moja polska zbrojna
Od 25 maja 2018 r. obowiązuje w Polsce Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych, zwane także RODO).

W związku z powyższym przygotowaliśmy dla Państwa informacje dotyczące przetwarzania przez Wojskowy Instytut Wydawniczy Państwa danych osobowych. Prosimy o zapoznanie się z nimi: Polityka przetwarzania danych.

Prosimy o zaakceptowanie warunków przetwarzania danych osobowych przez Wojskowych Instytut Wydawniczy – Akceptuję

„Bracia Moskale” w AK

Rosjanie w niemieckiej niewoli mieli najczęściej dwie możliwości: powolną śmierć głodową w obozach jenieckich lub kolaborację w oddziałach pomocniczych na froncie, takich jak tzw. Ostlegion. Ci, którym udało się z nich uciec nierzadko przystępowali do polskich oddziałów partyzanckich, gdzie mogli pomścić swoją klęskę lub odkupić winy.

Polityka Stalina wobec Polskiego Państwa Podziemnego była jednoznacznie wroga – dążył do jak najszybszego zniszczenia jego struktur wojskowych i politycznych, by móc podporządkować sobie Polskę. Do walki z polską konspiracją zostały rzucone potężne siły NKWD, Smierszu (Smiert Szpionom – Śmierć Szpiegom), a także Armii Czerwonej, która nie tylko wyzwalała polskie ziemie, ale była też gwarantem i ostoją dla nowej władzy. Jednak nawet i w tym wypadku znalazły się odstępstwa od reguły – Mickiewiczowscy „bracia Moskale”, którzy ramię w ramię z żołnierzami AK i pod dowództwem akowskich oficerów walczyli z niemieckimi najeźdźcami. I nie chodzi tutaj o jednostki Armii Czerwonej, które na przykład taktycznie współdziałały z AK przy wyzwalaniu Wilna czy innych polskich miast w czasie akcji „Burza”.

W powszechnej świadomości utrwalił się fakt współpracy Sowietów z organizowanymi przez polskich komunistów oddziałami Gwardii Ludowej, a następnie Armii Ludowej. Oddziały te były dozbrajane i zaopatrywane za pomocą zrzutów oraz zasilane (a często dowodzone) przez sowieckich skoczków spadochronowych; współpracowały też z sowiecką partyzantką i wkraczającymi na ziemie polskie regularnymi jednostkami Armii Czerwonej. Bardzo mało znany jest natomiast fakt istnienia w strukturach wielkich jednostek Armii Krajowej rosyjskich oddziałów partyzanckich całkowicie podporządkowanych (często wbrew wyższemu dowództwu sowieckiemu) dowództwu AK. Zdarzało się, że żołnierze tych oddziałów odmawiali przejścia pod zwierzchnictwo AL, a nawet powrotu w szeregi Armii Czerwonej. Decydował o tym często nie tylko strach przed śledztwem Smierszu, lecz także autentyczne braterstwo broni z akowcami.

Za Polszę

Śledząc dzieje wielkich jednostek Armii Krajowej mobilizowanych w ramach akcji „Burza” – począwszy od 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK, a skończywszy na korpusach AK mobilizowanych w centralnej części Polski – można natknąć się na mniejsze lub większe wzmianki o rosyjskich oddziałach wchodzących w ich skład. Warto w związku z tym przyjrzeć się mekce polskich partyzantów, którą dzięki niedostępnym górom i lasom była ziemia świętokrzyska. Tutaj też jak w soczewce skupiła się – prócz walki z Niemcami – rywalizacja, często krwawa, między oddziałami Armii Krajowej, Armii Ludowej, Narodowych Sił Zbrojnych i Batalionów Chłopskich. Od lata 1944 roku zaostrzyło ją zbliżanie się Armii Czerwonej i coraz intensywniejsza penetracja tych terenów przez sowieckich spadochroniarzy. W tym tyglu operowały również sformowane przez Niemców oddziały Ostlegionen – Legionów Wschodnich – i innych kolaboracyjnych jednostek składających się z byłych obywateli Związku Sowieckiego (miejscowa ludność, której mocno dali się we znaki, nazywała ich niezależnie od narodowości Kałmukami). W kolaboranckich „oddziałach wschodnich” coraz częściej dochodziło do dezercji. Ludzie, którzy nierzadko za dodatkową kromkę chleba w obliczu śmierci głodowej w niemieckim obozie zdradzili swą sowiecką ojczyznę, teraz, czując bliską klęskę Niemców, przyłączali się do polskiej partyzantki. W ten sposób ratowali się też jeńcy sowieccy, którym udało się uciec z obozów. Czasami do oddziałów AK czy nawet NSZ dołączali też spadochroniarze sowieccy, zmuszani do tego przez niemieckie obławy.

Zostajemy w AK!

Jednym z oddziałów partyzanckich w lasach iłżeckich był batalion „Potoka” – por. Wincentego Tomasika, który na początku lipca 1944 roku w czasie koncentracji oddziałów AK w ramach „Burzy” stał się zalążkiem Pułku Piechoty AK „Ziemi Iłżeckiej” (z przeznaczeniem do 2 Dywizji Piechoty AK płk. Antoniego Żółkiewskiego „Lina”). Do października 1944 roku oddział „Potoka” osiągnął stan 600 ludzi. W jego skład weszła też osiemdziesięcioosobowa kompania Rosjan – głównie uciekinierów z obozów i dezerterów „od Własowa”. Dowodził nimi starszyna o pseudonimie „Sasza”. Jak wspomina jeden z żołnierzy „Potoka” – Stanisław Kosicki „Bohun”: „Szczególnym echem odbiły się próby przejęcia ich przez Armię Ludową. «Potok» pozostawił im wolną rękę. Odmówili i pozostali w naszych szeregach. Zjednało to im naszą sympatię”. Kompania Rosjan z własnej inicjatywy – jak podkreśla Stanisław Kosicki – pełniła rolę oddziału gospodarczego, odpowiedzialnego w batalionie za przygotowywanie posiłków i porządek w obozie wojskowym.

W tragicznej dla batalionu „Potoka” bitwie pod Piotrowym Polem 1 października 1944 roku, w której został przez Niemców rozbity, Rosjanie pokazali swoją wielką wartość bojową. Akowcy zostali otoczeni przez przeważające siły nieprzyjaciela, wspierane przez czołgi, działa samobieżne, artylerię i lotnictwo. Wtedy okazało się, że ich rosyjscy towarzysze broni są wytrawnymi „niszczycielami” czołgów, zaprawionymi w walce minerskiej. To między innymi dzięki ich poświęceniu, niemieckie czołgi nie rozjechały zupełnie polskich partyzantów, a kilka z nich zostało wyłączonych z walki przy użyciu wiązek granatów. Ludzie „Saszy” wyszli z tej walki zdziesiątkowani.

W oddziale „Starego”, „Furgalskiego” – kapitana Józefa Wyrwy, jednego z najlepszych dowódców partyzanckich, działającego w powiatach opoczyńskim, koneckim, włoszczowskim i kieleckim – znajdowała się grupa Rosjan, przeważnie uciekinierów z obozów jenieckich. Kapitan w swym „Pamiętniku partyzanta” wymienia ich: Afanazjew, Aleksy, Danilenko, Dymitr, Grisza (skoczek spadochronowy), Guzejrow, Iwan, Kulsza, Limanow, Mietek, Mikołaj, Miszka, Mitia, Prygow, Rechmatuła, Kazik Święcicki (rodowity Polak), Szasza i dwóch Rusinów zakarpackich, dezerterów z armii węgierskiej. Warto zaznaczyć, że oddział „Starego”, nim stał się częścią 25 Pułku Piechoty AK „Ziemi Piotrkowskiej” 4 października 1944 roku, wcześniej należał do Narodowych Sił Zbrojnych (pod kryptonimem „Las 2”). Kpt. Józef Wyrwa tak pisze o rosyjskiej grupie w swym oddziale: „Nie jestem komunistą, podobnie jak chyba nikt z moich partyzantów, ale uważałem, iż w czasie wojny należy współpracować z każdym, kto walczył ze wspólnym nam wrogiem. Kiedy natknęli się na nas jeńcy rosyjscy, którzy zbiegli z niewoli, przyjąłem ich do oddziału. Otrzymali broń i traktowani byli na równi z Polakami”. Gdy w lipcu 1944 roku oddział napotkał w lasach spalskich (powiat opoczyński) spadochroniarzy sowieckich, kapitan Wyrwa dał – podobnie jak por. „Potok” – podkomendnym Rosjanom wolną rękę. Mogli oni bez przeszkód dołączyć do rodaków, ale woleli pozostać ze swymi towarzyszami broni – wówczas jeszcze z NSZ, a od października z AK – stając się żołnierzami 25 Pułku Piechoty pod dowództwem mjr. Rudolfa Majewskiego „Leśnika”.

U generała „Burzy”

Nie była to ani jedyna, ani najliczniejsza grupa Rosjan w tym pułku. W ramach oddziału partyzanckiego „Burza” z Inspektoratu Piotrowskiego do pułku weszła osiemdziesięcioosobowa kompania dowodzona przez Mikołaja Cybulskiego (z pochodzenia Polaka) i porucznika Iwana Gonczarowa. Kompania powstała po tym jak 15 czerwca 1944 roku polscy partyzanci dowodzeni przez kpt. Stanisława Karlińskiego „Burzę” – dowódcę OP „Burza” uwolnili piętnastoosobową grupę oficerów sowieckich zatrudnionych w fabryce mebli na Bugaju. Grupa ta weszła do oddziału jako tak zwany pluton rozwojowy, a por. Iwan Gonczarow (podobno spokrewniony z żoną Puszkina) pod pseudonimem „Janek” został jej dowódcą. Z biegiem czasu rosyjski pluton zasilili kolejni uciekinierzy z obozów jenieckich i dezerterzy „własowcy”. 5 sierpnia 1944 roku kompania Gonczarowa przy wsparciu polskich partyzantów przeprowadziła pod Sulejowem udaną zasadzkę na niemiecką kolumnę samochodową. Zdobyta na Niemcach broń pozwoliła na dozbrojenie oddziału. Jak wspomina gen. Stanisław Karliński, w rosyjskiej kompanii dochodziło czasem do groźnych sytuacji: „Kwaterowaliśmy na Jagodniku […] Była to pora obiadowa, wolna od zajęć. Piękna pogoda, więc wojsko różnie spędzało wolny czas. W grupie podchorążych wywiązała się dyskusja na temat Polski i innych państw w Europie po wojnie. W grupie tej było kilku przygarniętych wcześniej jeńców rosyjskich. W pewnym momencie, gdy młody sowiecki oficer powiedział: «Polszy samostiennej nie budiet», doszło do awantury […]. Dałem rozkaz «Jankowi» Gonczarowowi, aby zrobił zbiórkę plutonu z bronią, w obecności plutonu służbowego. Przemówiłem dość ostro do Rosjan, podkreślając, że zostali przez nas uwolnieni i są traktowani jak bracia w rodzinie. Było ustalone, że nie będzie polityki i propagandy, a oni złamali przyrzeczenie”. W tym momencie z szeregu wystąpił partyzant o pseudonimie „Wiktor” i przyznał się, że to on wywołał sprzeczkę, prosząc, by tylko jego poddać karze. „Burza” przyjął przeprosiny, ale nie był to koniec jego kłopotów z „Wiktorem”. Rosjanie w tajemnicy przed „Wiktorem” powiadomili polskiego dowódcę, że jest on politrukiem i wszyscy się go boją. Z tego też powodu, gdy chcieli przekazać coś ważnego „komandirowi” Karlińskiemu, starali się robić to na osobności, w cztery oczy.

29 sierpnia 1944 roku na rozkaz dowództwa Inspektoratu AK Piotrków kompania Gonczarowa musiała opuścić szeregi 25 Pułku Piechoty AK. Gonczarow i Cybulski znaleźli się później w sztabach 10 i 11 Brygady AL. Pożegnanie było bardzo serdeczne. Jednak nie wszyscy Rosjanie chcieli odejść z akowskiego oddziału. Między innymi pragnienie pozostania w AK, a po wojnie w Polsce, zadeklarowali dwaj lekarze, którzy bardzo ofiarnie leczyli partyzantów i miejscową ludność. O ich decyzji dowiedział się politruk „Wiktor” i postanowił ich zgładzić. Na szczęście w czasie próby zasztyletowania lekarzy w czasie nocnego postoju w Widuchu „Wiktor” został nakryty przez „Burzę”, który akurat pełnił funkcję oficera służbowego: „Gdy podszedłem do stodoły, gdzie spali sowieccy żołnierze, usłyszałem jakieś podejrzane szmery. Wszedłem po cichu, oświetliłem śpiących i oczom moim ukazał się straszny obraz. «Wiktor» i jego pomocnik skradali się ze sztyletami, z oczywistym zamiarem zamordowania lekarzy. Podczas pożegnania żołnierzy sowieckich, niedoszłych morderców już nie było”.

W sumie w 25 Pułku Piechoty AK było 330 żołnierzy rosyjskich. W grupie tej znalazło się wielu oficerów i podoficerów liniowych różnych formacji, a także oficerowie polityczni, sanitariusze, felczerzy i lekarze. 29 sierpnia 1944 roku z pułku odeszło 133 ludzi, reszta, która pozostała do końca wojny, walczyła i dzieliła wspólne losy z akowcami – także represje ze strony NKWD i Smierszu.

W szponach Smierszu

Po wkroczeniu Armii Czerwonej na ziemie polskie w 1944 roku, każdy z byłych jeńców sowieckich (jeśli nie zostali na miejscu rozstrzelani przez NKWD, do czego często dochodziło) był natychmiast badany przez wywiad, a gdy zachodziło jakieś podejrzenie, przekazywany funkcjonariuszom kontrwywiadu, czyli Smierszu. Śledczym musiał wytłumaczyć, gdzie i w jakich okolicznościach dostał się do niewoli. Jeśli uciekł z niewoli, musiał przedstawić dokładnie, gdzie przebywał i co robił. W najlepszym wypadku takie przesłuchanie kończyło się wcieleniem do oddziału karnego (tam byłych jeńców nazywano „otoczonymi”) lub zesłaniem do łagru, a w najgorszym egzekucją. I takie też perspektywy czekały czerwonoarmistów mających za sobą służbę w AK (los byłych „własowców” był już z góry przesądzony)

 Na łagodniejsze potraktowanie mogli zaś liczyć oficerowie AK, którzy przygarnęli do swych oddziałów zbiegłych jeńców sowieckich. Podkreślają to w swoich wspomnieniach zarówno Józef Wyrwa „Stary”, jak i Stanisław Karliński „Burza”. Kpt. Wyrwa stwierdził, że po rozbrojeniu oddziału przez Sowietów jego sytuację uratowało przesłuchanie Rosjan, którzy służyli w oddziale (przez pewien czas Wyrwa nawet był tłumaczem w oddziale Smierszu i przeszedł z nim szlak aż za granice Niemiec, co nie uchroniło go przed represjami UB po wojnie). W o wiele poważniejszej sytuacji znalazł się kpt. Karliński, który w 1946 roku został postawiony przed sądem i skazany na karę śmierci. Na szczęście sąd musiał uwzględnić dowody pomocy udzielonej przez oskarżonego Armii Czerwonej (grupom spadochronowym) i jeńcom sowieckim (od dowództwa sowieckiego otrzymał w 1945 roku za to dyplom uznania) i wyrok zmieniono na 15 lat więzienia.

Wracając do obecności żołnierzy rosyjskich w polskich oddziałach, warto jeszcze raz podkreślić, że ci, którzy przeszli piekło niemieckich obozów jenieckich, po szczęśliwej ucieczce zasilali leśne oddziały AK, gdyż często nie mieli innego wyboru. Sytuacja ta jednak zmieniła się po ponownym wkroczeniu Armii Czerwonej na ziemie polskie. Rosjanie mogli wtedy przechodzić do AL lub sowieckich grup spadochronowych, a jednak braterstwo broni z akowcami było silniejsze, nawet od możliwości represji ze strony NKWD czy Smierszu.

Bibliografia

S. Burza-Karliński, W burzy dziejowej. Wspomnienia 1939-1945, Wrocław 2005.

S. Kosicki, Wojna, wojna, wojenka, Olsztyn 1993.

J. Wyrwa, Pamiętnik partyzanta, Londyn 1991.

Piotr Korczyński , historyk, redaktor kwartalnika „Polska Zbrojna Historia”

dodaj komentarz

komentarze

~Jorgus
1508646180
Bardzo ciekawy tekst - nieszablonowy.
E3-F2-BB-92

Wsparcie MON-u dla studentów
 
Szkolenie do walk w mieście
Unowocześnione Rosomaki dla wojska
Szczyt NATO: wzmacniamy wschodnią flankę
Naukowcy z MIIWŚ szukają szczątków westerplatczyków
Specjalsi zakończyli dyżur w SON-ie
Trzy miecze, czyli międzynarodowy sprawdzian
Strzelnice dla specjalsów
Zdzisław Krasnodębski – bohater bitwy o Anglię
Rusza operacja „Bezpieczne Podlasie”
Olimp gotowy na igrzyska!
Polski Kontyngent Wojskowy Olimp w Paryżu
Krzyżacka klęska na polach grunwaldzkich
X ŚWIĘTO STRZELCA KONNEGO.
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Spadochroniarze na warcie w UE
Szczyt NATO w Waszyngtonie: Ukraina o krok bliżej Sojuszu
RBN przed szczytem NATO
Czujemy się tu jak w rodzinie
Medalowe żniwa pływaków i florecistek CWZS-u
Oficerskie gwiazdki dla absolwentów WAT-u
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Wojskowa odprawa przed szczytem Sojuszu
Walka – tak, ale tylko polityczna
Sukces lekkoatletów CWZS-u w Paryżu
Patrioty i F-16 dla Ukrainy. Trwa szczyt NATO
Biało-czerwona nad Wilnem
Roczny dyżur spadochroniarzy
Śmierć przyszła po wojnie
Ostatnia niedziela…
Konsultacje polsko-niemieckie w Warszawie
Powstanie polsko-koreańskie konsorcjum
Katastrofa M-346. Nie żyje pilot Bielika
Włoskie Eurofightery na polskim niebie
Szpital u „Troski”
Niepokonana reprezentacja Czarnej Dywizji
Spotkanie z żołnierzami przed szczytem NATO
Polsko-litewskie konsultacje
Szkolenie na miarę czasów
Wodne szkolenie wielkopolskich terytorialsów
Jack-S, czyli eksportowy Pirat
Lato pod wodą
Prezydent Zełenski w Warszawie
Szczyt NATO, czyli siła w Sojuszu
Za zdrowie utracone na służbie
„Oczko” wojskowych lekkoatletów
Mark Rutte pokieruje NATO
Jak usprawnić działania służb na granicy
Spędź wakacje z wojskiem!
Sportowa rywalizacja weteranów misji
Oczy na Kijów
Pancerniacy trenują cywilów
Serwis bliżej domu
Pancerny sznyt
By żołnierze mogli służyć bezpiecznie

Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO