Czy armii są potrzebni snajperzy? Odpowiedź wydaje się oczywista. W naszych wojskach lądowych nie ma jednak takich stanowisk i chyba długo nie będzie.
W liczących się armiach świata istnieją dobrze wyszkoleni snajperzy – specjaliści od precyzyjnego strzelania. W naszych pododdziałach zmechanizowanych i zmotoryzowanych mamy jedynie strzelców wyborowych. Czy różnica między nimi sprowadza się tylko do nazwy? Czy nasi strzelcy są tak samo wyszkoleni i wyposażeni, jak ich koledzy z innych armii
NATO i różni ich tylko nazwa? Czy armia dostatecznie dba o specjalistów uważanych w innych krajach za elitę wojska? Sprawdziliśmy to. Reformy w tej dziedzinie przeprowadza się u nas już od dekady. I ciągle dużo zostało do zrobienia.
W 2006 roku wydawało się, że zmieni się sposób wykorzystania specjalistów od precyzyjnego strzelania. Na wniosek gen. Mirosława Różańskiego, który dowodził wówczas 17 Wielkopolską Brygadą Zmechanizowaną, zaczęto przeprowadzać zmiany organizacyjno-etatowe mające na celu usamodzielnienie strzelców wyborowych. Chciano zmienić nie tylko ich wyposażenie i metody szkolenia, lecz także wykorzystanie na polu walki.
W jednostkach zmechanizowanych i zmotoryzowanych żołnierzy tych specjalności wyłączono ze składów drużyn piechoty. Na szczeblu batalionów utworzono drużyny strzelców wyborowych, złożone z czterech czteroosobowych sekcji (osiem par strzeleckich), dowódcy oraz dwóch kierowców. Inicjator tych zmian chciał, aby w dalszym etapie reform w tych drużynach stworzyć stanowiska także dla par snajperskich – wysokiej klasy specjalistów, mogących działać samodzielnie, z dala od sił własnych.
Szkoła duchów
Gen. Różański nie poprzestał tylko na zmianach struktur, lecz także postanowił od podstaw stworzyć bazę szkoleniową dla snajperów. W 2007 roku zainicjował powołanie do życia w Wędrzynie pierwszego w historii naszej armii ośrodka szkolenia specjalistów od strzelania precyzyjnego. Inicjatywę ówczesnego dowódcy 17 WBZ zaakceptował gen. broni Waldemar Skrzypczak. Nowa placówka powstawała w bólach. Z trudem wywalczone etaty dla kierownictwa i instruktorów ośrodka sztabowcy z Warszawy omyłkowo przydzielili komendzie wędrzyńskiego poligonu. Upłynęło sporo czasu zanim ten błąd naprawiono.
Z braku doświadczeń nowy ośrodek szkoleniowy wzorował się na programach i sposobach przygotowania snajperów w innych armiach NATO.
Instruktorzy z wędrzyńskiej placówki najwięcej kontaktów mieli z kadrą szkoły strzelców kanadyjskich. W Wędrzynie od samego początku rozpoczęto szkolenie snajperów, a nie strzelców wyborowych. Stwierdzono bowiem, że dobrze wyszkolony snajper szybko może się przekwalifikować na strzelca wyborowego, proces odwrotny wymaga natomiast znacznie więcej czasu i wysiłku.
Ośrodek wędrzyński, nazwany szkołą snajperów, a przez nich samych ochrzczony szkołą duchów, merytorycznie wspomagało wielu doświadczonych instruktorów nie tylko z kraju. Wszystko było dobrze poukładane. Szybko zauważono, że szkolenie przynosi oczekiwane efekty. Aby przyszłym snajperom dać możliwość sprawdzania swoich umiejętności, wymiany doświadczeń i poglądów z innymi fachowcami od dalekiego strzelania, w 2008 roku w Międzyrzeczu zaczęto przeprowadzać międzynarodowe zawody w strzelaniu na długie odległości Longshot.
Brak przepisów
W trakcie intensywnej reorganizacji specjaliści od strzelania precyzyjnego dostali nową broń. Z pododdziałów większości jednostek operacyjnych wycofano SWD (Snajperskaja Wintowka Draganowa). Ich miejsce zajęły fińskie karabinki Sako TRG-21 i 22 kalibru 7,62 mm. Z czasem do sekcji strzelców wyborowych dotarły także rodzimej produkcji wielkokalibrowe karabiny 12,7-milimetrowe Tor.
W styczniu 2011 roku ośrodek przestał jednak istnieć jako wyodrębniona wyspecjalizowana placówka. Został przeniesiony do Torunia do tamtejszego Centrum Szkolenia Artylerii i Uzbrojenia. Stał się jednym z cyklów tego centrum.
Od tego momentu machina zmian w dziedzinie snajperstwa zaczęła zwalniać. W dawnym Dowództwie Wojsk Lądowych ustały prace na stworzeniem dla żołnierzy tych specjalności odrębnych stanowisk. Minęły ponad dwa lata, zanim powstał program szkolenia pododdziałów strzelców wyborowych oraz regulamin działań taktycznych. O nowych dokumentach doświadczeni strzelcy i ich dowódcy mówią jednak, że są opracowaniami zbyt ogólnikowymi, nie na miarę nowoczesnej armii. I chociaż na mocy odpowiednich rozkazów zaczęły obowiązywać od 1 stycznia 2014 roku, cały czas są krytykowane.
„Zadecydowano, że mamy odbywać między innymi ponadstugodzinne szkolenia inżynieryjno-saperskie, w tym o budowie fortyfikacji, obronie przeciwlotniczej, zajęcia na temat ochrony środowiska i przeciwpożarowej czy szkolenie ekonomiczne, a zapomniano o szkoleniu w pomiarach odległości, stalkingu (skrytego podchodzenia do obiektu) czy maskowaniu”, mówi jeden z dowódców drużyn strzelców wyborowych. Podoficer dodał, że do dzisiaj nie pomyślano o odpowiednim umundurowaniu dla żołnierzy tej specjalności. Nie unormowano także nazewnictwa w tej dziedzinie.
Tematem precyzyjnego strzelania zajmowaliśmy się w 2012 roku oraz rok później. Dociekaliśmy, dlaczego w unowocześnianej i reformowanej armii ciągle nie ma stanowiska snajperów. Opisywaliśmy, jak ówczesne Dowództwo Wojsk Lądowych odsyła w tej sprawie do Sztabu Generalnego WP i odwrotnie. W maju 2013 roku w Szefostwie Wojsk Pancernych i Zmechanizowanych ówczesnego Dowództwa Wojsk Lądowych poinformowano nas, że: „trwają prace nad ostateczną wersją koncepcji funkcjonowania strzelców wyborowych i snajperów. Mają być unormowane między innymi rola i miejsce strzelców wyborowych oraz snajperów w strukturze i ugrupowaniu pododdziału, wyposażenie, system szkolenia, taktyka działania, jak również model służby snajpera. Tworzona koncepcja zakładała podobno, że w pododdziałach (batalionach) zmechanizowanych i zmotoryzowanych nie będzie drużyn strzelców wyborowych, za to jeden strzelec znajdzie się w każdym plutonie. Na szczeblu brygady powstanie zaś pluton snajperów”. Opisaliśmy to w artykule „Urzędnicza paralaksa” („Polska Zbrojna” 5/2013).
Kilka tygodni temu z podobnymi pytaniami zwróciliśmy się do Oddziału Szkolenia w Zarządzie Wojsk Pancernych i Zmechanizowanych Inspektoratu Wojsk Lądowych Dowództwa Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych. Tym razem poinformowano nas, że: „koncepcja snajperów nie wpisuje się w program rozwoju i budowy zdolności wojsk lądowych. Misja i zadania stojące przed pododdziałami ogólnowojskowymi możliwe są do realizacji w oparciu o istniejące struktury oraz specjalnie przygotowanych i wyszkolonych strzelców wyborowych”. Co się zmieniło w tak krótkim czasie? Co zadecydowało, że nastąpiła tak radykalna zmiana stanowiska?
Suma paradoksów
Z nadesłanej informacji dowiedzieliśmy się także, że „W obowiązującej nomenklaturze polskiej pojęcie »snajper« odnosi się do żołnierza korpusu sił specjalnych, grupy osobowej wykonującej lądowe działania specjalne (rozporządzenie MON z 11.12.2009 r. w sprawie korpusów osobowych, grup osobowych i specjalności wojskowych). Jednocześnie dla korpusu wojsk lądowych – przypisana jest nazwa »strzelec wyborowy«”.
Dziwi sformułowanie o „obowiązującej nomenklaturze polskiej”. Czy nie powinna być przyjęta raczej międzynarodowa terminologia wojskowa? Jeśli pójść takim tokiem rozumowania, to w tej samej „nomenklaturze”, czyli słowniku języka polskiego, słowo „działonowy” określa dowódcę działonu. Dlaczego więc w wojskach pancernych, w załogach czołgów i transporterów są jeszcze działonowi?
Wyjaśnienia przesłane z Inspektoratu Wojsk Lądowych DGRSZ tym bardziej zastanawiają, że w czasie przygotowywania dokumentów wewnątrzresortowych przed wprowadzeniem nowego systemu dowodzenia, specjalna grupa organizacyjna powołana przez ministra zadbała o to, aby „snajper” znalazł się w wykazie specjalności wojskowych. Cała reszta należała do odpowiedniej rangi dowódców i oficerów sztabów, którzy powinni przygotować stosowne wnioski organizacyjno-etatowe.
Od zapoczątkowania reorganizacji strzelectwa precyzyjnego minęła dekada. Nie udało się w tym czasie uporządkować nawet kwestii związanej z nazewnictwem i stanowiskami. Nie powstał żaden model służby strzelca wyborowego czy snajpera. Nie przeprowadzono obiecanych zmian strukturalnych.
W toruńskim centrum odbywają się co prawda kolejne kursy dla strzelców wyborowych, ale instruktorzy cyklu cały czas borykają się z wieloma problemami. „Żołnierze z jednostek często są wysyłani na szkolenie z bronią, którą poznają, wyczuwają, a po powrocie z kursu otrzymują inny karabin. Adepci precyzyjnego ognia uczą się strzelać ze snajperskiego wielkokalibrowego karabinu wyborowego Tor kalibru 12,7 mm. Przy okazji się dowiadują, że mogą go używać tylko w dzień, bo brak w nim podświetlenia skali w celowniku oraz szyny pod przystawkę noktowizora, o termowizyjnych przyrządach do obserwacji czy tłumikach nie wspominając”, mówi nam były instruktor toruńskiej placówki.
W trakcie szkolenia w Toruniu żołnierze strzelają z dwóch rodzajów karabinów. Do każdego z nich jest kilka rodzajów celowników, a instruktorzy długo się zastanawiają, jak ocenić strzelców, gdyż szanse celnych trafień z każdego rodzaju są diametralnie różne. Instruktorzy radzą też swoim podopiecznym, żeby sami kupili sobie dobrej klasy wiatromierz i kalkulator, bo te przydziałowe są miernej jakości. Zachęcają też do nabycia porządnego dalmierza i kilku innych drobiazgów, których nie ma w wojsku. Efekty ich starań często idą na marne. Do udziału w kursie są wyznaczani często przypadkowi ludzie, niemający odpowiednich predyspozycji. Dramatem jest, że szkoleni z takim wysiłkiem żołnierze po powrocie do macierzystych jednostek po jakimś czasie bywają wyznaczani na inne stanowiska, zupełnie niezwiązane ze strzelaniem precyzyjnym. Personel toruńskiej placówki ma też problem, by podołać potrzebom ilościowym żołnierzy zgłaszanych do przeszkolenia.
Tymczasem dobrze wyszkoleni żołnierze, świadomi swoich umiejętności, pytają, gdzie i jak mają przewozić broń wyposażoną w bardzo delikatne i czułe przyrządy optyczne, skoro w BWP czy rosomakach brakuje miejsca na wyposażenie, broń i amunicję żołnierzy piechoty. „Jedno uderzenie lunetą karabinu Sako o jakiś element pancerza sprawia, że broń staje się niecelna i powinno się ją natychmiast przystrzelać na nowo”, argumentuje doświadczony specjalista.
Niektórzy z nich nie rozumieją też decyzji dowódców, którzy uważają, że oni powinni się poruszać razem z nacierającymi żołnierzami, dźwigając ze sobą w tyralierze (oprócz wyposażenia osobistego) wielkokalibrowy karabin wyborowy Tor, razem z zapasem amunicji ważący około 20 kg, i z przystanków celnie strzelać.
Strzelcy wyborowi pytają również, kiedy będą mogli przestać wyposażać się za własne pieniądze? Owszem, otrzymali część potrzebnego sprzętu, ale niektóre rodzaje, jak na przykład środki łączności, są miernej klasy. „W drużynie utworzyliśmy fundusz. Każdy z nas co miesiąc rzuca tam określoną kwotę. Gdy się sporo nazbiera, kupujemy sobie niezbędny sprzęt dobrej jakości. Niedawno nabyliśmy małe, ale o dużej mocy radiotelefony. Teraz zbieramy na termowizyjne urządzenia obserwacyjne”, przyznaje dowódca jednej z drużyn strzelców wyborowych.
Oko snajpera
Do specjalistów od precyzyjnych trafień różne podejście mają ich dowódcy. Jedni oficerowie chcą mieć w batalionach dobrze wyszkolonych strzelców wyborowych i snajperów. Innym jest to obojętne. Ci pierwsi wiedzą, jak można ich wykorzystać na polu walki i udowadniali to podczas misji. Inni twierdzą, że skoro nie uczono ich tego w szkołach, to nie muszą się wychylać, szczególnie, że wykorzystanie specjalistów z tej dziedziny normują zbyt ogólnikowe instrukcje i nie ma konkretnych przepisów prawnych odnoszących się do użycia broni.
„W Afganistanie było wiele sytuacji, w których para snajperska mogła zrobić kawał dobrej roboty dla ochrony naszej bazy lub żołnierzy w czasie patroli. Kilka razy współpracowaliśmy z zespołami snajperskimi z wojsk specjalnych, ale nie mogłem ich wykorzystywać zbyt często”, wspomina jeden z dowódców zgrupowania bojowego misji w Afganistanie.
„Swoich strzelców wyborowych nie mogłem wysyłać na zasadzki poza bazę, z dala od własnych wojsk. Oni prosili o takie zadania, ale odmawiałem. Gdyby podczas akcji coś im się stało, odpowiadałbym przed prokuratorem. Przecież wiadomo, że strzelec wyborowy to nie snajper i nie może działać w dużym oddaleniu od wojsk własnych. Oprócz tego, aby wysyłać ich na samodzielne akcje, jest potrzebne znacznie lepsze wyposażenie w odpowiedni sprzęt łączności i obserwacyjny”, komentuje oficer.
St. szer. Artur Kowalski (nazwisko zmienione) – strzelec wyborowy z wieloletnim stażem – był na misji w Afganistanie. Wspomina, że byli tam dowódcy, którzy chętnie stawiali mu zadania snajperskie, oraz tacy, dla których właściwie nie istniał, a w patrolu działał jako zwykły piechociniec: „Kiedy jako snajper, odpowiednio zamaskowany, lokowałem się w dobrym punkcie, skąd jak na dłoni miałem wioskę, która miała być przeszukana, chłopaki z patrolu czuli się pewniej. Dowódca też, bo wiedział, że widzę więcej, a w razie kontaktu wesprę ich skutecznym ogniem. Bywało, że do tego dochodziło. Po akcji dziękowano mi za wsparcie i za to, że byłem ich okiem”, wspomina Artur.
„Innym razem obserwowałem pewne osiedle. W którymś momencie zauważyłem człowieka dziwnie zachowującego się w zarośniętym terenie. Zameldowałem o tym dowódcy. Zapytałem, czy mam mieć na niego oko, czy w razie potrzeby mogę chociaż postraszyć go strzałem w pobliże miejsca, gdzie się skrył. W odpowiedzi usłyszałem przez radio, że mam nie zawracać tyłka jakimś facetem, który wyszedł do sadu za potrzebą. Zmieniłem więc sektor obserwacji. Po chwili chłopaki zostali ostrzelani z moździerzy. Jestem przekonany, że tamten mężczyzna nie wyszedł za potrzebą, lecz był obserwatorem terrorystów”, opowiada strzelec.
Artur Kowalski pełni służbę w jednej z drużyn strzelców wyborowych. Niedługo żegna się z wojskiem. Jego stanowisko, tak jak innych członków drużyny, nie jest podoficerskie. Kończy mu się kontrakt. W podobny sposób, ze względu na brak etatów podoficerskich dla strzelców wyborowych, każdego roku opuszcza armię wielu doskonałych i doświadczonych specjalistów od precyzyjnego strzelania. Na wyszkolenie nowych potrzeba będzie wiele czasu i pieniędzy.
Duże efekty małym kosztem
Wydawać by się mogło, że pytanie, czy w naszych jednostkach wojskowych potrzebni są snajperzy, jest retoryczne. Niepodważalnymi argumentami „za” są chociażby doświadczenia naszych sojuszników oraz relacje na ten temat z różnych aren współczesnych konfliktów zbrojnych.
„Maksymalnie pięciu snajperów separatystów utrzymywało w szachu bataliony »Azow« i »Szachtiorsk«. Trzystu ludzi zatrzymali kilometr przed Iłowajskiem. Nikt nie mógł podnieść głowy. […] Ciężkiej broni nam brakowało. Automatem nie można ich było dosięgnąć. Myśmy ich po prostu nie widzieli! Nasi snajperzy – patrioci walili ze swoich karabinów snajperskich jak z karabinów maszynowych, ale one biją celnie na około 800 metrów. Oni utrzymywali nas na co najmniej 1000 metrów”, oto relacja jednego z ukraińskich żołnierzy walczących na wschodzie kraju.
Jedyna optymistyczna informacja z Inspektoratu Wojsk Lądowych DGRSZ jest taka, że: „Inspektorat Uzbrojenia prowadził prace analityczno-koncepcyjne dotyczące pozyskania karabinów wyborowych wraz z systemem celowników i amunicją. W 2014 roku trwał dialog techniczny. Planowane dostawy nowych karabinów i innego sprzętu dla strzelców wyborowych karabinów przewidziane są w bieżącym i następnym roku”.
Strzelec wyborowy żołnierz specjalnie wyszkolony do eliminowania ważnych celów z dużych odległości. Zadania wykonuje zazwyczaj w ugrupowaniu drużyny lub plutonu wojsk własnych, podczas działań symetrycznych. Charakter jego działań nie wymaga stosowania kamuflażu. Może się posługiwać różnymi rodzajami broni, w tym wielkokalibrowymi karabinami o dużej wadze. Oddając strzały, zazwyczaj nie używa tłumików.
Snajper jest przygotowywany do przenikania na teren przeciwnika, długotrwałego ukrywania się przy zastosowaniu środków kamuflujących, następnie niszczenia wyznaczonych celów. Działa zazwyczaj w parze z obserwatorem. Para snajperska może być wykorzystywana do długotrwałej obserwacji, wskazywania ważnych celów dla atakujących samolotów, kierowania wsparciem artylerii lub lotnictwa. W razie potrzeby precyzyjnie naprowadzi śmigłowce z pomocą medyczną. Snajperzy stosują powtarzalne karabinki, dlatego mogą być znaczącym wsparciem dla konwojów lub patroli w trakcie potyczek ogniowych. |
autor zdjęć: USMC