Tradycje obrony terytorialnej sięgają okresu staropolskiego. Mowa tu o wojskach powiatowych.
Choć w okresie nowożytnym istniało wojsko regularne, a ostatecznym środkiem obrony kraju było pospolite ruszenie, to ze względu na problemy związane z obiema formacjami szukano sposobu, aby zabezpieczyć nie tylko granice państwowe, lecz także danego województwa bądź ziemi. Faktycznie odpowiadać za to mieli starostowie, niestety nie dysponowali oni właściwymi środkami, aby w pełni podołać zadaniu. Wobec tego szlachta coraz mocniej domagała się utworzenia regularnej i zorganizowanej formacji zbrojnej mogącej stanowić realną siłę, która stawiłaby skuteczny opór wszelkiemu niebezpieczeństwu i wsparła milicję starościńską w jej zadaniach, czyli zwalczaniu gromad zdemobilizowanych żołnierzy, swawolników, rozbójników czy żołnierzy wroga nielegalnie przekraczających granice województw lub otwarcie podejmujących działania zbrojne. Ponadto szlachta, w trosce o swoje majątki, miała obawy przed wyjściem na wyprawy pospolitego ruszenia.
Formacja dobrze zorganizowana
Uchwały powołujące żołnierzy do zabezpieczenia granic pojawiły już w okresie pierwszych bezkrólewi, m.in. w województwach wielkopolskich, małopolskich oraz na ziemi chełmskiej. Niestety, żadne konstytucje sejmowe nie formalizowały wówczas działania wojska powiatowego. Niewątpliwie jednak były to pierwsze próby organizowania tego typu formacji na bazie samorządów lokalnych. W tym czasie nowe funkcje sejmików dopiero się kształtowały, co zapewne miało wpływ na dosyć chaotyczną realizację niektórych przedsięwzięć.
Dyskusję na temat kształtu i zasadności powoływania wojska samorządowego, jego zadań, sposobu finansowania i organizacji rozpoczęto na forum sejmowym w Warszawie w 1613 roku. W tej sprawie szczególnie aktywnie działali poseł wielkopolski Mikołaj Broniewski, Andrzej Tulibowski czy książę Janusz Zbaraski. W konstytucji pojawił się wówczas ustęp umożliwiający powoływanie wojsk powiatowych przez sejmiki lokalne. Ostateczne ukonstytuowanie formacji nastąpiło jednak sześć lat później, na sejmie zwyczajnym w 1619 roku. Od tego momentu sejmiki mogły powoływać wspomniane wojska, z zastrzeżeniem jednak, aby wybranych przez nie oficerów mianował król właściwymi listami przypowiednimi (dokumenty prawnowojskowe sankcjonujące funkcjonowanie oddziału).
Na odwlekanie decyzji w sprawie wojsk powiatowych w znaczący sposób wpływało nastawienie do samej formacji króla, który uważał, że ogranicza ona jego kompetencje w kwestii formowania wojska. O ustanowieniu wspomnianej siły zbrojnej zadecydowały jednak problemy związane z karnością żołnierzy, konieczność organizowania obrony województw w momencie wyjścia szlachty na pospolite ruszenie czy wreszcie potrzeba zwalczania zdemobilizowanych żołnierzy i band rozbójniczych pustoszących majątki szlacheckie i gospodarstwa chłopskie. Małą skuteczność pospolitego ruszenia w kontekście samoobrony terytorialnej zauważał również hetman Stanisław Żółkiewski, chwaląc przy tym żołnierzy powiatowych jako bardziej skutecznych, choć niepozbawionych wad.
Oprócz okresu pierwszych bezkrólewi próbę organizacji obrony domowej podjął w 1607 roku sejmik wiszeński. Jednakże w obliczu odmowy króla plany te zostały zaniechane. Mimo początkowych problemów, w następnych latach, szczególnie po roku 1619, dochodziły do skutku uchwały o organizacji konkretnych jednostek. W 1624 roku województwa krakowskie i sandomierskie wystawiły po jednym pułku obrony domowej – w pierwszym wypadku pod dowództwem Jana Zebrzydowskiego, w drugim pod dowództwem Mikołaja Spytka Ligęzy. Były to oddziały bardzo liczne w porównaniu z chorągwiami obrony domowej, które przeważnie miały do 100 koni, chociaż w miarę upływu czasu coraz mniej, w granicach 20–50 sztuk.
Najpopularniejszą formacją wojskową samoobrony terytorialnej była jazda kozacka, zwana również pancerną, i jazda lekkich znaków. Często pojawiała się również piechota, którą przeważnie obsadzano zamki i fortece. Tylko w niektórych wypadkach zaciągano drogie, ciężkie chorągwie husarskie czy arkebuzerskie. Widać zdecydowanie, że główny nacisk kładziono na manewrowość i szybkość działania danej formacji wojskowej, kluczową w odpowiedzi na zagrożenie. Istnieją nawet przykłady na to, że obrona domowa stawiała czoło regularnym wojskom nieprzyjaciela, jak to było w 1627 roku, kiedy wojska powiatowe województw wielkopolskich pokonały żołnierzy Ernesta Mansfelda i Bernarda Weimarskiego. Samoobrona poradziła sobie na tyle dobrze, że starosta generalny wielkopolski i zarazem pułkownik powiatowy Adam Sędziwój Czarnkowski zdecydował o odwołaniu planowanego pospolitego ruszenia.
Uchwały sejmikowe wyznaczały również konkretne powiaty, które miały być patrolowane i chronione przez żołnierzy. W okresie bezkrólewia po śmierci Zygmunta III sejmik województw wielkopolskich wystawił cztery chorągwie po 75 koni, mające patrolować i chronić powiaty graniczące ze Śląskiem.
Naprzeciw bandytom
W drugiej połowie XVII wieku szczególnie często organizowano ochronę granic województw i ziem przed przemieszczającymi się czambułami tatarskimi, watahami kozackimi, regimentami szwedzkimi, partiami zbuntowanego chłopstwa czy zdemobilizowanymi grupami zbrojnej szlachty. Wzmógł się wówczas nacisk sejmików na organizację chorągwi obrony domowej. Zadaniem powołanych chorągwi było patrolowanie wyznaczonego terytorium, dostarczanie informacji, a w razie potrzeby znoszenie zbrojnych gromad i wojsk nieprzyjaciela.
Przykładem są choćby chorągwie Michała Jordana, Jana Karola Romanowskiego czy Walentego Fredry. Dragonia Jordana, stacjonująca w Krakowie, rewidowała wszystkich wjeżdżających do miasta, konfiskowała broń oraz aresztowała podejrzanych. Walenty Fredro podczas rekonesansu ziemi przemyskiej przepędził zbrojną gromadę w okolicach Sanu. Romanowskiego sejmik wyznaczył do obrony granic ziemi chełmskiej przed Kozakami, którzy docierali nad Bug. O swoich działaniach miał informować urzędników chełmskich, a w razie problemów koordynować działania z oddziałami hetmanów.
Z czasem, w wyniku problemów finansowych, wystawiano coraz mniejsze oddziały, liczące od 50 do 100 koni, z chorągwiami po 20, maksymalnie 50 koni.
Piechota jak policja
W niektórych rejonach Małopolski i Rusi Czerwonej formowano dość specyficzną odmianę wojsk powiatowych, przypominającą formację policyjną, którą tworzyła piechota górska – harnicy i smolacy. Ich zadaniem było zwalczanie rozbójników i przestępców. Ta forma obrony domowej w całości była utworzona z piechoty. Do pomocy zobowiązywano okoliczną ludność. Gdy odmawiała, nakładano kary finansowe, które przeznaczano na „statutowe” funkcjonowanie piechoty górskiej. W działalności milicyjnej wsparcia udzielali jej również starostowie własnymi oddziałami starościńskimi. Harnicy i smolacy zajmowali się zdobywaniem informacji o rozbójnikach, poszukiwaniem ich, ściganiem i aresztowaniem. Na potrzeby działań prewencyjnych priorytetowe było pozyskiwanie informacji. Wydobywano je od samych rozbójników podczas śledztw lub tortur oraz od pokrzywdzonych mieszkańców miast i wsi. Dla poprawy jakości patroli, harników przydzielano do odpowiednich obszarów operacyjnych, w których mieli działać.
Zagwarantowanie bezpieczeństwa I Rzeczypospolitej wymagało wdrożenia zdecydowanych i skutecznych rozwiązań. Samoobrona terytorialna w postaci wojska powiatowego była dość skuteczną formą jego zapewnienia województwom, powiatom i ziemiom. Problemem było natomiast doraźne powoływanie tego typu formacji, na krótki czas, co powodowało luki w bezpieczeństwie pomiędzy kolejnymi okresami funkcjonowania chorągwi. Nie zmienia to jednak faktu, że odpowiednio zorganizowana obrona domowa mogła chronić województwo przed zdemobilizowanymi żołnierzami, przestępcóami czy armiami państw ościennych. Wojska powiatowe były bodaj najbardziej rozwiniętą formą samoobrony terytorialnej w całej historii Polski. W samej organizacji widać wiele ciekawych rozwiązań i pomysłów na to, w jaki sposób z jednej strony zapewnić bezpieczeństwo najbliższego terytorium, a z drugiej wspierać w trudnych momentach armię państwową.