Decyzja o zakupie kolejnej partii leopardów oznacza wzmocnienie naszej armii. Implikuje ona jednak wiele innych decyzji. A przynajmniej powinna implikować.
Czy to, że najpierw kupujemy jakiś sprzęt wojskowy, a dopiero później zaczynamy myśleć o odpowiedniej dla niego bazie serwisowej i szkoleniowej, nie staje się już nieznośną manierą? Gdy pojawiła się informacja, że Wojsko Polskie dostanie nową partię czołgów Leopard 2, większość ekspertów była zgodna – to dobra wiadomość, pozwalająca na znaczące zwiększenie nowoczesności naszych pancernych arsenałów, nawet jeśli czołgi nie są nowe. Tak jest w istocie. Na szczęście te wozy otrzymuje 34 Brygada Kawalerii Pancernej w Żaganiu. Wprawdzie dotąd skadrowana, ale z odpowiednim zapleczem lokalowym i technicznym. Wchodzi ona w skład 11 Lubuskiej Dywizji Kawalerii Pancernej, której jest podporządkowana również 10 Brygada Kawalerii Pancernej z pobliskiego Świętoszowa, eksploatująca leopardy od przeszło dekady. A zatem czołgi nowej partii trafią w ten sam rejon, do tej samej dywizji. Mądra i przemyślana decyzja.
Sam zakup sprzętu, bagatela 119 czołgów – 105 Leopard 2A5 oraz 14 Leopard 2A4 – i około 200 pojazdów wsparcia, w tym wozy zabezpieczenia technicznego Bergepanzer 2, samochody terenowe Mercedes-Benz 250 GD Wolf, ciężarówki Unimog, wszystko to za około780 mln zł, to dopiero początek. Początek procesu, którego finałem powinna być odpowiednio ukompletowana i przeszkolona brygada pancerna.
Wyboista droga
Historia wdrażania i eksploatacji czołgów Leopard 2A4, tych 128 pozyskanych jeszcze w latach 2002–2003, nie jest usłana wyłącznie różami. Wozy dostaliśmy szybko, ale przeniesienie na rodzimy grunt niemieckiego systemu szkoleniowego i budowa właściwego zaplecza serwisowego ciągnęły się już niestety latami. Wprawdzie ci, którzy podejmowali decyzje, mogli z satysfakcją oglądać doskonale prezentujące się, zarówno na defiladzie, jak i na poligonie, nowoczesne, bardzo manewrowe leopardy, 10 Brygada wyrosła zaś na najlepiej wyposażoną jednostkę tego typu w całej armii, jednak budowa na rodzimym gruncie właściwego zaplecza do eksploatacji tych czołgów kulała, tak z przyczyn biurokratycznych, jak również braku porozumienia na linii polskiego i niemieckiego przemysłu zbrojeniowego. Początkowo nie był to problem, bo remonty generalne wozów bojowych trzeba przeprowadzać co kilka lat.
Tymczasem w 2007 roku w Świętoszowie utworzono Ośrodek Szkolenia Leopard (OSL). Wprawdzie cztery lata po otrzymaniu czołgów, ale warto było czekać.
OSL to niezwykle nowoczesna placówka treningowa, nastawiona na przygotowanie załogi czołgu Leopard 2 – dowódcy, działonowego, kierowcy i ładowniczego. W kursach specjalistycznych uczestniczą także załogi wozów wspierających pododdziały czołgów, takich jak Bergepanzer, mostów towarzyszących Biber czy transporterów M113/M-557. Ośrodek czerpie wzorce z rozwiązań niemieckich i wykorzystuje tamtejsze urządzenia treningowe. Bundeswehra ma bowiem bardzo rozbudowany system szkoleniowy, a istotnym jego elementem jest używanie na dużą skalę trenażerów i symulatorów. Dla pododdziałów pancernych przewidziano przede wszystkim takie urządzenia, jak AAT (Ausbildungsanlage Turm – symulator wieży czołgów), ASPT (Ausbildungsgerät Schießsimulator Panzertruppe – symulator systemów ogniowych wojsk pancernych), AGPT (Ausbildungsgerät Gefechtssimulator Panzertruppe – symulator walki pododdziałów pancernych) oraz AGDUS (Ausbildungsgerät Duellsimulator – symulator ćwiczeń dwustronnych – wskaźniki opromieniowania, symulujące namierzanie i trafienia, montowane na czołgach w trakcie ćwiczeń poligonowych). Ten sprzęt trafił też do ośrodka szkoleniowego.
„Działonowi na przykład rozpoczynają cykl przygotowań od szkolenia teoretycznego, a następnie ćwiczą praktycznie na trenażerach AAT i ASPT. Ten drugi służy do nauki współdziałania z dowódcą w prowadzeniu pojedynków ogniowych”, wyjaśnia mjr Krzysztof Kacperek z 10 Brygady Kawalerii Pancernej, komendant OSL. „Na symulatorze ASPT żołnierze uczą się wykrywania, rozpoznawania i identyfikowania celów, określania ich ważności, wyboru środka ogniowego i rodzaju amunicji do ich zniszczenia oraz przygotowania do otwarcia i prowadzenia ognia w różnych warunkach widoczności”. Mjr Kacperek podkreśla rolę tego typu urządzeń jako kluczową w minimalizacji kosztów szkolenia.
Nie znaczy to, że w ośrodku szkoli się tylko „na sucho”. „Jest to jedyne centrum treningowe przygotowujące załogi czołgów Leopard 2 w Wojsku Polskim. Wprawdzie przez jakiś czas kilka maszyn znajdowało się w innych ośrodkach, na przykład w Poznaniu, ale ostatecznie uznano, że ze względu na zaplecze, bazę remontową i możliwości poligonowe Świętoszów będzie najlepszym miejscem do organizowania szkoleń z wykorzystaniem czołgów. Mamy 12 Leopardów 2A4, a teraz dostaliśmy również trzy wozy w najnowszej odmianie A5”, wyjaśnia komendant. „Mamy również dwa specjalne czołgi do nauki jazdy”.
Znacznie gorzej wygląda kwestia remontów leopardów w polskich warunkach. Jak dotąd prace tego rodzaju (poziom F6, remont generalny podwozia po dziesięciu latach) idą jak po grudzie, mimo że wszystkie czołgi pozyskane w latach 2002–2003 powinny go przejść do 2013 roku. W latach 2011–2014 zrealizowano wprawdzie kilka umów, w co były zaangażowane Wojskowe Zakłady Motoryzacyjne SA z Poznania, jako partner dla Rheinmetall Landsysteme, oraz Zakłady Mechaniczne Bumar-Łabędy SA, jako partner dla Krauss-Maffei Wegmann, ale z różnych przyczyn nie wszystkie z nich zostały w pełni wykonane o czasie i na poziomie satysfakcjonującym wojsko.
W efekcie około jedna trzecia polskich czołgów z pierwszej partii nadal wymaga generalnego remontu na poziomie F6. Wojskowi nie kryją też irytacji na krajowy przemysł zbrojeniowy. Narzekają na jakość i długi okres wykonywania prac. Choć przyznają jednocześnie, że polskie leopardy w ostatniej dekadzie były eksploatowane bardzo intensywnie, a to wpłynęło na stopień ich zużycia oraz podrożyło koszty przeglądów.
Idzie nowe
Dla 11 Lubuskiej Dywizji Kawalerii Pancernej nowe leopardy stały się koniecznością. Powstałe bowiem opóźnienia w remontach nieco ograniczyły dostępność pierwotnych maszyn w linii. Zresztą nawet gdyby odbyły się one zgodnie z planem, czołgi z pierwszej dostawy miały być modernizowane do standardu Leopard 2PL, więc i tak przejściowo części z nich nie byłoby w dywizji. Polskie leopardy mają jednak ostatnio najwyraźniej pecha, bo decyzje dotyczące 2PL również odwlekają się w czasie. Nic więc dziwnego, że wiadomość o zakupie 119 kolejnych maszyn, w tym 105 w nowocześniejszej odmianie A5, została w Żaganiu i Świętoszowie przyjęta z dużą satysfakcją.
Na razie nowych czołgów będzie więcej niż przeszkolonych załóg. Nie od razu przecież uda się skompletować personalnie dwa nowe bataliony pancerne. Część doświadczonych żołnierzy z 10 Brygady przechodzi do pobliskiej 34 Brygady, stanowiąc trzon rozwijanej jednostki. Stopniowo, po dostawach wszystkich A5 i realizacji programu modernizacji A4, obie brygady osiągną podobny poziom, Czarna Dywizja zaś zyska potężną pięść uderzeniową. Na razie jednak obie kawaleryjskie brygady są w najtrudniejszej, przejściowej fazie tej operacji.
Najbardziej niepokojąca jest niewielka liczba nowych maszyn dla OSL, który przecież pierwotnie został zaprojektowany jako ośrodek treningowy szczebla brygady, a teraz zaczyna wyrastać na centrum dywizyjne. Partia 119 nowych czołgów wystarczy na wyposażenie dwóch batalionów po 58 maszyn. Dla OSL zostały więc tylko trzy nowe czołgi, choć z pierwotnej partii 128 sztuk ma ich tuzin. Liczba etatów ośrodka została także powiększona, ale z 35 do 45 ludzi. Zważywszy że batalionów jest dwukrotnie więcej, wydaje się to za mało. Kluczowa jest zresztą obecność specjalistów-instruktorów określonej funkcji, bo to ich dostępnością, a nie na przykład liczbą kierowców, należy mierzyć efektywność i sprawność ośrodków treningowych. A tu znaleźć można kilka wąskich gardeł. Skoro przed OSL stanie niemal zdwojona liczba zadań, to powinno się również pomyśleć o wzmocnieniu jednostki.
Czy odpowiednio wcześniej zostało to przemyślane? Etaty przecież nie są z gumy i każde wzmocnienie jednych, oznacza osłabienie innych. „Problemy ze znalezieniem etatów wynikają poniekąd ze sztywnego przypisywania ich do jednostek. Gdyby wprowadzić bardziej elastyczny model, gdzie jednostką kalkulacyjną byłby batalion albo dywizjon, a nie brygada jako całość, można by uniknąć takich sytuacji i przenieść więcej etatów tu, gdzie są one bardziej potrzebne”, uważa gen. dyw. Mirosław Różański, w latach 2009–2011 dowódca 11 Dywizji Kawalerii Pancernej, a obecnie radca koordynator w sekretariacie sekretarza stanu MON.
W samym OSL narzekań, że gwałtownie przybyło pracy, nie słychać. „Konsekwentnie realizujemy powierzone nam zadania i cieszymy się z nowego sprzętu, jaki do nas dociera”, wyjaśnia optymistycznie mjr Kacperek. Komendant jednak wie, że rola czołowej, doborowej jednostki Wojska Polskiego, a taką jest i 10 Brygada, i wchodzący w jej skład Ośrodek Szkolenia Leopard, nie jest łatwa.
Problemy mechaników Ośrodek Szkolenia Leopard ma w etacie po jednym instruktorze do szkolenia mechaników uzbrojenia i mechaników podwozia czołgu Leopard, chociaż nikt inny w armii nie przygotowuje żołnierzy tych specjalności. Ponadto, inaczej niż w wypadku załóg czołgów, do szkolenia personelu technicznego nie ma trenażerów czy przekrojów podzespołów. |
autor zdjęć: Jarosław Wiśniewski