ŻOŁNIERZ NA NIEPOGODĘ

W zapobieganiu katastrofom oraz w usuwaniu skutków klęsk żywiołowych najczęściej udział biorą żołnierze jednostek inżynieryjnych.

Potrafią kruszyć lód, gdy zatory spiętrzają wody rzek i zagraża powódź. W kilka dni mogą zbudować most w miejsce zniszczonego przez żywioł. Gdy ludzi odetnie od świata woda lub śnieżne zaspy, ciężkim sprzętem ruszają na ratunek.

Na kłopoty...

Z pomocą ruszają, gdy zawodzą działania służb cywilnych. Tak było na przykład w 2013 roku w okolicy miejscowości Wronów na Opolszczyźnie. Woda wystąpiła z rzek i zalała okoliczne tereny. Właściciel jednego z dużych gospodarstw nie zdążył zabrać z pastwisk swojego inwentarza. 77 krów schroniło się na pagórku, ale woda ciągle się podnosiła i zwierzętom groziło utopienie. O pomoc poproszono żołnierzy z 1 Pułku Saperów z Brzegu. W trybie alarmowym wyruszyły z koszar pływające transportery samobieżne (PTS), którymi ewakuowano zwierzęta. Podobnych akcji w ubiegłym roku było znacznie więcej.

Kilka lat wcześniej na Nysie Kłodzkiej w okolicy Lewina Brzeskiego przy moście kolejowym utworzył się z kolei duży zator. Tym razem wywołała go nie kra lodowa, lecz spływające z nurtem konary i gałęzie drzew. Wiadukt groził zawaleniem, a zablokowanie ruchu na ważnej magistrali kolejowej przyniosłoby olbrzymie straty i utrudnienia komunikacyjne. W tej sytuacji również pomogli brzescy saperzy. Za pomocą PTS-ów, kotwic i lin usunęli zwałowisko.

Zatory do odstrzału

Akcje takie były co prawda dość skomplikowane, ale w miarę bezpieczne. Dużo większy stopień trudności pojawia się, gdy do usunięcia zatoru musi zostać użyty materiał wybuchowy. Akcja kryzysowa niewiele różni się wówczas od zadania bojowego. Kruszenie lodu trotylem zawsze jest poprzedzone rekonesansem. Minerzy muszą rozpoznać rodzaj pokrywy lodowej, którą będą kruszyć ‒ inna praca czeka specjalistów przy zatorze dennym, gdy całe koryto rzeki do samego dna skuwa lód, a inna, gdy spiętrzenie kry ma charakter powierzchniowy. Uzyskanie takiej wiedzy to jednak za mało. Saperzy nigdy nie mogą wejść do akcji z marszu. Użycie materiału wybuchowego może być bowiem bardzo niebezpieczne dla otoczenia. Dlatego podczas rekonesansu oficerowie ustalają zasady współpracy z cywilnymi organami kryzysowymi ‒ Policją, Państwową Strażą Pożarną i służbami medycznymi. Wojskowi podpisują również niezbędne porozumienia z władzami lokalnymi. Saperzy nie mogą bowiem ponosić odpowiedzialności, jeżeli na przykład w wyniku wybuchu w jakimś okolicznym budynku wypadną szyby.

Chirurgiczna robota

Wysadzanie zatoru lodowego czasami wymaga od żołnierzy wręcz chirurgicznej precyzji. Tak było w 2012 roku podczas akcji w miejscowości Jedlice na rzece Mała Panew. Zator miał charakter denny. Żołnierze wchodzili na lód, aby piłami spalinowymi i łomami zrobić otwory, w których umieszczali ładunki wybuchowe. Dodatkową trudnością było to, że tuż przy likwidowanym zatorze znajdowało się ważne urządzenie hydrotechniczne. Pod głównym korytem rzeki był przepust, którym płynął inny strumień. Gdyby w wyniku wybuchu zarwało się jego sklepienie, woda Małej Panwi mogłaby zalać kilka okolicznych wiosek.

Na domiar złego blisko miejsca akcji stało kilka zabudowań mieszkalnych i huta szkła, więc saperzy nie mogli użyć zbyt dużych ładunków wybuchowych. Takie precyzyjne kruszenie lodu, po kawałku, znacznie wydłużało czas akcji. Przy bardzo niskich temperaturach było to dodatkowym utrudnieniem. W końcu jednak saperom udało się udrożnić koryto rzeki.

Akcja na Małej Panwi wymagała precyzji i perfekcyjnego przygotowania, ale likwidowanie zatorów lodowych przy użyciu śmigłowców jest znacznie trudniejsze i bardziej niebezpieczne. Konieczne jest zgranie pilotów i saperów. W takiej akcji żołnierz wojsk inżynieryjnych wchodzi na pokład maszyny latającej z workiem wypełnionym kilkoma kilogramami trotylu. Ma na sobie specjalną uprząż i przypina się do liny asekuracyjnej. Takie zabezpieczenie jest konieczne, bo gdy saper opuszcza ładunek wybuchowy na lód, musi usiąść na podłodze maszyny i mocno się z niej wychylić. Zanim jednak zacznie się opuszczanie ładunku wybuchowego, wszyscy z ekipy muszą wykonać kilka następujących po sobie istotnych czynności. Pilot naprowadza maszynę na wyznaczone miejsce na zatorze, obniża ją na ustaloną wysokość (nie wyżej jednak niż 6 m, bo tyle ma lina, na której opuszcza się ładunki) i prawie nieruchomo zatrzymuje się w zawisie. Następie saper do trotylu znajdującego się w specjalnym worku dołącza dwa zapalniki lontowe o długość 2,4 i 1,8 m (stosuje się dwa lonty, aby była pewność, że nastąpi detonacja). Gdy zapala ten dłuższy, załoga śmigłowca włącza stoper. Od tego momentu do chwili detonacji ładunku pozostają cztery minuty. W tym czasie saper podpala drugi lont, po czym za pomocą liny opuszcza worek z ładunkiem na krę.

Aby saperzy byli zgrani z załogami śmigłowców, każdej zimy są organizowane tygodniowe ćwiczenia przygotowujące ekipy do udziału w tego typu akcji. W tym roku takie szkolenie odbyło się w 1 Pułku Saperów w Brzegu. Wzięło w nim udział 46 żołnierzy z 14 jednostek inżynieryjnych z całego kraju oraz 34 pilotów śmigłowców i żołnierzy obsługi z 1 Brygady Lotnictwa Wojsk Lądowych.

Bogusław Politowski

autor zdjęć: Dariusz Urban





Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO