ODROCZONA EGZEKUCJA

Dobra wiadomość jest taka, że po raz pierwszy od 2008 roku szczyt Unii Europejskiej był poświęcony wspólnej polityce bezpieczeństwa i obrony, zła natomiast – że państwa członkowskie nie mają spójnej wizji jej rozwoju.

 

Przemysł obronny w państwach Unii Europejskiej zatrudnia ponad 400 tys. osób, w powiązanych z nim gałęziach gospodarki pracuje następne 960 tys. W 2012 roku obroty tego sektora wyniosły 96 mld euro. Problemem jest jednak duża fragmentacja europejskiego rynku obronnego, co sprawia, że różne firmy produkują podobny sprzęt i konkurują ze sobą zamiast współpracować.

W lipcu 2013 roku Komisja Europejska przedstawiła propozycje poprawy konkurencyjności przemysłu obronnego w Europie, między innymi przez wspieranie rozwoju technologii, które mogą mieć zastosowanie zarówno cywilne, jak i wojskowe. Plany Komisji sprzyjają jednak głównie koncernom zbrojeniowym państw ze starej Unii, które mają doświadczenie w przemysłowej kooperacji międzyrządowej (są to przede wszystkim Francja, Niemcy, Hiszpania, Włochy i Wielka Brytania). Polsce natomiast grozi pogłębienie przepaści technologicznej dzielącej nas od Zachodu.

 

Blokada przed szczytem

Trudno więc się dziwić, że początkowo zablokowaliśmy zapisy dotyczące wzmacniania europejskiego przemysłu zbrojeniowego, niekorzystne dla nas, bo de facto wyłączające Polskę z udziału w jego konsolidacji. Tak też tłumaczyli ten krok ministrowie spraw zagranicznych Radosław Sikorski oraz obrony Tomasz Siemoniak.

Chodziło o zdanie, że do programu konsolidacji europejskiego przemysłu zbrojeniowego mogą dołączyć jedynie te państwa, które mają rozbudowany sektor obronny. Polska zbrojeniówka nie miałaby takiej szansy, bo jest słabsza od europejskich gigantów. W praktyce taki zapis oznaczałby, że większość zamówień na uzbrojenie dostawałyby firmy, które już mają silną pozycję na rynku. „Unia z założenia ma traktować równo wszystkich swoich członków. Dlatego chcemy, by europejski przemysł rozwijał się w sposób zrównoważony”, bronił polskiej pozycji minister Siemoniak i zapis o „równym traktowaniu i równych szansach” znalazł się w konkluzjach szczytu.

Polska przeznacza na obronność około 1,95% PKB, co daje nam miejsce w unijnej czołówce. W ciągu najbliższej dekady zainwestujemy ponad 100 mld zł w modernizację armii. Nic dziwnego, że chcemy, by część tej sumy zasiliła krajowy przemysł. Inaczej albo zostanie on wykupiony, albo upadnie. Dlatego tak ważne są dla nas gwarancje, że koncern zbrojeniowy, który wygra przetarg, zobowiąże się do produkcji części sprzętu w kraju, z którym podpisał kontrakt na dostawę uzbrojenia.

 

Różnice zdań

O wspólnej polityce bezpieczeństwa i obrony (WPBiO) de facto decydują rządy unijnych mocarstw, a nie ma między nimi jedności. Premier Wielkiej Brytanii David Cameron przestrzega przed dublowaniem działań NATO i postuluje, aby „wyraźnie oddzielić współpracę (w dziedzinie obronności), która jest słuszna, od budowania zdolności wojskowych UE”. Londyn uważa, że WPBiO jest zbędna, preferuje oparcie europejskiego bezpieczeństwa na więzach dwustronnych lub na NATO.

Francja, dotychczas gorący orędownik wspólnej polityki bezpieczeństwa i obrony, rozczarowana brakiem postępów w jej rozwoju coraz wyraźniej chce wzmocnienia europejskiego filaru NATO. Politycy znad Sekwany nie wierzą już we wspólną politykę obronną i stawiają na sojusz z brytyjskim przemysłem zbrojeniowym. Na szczycie w Brukseli prezydent François Hollande wykorzystał dyskusję o WPBiO i prosił o wsparcie dla francuskiej interwencji w ogarniętej chaosem Republice Środkowoafrykańskiej. Zaproponował utworzenie unijnego funduszu na misje wojskowe w regionach konfliktowych.

Chłodno na tę propozycję zareagowały między innymi Niemcy. Doktor Ronja Kempin z Niemieckiego Instytutu Spraw Zagranicznych i Bezpieczeństwa przyznaje, że trudno określić, do czego Niemcy chcą wykorzystać WPBiO, gdyż najpierw popierają rozwój takiej współpracy, a potem się w nią nie angażują (na przykład zablokowały wykorzystanie grup bojowych w operacjach w Afryce). Historia pokazuje natomiast, że sprzeciw Wielkiej Brytanii, Francji czy Niemiec wobec jakiegoś projektu przekreśla jego realizację.

 

Lista życzeń

Na szczycie przywódcy UE opowiedzieli się między innymi za poprawą dostępu małych i średnich przedsiębiorstw do rynku obronnego. Możliwość ich dotowania ze środków publicznych ma służyć wzmocnieniu unijnego przemysłu zbrojeniowego. Diabeł jak zwykle tkwi w szczegółach. Na wsparcie bowiem nie mogłyby liczyć zakłady państwowe. To kolejny przykład niekorzystnego dla nas rozwiązania, bo większość polskich firm obronnych należy do skarbu państwa. Różnice zdań dotyczą też definicji małych i średnich przedsiębiorstw. Zgodnie z nowymi dokumentami unijnymi nasze spółki zbrojeniowe pod nią nie podpadają.

W wielu punktach konkluzje szczytu to jedynie postulaty. W dokumencie końcowym podkreślono między innymi, że europejski przemysł obronny musi być lepiej zintegrowany, innowacyjny i konkurencyjny. Znalazły się tam także zapisy dotyczące harmonizacji standardów oraz ułatwień we wzajemnym uznawaniu certyfikatów, o zwiększeniu inwestycji we wspólne projekty badawcze nad technologiami, które mogą mieć podwójne zastosowanie – do celów cywilnych i wojskowych.

Do realizacji tych postulatów potrzebna będzie większa zgoda polityczna państw oraz zahamowanie cięć wydatków na obronność. Wiele będzie zależeć od tego, czy uda się zbliżyć stanowiska państw w konkretnych kwestiach: harmonijnego wykorzystania instrumentów cywilnych i wojskowych w reagowaniu kryzysowym UE, wypracowania atrakcyjnych dla państw zasad udziału w wielonarodowych projektach rozwoju zdolności obronnych oraz określenia sposobu konsolidacji rynku przemysłu obronnego w całej Unii Europejskiej.

Wiele do zrobienia mamy także na własnym podwórku. Przyszłość polskiego przemysłu obronnego w dużej mierze zależy od zaangażowania państwa w jego rozwój oraz współpracy ministerstw (Spraw Zagranicznych, Obrony Narodowej, Skarbu Państwa, Finansów). Jeśli do następnej unijnej dyskusji na temat wspólnej polityki bezpieczeństwa i obrony (w czerwcu 2015 roku) nie dojdzie do konsolidacji polskiego rynku, przyszłość naszego przemysłu zbrojeniowego nie będzie wyglądała różowo.

 

Trzy pytania do profesora Huberta Królikowskiego z Wydziału Studiów Międzynarodowych i Politycznych Uniwersytetu Jagiellońskiego

Jakie tendencje na europejskim rynku obronnym zauważa Pan po ostatnim szczycie Unii Europejskiej?

Komisja Europejska chciałaby, aby rynek obronny stał się jednolitym i konkurencyjnym rynkiem wspólnotowym, a przemysł obronny funkcjonował na takich samych zasadach, jak inne branże. Dążenie takie jest widoczne w dokumentach przyjętych na szczycie, a także w niektórych działaniach – dotychczas w Europejskiej Agencji Obrony funkcjonował departament rynku obronnego, a teraz jego kompetencje zostały przeniesione do Komisji Europejskiej.

Artykuł 346 traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej mówi, że państwa, kupując sprzęt wojskowy i uzbrojenie, mogą się kierować innymi zasadami niż wyszczególnione w prawie zamówień publicznych – dla zapewnienia swoich szczególnych interesów bezpieczeństwa narodowego. Do 2010 roku państwa korzystały często z tych uprawnień. Teraz Komisja Europejska chce, aby ten przepis był wyjątkiem, a nie regułą. Artykuł 346 się nie zmienia, ale ewolucji podlega jego interpretacja.

 

Ta interpretacja jest dla nas niekorzystna. Jak możemy chronić własne interesy?

Przez konsolidację przemysłu obronnego, bo pozycja większego podmiotu jest silniejsza. Pytanie tylko, na ile nowa struktura będzie efektywna. Dużo zależy od polityki rządu, jak dalece będzie zdeterminowany, aby stosować mechanizmy, które umożliwią wsparcie dla przemysłu obronnego, tak jak to robią na przykład Francuzi. Ostatnio direction générale de l’Armement rozpisała przetarg o wartości ponad 4 mld euro na nowe wozy bojowe ograniczony do trzech firm francuskich.

 

Co będzie z offsetem? Dyrektywa, dotycząca procedur zakupowych w branży obronnej, eliminuje tradycyjny offset, a duże państwa chciałyby w ramach kontraktów unijnych w ogóle znieść ten mechanizm.

W dokumencie końcowym szczytu nie mówi się o offsecie, ale w ramach Unii ten instrument jest marginalizowany. Zmienia się charakter offsetu, nie może on być uzasadniany tylko ekonomicznie, lecz także szczególnymi potrzebami bezpieczeństwa. Powinien prowadzić do uzyskania samodzielności w stosowaniu danego sprzętu. Gdy na przykład kupimy śmigłowce, powinniśmy mieć możliwość ich serwisowania, remontowania, modernizacji czy dostosowania do specyficznych potrzeb narodowych własnymi siłami.

Małgorzata Schwarzgruber

autor zdjęć: ASD, Jarosław Wiśniewski





Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO