Major ma niewiele czasu na rozmowę. Trwa kurs strzelców wyborowych, a on odpowiada za to, aby w tej maszynerii nie zaciął się żaden trybik. Szkolenie ma przebiegać zgodnie z planem.
„Tylko bez nazwisk”, zastrzega Major. Tłumaczy, że nie chce, aby ktoś powiedział jego dziecku, że ojciec szkoli morderców. Nie podamy też ani liczby uczestników, ani organizowanych kursów, aby nie ujawniać informacji, ilu strzelców wyborowych ma polska armia. Możemy porozmawiać natomiast o tym, jaki jest cel kursu. „Aby każdy kończący go żołnierz potrafił ochronić kolegów z plutonu”, mówi Major. Zgodnie ze starym żołnierskim porzekadłem: im więcej potu na ćwiczeniach, tym mniej krwi w boju. Bo w tej robocie wcale nie chodzi o zabijanie.
Kiedyś była tu brygada artylerii. Nieco na uboczu, z dala od miejskiego zgiełku. Potem, gdy armia przechodziła kurację odchudzającą, część budynków wojsko przekazało miastu, w pozostałych mieści się dziś jeden z kompleksów Centrum Szkolenia Artylerii i Uzbrojenia. Za ogrodzeniem zaczyna się poligon. To właśnie ten rozległy teren zdecydował o tym, że instruktorzy armii kanadyjskiej wskazali Toruń jako najlepsze miejsce do szkolenia strzelców wyborowych. Dziś na toruńskim poligonie są prowadzone strzelania z TRG-21/22 SAKO kalibru 7,62 mm, kbw Bor/Alex oraz 12,7-milimetrowego wkbw Wilk/Tor na odległość do 1200 m. O historii Centrum opowiada oficer prasowy kpt. Tomasz Kisiel. „W 2008 roku, po doświadczeniach 17 Wielkopolskiej Brygady Zmechanizowanej w Iraku, z inicjatywy ówczesnego dowódcy brygady gen. Mirosława Różańskiego powołano do życia kurs strzelców wyborowych. W roku 2011 przeformowano go na Ośrodek Szkolenia Strzelców Wyborowych. Zmieniono wówczas nie tylko nazwę, lecz także lokalizację: z Wędrzyna na Toruń”, wspomina kpt. Kisiel.
Ośrodek szkolący strzelców zyskał nie tylko dostęp do toruńskiego poligonu, lecz także nowych instruktorów, którzy ukończyli jeden z najtrudniejszych kursów wojsk lądowych kanadyjskiej armii – Basic Sniper Course w szkole piechoty w Gagetown. Obecnie siedmiu instruktorów ma kanadyjskie kwalifikacje snajperskie, a dwaj oficerowie (kierownik cyklu oraz wykładowca) wielokrotnie byli obserwatorami kanadyjskich szkoleń i zawodów snajperskich.
„Ośrodek Szkolenia Strzelców Wyborowych wchodzi w skład Centrum Szkolenia Artylerii i Uzbrojenia w Toruniu”, tłumaczy komendant kpt. Arkadiusz Żuchowski. To on czuwa nad tym, aby zapewnić kursantom zakwaterowanie, sprzęt czy pojazdy. Szkoleniem zajmują się Major i Kapitan. „Kurs jest ciężki”, przyznaje komendant. Średnio odpada co drugi kandydat na strzelca.
Teoria i praktyka
Szkolenie trwa dziewięć tygodni. Każdy dzień jest dokładnie opisany. Program jest tak ułożony, że kolejne zadanie wymaga umiejętności z poprzedniego. Rozpoczął się dopiero drugi tydzień kursu, więc przeważają zajęcia teoretyczne. Przez najbliższe dwa miesiące żołnierze będą się uczyć podstaw balistyki, obsługi broni wyborowej, taktyki, maskowania i skrytego podchodzenia przeciwnika w terenie, tropienia, budowania ukryć oraz celnego prowadzenia ognia z posiadanej broni. Na zajęciach z obserwacji instruktor każe im wykryć rozrzucone w terenie przedmioty, a podczas ćwiczeń z zapamiętywania zapyta o liczbę okien w budynku, obok którego niedawno przeszli. „Żołnierz ma większe szanse na przeżycie, jeśli jest spostrzegawczy”, wyjaśnia Major.
Na korytarzu pod ścianą leżą w rzędzie karabiny uczestników kursu – Alex, SAKO-TRG 21, FN SCAR H, większość pomalowana w zielono-brązowe maskujące wzory. W sali wykładowej trwa szkolenie z balistyki. Temat: ściąganie języka spustowego. „Strzał oddajemy na wydechu”, tłumaczy Kapitan. On prowadzi zarówno zajęcia ze strzelania z amunicją bojową na poligonie, jak i te teoretyczne dotyczące strzelania. „Na wydechu”, powtarza Kapitan. „Zapiszcie to czerwonymi literami”, mówi i omawia najczęściej popełniane błędy w momencie, gdy żołnierz naciska na spust: niestabilna postawa, hiperwentylacja płuc powodująca zawrót głowy, zbyt szybkie spuszczanie języka spustowego. W trzech rzędach siedzą kursanci, jedni notują, drudzy słuchają. Są wśród nich dwaj funkcjonariusze Biura Ochrony Rządu. W następnym tygodniu sprawdzą zdobytą wiedzę na strzelnicy.
Zajęcia na poligonie rozpoczynają się od strzelania na celność i skupienie na odległość 100 m. Kapitan tłumaczy, że pięć kolejnych strzałów ma się znaleźć jak najbliżej siebie. „Wyrabiamy u żołnierza powtarzalność strzału”, mówi. „Najpierw ustawiamy się na dystansie od 100 do 600 m, a potem przechodzimy do strzelań na nieokreśloną odległość. Osiem tarcz jest ustawionych w oddaleniu od 200 do 600 m. Zadaniem żołnierza jest zmierzyć odległość i oddać do każdej tarczy po pięć strzałów. Na ocenę bardzo dobrą trzeba zdobyć minimum 36 punktów, na dostateczną: od 28 do 31.
St. szer. Rafał K. przyjechał z 12 Brygady: „Zawsze pociągało mnie strzelanie wyborowe, wiele na ten temat czytałem. Na kursie konfrontuje wiedzę teoretyczną z praktyką. Podczas marszów z kompasem w terenie na przykład doskonalił operowanie mapą. Gdy uda się zaliczyć kurs, ma nadzieję, że przyda się w brygadzie jako instruktor, chociażby podczas zajęć na strzelnicy. Na razie jednak o tym nie myśli, bo jutro rozpoczynają się zajęcia dotyczące stroju maskującego.
Każdy kursant dostaje małą książeczkę – poradnik strzelca wyborowego. To nie tylko kompendium wiedzy, lecz także dziennik z rejestrem oddanych strzałów. Wszyscy żołnierze wpisują tu swoje wyniki.
Po krótkiej przerwie rozpoczyna się kolejne szkolenie. Do sali wchodzi Sierżant. Temat: pomiar odległości. Sierżant zarządza klasówkę. Chce sprawdzić, czy żołnierze opanowali wiedzę, jaką im dotychczas przekazał. Wykładowca podaje dane potrzebne do wyliczenia odległości do celu: wysokość celu i jego wysokość kątową. Czas na wykonanie zadania: cztery minuty. Nie wszyscy wyliczyli poprawnie, a za kilka dni pierwsze zajęcia ze strzelania. „Każdy z was widzi, na jakim jest etapie”, podsumowuje instruktor.
„Skryte podejście do celu to najtrudniejsze ćwiczenie do zaliczenia”, przyznaje Major. „Stopniujemy trudności. Pierwsze ćwiczenia odbywają się w terenie zalesionym, gdzie się łatwiej ukryć. Oddaleni o 150 m obserwatorzy wypatrują przez lornetki zamaskowanych kursantów. Major wspomina żołnierza, który miał wyjątkowy talent do maskowania, taki siódmy zmysł. Był jednak tak dokładny, że nie mieścił się w wyznaczonym czasie. Odpadł, ale wrócił na poprawkę”.
Buszujący w zbożu
Snajper zlokalizowany to snajper martwy. Dlatego tak ważny jest kamuflaż. Na kursie żołnierze dowiadują się, że musi on być dopasowany do pory roku, szaty roślinnej i warunków terenowych. Strój maskujący trzeba uzupełnić roślinnością z terenu, po którym przemieszcza się strzelec, na przykład koniczyną, zbożem, trawą, liśćmi. Major przyznaje, że to trudna sztuka. Żołnierz, który dobrze strzela, ale słabo się maskuje, będzie żył krócej niż ten, który maskuje się dobrze, ale gorzej strzela.
Kurs nie kończy się egzaminem. Z ćwiczeń, jakie dają im do wykonania instruktorzy, żołnierze muszą zaliczyć co najmniej połowę. Inaczej odpadają. Czasem nie z własnej winy. Wtedy wystawiona przez Majora pozytywna opinia ratuje im skórę w macierzystej jednostce. Jak na przykład żołnierzowi, który został wykryty przez obserwatora i nie zaliczył ćwiczenia, bo przed nim leżała zbita butelka, której nie widział, a odbite w szkle słońce zdradziło jego pozycję.
Kapitan porównuje szkolenie do jazdy samochodem: pierwszego dnia kursant uczy się kręcić kierownicą, drugiego obsługiwać pedały, trzeciego zagląda pod maskę. Te czynności pozornie nie są ze sobą związane, ale każda umiejętność jest potrzebna. „Podczas kończących kurs trwających dwie doby zajęć taktycznych wsadzamy kursantów do samochodu i każemy im jechać do miasta, czyli poskładać wszystko, czego się nauczyli”, tłumaczy obrazowo Kapitan. Działają w polu jako sekcja strzelców wyborowych: dostają do wykonania zadanie, przemieszczają się, zakładają punkty obserwacyjne, przekazują informacje do stanowiska dowodzenia”, wyjaśnia Kapitan.
„,Zaliczenie kursu to jednak początek drogi strzelca”, uważa Major. Żołnierz musi rozwijać zdobyte umiejętności. „Mam 24 lata służby, a nadal się uczę i zdobywam nowe doświadczenia”, mówi.
Diabeł na celowniku
Major nie rozumie, dlaczego w polskich wojskach lądowych są tylko strzelcy wyborowi, a nie ma snajperów. 90% roboty jednych i drugich polega na obserwacji. „Faktycznie szkolimy snajperów, którzy są w pododdziałach batalionów zmechanizowanych i zmotoryzowanych, w drużynie strzelców wyborowych”, mówi.
Kandydatów na strzelców typują dowódcy. „To oni muszą mieć pewność, czy żołnierz ma odpowiednie predyspozycje i cechy charakteru, które są ważne w służbie strzelca wyborowego”, tłumaczy jeden z instruktorów Cyklu Szkolenia Strzelców Wyborowych w Centrum Szkolenia Artylerii i Uzbrojenia w Toruniu, który także chce zachować anonimowość.
Jakie cechy powinien mieć strzelec wyborowy? „Podobnie jak snajper musi być cierpliwy, odporny na stres i spostrzegawczy”, twierdzą zgodnie Major i Kapitan. Jego praca to długie godziny spędzone na obserwowaniu, w ciągłym napięciu, skupieniu i poczuciu niebezpieczeństwa. Strzelcy widzą więcej, strzelają dalej i celniej niż „normalny” żołnierz. Ważna jest odporność fizyczna, ale też psychiczna. „Strzelec wyborowy nie może się zastanawiać nad tym, kim jest jego cel, czy ma rodzinę, gdzie mieszka. Inaczej zwariuje, bo już sam strzał do człowieka jest olbrzymim obciążeniem”, podkreśla instruktor.
Jedni uważają, że strzelcy wyborowi i snajperzy to samotne wilki. Drudzy widzą w nich członków zespołu, którzy niczym anioł stróż wspierają kolegów z pewnej odległości. Są też tacy, którzy dopatrują się u nich czarcich cech. Nie bez przyczyny oznaką rozpoznawczą Cyklu Szkolenia Strzelców Wyborowych jest diabeł, którego twarz znajduje się w krzyżu celownika.
autor zdjęć: Arkadiusz Dwulatek/Combat Camera DORSZ