W otwartej konfrontacji z rosyjską armią Polacy nie mieli szans. Postawili więc na walkę partyzancką i próbę umiędzynarodowienia konfliktu. Los im jednak nie sprzyjał. Powstanie styczniowe zakończyło się klęską i represjami na niespotykaną wcześniej skalę, jednak uruchomiło procesy, które miały zaowocować w przyszłości. Dziś 160. rocznica wybuchu powstania styczniowego.
Rosjanie nadciągnęli od strony Siedlec. Tysiąc sołdatów, kilka armat. W okolicach Węgrowa rozproszyli oddziały i otoczyli miasteczko szczelnym kordonem. Wydawało się łatwym celem – zabudowania widoczne jak na dłoni i wielka biało-czerwona flaga powiewająca na kościelnej wieży. Zatknęli ją tam powstańcy, którzy zajęli miejscowość ledwie kilkanaście dni wcześniej. Po rozbiciu rosyjskich posterunków, założyli w Węgrowie obóz. Stacjonowało w nim blisko 3,5 tys. żołnierzy. Niemało. Teraz jednak znaleźli się oni w matni.
Rankiem 3 lutego na miasteczko zaczęły spadać rosyjskie pociski zapalające. Budynki stanęły w ogniu. Polaków mógł uratować tylko cud albo... jakiś skrajnie ryzykowny manewr. Władysław Jabłonowski zebrał więc wokół siebie oddział złożony z niemal tysiąca kosynierów i ruszył na rosyjskie pozycje. Rozgorzał krwawy bój. Wielki książę Konstanty w liście do swojego brata – cara Aleksandra II, tak opisywał ten epizod: „Buntownicy poszli do ataku z nieoczekiwaną zuchwałością i podeszli do dział na 30 kroków, tak że równocześnie armaty strzelały, a oficerowie artylerii z rewolwerów”. Powstańcy zdołali się jednak przebić i ujść cało z płonącego miasta.
Film: PZ
Wieść o tych wydarzeniach rychło obiegła Europę. Potyczka zaczęła obrastać legendą. Cyprian Kamil Norwid pisał: „Grek ma więcej świetnych w dziejach kart/ Niż łez… w mogile - / U Polaka tyle Węgrów wart/ Tyle!... co Termopile”.
Tymczasem kiedy kosynierzy szli na nieprzyjacielskie armaty, pożar trawił już nie tylko Węgrów. Powstanie, które wybuchło w 1863 roku, zdążyło się rozlać praktycznie na cały zabór rosyjski.
Czerwoni i Biali
Jak do niego doszło? Historycy są właściwie zgodni: powstanie wybuchło trochę niespodziewanie nie tylko dla Rosjan, ale też dla samych Polaków. Z drugiej jednak strony na zryw zanosiło się od dawna. Lata pięćdziesiąte XIX wieku przyniosły Rosji głęboki kryzys. Przegrana wojna krymska wykazała, że imperium jest źle zarządzane, zaś jego armia pod względem wyposażenia i taktyki zdecydowanie odstaje od wojsk francuskich czy brytyjskich. Rosjanie za cenę pokoju musieli przystać na demilitaryzację Morza Czarnego i oddanie Turcji twierdzy Kars. Car Aleksander II wiedział dobrze, że państwo wymaga pilnych reform, postanowił więc rozluźnić nieco opresyjne rządy. Powiew nowego dotarł również nad Wisłę. Z Syberii zaczęli wracać więźniowie polityczni, a stanowisko namiestnika Królestwa Polskiego stracił owiany złą sławą Iwan Paskiewicz. Zastąpił go Michaił Gorczakow, który uchodził za człowieka nieporównanie łagodniejszego. W Królestwie powstała wyższa uczelnia – Akademia Medyko-Chirurgiczna, przekształcona niebawem w Szkołę Główną. Polacy dostali też zgodę na stworzenie niezależnego Towarzystwa Rolniczego. Car studził jednak entuzjazm tych, którzy po cichu rozprawiali o niepodległości. Jeszcze w 1856 roku przyjechał do Warszawy i na spotkaniu z przedstawicielami polskich elit rzucił: „To, co uczynił mój ojciec było słuszne. Szczęście Polski zależy od całkowitego złączenia z ludem mojego cesarstwa. Żadnych złudzeń, panowie, żadnych złudzeń!”. Byli jednak tacy, którzy złudzeń wyzbyć się nie chcieli.
Jeszcze pod koniec lat pięćdziesiątych w Królestwie zaczęły rodzić się organizacje spiskowe. Z czasem skupiły się one wokół dwóch stronnictw. „Czerwoni” chcieli radykalnej rozprawy z zaborcą, niezależnego państwa i głębokich reform społecznych. Do tego stronnictwa należeli Stefan Bobrowski, Jarosław Dąbrowski i Zygmunt Padlewski. „Biali” stawiali na pracę organiczną i stopniowe poszerzanie granic swobody. Wyrazicielami takich poglądów byli przede wszystkim arystokraci i bogaci kupcy, zaś ich interesy reprezentowali między innymi Andrzej Zamoyski i Leopold Kronenberg. – W podobny sposób myślał Aleksander Wielopolski, niegdyś powstaniec listopadowy, a od 1862 roku naczelnik cywilnego rządu Królestwa Polskiego. Tyle że nigdy nie zasiadł on z „Białymi” do stołu, by o tym porozmawiać. Pomiędzy nimi narastały animozje i wzajemna nieufność. Tymczasem coraz większe wpływy zdobywali „Czerwoni” – wyjaśnia Mikołaj Kubacki, historyk z Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie.
Królestwo prostą drogą zmierzało ku powstaniu.
„… racz nam wrócić Panie”
Zanim jednak wybuchły walki, przez Warszawę przetoczyła się seria patriotycznych manifestacji. Okazją do pierwszej stał się pogrzeb Katarzyny Sowińskiej, wdowy po gen. Józefie Longinie Sowińskim, bohaterze powstania listopadowego. Potem mieszkańcy wychodzili na ulice, by upamiętnić rocznicę bitwy pod Olszynką Grochowską, wreszcie by zaprotestować przeciwko rozwiązaniu Towarzystwa Rolniczego. Po Warszawie niosła się pieśń Alojzego Felińskiego, w której jednak wersy błogosławiące cara zostały zastąpione frazą: „Ojczyznę wolną, racz nam wrócić panie”. Rosjanie reagowali coraz bardziej nerwowo. Wreszcie 8 kwietnia 1861 roku dokonali prawdziwej masakry demonstrantów. Od salw, które padły na placu Zamkowym najpewniej zginęło ponad 100 Polaków. „Nauka silnie poskutkowała: wszystko teraz siedzi cicho i drży ze strachu” – chełpił się w liście do cara Gorczakow. Wkrótce do Królestwa został ściągnięty potężny kontyngent rosyjskiej armii. Rosjanie wprowadzili też stan wojenny. Wbrew temu jednak, co mówił Gorczakow, spiskowcy nie chcieli siedzieć cicho. „Czerwoni” zwierali szeregi i nadawali swojej działalności organizacyjne ramy. W czerwcu powołali Komitet Centralny Narodowy, w którym widzieli namiastkę konspiracyjnego rządu. I wtedy Wielopolski zaproponował carowi przeprowadzenie branki. Przymusowy pobór do wojska miał ostatecznie uspokoić nastroje. Tym bardziej, że zaborcy zamierzali przeprowadzić go w inny niż dotąd sposób. Wcześniej rekruci byli losowani, tym razem decydenci sporządzili imienne listy. Do służby zostało przeznaczonych osiem tys. Polaków postrzeganych jako niepewni politycznie. Branka rozpoczęła się wieczorem 14 stycznia 1863 roku. Została przeprowadzona z niespotykaną brutalnością. „Działy się rzeczy straszne. Odrywano synów od umierających matek, zabierano gości i młodego męża z wesela, stawiających opór bito bez miłosierdzia i zakuwano w kajdany” – wspominał Józef Dąbrowski, warszawski student, a chwilę później powstaniec. Część młodych mężczyzn zdołała zbiec, dla spiskowców był to jednak sygnał, że powstanie należy rozpocząć natychmiast. Pierwsze strzały padły w nocy z 22 na 23 stycznia. Hrabia Wielopolski zacierał ręce: „Wrzód wezbrał i rozciąć go należy. Powstanie stłumię w ciągu tygodnia i będę mógł rządzić”. Srogo się jednak pomylił.
Moment ciszy
Walki szybko objęły cały zabór rosyjski. Władzę nad powstaniem objęła Komisja Wykonawcza Rządu Narodowego, na czele której stanął Stefan Bobrowski. Do zrywu zainicjowanego przez stronnictwo „Czerwonych”, niebawem przystąpili też „Biali”. Powstańcy zdawali sobie jednak sprawę na jak trudne zadanie się porwali. – Dysproporcja sił była ogromna. W momencie rozpoczęcia walk tylko w Królestwie Polskim stacjonowało 100–120 tys. rosyjskich żołnierzy. A trzeba pamiętać, że terytorium to odpowiadało mniej więcej jednej trzeciej obszaru dzisiejszej Polski. Polacy mogli im przeciwstawić oddziały liczące zaledwie sześć do siedmiu tys. osób – przypomina Kubacki. Oczywiście w kolejnych miesiącach liczba powstańców rosła. Ale choć łącznie przez powstańcze zgrupowania mogło się przewinąć nawet 200 tys. osób, jednorazowo nigdy nie walczyło ich więcej niż 30 tys. – Polacy byli też dużo słabiej od Rosjan uzbrojeni – dodaje Kubacki. Dowódcy zrywu wiedzieli, że w otwartej konfrontacji nie mają z Rosjanami szans. Postawili więc na wojnę partyzancką. Unikali walnych bitew. Woleli nieustannie nękać wroga niespodziewanymi uderzeniami, podjazdami, stawiać mu czoła w drobnych potyczkach. Dzięki tej metodzie udało im się na pewien czas opanować strategicznie ważny odcinek Kolei Petersburskiej, pognębili też Rosjan pod Sławatyczami i Żyrzynem. Klucz do zwycięstwa powstania leżał jednak za granicą.
– Powstańcy starali się umiędzynarodowić sprawę Polską i zyskać wsparcie wielkich mocarstw. Trafili jednak na zły czas – przyznaje Kubacki. – W Europie panował okres chwilowego spokoju. Wojna krymska zakończyła się kilka lat wcześniej. Wojny pomiędzy Prusami a Austrią, czy Prusami a Francją dopiero miały wybuchnąć. Rosja była oczywiście osłabiona, nadal jednak na tyle silna, że mało kto chciał wdawać się z nią w otwarty konflikt – dodaje historyk. Brytyjczycy rywalizowali z Rosją o wpływy w środkowej Azji. – Rosjanie anektując kolejne ziemie podeszli niebezpiecznie blisko Indii. Gdyby w odpowiedzi na wojnę w Europie doprowadzili do wzniecenia antybrytyjskiego powstania w Afganistanie, interesy Korony mogłyby zostać poważnie zagrożone – tłumaczy Kubacki. Duże nadzieje Polacy pokładali we Francji, której niekoniecznie musiało się podobać ówczesne zbliżenie Rosji i Prus. I faktycznie. – Francuzi w pewnym momencie zaczęli sondować, czy Austria byłaby gotowa wystąpić przeciwko carowi w zamian za obietnicę odrodzenia Polski pod berłem Habsburgów. Tyle że Austriacy mocno się wahali. Z jednej strony chcieli osłabienia Rosji, z drugiej bali się, że niepodległa Polska może się jednak upomnieć o Galicję – mówi Kubacki. Ostatecznie i te przymiarki spełzły na niczym. Na nic zdała się ogólna sympatia, jaką w zachodnich społeczeństwach cieszyło się polskie powstanie. Losów tego zrywu nie mogły też odwrócić ściągające na ziemie polskie oddziały zagranicznych ochotników. W kwietniu 1864 roku książę Władysław Czartoryski usłyszał od Napoleona III: „Nie ma w tej chwili dla was żadnej szansy powodzenia. Krew przelana teraz, zostałaby przelana bez celu”. Kilka dni później Czartoryski depeszował do Romualda Traugutta, ostatniego jak się wkrótce miało okazać szefa powstańczych władz: „Jesteśmy sami, pozostaniemy sami”.
Wkrótce Traugutt został schwytany przez Rosjan i w obecności 30 tys. widzów powieszony na stokach warszawskiej Cytadeli. Powstanie upadło w październiku 1864 roku.
Konspiracja na pokolenia
Polakom za półtora roku walki przyszło zapłacić straszliwą cenę. Car nakazał znieść autonomię Królestwa Polskiego. Setki powstańców zostały skazane na śmierć, 40 tys. trafiło na Syberię, 10 tys. musiało udać się na emigrację. Rosjanie zlikwidowali wszelkie polskie instytucje, skonfiskowali półtora tys. majątków, wiele miast zdegradowali do rangi wsi. „Przegrane „mierzenie sił na zamiary” było szokiem gwałtownym, przyniosło głębokie załamanie psychiczne i moralne” – pisał prof. Tadeusz Łepkowski. Mimo wszystko jednak Polacy coś z niego wynieśli. – Podczas powstania po raz pierwszy w dziejach stworzyli podziemne państwo ze swoim rządem, wojskiem, wymiarem sprawiedliwości, a nawet przedstawicielstwami dyplomatycznymi. Doświadczenie pracy konspiracyjnej było przekazywane kolejnym pokoleniom. Na tym fundamencie podczas II wojny światowej wyrosły Polskie Państwo Podziemne i Armia Krajowa – podkreśla Kubacki. Powstanie zapoczątkowało też głębokie zmiany w strukturze społecznej. – Po jego klęsce nastąpił upadek ziemiaństwa. Oczywiście konfiskatę majątków trudno uznać za rzecz pozytywną. Ze zubożałej szlachty wyłoniła się jednak warstwa inteligencka. Arystokraci emigrowali do miast, gdzie zostawali lekarzami, naukowcami, inżynierami – wylicza Kubacki. Rezultatem powstania było też uwłaszczenie chłopów. – Radykalny gest w zamyśle cara miał przeciągnąć chłopów na rosyjską stronę i jeszcze głębiej zantagonizować ich z dworem. Tymczasem wolni chłopi zaczęli wyjeżdżać do miast, gdzie rodził się wielki przemysł. Zatrudniali się w fabrykach, gdzie nierzadko stykali się z ideami niepodległościowymi. Dzięki temu stawały się one bardziej powszechne. Proszę pamiętać, że potomkowie ludzi, którzy w 1863 roku do powstania odnosili się z rezerwą, podczas bolszewickiej inwazji w 1920 roku, niemal gremialnie opowiedzieli się za Polską – podsumowuje historyk.
Podczas pisania korzystałem z: Stefan Kieniewicz, „Powstanie styczniowe”, Warszawa 1983; Jarosław Szarek, „Powstanie styczniowe. Zryw wolnych Polaków”, Kraków 2013; Tadeusz Łepkowski, „Naród bez państwa” [w:] „Polska. Losy państwa i narodu”. Praca zbiorowa, Warszawa 1992; „Powstanie styczniowe 1863”. Praca zbiorowa, Poznań 2013
autor zdjęć: ze zbiorów CBW
komentarze