Administracja Joe Bidena, nowego prezydenta Stanów Zjednoczonych, zdecydowała o ponownym przeanalizowaniu umów zbrojeniowych zawartych w ostatnich miesiącach przez poprzedniego prezydenta – Donalda Trumpa. Choć kontraktów było sporo, amerykańskie media wskazują, że pod lupę mają trafić przede wszystkim umowy dotyczące sprzedaży Zjednoczonym Emiratom Arabskim 50 samolotów wielozadaniowych F-35, 18 dronów uderzeniowych MQ-9B Sky Guardian oraz bomb i rakiet do samolotów F-16. Urzędnicy przyjrzą się także kontraktom na eksport do Arabii Saudyjskiej 3 tysięcy naprowadzanych satelitarnie bomb lotniczych GBU-39/B SDB I. Warto przypomnieć, że te transakcje już wcześniej usiłowała zablokować w Kongresie USA Partia Demokratyczna, z ramienia której kandydował Joe Biden. Czy to oznacza, że los umów jest przesądzony? I czy ponownej weryfikacji zostaną poddane także umowy zawarte z Polską?
Stany Zjednoczone są największym na świecie eksporterem uzbrojenia i sprzętu wojskowego. Według raportów Sztokholmskiego Międzynarodowego Instytutu Badań nad Pokojem (Stockholm International Peace Research Institute – SIPRI) firmy z USA zgarniają około 35–40% globalnego rynku wycenianego na około 400–500 mld dolarów. Myliłby się jednak ten, kto sądziłby, że skoro Amerykanie szczycą się demokracją wolnorynkową, to działające na terenie USA koncerny zbrojeniowe mogą sprzedawać swoje produkty komu chcą bez żadnych ograniczeń.
Prawo amerykańskie jest tak skonstruowane, że tamtejszy rząd i Kongres muszą się zgodzić niemal na każdą umowę zbrojeniową. Wyjątki są rzadkie, a realia takie, że jeżeli dana firma chce robić interesy z US Armed Forces, czyli Siłami Zbrojnymi USA, to raczej nie będzie wykorzystywała luk w przepisach, aby sprzedać bez rządowej zgody nawet niewielką ilość broni czy sprzętu wojskowego za granicę.
Ktoś powie, że co za problem uzyskać aprobatę Kongresu i administracji rządowej, gdy w grę wchodzą miliardy dolarów, a państwo-klient nie jest jawnym politycznym oponentem USA. Ostatnie wydarzenia pokazują jednak dobitnie, że zawarcie umowy z niektórymi państwami wcale nie jest takie oczywiste i proste, a miliardy, ba dziesiątki miliardów dolarów mogą nie wystarczyć jako argument na „tak”.
Niedawno administracja prezydenta Joe Bidena zdecydowała o ponownym przeanalizowaniu umów zbrojeniowych zawartych w ostatnich miesiącach przez Donalda Trumpa. Choć kontraktów takich było sporo, amerykańskie media wskazują – sprawę jako pierwszy ujawnił „Wall Street Journal” – że pod lupę trafią przede wszystkim umowy dotyczące sprzedaży Zjednoczonym Emiratom Arabskim 50 samolotów wielozadaniowych F-35, 18 dronów uderzeniowych MQ-9B Sky Guardian oraz bomb i rakiet do samolotów F-16. Urzędnicy ponownie przyjrzą się także umowie na eksport do Arabii Saudyjskiej 3 tys. naprowadzanych satelitarnie bomb lotniczych GBU-39/B SDB I.
Eksperci branżowi podkreślają, że decyzje Joe Bidena w tej sprawie nie powinny nikogo dziwić. Patria Demokratyczna, z ramienia której Biden kandydował na urząd prezydenta, bardzo długo robiła wszystko, aby zablokować wymienione kontrakty. W Senacie przeszły one większością zaledwie kilku głosów. Upór administracji Donalda Trumpa i republikanów w tej sprawie był na tyle duży, że wart 10 mld dolarów kontrakt na dostawę samolotów F-35 dla Zjednoczonych Emiratów Arabskich podpisano zaledwie godzinę przed zaprzysiężeniem Joe Bidena!
I choć amerykańska administracja rządowa uspokaja, że procedura ponownego przeanalizowania umów zbrojeniowych to standardowa czynność każdego nowego prezydenta USA, los kontraktów o łącznej wartości ponad 23 mld dolarów jest jednak pod dużym znakiem zapytania. Dlaczego? Patria Demokratyczna sprzeciwiała się sprzedaży broni Zjednoczonym Emiratom Arabskim i Arabii Saudyjskiej, wskazując, że zostanie ona wykorzystana podczas wojny domowej w Jemenie, w której ZEA i Arabia Saudyjska wspierają rząd walczący z proirańskimi bojówkarzami z Huti. I choć parlamentarzyści Partii Demokratycznej nie stawali po stronie proirańskiej opozycji, argumentowali, że w konflikcie tym cierpią cywile i nie ma powodu, aby dodatkowo go eskalować, wzmacniając potencjał militarny ZEA i Arabii Saudyjskiej.
Wkrótce się okaże, czy Joe Biden popiera te obawy na tyle, aby zerwać podpisane kontrakty. Ma przecież świadomość, jakie będą tego polityczne i finansowe konsekwencje. Polityczne, bo Arabia Saudyjska to bliski regionalny partner USA, stanowiący przeciwwagę dla Iranu. Gospodarcze, bo trudno się spodziewać, aby w kontraktach nie zapisano kar finansowych za ich zerwanie (czyli niedotrzymanie warunków umowy).
Pytanie, które w tym miejscu właściwie nasuwa się samo, brzmi, czy inne państwa mogą obawiać się, że podpisane przez nich kontrakty zbrojeniowe z amerykańskimi firmami kiedyś (z różnych przyczyny) zostaną także zweryfikowane, a nawet zerwane. Odpowiedź brzmi – tak, muszą się z tym liczyć, ale to zależy od nich samych. Dobrym przykładem jest Turcja, która zamówiła samoloty F-35 i ich… nie otrzyma. Jednak z powodu bliskiej zażyłości z Rosją (oraz zakupu rosyjskich systemów przeciwlotniczych S-400). Pokazuje to doskonale, że Amerykanie nad interes gospodarczy stawiają interesy geopolityczne. Gdy ktoś zawiera sojusz polityczny z ich przeciwnikiem, to naprawdę nie powinien się spodziewać, że Stany Zjednoczone sprzedadzą mu swoją najbardziej zaawansowaną broń.
A Polska? W mojej ocenie jesteśmy w luksusowej sytuacji jako najbliższy sojusznik Stanów Zjednoczonych w tej części Europy (a może i na całym Starym Kontynencie). Ale to nie jedyny powód. Agresywna polityka Rosji i Białorusi, z prezydentem tak jasno jak Joe Biden deklarującym przywiązanie do wartości demokratycznych i bezpieczeństwa gwarantowanego przez Sojusz Północnoatlantycki, może tylko umocnić nasze relacje z USA zarówno polityczne, jak i gospodarczo-militarne. I jeżeli chcielibyśmy kupić kolejne zaawansowane systemy uzbrojenia ze Stanów Zjednoczonych, to naprawdę może być trudno o lepszy moment.
autor zdjęć: U.S. Air Force
komentarze