W październiku w Sydney na Invictus Games, organizowanych przez fundację księcia Harry’ego, spotka się około 500 zawodników z 18 państw. Będą walczyć o medale w 11 dyscyplinach. Po raz pierwszy do tej walki włączą się polscy weterani poszkodowani. W sierpniowym numerze „Polski Zbrojnej” opowiadają o tym, jak przygotowują się do tych prestiżowych zawodów.
To były intensywne dwa tygodnie. Od rana do wieczora wypełnione ćwiczeniami, treningami, ale także masażami i zabiegami rehabilitacyjnymi. W Ośrodku Szkoleniowo-Kondycyjnym w Mrągowie weterani poszkodowani spotkali się na turnusie sportowo-kondycyjnym. Pod fachowym okiem trenerów, którzy szkolą polskich paraolimpijczyków, grali w siatkówkę na siedząco, strzelali z łuku, trenowali rzuty dyskiem i kulą, wiosłowali, pływali i jeździli na rowerach. Były to przygotowania do startu w zawodach, które jesienią odbędą się w Australii.
W październiku w Sydney na Invictus Games, organizowanych przez fundację księcia Harry’ego, członka brytyjskiej rodziny królewskiej, spotka się około 500 zawodników z 18 krajów. Będą walczyć o medale w 11 dyscyplinach sportowych. Po raz pierwszy do tej walki włączą się polscy weterani poszkodowani. Są wśród nich także najciężej ranni, którzy na misji stracili ręce czy nogi lub poruszają się na wózkach. Większość zawodników wystartuje w kilku konkurencjach. „Co roku reprezentacje weteranów z różnych krajów biorą udział w zawodach, których celem jest pokazanie siły sportu oraz własnej determinacji, a także zainspirowanie innych weteranów do startu w kolejnych igrzyskach”, przypomina płk Leszek Stępień, dyrektor Centrum Weterana Działań poza Granicami Państwa, które jest organizatorem wyjazdu na Invictus Games.
Podczas turnusu w Mrągowie weteranów odwiedził przedstawiciel fundacji Invictus Games. Ocenił przygotowania do igrzysk oraz pomógł dopasować zawodników do odpowiednich kategorii, na które podzielone są dyscypliny sportowe. Pod uwagę należało wziąć m.in. rodzaj i stopień niepełnosprawności zawodnika.
W turnusie sportowo-kondycyjnym wzięło udział 25 weteranów, 15 to team podstawowy, dziesięciu jest w rezerwie. Ćwiczyli wszyscy. Trenerzy podkreślali, że postępy były widoczne z dnia na dzień. Przez kilka dni obserwowaliśmy treningi.
Królowie szos
Po śniadaniu w trasę wyruszali kolarze. Mazurskie drogi są dla nich dobre, bo ruch nie jest duży. „Dziś robiliśmy trening siłowo-wytrzymałościowy, w ciągu trzech godzin przejechaliśmy 85 km, często pod górę i pod wiatr. Trener uczy nas techniki jazdy na rowerze, jak należy przyspieszać i zwalniać, wykonujemy też ćwiczenia wzmacniające mięśnie nóg”, opowiadał Jakub Tynka, który do startu w Sydney wybrał m.in. kolarstwo szosowe. Ma nadzieję, że 45-procentowy uszczerbek na zdrowiu (m.in. uszkodzony splot barkowy i słabsza lewa ręka) nie przeszkodzą mu w osiągnięciu dobrego rezultatu. W Sydney zamierza przejechać dystans 2,5 km na pełnym gazie, czyli ze średnią prędkością 35–38 km/h. Wystartuje także w pływaniu oraz w biegach: na 100 m i w sztafecie 4x100 m.
Zapał dyskobola
Krótko po 9.00 na stanowisku lekkoatletycznym (rzut dyskiem i pchnięcie kulą) pojawiał się Marcin Chłopeniuk. Jechał na wózku, w towarzystwie ojca. Jest jednym z najciężej poszkodowanych żołnierzy. Osiem lat temu w Afganistanie podczas ostrzału bazy został ranny w głowę. Porażenie połowiczne z niedowładem – brzmiała lekarska diagnoza. Ze względu na paraliż lewej strony ciała został przeniesiony w stan spoczynku. W Sydney wystartuje w rzucie dyskiem i pchnięciu kulą. „Złapałem już technikę, robię postępy, chcę ćwiczyć więcej, ale trener mnie zatrzymuje”, opowiadał w przerwie między jednym a drugim rzutem. „To twardy chłopak, dawniej walczył jako żołnierz, teraz jako sportowiec. Muszę jednak pilnować, aby za bardzo nie męczył sprawnej ręki – nasza dzienna norma to 40 rzutów”, tłumaczył trener Aleksander Popławski.
Woda wciąga
Na basenie trening rozpoczynał się o 10.00. Ale niektórzy zawodnicy byli już wcześniej. Na rozgrzewkę przepływali 200 m, potem od półtora do 2 km, i tak dwa razy dziennie. „Mają charakter, są uparci”, oceniał Zbigniew Sajkiewicz, trener Integracyjnego Klubu Sportowego AWF w Warszawie. Początkowo sukcesem było przepłynięcie jednego basenu. Pod koniec turnusu 200 m nie jest problemem. „Nie będziemy bić rekordów świata, ale nauczę ich oddechu i techniki. Pływanie polega na gibkości, potrzebna jest duża ruchomość wszystkich stawów. Zawodnicy mają ukryte urazy, ale w wodzie doskonale je widać. Cierpią, ale płyną. I robią postępy”, tłumaczył. Dobrym wynikiem będzie przepłynięcie dystansu 100 m w 1 minutę 30 sekund. Zbigniew Sajkiewicz podkreślał, że muszą jeszcze potrenować, ale nie wykluczał, że mogą zawalczyć w Sydney o medale.
Celem jest łucznictwo
Niektórzy zawodnicy wybrali dyscypliny, z którymi dotychczas nie mieli do czynienia, np. strzelanie z łuku. Z 20 m trzeba trafić do tarczy o średnicy 40 cm. Celem jest znajdujące się w jej środku koło, nazywane żółtkiem. „Chcesz strzelać z łuku jak Rambo czy jak Robin Hood?”, zapytał zawodników na pierwszym spotkaniu trener. Ci, którzy wybrali pierwszą opcję, dostali łuki klasyczne, pozostali – bloczkowe. W tej drugiej grupie znalazł się m.in. Janek Koczar. Zanim na misji na Bałkanach stracił nogę w wybuchu miny, był strzelcem wyborowym w 16 Batalionie Powietrznodesantowym. „Przede mną jeszcze sporo pracy i wiele oddanych strzałów”, mówi. Uważa, że nie jest to łatwa dyscyplina. „Łucznictwo to techniczny sport. Liczą się powtarzalność i pamięć mięśniowa. Trzeba wyłączyć głowę, a wtedy wytrenowane ciało zrobi swoje i strzały będą trafiać”, tłumaczył Ryszard Bukański, trener, który na co dzień przygotowuje do startu paraolimpijczyków. Był zadowolony z postępów swoich podopiecznych. Podczas treningów oddają 60–70 strzałów. Szybko się uczą. „Na igrzyskach w Sydney oddadzą dziesięć strzałów, mogą zdobyć 300 punktów. Będę zadowolony, gdy osiągną 250”, mówił Bukański.
Siódme poty wioślarzy
Gdy w hali sportowej ćwiczą wioślarze, pot leje się strumieniami, bo jest to jeden z cięższych treningów. W Sydney wystartuje w tej konkurencji m.in. Dariusz Liszka, który na VII zmianie PKW Afganistan stracił rękę, gdy rosomak wjechał na ajdika. Darek zaczynał dzień od treningu w basenie (to jego druga dyscyplina), średnio przepływa 2 km. Po południu szedł wiosłować. „Wioślarstwo to sport wytrzymałościowy. Trzeba być szybkim, silnym i wytrzymałym oraz – co ważne – dobrze rozłożyć siły i utrzymać tempo”, tłumaczył trener Michał Sadowski, reprezentant Polski w tej dyscyplinie z Klubu Sportowego Inwalidów w Szczecinie. „W maju po raz pierwszy usiadłem na ergometrze, czyli na maszynie wioślarskiej, i okazało się, że nieźle mi idzie: w ciągu minuty „przepłynąłem” ponad 300 m; w drugiej konkurencji, czyli przez 4 minuty, pokonałem dystans około kilometra”, opowiadał Darek Liszka. Zapowiedział, że do października ma zamiar poprawić te wyniki i powalczyć o miejsce na podium.
Zmagania z siatką
Dzień zakończył trening w siatkówce na siedząco. Rozpoczął się od prostych ćwiczeń – trzeba odbić piłkę rzuconą przez trenera, ale odbić miękko i nie za wysoko, bo wtedy większe jest ryzyko popełnienia błędu. Trzeba także szybko przemieszczać się (czyli przesuwać) po boisku. Połączenie tych dwóch ruchów wcale nie jest łatwe. „Musicie się odwracać w tę stronę, z której leci piłka”, tłumaczył Bożydar Abadżijew, trener piłki siatkowej na siedząco reprezentacji Polski. Po rozgrzewce zaczynał się mecz. Drużyna to sześciu zawodników i trzech rezerwowych. Dziś jeszcze za wcześnie na wyrokowanie, kto zagra w Sydney. „Jedziemy, aby walczyć. Jestem przekonany, że będziemy grać o medal”, podkreślał trener. Łukasz Wojciechowski, który wystartuje w siatkówce na siedząco (a także w łucznictwie, wioślarstwie i pływaniu), stawia na srebro. Jeśli uda się zdobyć medal, zadedykuje go córeczce Gai, która urodziła się w sierpniu.
Wyzwanie dla ośrodka
Komendant ppłk Wojciech Choiński wytypowanie WOSzK-u w Mrągowie do przygotowania polskiej reprezentacji na Invictus Games traktuje jako wyróżnienie, ale i wyzwanie. Ośrodek został wyposażony w niezbędny sprzęt sportowy potrzebny zawodnikom do ćwiczeń. Kupiono m.in. łuki, ergometry, kule i dyski lekkoatletyczne. Otoczony wodami jeziora Czos i położony na Półwyspie Czterech Wiatrów Ośrodek Szkoleniowo-Kondycyjny w ostatnich latach przeszedł gruntowną modernizację – zyskał salę gimnastyczną, baseny pływacki i nurkowy, a także kompleks odnowy biologicznej i rehabilitacji. Co ważne, infrastruktura jest dostosowana do potrzeb osób niepełnosprawnych. Weterani poszkodowani dobrze znają tę placówkę, gdyż przyjeżdżają tu na turnusy readaptacyjno-kondycyjne.
„Liczymy na to, że po nowelizacji ustawy o weteranach turnusy te staną się kolejnym filarem naszej działalności. Dowództwo Garnizonu Warszawa dokłada wszelkich starań, aby warunki, jakie oferujemy, były na jak najwyższym poziomie”, mówi ppłk Wojciech Choiński.
autor zdjęć: Michał Niwicz
komentarze