Miał czterocylindrowy silnik o mocy 20 KM, rozwijał prędkość 56 km/h, potrafił wznieść się na wysokość 30 m i pokonać dystans kilkudziesięciu kilometrów – tak prezentował się Flyer III, pierwszy na świecie wojskowy samolot. W 1905 roku skonstruowali go bracia Wright, amerykańscy pionierzy lotnictwa. Cztery lata później maszyny tego typu kupiło wojsko amerykańskie.
17 grudnia 1903 roku pogoda w Kitty Hawk była naprawdę podła. Panował przenikliwy ziąb, potęgowany jeszcze przez zacinający znad Atlantyku wiatr. Orville i Wilbur Wright łatwo się jednak nie poddawali. Mieli już za sobą kilkadziesiąt udanych lotów na szybowcach własnego pomysłu, a teraz postanowili spróbować z samolotem. Przez ostatnie miesiące pracowali nad konstrukcją maszyny, z pomocą mechanika Charliego Taylora zbudowali silnik. Wreszcie w ponury zimowy poranek przyszedł czas próby. Flyer I został posadowiony na specjalnej szynie startowej, Orville położył się w specjalnej kołysce, Wilbur stanął obok skrzydła, by w razie potrzeby chwycić za skrzydło i wyrównać jego położenie. Kilka minut przed 10.30 pilot odpalił silnik, a kiedy ten się rozgrzał, zwolnił linkę zabezpieczającą i maszyna ruszyła do przodu. Potem wspominał: „Aparat wznosił się nader nierównomiernymi podrywami […]. Nagły podmuch w odległości niewiele ponad 120 stóp od punktu, w którym oderwał się od ziemi, zakończył lot trwający zaledwie dwanaście sekund. Był to jednak w historii świata pierwszy wypadek, ażeby machina unosząca człowieka poderwała się o własnych siłach do pełnego lotu, przefrunęła w powietrzu bez utraty szybkości i wreszcie wylądowała w punkcie nie niższym od tego, z którego wystartowała”.
Tego dnia bracia podrywali Flyera I jeszcze trzy razy. Ostatni lot, podczas którego za sterami zasiadł Wilbur, trwał niemal minutę i zakończył się dopiero po pokonaniu 260 m. Wieczorem uradowani zadepeszowali do ojca, protestanckiego biskupa Miltona Wrighta: „Sukces. Zawiadom prasę. Powrót na Boże Narodzenie”.
Tak oto świat wkroczył w erę lotnictwa.
Lotnicy czy kłamcy
Orville i Wilbur poszli za ciosem. Jak szaleni pracowali nad udoskonaleniem swojej konstrukcji. Wkrótce gotowy był Flyer II, a zaraz po nim Flyer III. Samoloty wzbijały się coraz wyżej, pokonując przy tym coraz większe dystanse. Trzecia ze zbudowanych maszyn potrafiła rozwinąć prędkość 56 km/h, osiągnąć pułap 30 m i pozostawać w powietrzu przez około pół godziny. Flyer III pierwszy lot wykonał 23 czerwca 1905 roku. Ale Wrightowie zdawali sobie sprawę, że powoli dochodzą do ściany. Kontynuacja prac nad samolotem wymagała solidnych pieniędzy. A te mógł zapewnić tylko rząd albo świat wielkiego biznesu. Bracia zaczęli więc szukać kontaktu z politykami. Dotarli do wywodzącego się z ich stron członka Kongresu. „Powiedzieli mu, że wynaleźli maszynę, którą można wykorzystać do prowadzenia zwiadu i przekazywania informacji w czasie działań wojennych” – pisze Anna Sproule, autorka biografii Wrightów. Bracia liczyli na zainteresowanie armii, ale... musieli przełknąć gorzką pigułkę. Wojskowi, jak zauważa Sproule, traktowali samoloty dokładnie tak, jak zwykli to czynić ówcześni dziennikarze. W 1906 roku, kiedy Flyer III regularnie już pomykał po amerykańskim niebie, reporter „Herald Tribune” zamieścił poświęcony Wrightom artykuł pod znamiennym tytułem: „Lotnicy czy kłamcy?”.
Tymczasem bracia postanowili zaprezentować Flyera w Europie. Wilbur, który wyruszył w podróż za ocean, odwiedził Francję, Niemcy, Włochy. Miejscowi decydenci żywo interesowali się możliwościami, jakie niesie ze sobą lotnictwo. Amerykanie nie mogli więc przejść obok tego obojętnie. W grudniu 1917 roku maszyną braci Wright zainteresował się wreszcie tamtejszy Departament Wojny. Jeszcze przed końcem roku urząd zaprosił wynalazców do składania ofert w konkursie na samolot, który będzie w stanie rozwinąć prędkość 40 mil/h i pokonać dystans 201 mil. Teoretycznie postępowanie było otwarte, w praktyce jednak wiadomo było, że takim wymaganiom mogą sprostać jedynie pomysłodawcy Flyera III. Tym bardziej że maszyna była ciągle udoskonalana.
Szyków Wrightom nie pokrzyżował nawet koszmarny wypadek z września 1908 roku, kiedy to jeden z Flyerów rozbił się podczas awaryjnego lądowania. Orville, który siedział wówczas za sterami, miał połamane żebra, nogę i pogruchotane biodro. Jego pasażer – młody oficer US Army – na skutek obrażeń zmarł w szpitalu. Ale machiny raz wprawionej w ruch nic już nie było w stanie zatrzymać. „Bracia otrzymali zamówienie na dostawę samolotów dla Ministerstwa Wojny, a w 1909 roku w budżecie federalnym przeznaczono na lotnictwo wojskowe 30 000 dolarów” – informuje Michael Hart, autor książki o postaciach, które miały największy wpływ na dzieje ludzkości.
Strzałki z przestworzy
Amerykańscy wojskowi okazali się więc pionierami. Szybko jednak zostali przegonieni przez innych. W Europie lotnictwo robiło prawdziwą furorę. Generałowie z uwagą przyglądali się dokonaniom cywilnych pilotów, a te naprawdę mogły imponować. Latem 1909 roku Louis Blériot jednopłatowcem własnej konstrukcji przefrunął ponad kanałem La Manche, miesiąc później zaś kolejni śmiałkowie raz za razem bili rekordy prędkości oraz długości lotu przy okazji Meetingu w Reims. Nie wszyscy jeszcze wierzyli w przydatność nowych maszyn na polu bitwy. Marszałek Ferdinand Foch, wybitny strateg i prawdziwy symbol francuskiej armii, obserwując zawody lotnicze, rzucił: „To doskonały sport, ale w armii samolot jest bezużyteczny”. Zdecydowana większość wojskowych powtarzała jednak: „To jest przyszłość”.
W grudniu 1909 roku francuskie Ministerstwo Wojny kupiło siedem samolotów, kilka miesięcy później zaś w Chalons i Satory rozpoczęły działalność dwie szkoły, które miały kształcić przyszłych lotników. „Wydarzeniem stał się udany debiut samolotu w roli środka rozpoznania i łączności podczas manewrów armii francuskiej, przeprowadzonych we wrześniu 1910 roku w Pikardii” – pisał Edward Malak, zajmujący się dziejami lotnictwa. W ślady Francuzów rychło poszli inni. Własne eskadry zaczęli tworzyć Niemcy, Brytyjczycy, Austriacy, Włosi, Rosjanie, a nawet Japończycy.
„Do pierwszego kontaktu samolotu z polem bitwy […] doszło stosunkowo wcześnie, bo w trakcie wojny włosko-tureckiej 1911 roku” – informuje Malak. Wówczas też został wykonany pierwszy w historii lot zwiadowczy. Przeprowadził go kpt. Carlo Piazza, który z pokładu zlustrował pozycje Turków w pobliżu miejscowości Azizia. Misja trwała 61 minut. Niebawem lotnicy zaczęli też na różne sposoby nękać oddziały przeciwnika. „Od początku listopada piloci włoscy wysyłani na rozpoznanie zabierali ze sobą granaty ręczne, kilkukilogramowe bomby i metalowe strzałki, którymi obrzucali wykryte pododdziały i obozy armii tureckiej” – zauważa Malak. Wkrótce w maszynach zaczęły być montowane karabiny maszynowe. Gdy niespełna trzy lata później rozpoczynała się I wojna światowa, biorące w niej udział państwa skierowały na front dokładnie 757 samolotów. Lotnictwo stanowiło już wówczas integralną część sił zbrojnych. A przecież od chwili, gdy maszyna skonstruowana przez braci Wright w wietrzny grudniowy poranek o własnych siłach pokonała około 40 m, upłynęło niespełna 11 lat...
Podczas pisania korzystałem z: Edward Malak, „Samolot, dzieło człowieka. Etapy rozwoju”, Wrocław 1993; Anna Sproule, „Bracia Wright. Oni zmienili świat”, Warszawa 1992; Michael Hart, „100 postaci, które miały największy wpływ na dzieje ludzkości”, Warszawa 1994.
autor zdjęć: Wikipedia

komentarze