Siedmiu wspaniałych dostało w hotelu Marriott w Warszawie Buzdygany od „Polski Zbrojnej”. „Stoję obok najważniejszych postaci w polskim wojsku w ostatnim roku”, powiedział jeden z laureatów.
Najpierw były korki, które w piątek 27 marca spowolniły ruch w centrum Warszawy. Wyobraża ktoś sobie, że nominowani do Oscarów stoją w korku na Hollywood Boulevard tuż przed galą? A laureaci Buzdyganów stali. Na szczęście dotarli – z niewielkim opóźnieniem – do hotelu Marriott, gdzie odbyła się uroczystość wręczenia dorocznych nagród „Polski Zbrojnej”, przeznaczonych dla wyróżniających się osobowości Wojska Polskiego.
Czerwonego dywanu – jak w Dolby Theatre w Hollywood – nie było. Były za to ruchome schody, którymi należało się dostać na pierwsze piętro Marriotta. W tym miejscu trzeba było zachować szczególną czujność i orientację, bowiem tuż obok znajduje się znane w stolicy kasyno, przyciągające jak magnes niewinnych posiadaczy gotówki.
Sposób na tremę
Ten piątkowy wieczór należał zdecydowanie do debiutantów. Był wśród nich dyrektor Wojskowego Instytutu Wydawniczego, płk Dariusz Kacperczyk, który nie krył, że przed swoją pierwszą buzdyganową galą miał solidną tremę. Jest na to dobry sposób. Amerykański aktor Jack Lemmon stwierdził kiedyś, że był mocno zdenerwowany podczas 25 oscarowych uroczystości. Podczas 26. – już dużo mniej.
„Osoby, które do tej pory zostały uhonorowane Buzdyganami, łączy odwaga w podejmowaniu decyzji, oddanie służbie i zdecydowanie w działaniu. Tacy są też nasi tegoroczni laureaci”, mówił szef WIW, witając zaproszonych gości. Wspomniał, że nagrody „Polski Zbrojnej” otrzymywali w przeszłości znani dziś generałowie, dziennikarze i politycy, wśród nich Bronisław Komorowski.
Żadnych oznak zdenerwowania nie okazywał mistrz ceremonii Tomasz Szuran, mimo że prowadził naszą uroczystość po raz pierwszy. Nic dziwnego – występy publiczne to jego chleb powszedni. Na co dzień jest konferansjerem Reprezentacyjnego Zespołu Artystycznego Wojska Polskiego. Uwielbia operę, od czasu do czasu pracuje jako lektor filmowy. W Marriotcie wywoływał na estradę kolejnych laureatów, charakteryzując obszernie każdego z nich. Gdy kończył, do akcji wkraczała mocna trójka w składzie wiceminister obrony narodowej Maciej Jankowski, dyrektor Dariusz Kacperczyk oraz szef „Polski Zbrojnej”, Wojciech Kiss-Orski. Za ich pośrednictwem Buzdygany trafiały do rąk nagrodzonych.
W tej uroczystej chwili laureatom towarzyszyli między innymi wiceminister obrony narodowej Beata Oczkowicz, generałowie Andrzej Reudowicz, Bogusław Samol, Grzegorz Gielerak, Zygmunt Mierczyk i Andrzej Tuz oraz płk Dariusz Kozerawski.
Co wypada generałowi
Laureaci byli oczywiście najważniejszymi debiutantami piątkowego wieczoru. Tomasz Szuran wywoływał ich w kolejności alfabetycznej. Zaczął od gen. bryg. Rajmunda T. Andrzejczaka, zastępcy dowódcy 12 Szczecińskiej Dywizji Zmechanizowanej. Uzasadnienie przyznania mu nagrody brzmi dość ogólnikowo: za ambitne wyznaczanie wysokich standardów wyszkolenia, poszukiwanie nieschematycznych rozwiązań taktycznych, a jednocześnie troskę i dbałość o rozwój swoich żołnierzy. Trzeba z generałem chwilkę pogawędzić, by przekonać się, co te słowa oznaczają. Jest ujmująco bezpośredni. Mówi, że był autentycznie zaskoczony, gdy znalazł się na liście kandydatów do nagrody. „Kiedy człowiek na co dzień wykonuje swoje zadania, to mu się wydaje, że tak ma być i że to nic nadzwyczajnego”, wyjaśniał w kuluarach. Za rok sam, jako członek kapituły, będzie wybierał laureatów. „Nie przewiduję tu żadnych problemów. Wszędzie, gdzie służyłem, poznawałem znakomitych ludzi. Czy to w 15 Giżyckiej Brygadzie Zmechanizowanej, czy na wzgórzach Golan, czy w Iraku albo w Afganistanie”, mówił.
Gen. Andrzejczak jest miłośnikiem muzyki heavymetalowej i rocka progresywnego. Lubi Iron Maiden i Dream Theatre. Na koncerty chodzi z córką. „Nie jestem pewien, czy generałowi wypada”, zastanawiał się pół żartem pół serio, gdy rozmawialiśmy w kuluarach.
Latanie za wojskiem
A czy pracownikowi szwajcarskiego banku inwestycyjnego wypada biegać z aparatem fotograficznym za wojskiem? Bartosz Bera, jedyny cywil wśród siódemki nagrodzonych, laureat wybrany w głosowaniu internetowym, nie ma w tej kwestii żadnych wątpliwości. A tak naprawdę to z aparatem nie biega, ale lata. Upodobał sobie bowiem samoloty. „Robi naprawdę dobre zdjęcia”, twierdzi ppłk Krzysztof Plażuk, rzecznik prasowy Centrum Operacji Specjalnych.
Podczas uroczystości w Marriotcie Bartosz Bera sprawiał wrażenie zdziwionego: „Kiedyś marzyłem o armii, a teraz stoję u boku sześciu najważniejszych w tym roku osób w wojsku”. Jako członek kapituły będzie w przyszłym roku głosował na takich samych jak on: fotografów i twórców filmowych. Uważa, że miarą jakości ich dzieł powinno być to, czy podobają się jednocześnie cywilom i wojskowym.
W pracy ppłk. dr. n. med. Roberta Brzozowskiego kwestia tego, czy coś się podoba, czy nie, praktycznie nie ma znaczenia. W jego wypadku istotne są konkrety: liczba uratowanych pacjentów. Dr Brzozowski jest chirurgiem, więc gdy polscy komandosi z grupy szturmowej wojsk specjalnych wpadli w Afganistanie w zasadzkę, miał pełne ręce roboty. Rannych zostało dziesięciu żołnierzy. Jednego, niestety, nie udało się uratować – zmarł podczas reanimacji. Buzdyganem nagrodzono tego lekarza także za to, że po powrocie do kraju stworzył Zakład Medycyny Pola Walki w szpitalu przy ulicy Szaserów w Warszawie.
Doświadczenie wyniesione z pola walki uważa za bezcenne. „Ostatni atak terrorystyczny w Tunisie pokazał, że cywilni medycy także muszą czasem działać w sytuacjach wojennych, a leczenie postrzałów czy urazów po wybuchu jest inne niż obrażeń odniesionych w wypadkach”, mówił w trakcie uroczystości w Marriotcie.
W trudnych chwilach sprawdził się także kpr. Tomasz Ciach. Jako żołnierz 25 Brygady Kawalerii Powietrznej brał udział w misjach w Iraku i Afganistanie. Co ciekawe, służba wojskowa wcale nie była jego marzeniem. Studiował informatykę i z tą dziedziną wiązał swoje plany życiowe. W pewnym momencie stwierdził, że nie jest w stanie łączyć nauki z pracą w hipermarkecie. Wtedy właśnie wybrał wojsko.
Jako członek buzdyganowej kapituły postawi w przyszłym roku na „Goździora”. „To megapostać w naszej brygadzie. Robi 200% normy, wspaniały podoficer. Wciąż się kształci, rozwija. Z nim jest tak, że jak kończy kurs grotołazów, to od razu zaczyna kurs nurków”, argumentował w kuluarach Tomasz Ciach.
Rejs po nagrodę
Morskie klimaty wniósł do Marriotta kmdr por. Piotr Sikora. Buzdygan, XVI-wieczna oznaka godności rotmistrzowskiej, w ręku marynarza? Nie ma w tym żadnego dysonansu, gdyż kmdr por. Sikora wyróżnił się nieprzeciętnymi umiejętnościami dowódczymi także na lądzie. Urodził się daleko od morza – w pięknym Paczkowie, położonym na południowo-zachodnim krańcu Polski. Dopłynął stamtąd daleko – został w 2014 roku dowódcą 13 Dywizjonu Trałowców. No i oczywiście do naszej nagrody. Można mieć pewność, że nie jest to kres jego żeglugi.
Także „Soyers”, szósty w kolejności alfabetycznej laureat, ma jeszcze wiele osiągnięć przed sobą. Żeby była jasność – „Soyers” ma imię i nazwisko, jest potomkiem hetmana kozackiego z XVII wieku. Jako żołnierz Jednostki Wojskowej Komandosów z Lublińca musi jednak występować pod pseudonimem. „Jest wyjątkowy, najlepszy z najlepszych” – mówi o nim „Biały”, dowódca Zespołu Bojowego A z Lublińca.
Wśród licznych umiejętności „Soyersa” najważniejsza jest ta, którą zdobył po powrocie z dwóch misji w Afganistanie. Ukończył kurs dla wysuniętych nawigatorów naprowadzania lotnictwa, tzw. JTAC-ów (joint terminal attack controller). To bardzo ważna i odpowiedzialna funkcja. Tacy jak on są upoważnieni do wydawania zgody na otwarcie przez załogę samolotu ognia do celów naziemnych.
W kuluarach „Soyers” okazał się człowiekiem nadzwyczaj skromnym. Mówił, że jest zaszczycony i że to będzie dla niego motywacja do jeszcze cięższej pracy. „Tę nagrodę zawdzięczam kolegom, z którymi służyłem w kraju i za granicą. Wiele się od nich nauczyłem. Duży udział w moim sukcesie mają też przełożeni, którzy stworzyli mi możliwości rozwoju”, wyjaśniał. Jako członek kapituły będzie głosował na ludzi nietuzinkowych, którzy swoją pracą czy służbą przyczyniają się do promocji polskich sił zbrojnych. Krótko mówiąc, na takich jak on sam.
Lekcje pokory
Siódmy wspaniały, płk Marcin Szymański, też zdobywał doświadczenie na misjach. Był w Iraku, a potem w Afganistanie. „To najlepszy żołnierz mojego pokolenia”, twierdzi płk Piotr Bieniek, który współdziałał z Szymańskim za granicą. Sam laureat mówi, że misje nauczyły go pokory i umiejętności działania w warunkach dużego chaosu.
To by się zgadzało. W tłumie uczestników buzdyganowej gali płk Szymański radził sobie znakomicie. Nie rozwodził się zanadto nad swoim osiągnięciami. A są one niemałe i dotyczą nie tylko działalności podczas misji. Płk Szymański stworzył w Krakowie think tank skupiający akademików z Uniwersytetu Jagiellońskiego i wojskowych. Ma szerokie spojrzenie na armię i docenia znaczenie niższych szarż. „Kolejnych laureatów Buzdyganów należy szukać wśród żołnierzy na mało eksponowanych stanowiskach. Popatrzmy na stosunek liczebny: szeregowi – podoficerowie – oficerowie – generałowie, i wybierzmy proporcjonalnie”, mówił w kuluarach.
Krótko przed północą buzdyganowa gala „Polski Zbrojnej” dobiegła końca. O tej porze w Dolby Theatre w Hollywood czerwony dywan już dawno jest zwinięty. A schody ruchome w Marriotcie wciąż działały bez zarzutu.
Współpraca: Anna Dąbrowska, Magdalena Kowalska-Sendek, Małgorzata Schwarzgruber, Norbert Bączyk, Piotr Bernabiuk, Krzysztof Wilewski, Tadeusz Wróbel
autor zdjęć: Krzysztof Wojciewski, Jarosław Wiśniewski