Czasem było naprawdę gorąco. Zatrzymaliśmy trzy pirackie łodzie. Nasi ludzie wypływali na akcję i nie byli pewni, czy wrócą – wspomina kmdr por. Piotr Nieć, szef sztabu w natowskim zespole SNMG-1. Okręty, który prowadzą wymierzone w piratów działania na pograniczu Afryki i Azji, zakończyły właśnie pierwszą część misji.
Okręt flagowy grupy SNMG-1 – norweska fregata HNoMS „Fridtjof Nansen”.
W skład zespołu, który stanowi część Sił Odpowiedzi NATO, wchodzą fregaty i niszczyciele ze Stanów Zjednoczonych, Holandii, Danii oraz Norwegii. – Podczas pierwszego półrocza było ich łącznie pięć – tłumaczy kmdr por. Piotr Nieć, szef sztabu SNMG-1. – Po raz pierwszy w historii na pewien czas dołączyła do nas również jednostka spoza Sojuszu Północnoatlantyckiego: ukraińska fregata UPS „Hetman Sahajdaczny” – dodaje.
Okręty operowały na Oceanie Indyjskim i Morzu Czerwonym, a ich głównym zadaniem było powstrzymanie aktywności piratów, którzy grasują w tamtym rejonie. – Wychodzą w morze 10-metrowymi łodziami, wyposażonymi jedynie w GPS i wypatrują statków, które mogliby opanować. Ruch jest tam spory, więc od czasu do czasu im się udaje – opowiada kmdr por. Nieć. Piraci wdzierają się na pokład, terroryzują załogę i nakazują kierować okręt do Somalii. Następnie kontaktują się z armatorem i każą płacić okup: czasem za sam statek, częściej za członków załogi. – Jednym z naszych zadań było właśnie zapobieganie aktom terroru. Udało nam się namierzyć i zatrzymać trzy wypełnione piratami łodzie – mówi kmdr por. Nieć. Zajmowali się tym żołnierze Wojsk Specjalnych, którzy zostali zaokrętowani na pokładach należących do zespołu okrętów. – Takie operacje nie były nazywane „bojowymi”, jednak wiązały się ze sporym ryzykiem. Ludzie wypływali w morze i nie byli pewni, czy wrócą – zaznacza. Dodaje jednak, że choć piraci często ostrzeliwują cywilne jednostki, konfrontacji z regularnym wojskiem z reguły unikają, nawet w skrajnych sytuacjach.
Ale misja zespołu nie polegała tylko na pilnowaniu bezpieczeństwa na styku Azji i Afryki. Miała też wymiar dyplomatyczny. – W tamtym rejonie swoje okręty mają siły morskie wielu państw, w tym światowych mocarstw, takich jak Chiny czy Japonia. Naszym zadaniem było wejść z nimi w kontakt. Na szczeblu sztabów ustalić zasady wspólnego działania, tak aby stworzyć przeciw piratom zwarty front – wyjaśnia kmdr por. Nieć. Temu służyły też wizyty w portach i rozmowy z miejscowymi władzami oraz przedstawicielami przedsiębiorstw żeglugowych. – Byliśmy między innymi w Omanie, Dżibuti, na Seszelach czy w Zjednoczonych Emiratach Arabskich – wylicza szef sztabu SNMG-1.
Teraz trwa przerwa w działalności zespołu. Okręty wróciły do macierzystych portów. SNMG-1 wznowi działalność w połowie stycznia.
Kmdr por. Nieć będzie szefem sztabu jeszcze przez pół roku. Jak dotąd żaden polski oficer nie piastował w zespole tak wysokiego stanowiska. – Ale nasze siły morskie funkcjonowały w nim już wcześniej – przypomina kmdr ppor. Piotr Adamczak z Biura Prasowego Marynarki Wojennej. – Dwukrotnie w skład zespołu wchodziła fregata rakietowa ORP „Gen. K. Pułaski” – dodaje. Wówczas jednak okręty SNMG-1 operowały w nieco innym rejonie. OPR „Pułaski” brał udział w ćwiczeniach na Morzu Śródziemnym i Północnym. – A kiedy wybuchła wojna rosyjsko-gruzińska, został wysłany na Morze Czarne – zaznacza kmdr ppor. Adamczak.
Okolice Rogu Afryki to w tej chwili jeden z najbardziej niebezpiecznych regionów świata. Punktem zapalnym jest Somalia. Od 1991 roku trwa tam wojna domowa, a rząd kontroluje niewielkie skrawki terytorium. W kraju działa wiele grup powiązanych z Al-Kaidą, aktywność piratów zaś stanowi poważne zagrożenie dla żeglugi. Tymczasem właśnie w pobliżu Somalii przebiegają szlaki handlowe, które łączą Europę, Afrykę i Azję.
autor zdjęć: www.forsvaret.no
komentarze