przekonanie rządów do zmiany metod zakupów uzbrojenia będzie dużym wyzwaniem dla unijnego komisarza ds. obrony. Istotne są tu bowiem rozbieżności interesów między państwami mającymi potężne koncerny zbrojeniowe (Niemcy, Francja, Włochy, Hiszpania i Szwecja) a pozostałymi. Poza tym do tej pory państwa UE niechętnie odnosiły się do jakiegokolwiek przekazywania szefostwu wspólnoty dodatkowych uprawnień w dziedzinie obrony.
Tymczasem Europa ma całkiem dużą bazę przemysłu obronnego oferującego zaawansowane produkty, ale problemem jest niewystarczająca wielkość produkcji i długie terminy dostaw. Dobrym przykładem jest amunicja artyleryjska – Europejczycy mają kłopoty z realizacją zobowiązań podjętych wobec Ukrainy, choć w części państw nastąpił wzrost zdolności produkcyjnych po lutym 2022 roku. Kłopoty z produkcją nie ograniczają tylko amunicji. Aby zaspokoić rosnący popyt i swą konkurencyjność europejski przemysł zbrojeniowy będzie potrzebował, według szacunków Komisji Europejskiej, dodatkowo 500 mld euro w ciągu najbliższej dekady. UE już podejmuje różne inicjatywy, by go wesprzeć.
Jedną z nich jest EDIP, który prawdopodobnie zostanie przyjęty w pierwszej połowie 2025 roku. Zastąpi on ustawę o wspieraniu produkcji amunicji (ASAP) oraz ustawę o wzmocnieniu europejskiego przemysłu obronnego przez wspólne zamówienia publiczne (EDIRPA), które przestaną obowiązywać w przyszłym roku. EDIP będzie wspierać współpracę między firmami oraz wspólne zamówienia publiczne w ramach obecnego siedmioletniego budżetu UE. Jego wsparciem będą objęte też rozwój uzbrojenia finansowanego przez Europejski Fundusz Obronny oraz rozwój przemysłu obronnego.
Na potrzeby EDIP w latach 2025–2027 przewidziano 1,5 mld euro, co jest niewielką kwotą w stosunku do jego zadań. Kluczowym kryterium otrzymania finansowania z tego programu będzie współpraca transgraniczna w zakresie badań i rozwoju, co ma przyczynić się do wzrostu konkurencyjności. Ta sfera jest piętą achillesową europejskiej zbrojeniówki. W 2022 roku Europejczycy przeznaczyli na badania i rozwój 9,5 mld euro, czyli 4,5% ogólnych wydatków na obronność. Nakłady te były jedenaście razy mniejsze od amerykańskich, które stanowiły aż 16% ogólnych wydatków obronnych. W kwestii finansowania badań i rozwoju poważnym wyzwaniem będzie zwiększenie dostępu do wspólnych funduszy dla małych i średnich firm. Dotychczas w rywalizacji o pieniądze z Europejskiego Funduszu Obronnego górą byli zwykle wielcy gracze. Od 2021 roku aż 21% jego dotacji trafiło do trzech firm – Airbus, Leonardo i Thales of France.
Bruksela chce też powołać Fundusz na rzecz Przyspieszenia Transformacji Łańcucha Dostaw Obronnych (Found to Acclerate Defence Supply Chains Transformation – AST), którego celem jest objęcie finansowaniem przez wspólnotę także procesu pozyskiwania sprzętu wojskowego wykraczającego poza amunicję i pociski rakietowe. Pieniądze z niego miałyby zostać wykorzystane również na pokrycie wynagrodzeń i utrzymanie maszyn w zakładach produkujących sprzęt obronny. Komisja Europejska rozważa ponadto możliwość przejęcia cywilnych linii produkcyjnych na potrzeby militarne, jeśli zajdzie taka potrzeba. Jednak to budzi kontrowersje rządów państw członkowskich.
Priorytetowym celem wszystkich tych inicjatyw jest wzmocnienie przemysłu obronnego UE, uatrakcyjnienie jego oferty produktowej, tak aby kraje członkowskie lokowały jak najwięcej swych zamówień u dostawców działających na rynku wspólnoty. I tak do 2030 roku wspólne zakupy sprzętu wojskowego mają wzrosnąć do 40%, a do co najmniej 35% handlowych transakcji towarami związanymi z obronnością dochodziłoby między członkami UE. Chodzi o to, by kraje członkowskie wydawały co najmniej połowę środków ze swych budżetów przeznaczonych na zamówienia obronne na rynku unijnym. W 2035 roku zaś ten odsetek miałby się zwiększyć do 60%. Czy to się uda? Nie mam pewności, ponieważ za wielkim wysypem pomysłów na nowe projekty w sferze obronności nie idą poważne pieniądze. A od samego mieszania herbata nie robi się słodsza. Poza pieniędzmi problemem przy wdrażaniu części z proponowanych rozwiązań może być niechęć rządów do przekazania części swych prerogatyw Unii.
autor zdjęć: Sgt. Nicholas Goodman
komentarze