moja polska zbrojna
Od 25 maja 2018 r. obowiązuje w Polsce Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych, zwane także RODO).

W związku z powyższym przygotowaliśmy dla Państwa informacje dotyczące przetwarzania przez Wojskowy Instytut Wydawniczy Państwa danych osobowych. Prosimy o zapoznanie się z nimi: Polityka przetwarzania danych.

Prosimy o zaakceptowanie warunków przetwarzania danych osobowych przez Wojskowych Instytut Wydawniczy – Akceptuję

Dlaczego żywe torpedy nie wypaliły

W kampanii wrześniowej z ochotników na tzw. żywe torpedy sformowano tylko kilka niewielkich pododdziałów. Dowództwo Polskich Sił Zbrojnych nie było w stanie odpowiednio zagospodarować takiej liczby chętnych do misji samobójczych. I nie mam na myśli pomysłów przeprowadzenia samobójczych ataków. Myślę raczej o zmarnowanym potencjale, który umożliwiłby utworzenie morskich grup dywersyjnych z prawdziwego zdarzenia – pisze kpt. Robert „Eddie” Pawłowski, były oficer Formozy.

Historia naszych współczesnych morskich sił specjalnych zaczęła się w 1974 roku. Ale są mniej znane karty historii, a pomysł utworzenia morskich jednostek mogących prowadzić działania dywersyjne pojawił się już wcześniej. Przykładów na to, jak niewielkie grupy czy nawet pojedynczy człowiek mogą zadać poważne straty przeciwnikowi, można podać sporo. Tak samo niebezpieczni mogą być pojedynczy zamachowcy samobójcy. Przykładów nie trzeba szukać daleko. 12 października 2000 roku w jemeńskim porcie Aden w wyniku samobójczego zamachu, przeprowadzonego przez terrorystów przy użyciu łodzi wypełnionej materiałem wybuchowym, ciężko uszkodzony został USS „Cole”. Zginęło 17 marynarzy. Za zamachem stała Al-Kaida.

Także i my, Polacy, mieliśmy taki akcent, można powiedzieć na wielką skalę, w swojej historii. Przed II wojną światową – w związku z wojną w Chinach – pojawiły się w Polsce informacje o japońskich żywych torpedach. 6 maja 1939 roku na łamach krakowskiego dziennika „Ilustrowany Kuryer Codzienny” ukazał się list nawołujący obywateli do zgłaszania się w charakterze żywych torped, bomb czy min. List podpisał Władysław Bożyczko oraz bracia Edward i Leon Lutostańscy.

W obliczu zagrożenia wojną taki apel trafił na podatny grunt. Tylko na adres „Ilustrowanego Kuryera Codziennego” do września 1939 roku wpłynęło około tysiąca zgłoszeń. A z czasem akcja przybrała charakter ogólnokrajowy. Ochotnicy wysyłali deklaracje również do innych czasopism i gazet, a nawet do członków rządu. Rekrutację zaczęło też prowadzić Wojsko Polskie. Brak wielu spisów i fakt, że ochotnicy zgłaszali się także po rozpoczęciu walk we wrześniu, nie pozwala ustalić, ile dokładnie osób było gotowych na takie poświęcenie. Najrzetelniej postępowała marynarka wojenna. W odpowiedzi na deklaracje wysyłano urzędowe potwierdzenia zgłoszenia, także Samodzielny Referat Informacyjny Floty, czyli kontrwywiad, weryfikował dane części ochotników. Wszystkie dostępne spisy mówią, że zgłosiło się około trzech tysięcy osób, ale można podejrzewać, że było ich więcej. Akcja miała w dużym stopniu charakter żywiołowy. Brak było oficjalnej zachęty władz. Tylko część rejonowych komend uzupełnień spisywała ochotników.

Zainicjowano składki na rzecz polskich żywych torped. Nie ma jednak potwierdzonych informacji, czy istniało uzbrojenie przeznaczone dla takich oddziałów. Można się zastanawiać, czy gotowe były prototypy takiego uzbrojenia, czy opracowano tylko plany i projekty. Na pewno pojawiły się wizje hipotetyczne. Wielu kandydatów opowiadało o szkoleniach, o projekcjach filmów z pokazanym sprzętem, otrzymywanych instrukcjach zawierających dane tego nietypowego uzbrojenia. Niestety, gdy po latach zainteresowano się tematem, wśród żyjących nie było osoby, która mogłaby potwierdzić, że z takim uzbrojeniem miała do czynienia.

Co dziwniejsze, wojsko robiło wszystko, by pokazać, że przygotowania do stworzenia takich oddziałów ruszyły pełną parą. W tym samym czasie przy próbach czy naborze obsług, załóg uzbrojenia podobnego do tego, jakie miały armie innych państw, zachowywano najwyższe środki ostrożności i prowadzono działania dezinformujące. Z tych samych względów jednak nie można założyć, że prób takiego uzbrojenia nie było. Przedwojenne działania dezinformacyjne wprowadzały w błąd nie tylko obcych agentów, lecz także własne kadry wojskowe. Ale można przyjąć, że byłoby to uzbrojenie rodzimej produkcji. Już jesienią 1938 roku inżynier Aleksander Potyrała, czołowy polski okrętowiec związany z marynarką wojenną, twierdził, że koncepcje żywych torped i podobne, np. lilipucich okrętów podwodnych, są technicznie wykonalne. Do samej koncepcji podchodził jednak sceptycznie. Doświadczenia II wojny światowej pokazały, że jego uwagi na temat tego typu uzbrojenia były trafne. Żywe torpedy sprawdzały się głównie w atakach na jednostki stojące w portach lub na kotwicach. Aleksander Potyrała na łamach „Przeglądu Morskiego” (nr 109 z 1938 roku, artykuł „Ścigacze”) stwierdził: „łatwiej jest bowiem zdecydować się na śmierć, niż będąc zamkniętym w żywej torpedzie trafić w nieprzyjacielski okręt płynący – w dodatku – z dużą szybkością, zygzakami i czujnie badający okoliczne wody za pomocą aparatów podsłuchowych”.

Fala zgłoszeń nie była jednak początkiem samej idei. Jak wykazały badania nad przedwojennymi pismami fachowymi, samą koncepcją miniaturowych jednostek szturmowych interesowano się u nas przynajmniej od 1936 roku. Pod egidą marynarki wojennej rozpoczęto studia nad tego typu uzbrojeniem i powstało nawet parę prototypów, które poddano próbom na wodzie. Teoretycznie można przyjąć, że pewne prace w tym kierunku prowadzono. Hipotezę tę zdają się potwierdzać relacje ochotników, którzy twierdzili, że otrzymali od marynarki wojennej wezwania na drugą połowę października 1939 roku. Wcześniej ich uprzedzono, że te ćwiczenia odbędą się już na konkretnym właściwym sprzęcie. Do prób, szkoleń, a tym bardziej bojowego wykorzystania, jednak nigdy nie doszło. Po opanowaniu terytorium Polski Gestapo prowadziło długotrwałe i zakrojone na dużą skalę poszukiwania Polaków, którzy byli gotowi bez wahania poświęcić życie dla ojczyzny. Niestety, mieli do dyspozycji spisy drukowane przed wojną w polskich gazetach.

Pierwsze bojowe użycie żywych torped z udziałem polskich jednostek nawodnych miało odmienny wygląd od tego, jaki sobie wymarzyli Władysław Bożyczko oraz bracia Edward i Leon Lutostańscy. W nocy z 7 na 8 lipca 1944 roku na wodach kanału La Manche na wysokości miasta Caen został trafiony torpedą ORP „Dragon” – lekki krążownik typu D (Danae). Uszkodzenia były tak poważne, że krążownik odholowano do tymczasowego portu „Mullbery” i zatopiono jako element falochronu. W ataku zginęło 37 marynarzy, 14 było rannych. Atak został przeprowadzony przy użyciu miniaturowego pojazdu podwodnego typu Neger, żywej torpedy, sterowanego przez podchorążego marynarki Karla Heinza Potthasta. Neger była to prosta konstrukcja, składającą się z dwóch sprzężonych torped, ułożonych jedna nad drugą. Dolny element stanowiła standardowa torpeda G7e, a górny – przerobiona torpeda G7e, w której materiał wybuchowy zastąpiono kokpitem dla sternika.

W kampanii wrześniowej z ochotników na żywe torpedy sformowano tylko kilka niewielkich pododdziałów. Choć walczyli jako zwykła piechota, czasem jako zwiad lub grupy opóźniające, ochotnicy do oddziałów żywych torped dobrze zdali egzamin na polu walki. Dowództwo Polskich Sił Zbrojnych nie było w stanie odpowiednio zagospodarować takiej liczby chętnych do misji samobójczych. I nie chodzi mi o pomysły samobójczych ataków żywych torped czy plany zniszczenia niemieckiej przeprawy przez Wisłę w czasie odwrotu armii „Pomorze”. Myślę raczej o zmarnowanym potencjale, który umożliwiłby utworzenie morskich grup dywersyjnych z prawdziwego zdarzenia. Prawdopodobnie nie zmieniłoby to przebiegu kampanii wrześniowej, ale takie grupy mogły zadać Niemcom poważne straty. Włosi już wcześniej dostrzegli korzyści z posiadania w szeregach marynarki wojennej grup dywersyjnych. W latach 1935–1943 Włosi opracowali wiele planów niekonwencjonalnego uzbrojenia, zbudowali prototypy, a część pomysłów nawet wprowadzili do produkcji seryjnej. Co ważniejsze, działania kilku dywersantów z włoskiej 10 Flotylli Lekkiej były w stanie osłabić potęgę floty brytyjskiej na Morzu Śródziemnym i na szereg miesięcy zmienić układ sił. I nie były to ataki samobójcze. Znów przytoczę słowa inżyniera Aleksandra Potyrały: „siła militarna państwa nie może leżeć w samobójstwie jego obywateli”. Generał G.S. Patton ubrał to w proste żołnierskie słowa: „Celem wojny nie jest śmierć za ojczyznę, ale sprawienie, aby tamci skurwiele umierali za swoją”. A jak mówi łacińska sentencja, sprawdzająca się zresztą nie tylko na polu walki, ale i w życiu codziennym: Dum spiro, spero (póki oddycham, mam nadzieję).

kpt. mar. Robert Pawłowski
były oficer Formozy

dodaj komentarz

komentarze

~scooby
1395560220
Niektóre pomysły "wojskowych" "osłupiają" mnie. p.s. moździerzowy pocisk agitacyjny , walka na bagnety ... . wojna okopowa ... .
18-88-C1-8C

Znamy zwycięzców „EkstraKLASY Wojskowej”
 
Żołnierze ewakuują Polaków rannych w Gruzji
Ameryka daje wsparcie
Wypadek na szkoleniu wojsk specjalnych
Od maja znów można trenować z wojskiem!
Metoda małych kroków
Sandhurst: końcowe odliczanie
Kolejne FlyEye dla wojska
Polak kandydatem na stanowisko szefa Komitetu Wojskowego UE
Aleksandra Mirosław – znów była najszybsza!
Wojna w świętym mieście, część trzecia
W Brukseli o wsparciu dla Ukrainy
Tragiczne zdarzenie na służbie
Morze Czarne pod rakietowym parasolem
Priorytety polityki zagranicznej Polski w 2024 roku
Kadisz za bohaterów
Active shooter, czyli warsztaty w WCKMed
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
W Italii, za wolność waszą i naszą
Rekordziści z WAT
Jakie wyzwania czekają wojskową służbę zdrowia?
Puchar księżniczki Zofii dla żeglarza CWZS-u
Kosiniak-Kamysz o zakupach koreańskiego uzbrojenia
Pod skrzydłami Kormoranów
Na straży wschodniej flanki NATO
W obronie wschodniej flanki NATO
Polscy żołnierze stacjonujący w Libanie są bezpieczni
Wojna w świętym mieście, część druga
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Zachować właściwą kolejność działań
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Ukraińscy żołnierze w ferworze nauki
Gunner, nie runner
Trotyl z Bydgoszczy w amerykańskich bombach
Ta broń przebija obronę przeciwlotniczą
Sprawa katyńska à la española
Święto stołecznego garnizonu
Polsko-australijskie rozmowy o bezpieczeństwie
Więcej pieniędzy dla żołnierzy TSW
NATO on Northern Track
Operacja „Synteza”, czyli bomby nad Policami
Morska Jednostka Rakietowa w Rumunii
Pytania o europejską tarczę
Wytropić zagrożenie
Lekkoatleci udanie zainaugurowali sezon
Przełajowcy z Czarnej Dywizji najlepsi w crossie
Wojna w świętym mieście, epilog
Czerwone maki: Monte Cassino na dużym ekranie
NATO zwiększy pomoc dla Ukrainy
Donald Tusk: Więcej akcji a mniej słów w sprawie bezpieczeństwa Europy
Systemy obrony powietrznej dla Ukrainy
Pilecki ucieka z Auschwitz
Wiceszef MON-u: w resorcie dochodziło do nieprawidłowości
Zmiany w dodatkach stażowych
Weterani w Polsce, weterani na świecie
25 lat w NATO – serwis specjalny
NATO na północnym szlaku
Strategiczna rywalizacja. Związek Sowiecki/ Rosja a NATO
Wojskowy bój o medale w czterech dyscyplinach
Więcej koreańskich wyrzutni dla wojska
Posłowie dyskutowali o WOT
Szybki marsz, trudny odwrót
SOR w Legionowie

Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO