moja polska zbrojna
Od 25 maja 2018 r. obowiązuje w Polsce Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych, zwane także RODO).

W związku z powyższym przygotowaliśmy dla Państwa informacje dotyczące przetwarzania przez Wojskowy Instytut Wydawniczy Państwa danych osobowych. Prosimy o zapoznanie się z nimi: Polityka przetwarzania danych.

Prosimy o zaakceptowanie warunków przetwarzania danych osobowych przez Wojskowych Instytut Wydawniczy – Akceptuję

Biblią w bolszewików

Czym był kod o kryptonimie „Rewolucja”, do czego podczas Bitwy Warszawskiej posłużyła Polakom Biblia i dlaczego Sowieci nie uwierzyli w autentyczność najtajniejszych polskich dokumentów, które przypadkiem udało im się zdobyć – wojna przeciwko bolszewikom rozgrywała się nie tylko na bitewnych polach. Była też grą wywiadów.


Radiostacja 1 Dywizji Piechoty Legionów, 1920 r. Źródło zdjęcia: Wojskowe Biuro Historyczne

12 sierpnia 1920 roku pomiędzy sztabami sowieckich armii i dywizji rozpoczęła się gorączkowa wymiana depesz. Były one zaszyfrowane w odmienny niż dotąd sposób. Bolszewicy sięgnęli po nowy kod o kryptonimie „Rewolucja”. Wiadomości trafiały jednak nie tylko w ręce czerwonych dowódców. Przechwytywali je także polscy specjaliści od radiowywiadu. Tak działo się od miesięcy. Teraz w ich rękach znalazła się między innymi depesza, którą dowództwo 16 Armii wysłało do podległych sobie jednostek. Ale kryptolodzy stanęli przed nie lada wyzwaniem. Jak w krótkim czasie odcyfrować jej treść? Armia Czerwona stała już na przedpolach Warszawy. Każda kolejna godzina mogła mieć kolosalne znaczenie dla dalszych losów Polski. „Możecie sobie wyobrazić z jakim napięciem zabraliśmy się do roboty – wspominał po latach w audycji Radia Wolna Europa ppłk Jan Kowalewski, twórca polskiej komórki radiowywiadu. – Szczęśliwie w niespełna godzinę szyfr zaczął się rozwiązywać. Jeszcze depesza ta nie była w pełni odczytana, gdy już wiedzieliśmy z fragmentów, że jest to wielki rozkaz o decydującym natarciu na samą Warszawę”. Wagę tej informacji wprost trudno było przecenić.

Noc z depeszami

Wszystko zaczęło się na przełomie sierpnia i września 1919 roku, kiedy to młody Kowalewski, wówczas jeszcze porucznik, pełnił nocny dyżur w Sztabie Generalnym. „Miałem posegregować depesze radiowe z nasłuchu i powysyłać do odpowiednich komórek. Wtedy wpadła w moje ręce spora sterta zaszyfrowanych depesz bolszewickich. Nie wytrzymałem i zabrałem się do pracy. Spędziłem tak całą noc. Depesze udało mi się odszyfrować” – opowiadał we wspomnianej audycji.

Wkrótce zwierzchnicy powierzyli mu misję utworzenia zespołu specjalistów od kryptoanalizy. Sowieckie rozkazy i meldunki zaczęto odczytywać całymi seriami. – Szyfry nie były przesadnie skomplikowane, a bolszewicy nie zmieniali ich ani zbyt często, ani też zbyt radykalnie. W dodatku Kowalewski jeszcze przed odrodzeniem Polski, służył w rosyjskiej armii. Podczas wojny trafił do wojsk inżynieryjnych, którym podlegały oddziały łączności. Znał specyfikę pracy rosyjskich kryptologów, a bolszewicy sięgnęli przecież po ich doświadczenia – uważa Kacper Śledziński, historyk i autor książek poświęconych wywiadowi II RP oraz wojnie polsko-bolszewickiej. – Począwszy od jesieni 1919 roku sztab naczelnego wodza znał każdy ruch Armii Czerwonej. Kampania nie była prowadzona w ciemno – dodaje.

Dzięki radiowywiadowi Polacy poznali na przykład rozmieszczenie oraz siłę bolszewickich wojsk na Ukrainie, dzięki czemu mogli z powodzeniem zrealizować wyprawę na Kijów. Kryptolodzy zdobyli też informacje o przygotowaniach do kontrofensywy Michaiła Tuchaczewskiego na Białorusi, choć w tym akurat wypadku nie były one kompletne. Mimo wysiłków, nie udało się ustalić dokładnej daty ataku. Kolosalne znaczenie miało za to przechwycenie i rozszyfrowanie rozkazu Włodzimierza Lenina, który w decydującej fazie wojny postanowił znacząco zrewidować sowieckie plany. Wódz rewolucji początkowo zakładał, że sunące na Polskę armie Frontu Zachodniego pod wodzą wspomnianego już Tuchaczewskiego oraz Frontu Południowo-Zachodniego Aleksandra Jegorowa, połączą się na linii Niemna i Bugu, po czym wspólnie uderzą na Warszawę. W drugiej połowie lipca jednak zmienił zdanie. Powód? Tuchaczewski słał do niego meldunki, z których jasno wynikało, że polskie oddziały znalazły się w rozsypce. Lenin uznał więc, że do opanowania Warszawy wystarczą siły Frontu Zachodniego, zaś oddziały Jegorowa powinni skupić się na zdobyciu Lwowa i ruszyć na południe Europy. Co prawda według innej dyrektywy, oddziały Tuchaczewskiego miały w decydującym momencie uzyskać wsparcie 12 Armii i Armii Konnej Siemiona Budionnego, jednak w praktyce nigdy tak się nie stało. Od stolicy dzielił je zbyt duży dystans. Piłsudski, świadom zamieszania w sowieckich szeregach, mógł zacząć przygotowania do tzw. wielkiej kombinacji. Częścią tego planu było uderzenie od południa w słabe skrzydło Frontu Zachodniego.

Biblia w eterze

13 sierpnia 1920 roku Armia Czerwona ruszyła do ataku na Warszawę. Pierwsze uderzenie zostało wyprowadzone z północnego wschodu. Polacy dzięki pracy kryptologów wiedzieli, że tak się stanie, a mimo to początek konfrontacji nie był dla nich udany. W ręce nieprzyjaciela wpadł Radzymin, bolszewicy przedostali się też w okolice Ossowa. Po ciężki bojach ich marsz udało się zahamować. Do tego na północ od stolicy bolszewickie siły zostały związane przez 5 Armię gen. Władysława Sikorskiego. W jednej chwili korzystna dla Polaków sytuacja mogła jednak ulec radykalnej zmianie.

Zgodnie z pierwotnym planem, część wojsk bolszewików miała obejść Warszawę od północy, po czym zaatakować ją od strony zachodniej. Kiedy jednak do boju wkroczyli żołnierze Sikorskiego, Tuchaczewski zmienił zdanie. Postanowił, że zawróci część swoich sił maszerujących w kierunku Torunia i rzuci je przeciwko 5 Armii. Tak się jednak nie stało. Powód? Tuchaczewski nie był w stanie dotrzeć z rozkazami do swojej 4 Armii. Polacy przestroili bowiem jedną z warszawskich radiostacji na sowiecką częstotliwość i przez dwie doby zagłuszali ją, śląc w eter fragmenty Biblii wystukiwane alfabetem Morse'a. 4 Armia pozbawiona łączności ze sztabem frontu nadal maszerowała na Toruń, zaś Sikorski wyszedł na tyły wojsk oblegających Warszawę. Niebawem ruszyło potężne kontruderzenie znad Wieprza, które całkowicie rozbiło południowe skrzydło bolszewików. Armia Czerwona została zmuszona do chaotycznego odwrotu.

– Działania wywiadowcze, a szczególnie praca specjalistów od kryptoanalizy niewątpliwie przyczyniły się do sukcesu polskich wojsk, choć trudno uznać, że to właśnie one zdecydowały o zwycięstwie. Sam radiowywiad wojny by nie wygrał. Do tego potrzebne było jeszcze dobre dowodzenie, ogromna determinacja żołnierzy i trochę szczęścia – przekonuje Śledziński. Zresztą niezależnie od tego, że Polacy łamali szyfry i odczytywali tysiące depesz Armii Czerwonej, na froncie długo walczyli ze zmiennym szczęściem. – Czasem dochodziło do sytuacji takich, jak choćby ta w zwycięskiej bitwie pod Komarowem. Uczestniczący w niej płk Aleksander Pragłowski po latach wspominał, że zanim informacje wywiadowcze dotarły do dowodzącego polskimi wojskami gen. Juliusza Rómmla, ten zdążył wygrać starcie z armią Budionnego – tłumaczy Śledziński. – Trzeba pamiętać, że polscy kryptolodzy pracowali w Warszawie. Kiedy walki toczyły się z dala od stolicy obieg informacji był odpowiednio dłuższy, a przecież sytuacja na froncie, zwłaszcza w końcowej fazie wojny była niezwykle dynamiczna. Niezależnie jednak od tego, powtórzmy raz jeszcze, wkład polskich kryptologów w pobicie bolszewików uznać trzeba za znaczący – dodaje. Podobnego zdania było polskie dowództwo. Kiedy po wojnie szef Sztabu Generalnego, gen. Sikorski, dekorował Kowalewskiego Orderem Virtuti Militari, ponoć pochylił się nad nim i szepnął: „To za wygranie wojny, panie poruczniku”.

A Sowieci? – Oni korzystali przede wszystkim z wywiadu, który mieli na zapleczu frontu – wyjaśnia Śledziński i dodaje, że również mieli swoje sukcesy. – Dzięki dobremu rozpoznaniu podczas operacji kijowskiej zdołali wycofać wojska w zorganizowany sposób, a potem wyprowadzić kontrofensywę – zauważa historyk. Im dłużej jednak trwała wojna, tym przewaga Polaków w starciu wywiadów była większa. W decydującej chwili bolszewikom mogło jeszcze pomóc szczęśliwe zrządzenie losu. W początkach Bitwy Warszawskiej w ich ręce wpadł mapnik z dokładnym planem kontruderzenia znad Wieprza. Znaleźli go przy poległym majorze Wacławie Drohojowskim. Tuchaczewski nie uwierzył jednak w autentyczność dokumentów. Uznał, że to zaaranżowana przez Polaków próba dezinformacji. – Był to oczywiście poważny błąd, ale trzeba pamiętać, że na wojnie takie rzeczy się zdarzały. Sowieccy sztabowcy mieli mało czasu na decyzję. Najwyraźniej też nie potrafili potwierdzić tej informacji w innych źródłach – zaznacza Śledziński.

16 sierpnia polska armia wyprowadziła uderzenie w południowe skrzydło prących na Warszawę Sowietów i całkowicie odwróciła losy wojny.

Korzystałem z następujących książek: Norman Davies, Orzeł biały. Czerwona gwiazda, Kraków 2006; Andrzej Pepłoński, Kontrwywiad II Rzeczypospolitej, Warszawa 2002; Grzegorz Nowik, Zanim złamano Enigmę. Polski radiowywiad podczas wojny z bolszewicką Rosja 1919-1920, Warszawa 2004; Kacper Śledziński, Wojna polsko-bolszewicka. Konflikt, który zmienił bieg historii, Kraków 2020.

Łukasz Zalesiński

autor zdjęć: Wojskowe Biuro Historyczne

dodaj komentarz

komentarze


Zostań podchorążym wojskowej uczelni
 
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Podlasie jest bezpieczne
Olympus in Paris
Jak Polacy szkolą Ukraińców
Kolejne FlyEye dla wojska
Będzie nowa fabryka amunicji w Polsce
Nasza Niepodległa – serwis na rocznicę odzyskania niepodległości
Ämari gotowa do dyżuru
Karta dla rodzin wojskowych
Polskie „JAG” już działa
Gogle dla pilotów śmigłowców
Fabryka Broni rozbudowuje się
Żołnierze z Mazur ćwiczyli strzelanie z Homarów
Wzlot, upadek i powrót
Szturmowanie okopów
Udane starty żołnierzy na lodzie oraz na azjatyckich basenach
Trzynaścioro żołnierzy kandyduje do miana sportowca roku
Lotnicza Akademia rozwija bazę sportową
Komplet Black Hawków u specjalsów
1000 dni wojny i pomocy
Jacek Domański: Sport jest narkotykiem
Wojna na planszy
Kancelaria Prezydenta: Polska liderem pomocy Ukrainie
Silne NATO również dzięki Polsce
Zmiana warty w PKW Liban
Wicepremier na obradach w Kopenhadze
Wojskowy Sokół znów nad Tatrami
Wielka pomoc
NATO odpowiada na falę rosyjskich ataków
Czarna taktyka czerwonych skorpionów
Hokeiści WKS Grunwald mistrzami jesieni
Rosomaki w rumuńskich Karpatach
Zawsze z przodu, czyli dodatkowe oko artylerii
Jutrzenka swobody
Operacja „Feniks” – pomoc i odbudowa
Triatloniści CWZS-u wojskowymi mistrzami świata
Czworonożny żandarm w Paryżu
Polskie mauzolea i wojenne cmentarze – miejsca spoczynku bohaterów
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Roboty jeszcze nie gotowe do służby
Siła w jedności
Olimp w Paryżu
Mamy BohaterONa!
Żaden z Polaków służących w Libanie nie został ranny
Powstaną nowe fabryki amunicji
Powstanie Fundusz Sztucznej Inteligencji. Ministrowie podpisali list intencyjny
Umowa na BWP Borsuk w tym roku?
Kamień z Szańca. Historia zapomnianego karpatczyka
Baza w Redzikowie już działa
Polacy pobiegli w „Baltic Warrior”
Kto dostanie karty powołania w 2025 roku?
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Pod osłoną tarczy
Nurkowie na służbie, terminal na horyzoncie
Ostre słowa, mocne ciosy
Breda w polskich rękach
Patriotyzm na sportowo
Medycyna w wersji specjalnej

Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO