STAN PODGORĄCZKOWY

W Kosowie służy zaledwie 120 polskich żołnierzy, niewielu w porównaniu z misją afgańską.

 

Kosowo – jedno z najmłodszych państw świata – odwiedziłam nie bez powodu. Kiedy szykowałam się do wyjazdu, szukałam różnych publikacji o tym regionie. Uświadomiłam sobie wówczas, jak mało – odkąd bierzemy udział w operacji w Afganistanie – pojawia się w mediach informacji o sytuacji na Bałkanach czy misji polskich żołnierzy.

XXVI zmianę Polskiego Kontyngentu Wojskowego KFOR w Kosowie wystawiali żołnierze z 4 Pułku Przeciwlotniczego w Czerwieńsku – zaledwie 120 Polaków. Kolejna przypada w udziale żołnierzom z 5 Pułku Artylerii z Sulechowa. Można ich spotkać między innymi w amerykańskiej bazie Bondsteel na południu Kosowa, w niewielkiej górskiej bazie Nothing Hill oraz w Prisztinie, gdzie mieści się Kwatera Główna KFOR.

W czasie dwutygodniowego pobytu w Kosowie odwiedziłam między innymi bazę Bondstell niedaleko miejsowości Urocevac, Prisztinę, pojechałam także do Mitrovicy  –  miasta stanowiącego niewidzialną granicę dzielącą Kosowo na północ i południe. Miałam też okazję przekonać się, jak żyją żołnierze w Nothing Hill niedaleko Leposavica. Odwiedziłam Prizren – miasteczko, które w innych realiach politycznych mogłoby stanowić dużą atrakcję turystyczną.


Kosowo jest serbskie?

Pierwsze wyjazdy poza bazę Bondsteel dają mi złudne poczucie, że w nieuznawanym przez część państw kraju toczy się zwyczajne życie. Patrol bez hełmu i kamizelki kuloodpornej, bez strachu, jak w Afganistanie, że za chwilę wyjazd przerwie IED lub ostrzał z RPG. Im dalej się jednak jedzie na północ, tym coraz bardziej zmieniają się te odczucia. Wszechobecne serbskie flagi na północy kraju powieszone szpalerem na słupach i napisy na co drugim murze „Kosowo jest serbskie” nie pozostawiają wątpliwości, że nie jest tu spokojnie. Billboardy z podobizną premiera i prezydenta Rosji to także jasny sygnał dla każdego, kto wspiera serbskie aspiracje.

„Spójrz na auta. Nie mają w ogóle tablic rejestracyjnych, a jeżeli już jakaś jest, to serbska”, zwrócił mi uwagę jeden z żołnierzy. To forma protestu przeciwko kosowskiemu rządowi i państwu, którego Serbowie, jak wiadomo, nie uznają. Pod koniec sierpnia rząd po raz kolejny poinformował, że będzie egzekwował od odbywateli, zwłaszcza w części serbskiej, obowiązek stosowania na samochodach wyłącznie kosowskich tablic. Po tej informacji w obawie przed reakcją społeczeństwa polscy żolnierze wzmożyli czujność.


Bałkańskie Nothing Hill

„Tu wystarczy jedna iskra, by na Bałkanach znów zrobiło się gorąco”, usłyszałam od żołnierzy w bazie Nothing Hill, która ze względu na wąską drogę dojazdową i łańcuch górski otaczający teren zajmowany przez Polaków w razie jakiegoś konfliktu mogłaby być łatwym celem dla Serbów. Za pozostaniem w tym miejscu przemawia jednak jeden argument – stąd wszędzie blisko. Wszędzie, gdzie może się coś wydarzyć.

Żołnierze mogą trzymać rękę na pulsie dzięki tak zwanym OP (observation point), które mają na celu niedopuszczenie do blokady głównych dróg łączących północ z południem.

„Pytamy kierowców, gdzie jadą”, opowiada kapitan Remigiusz Rudykow. „Zdajemy sobie bowiem sprawę, że Serbowie są przygotowani do zablokowania dróg w strategicznych miejscach”.

Czy tak jest rzeczywiście? Kiedy jedzie się drogą za Mitrovicą, mimo trzydziestostopniowego upału odnosi się wrażenie, jakby zima była za pasem. Niemal przy każdym zakręcie widać bowiem gigantyczne sterty bel drewna. To jednak pozory.

„W sytuacji kryzysowej wystarczy moment, by za pomocą tych bel i ciężarówek sparaliżować ruch”, tłumaczy sierżant Marek Cenia, który pełni służbę na OP w Soczenicy. Uwagę zwracają także puste ciężarówki i naczepy, które stoją przy głównym trakcie na północ. Oczy dookoła głowy – to dewiza, która przyświeca tu mundurowym. Nawet z pozoru niewinne zatrzymanie się serbskiego auta na poboczu, próba obserwacji mundurowych z ukrycia to sygnały, że na tej umownej granicy między północą a południem kraju coś może się wydarzyć.


Zawsze w gotowości

Polacy są przygotowani na sytuacje kryzysowe. Gdyby doszło do jakiegokolwiek incydentu, polscy żołnierze wysłaliby Siły Szybkiego Reagowania (Quick Reaction Force, QRF) na rozpoznanie. Obecnie QRF to jeden pluton znajdujący się pod dowództwem kapitana Rudykowa. „Mają godzinę, by być w pełnej gotowości i udać się w rejon zamieszek”, tłumaczy.

„Czy rzeczywiście czuje się to napięcie na granicy?”, pytam żołnierzy pełniących służbę poza bazą. Ci, zamiast komentarza, pokazują niewielkie namioty, w których siedzą mężczyźni opłacani przez Serbię. Taki „stójkowy” ma obserwować siły KFOR, ruch na granicy, a na sygnał zablokować przejazd. Serbowie przyglądają się także polskiej policji działającej w ramach EULEX i służbom celnym, które mają za zadanie między innymi pilnować, by nieoclony towar nie przekroczył granicy. W zablokowaniu niekontrolowanego przepływu dóbr z północy na południe ma pomóc, przynajmniej częściowo, wystawiany przez Polaków Vehicle Check Point (VCP). Na takim posterunku żołnierze mają prawo zatrzymać i skontrolować kierowcę.

„Jeśli przewozi nieoclony towar, jest przez nas kierowany na Gate-1 [przejście graniczne między Kosowem a Serbią], gdzie przejmują go już celnicy”, dodaje jeden z misjonarzy. Takie działania polskich policjantów i żołnierzy KFOR nie przysparzają im sympatii wśród miejscowej ludności (oprócz żołnierzy w Kosowie jest 115 policjantów z jednostki specjalnej polskiej policji).

Szybkie reagowanie w wypadku zamieszek, blokady dróg i mostów oraz rozdzielanie zwaśnionych grup etnicznych to tylko część zadań, z którymi muszą się tam zmierzyć. Pojawiające się na murach napisy „EULEX go home” nie wymagają komentarza. Czasem jednak niechętne spojrzenia i słowa przeradzają się w czyn. Na początku września z broni automatycznej ostrzelano konwój Unii Europejskiej. Rany odniósł policjant, a dwa samochody ochraniające, w tym jeden EULEX-u, zostały uszkodzone.


Dwa narody – jedno miasto

W spornym mieście Mitrovica – zamieszkiwanym po jednej stronie rzeki Ibar przez Serbów, a po drugiej przez Albańczyków – także czuć napiętą atmosferę. Most po dawnych zamieszkach blokuje gigantyczna sterta gruzu i piachu. Każdy Serb i Albańczyk zdaje sobie sprawę z tego, że nie warto tamtędy przekraczać rzeki. W Leposaviciu i Mitrovicy doszło we wrześniu do kilku ataków skierowanych przeciwko lokalnej serbskiej władzy i policji.

Na północy Kosowa strach odezwać się po albańsku. W południowej części natomiast nie każdy głośno przyzna się, że jest Serbem.

„W południowej i wschodniej części Kosowa są niewielkie enklawy serbskie”, opowiada podpułkownik Adam Luzyńczyk, dowódca XXVI zmiany KFOR. Na życie tutaj decyduje się niewielu Serbów. Liczni pod wpływem presji albańskiej wyjeżdżają.

„W rejonie Graczanicy czy Strpca Albańczycy płacą Serbom po kilkaset tysięcy euro za opuszczenie swoich domów, by tylko enklawy zniknęły z mapy Kosowa, a niechciani mieszkańcy się wynieśli”, dodaje podpułkownik. Czasem próby przekonania opornych kończą się tragicznie. Na początku września zostało zamordowane serbskie małżeństwo, które zdecydowało się powrócić w rodzinne strony, na południe Kosowa.

Walki narodowe to niejedyny problem, z którym borykają się na Bałkanach polscy żołnierze. Podpułkownik Luzyńczyk zwraca także uwagę na narastające zjawiska kryminogenne: „Kwitną tu handel ludźmi, przemyt broni, handel narkotykami. Tędy przechodzą narkotykowe kanały przerzutowe do Europy”.


Dla odważnych turystów

Niektórzy Polacy chcą zobaczyć Kosowo mimo napiętej sytuacji w tym kraju. W Prizren spotkałam dwóch Polaków. Piotr Brzozowski i Maciej Michałkiewicz fotografowali obiekty sakralne na Bałkanach. Podzielili się ze mną refleksjami po rozmowie z jednym z kosowskich emigrantów, który na co dzień mieszka w Belgii. Przez cztery godziny opowiadał im o swoim dzieciństwie, o godzinie policyjnej, rewizjach, prześladowaniach Albańczyków, gwałtach i mordach bliskich.

„Spójrz na ulice, co widzisz?”, spytał poznanych Polaków emigrant. „Sama młodzież, jesteśmy najmłodszym krajem w Europie. Ci młodzi ludzie pójdą do wojska. Będzie wielka wojna, jakiej Europa jeszcze nie widziała”, roztaczał czarne wizje Albańczyk.

Poznani w Prizren Polacy nie pozostawiają złudzeń. „Jeśli jeszcze chcesz wrócić na Bałkany, jedź, póki jest czas… pokoju”, mówią.

Karolina Kamińska

autor zdjęć: Karolina Kamińska





Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO