Trzech milionów złotych zadośćuczynienia i odszkodowania za rany odniesione na misji w Afganistanie domaga się od MON st. plut. rez. Mariusz Saczek. Resort odrzuca roszczenie i tłumaczy, że żołnierz dostał przeszło 325 tysięcy złotych i rentę. Dziś w Warszawie ruszył proces w tej sprawie.
St. plut. Saczek został ranny 27 lipca 2010. Wówczas to w pobliżu miejscowości Moqur opancerzony Rosomak, którym jechał, wyleciał w powietrze na improwizowanym ładunku wybuchowym. Jak wykazało późniejsze śledztwo, „ajdika” podłożyli rebelianci z grupy Afgańscy Przeciwnicy Pokoju. Siła wybuchu odrzuciła pojazd na pobocze i przewróciła kołami do góry. St. plut. Saczek doznał uszkodzeń wątroby, śledziony i ciężkiego uszkodzenia słuchu.
W kwietniu 2012 roku Rejonowa Wojskowa Komisja Lekarska orzekła, że jest on trwale niezdolny do zawodowej służby wojskowej oraz całkowicie niezdolny do pracy. Saczek otrzymał z tego tytułu przeszło 325 tysięcy złotych. Państwo wypłaca mu też rentę wysokości 4514 złotych brutto.
– To bardzo trudne sprawy – przyznał podczas dzisiejszej konferencji prasowej minister obrony narodowej Tomasz Siemoniak. – Niech sąd i opinia publiczna ocenią, czy te kwoty są właściwe. Wydaje mi się, że to kwoty godziwe, ale każdy ma prawo występować przed sądem, dowodząc, że zadośćuczynienie czy odszkodowanie powinny być wyższe – podkreślał.
Tymczasem Saczek przypomina, że jego leczenie jest długotrwałe i bardzo kosztowne. – Dlaczego ja mam płacić za leki, kiedy poświęciłem to, co mam najcenniejszego dla państwa – mówił były żołnierz kilka miesięcy temu dziennikarzom.
W pozwie Saczek podkreśla, że jego dzisiejszy stan to konsekwencja „szeregu działań i decyzji osób podlegających ministrowi obrony narodowej”. – Nasze argumenty rozpisaliśmy na kilkudziesięciu stronach, trudno więc przytoczyć je wszystkie – zaznacza Piotr Sławek, radca prawny reprezentujący przed sądem byłego żołnierza. – Będziemy się na przykład starali przekonać sąd, że Rosomak, którym poruszał się mój klient, nie został z należytą starannością przygotowany do misji, a co za tym idzie nie chronił żołnierzy przed skutkami wybuchów min pułapek – przekonuje.
Według Sławka kwota, której żąda jego klient, jest duża tylko z pozoru. – Pan Mariusz ma w tej chwili 38 lat. Z niepełnosprawnością będzie się zmagał do końca życia. Jeśli weźmiemy pod uwagę średnią długość życia w Polsce i podzielimy te trzy miliony przez liczbę miesięcy, suma przestaje robić tak wielkie wrażenie – argumentuje.
Taki punkt widzenia odrzuca Prokuratoria Generalna, która przed sądem reprezentuje Skarb Państwa. W odpowiedzi na pozew jej przedstawiciel podkreśla m.in., że Saczek nie wskazał, jakie działania MON piętnuje, zaś do Afganistanu pojechał dobrowolnie. Przypomina też wyniki śledztwa przeprowadzonego po ataku rebeliantów. Wskazują one, że to właśnie oni ponoszą wyłączną winę za zaistniałą sytuację.
Kolejna rozprawa przed Sądem Okręgowym w Warszawie została wyznaczona na 26 lutego. Tymczasem na rozpatrzenie czekają jeszcze dwa podobne pozwy: od żołnierza i policjanta, który wyjechał na misję, by szkolić afgańskie służby specjalne. Za odniesione rany domagają się oni łącznie przeszło dwóch milionów złotych.
Polscy żołnierze są obecni w Afganistanie od blisko dwunastu lat. Misja zakończy się w tym roku.
autor zdjęć: fotolia
komentarze