Operacja „Market-Garden” miała według brytyjskich dowódców doprowadzić do zakończenia wojny. Ale tak się nie stało, zawiódł m.in. brytyjski wywiad, łączność, wsparcie lotnictwa. W tej największej podczas II wojny światowej operacji powietrznodesantowej brygada gen. Stanisława Sosabowskiego odegrała dużo większą rolę niż zakładał plan, ratując przed zupełnym zniszczeniem brytyjską dywizję.
W 1944 roku brytyjski marszałek Bernard Montgomery planował, że po uchwyceniu przez spadochroniarzy przepraw na rzekach i kanałach w Holandii wojska lądowe wedrą się na teren Niemiec, opanują Zagłębie Ruhry i pójdą dalej. Rzeczywistość okazała się zupełnie inna. W drugiej połowie września 1944 roku to Niemcy odnieśli zwycięstwo. Co więcej, sukces zapewne zachęcił ich do podjęcia kontrofensywy w Ardenach w grudniu, czyli wówczas, gdy według Montgomery'ego wojna miała się skończyć.
Przyczyn niepowodzenia operacji „Market-Garden” było kilka. Tylko jedna z nich – pogoda – nie zależała od alianckiego dowództwa. To właśnie z powodu mgły samoloty ze spadochroniarzami i sprzętem nie zawsze mogły wystartować wtedy, kiedy zaplanowano. Zawiódł wywiad brytyjski, który nie dowiedział się, że w rejonie Arnhem znajduje się II Korpus Pancerny SS. Desant został rozłożony na kilka dni, a spadochroniarzy zrzucono zbyt daleko od celu. Zniweczony został więc efekt potężnego jednorazowego uderzenia i zaskoczenia. Zawodziły łączność oraz wsparcie lotnictwa. Źle było także ze zrzutami zaopatrzenia dla walczących żołnierzy. Tylko mała część trafiła w ich ręce.
Jednak może największym błędem było przeświadczenie aliantów, że niemieckie oddziały są zdezorganizowane, a ich żołnierze mają niskie morale. Nie spodziewano się więc dużego oporu.
Montgomery twierdził, że 90 proc. zadań w operacji „Market-Garden” zostało wykonanych. Co z tego, skoro o sukcesie miały przesądzić te, które nie zostały zrealizowane. A właściwie jedno.
Cornelius Ryan otwiera swoją głośną książkę o walkach pod Arnhem wymianą zdań z narady 10 września w kwaterze głównej Montgomery'ego. Generał Browning, zastępca dowódcy alianckiej 1 Armii Powietrznodesantowej, wskazując na mapie na most w Arnhem, zapytał, ile czasu potrzeba wojskom pancernym na dotarcie do niego. Montgomery odpowiedział buńczucznie: dwa dni. Browning oświadczył, że spadochroniarze zdołają utrzymać most przez cztery dni. I dodał: „Jednakże sądzę, sir, że chyba idziemy o jeden most za daleko”.
Kluczem do powodzenia operacji było właśnie opanowanie mostu w Arnhem, by po nim mogły przejechać czołgi w kierunku Niemiec. Brytyjska 1 Dywizja Powietrznodesantowa, „Czerwone Diabły” gen. Roberta Urquharta, która lądowała 17 września na holenderskiej ziemi, nie zdołała jednak opanować Arnhem. O most walczył zażarcie – przez cztery dni – i zasłynął heroizmem tylko jeden batalion, ppłk. Johna Frosta.
21 września do akcji weszła 1 Samodzielna Brygada Spadochronowa gen. Stanisława Sosabowskiego. Tworzono ją z myślą użycia na terenie kraju. Pomysł gen. Bora-Komorowskiego, by wsparła powstanie w Warszawie, nie odznaczał się realizmem. Także dlatego, że Brytyjczycy jeszcze w czerwcu 1944 roku wymusili na władzach polskich oddanie brygady pod ich komendę.
Około tysiąca polskich spadochroniarzy wylądowało w środku walk tak, że leciały w ich stronę kule niemieckie i alianckie. Nie było obiecanego przez Brytyjczyków promu, który miał przetransportować spadochroniarzy Sosabowskiego na północny brzeg rzeki, do Oosterbeek, gdzie broniły się „Czerwone Diabły”. Znalazły się wreszcie zbyt nieliczne, jak na potrzeby, łodzie i pontony. Tylko część polskich żołnierzy przedostała się przez rzekę. Pozostali bronili się w miasteczku Driel.
„Polscy spadochroniarze odegrali w Holandii dużo większą rolę, niż przewidywał to plan i niż wskazywała to ich liczba. (…) Działali zaskakująco sprawnie, skutecznie wspierając wykrwawionych Brytyjczyków i ratując ich resztki przed zniszczeniem. Lądowanie 1 Samodzielnej Brygady Spadochronowej bez wątpienia uratowało 1 Dywizję Powietrznodesantową przed zupełnym zniszczeniem, zmniejszając rozmiar klęski” – pisał o żołnierzach Sosabowskiego Wojciech Markert w publikacji „1 Samodzielna Brygada Spadochronowa w bitwie pod Arnhem” wydanej przez Departament Wychowania i Promocji Obronności MON.
25 września alianckie dowództwo wydało rozkaz wycofania się spod Arnhem, do którego nie doszły na czas jednostki pancerne brytyjskiego XXX Korpusu.
Straty aliantów podczas operacji „Market-Garden” były niezmiernie wysokie, większe od tych, które ponieśli podczas D-Day. Ponad 14 tys. żołnierzy zostało zabitych, rannych lub dostało się do niewoli. Straty polskiej 1 SBS wyniosły 418 żołnierzy, czyli 23 proc. stanu.
Po bitwie pod Arnhem marszałek Montgomery rzucił haniebne oskarżenie, że Polacy bili się źle, więc nie chce mieć ich dłużej pod swoim dowództwem. Generał Browning zarzucił Sosabowskiemu niechęć do współpracy podczas walk i stawianie nadmiernych wymagań.
Brytyjczykom chodziło nie tyle o zrzucenie na polskiego generała choć części winy za niepowodzenie operacji, ile o to, by pozbyć się dowódcy, który miał swoje zdanie. Nie jest to cecha zwykle dobrze widziana u podwładnych w wojsku. Sosabowski odmówił wysłania w lipcu 1944 roku swojej brygady do walki, gdyż nie była jeszcze dostatecznie wyszkolona. Wskazywał na błędy w planowaniu operacji „Comet”, a także w dowodzeniu podczas operacji „Market-Garden”, dawał wyraz zdumieniu brakiem środków przeprawowych. Tego wszystkiego Brytyjczycy nie mogli znieść.
Pod ich naciskiem na początku grudnia 1944 roku generał Stanisław Sosabowski został pozbawiony dowództwa brygady, której walki były jednym z jaśniejszych momentów operacji „Market-Garden”.
autor zdjęć: Imperial War Museums
komentarze