Eksperci przygotowują propozycje zmian koncepcji Narodowych Sił Rezerwowych.
Narodowe Siły Rezerwowe istnieją w Polsce już trzy lata. „Trudno jednak w pełni obiektywnie ocenić ten projekt, bo dotychczas nie było możliwości jego zweryfikowania – jak dotąd, nie użyto w realnym działaniu jednostki wojskowej uzupełnionej rezerwistami”, zauważa generał dywizji Bogusław Pacek, rektor-komendant Akademii Obrony Narodowej. Minister Tomasz Siemoniak powierzył mu zadanie przygotowania propozycji nowych rozwiązań systemowych dotyczących NSR. Grono ekspertów przeanalizuje problemy wynikające z obowiązującego prawa, rozwiązań przyjętych na potrzeby naboru, szkolenia i organizacji.
Narodowe Siły Rezerwowe nie są oddzielnym komponentem Sił Zbrojnych RP. Służący w nich żołnierze są wyznaczani do obsadzania etatowych stanowisk służbowych w jednostkach wojskowych, które nie zostały specjalnie oznaczone w dokumentach organizacyjno-etatowych. Obecnie jest około dziesięciu tysięcy żołnierzy NSR. Uwzględniając tych, którzy przeszli do czynnej służby bądź zrezygnowali, w ciągu ostatnich trzech lat przez ochotniczą rezerwę przewinęło się ponad 30 tysięcy osób. „Dziś już nie ma problemu z kandydatami”, mówi generał Pacek. „Jest ich więcej, niż wojsko zamierza przeszkolić w ciągu roku”. Część wojskowych zwraca uwagę na to, że najlepiej jest z chętnymi do korpusu szeregowych, bo oni mają szansę na przejście do służby czynnej. Gorzej jest z oficerami i podoficerami.
Początkowo założono, że do służby w NSR w pierwszym etapie przede wszystkim będą wstępować przeszkoleni żołnierze, którym wystarczą krótkie ćwiczenia okresowe, by podtrzymać nabyte umiejętności. Stwierdzono też, że aby mieć szersze zasoby rezerwy, potrzebne będzie również szkolenie cywilów, którzy nigdy nie byli w wojsku. Z różnych powodów zainteresowanie żołnierzy służby zasadniczej wstąpieniem do NSR okazało się znacząco niższe od oczekiwanego przez wojsko. „W tej sytuacji cywile po czteromiesięcznej służbie przygotowawczej stali się trzonem rezerwy, zamiast jej uzupełnieniem”, wyjaśnia generał Pacek.
Istotnym problemem pozostaje kwestia właściwego zagospodarowania owych rezerwistów w siłach zbrojnych. Przy przejściu na służbę wyłącznie ochotniczą uznano, że 20 tysięcy etatów w wojsku nie wymaga stałej obecności żołnierzy, więc mogą je z powodzeniem obsadzić rezerwiści. Zostali oni, jak określił to szef MON, „rozsmarowani” po jednostkach wojskowych. Etaty dla nich stworzono niemal wszędzie, poza Wojskami Specjalnymi i Żandarmerią Wojskową. W batalionie może być kilku, kilkunastu lub kilkudziesięciu rezerwistów. Eneserowcy zajmują pojedyncze, rozproszone stanowiska lub tworzą odrębne pododdziały – drużyny i plutony.
Opinie dowódców o przyjętym przed kilku laty rozwiązaniu są podzielone. Wielu z nich sygnalizuje, że eneserowcy po służbie przygotowawczej odstają poziomem wyszkolenia od żołnierzy służby czynnej. Tych różnic nie da się zniwelować podczas 30 dni ćwiczeń w roku. Tym samym wyszkolenie rezerwisty negatywnie odbija się na poziomie przygotowania jednostki wojskowej, w której służy. Do tego dochodzi łatwość porzucenia służby. Dowódcy nie mają pewności, czy dany rezerwista zgłosi się na wezwanie.
Zwarte pododdziały
Dzisiejszy stan prawny pozwala na tworzenie różnych form organizacyjnych w ramach NSR. Wyznacznikiem przyjęcia określonego modelu powinny być zadania. Obecnie są one zbieżne z tymi, które przypisano Wojsku Polskiemu, choć nie ulega wątpliwości, że w sposób szczególny te należące do NSR mogłyby się ogniskować wokół reagowania kryzysowego. Wymaga to zatem redefiniowania zadań i stworzenia określonych struktur organizacyjnych.
„Wojska operacyjne nie nadają się do takich zadań. Nie tylko z racji wysokich kosztów, lecz także z braku odpowiedniego wyszkolenia”, twierdzi były wiceminister obrony, profesor Romuald Szeremietiew.
„Przygotowując akademicki projekt Narodowych Sił Rezerwowych, rozważamy scenariusz jednorodnych pododdziałów – kompanii, a nawet batalionów. Możliwość ich tworzenia istnieje już dziś, choć w praktyce nie zdarza się to zbyt często. W czasie wojny pododdziały te funkcjonowałyby tak, jak dotąd, w strukturze jednostek wojskowych”, ujawnia generał Bogusław Pacek.
Ich liczba i wielkość byłyby uzależnione od kategorii, jaką ma dana brygada czy pułk. Nowością jest propozycja podporządkowania NSR strukturom terytorialnym, wojewódzkim sztabom wojskowym i wojskowym komendom uzupełnień, na przykład w razie klęski żywiołowej. „Należy wyraźnie zaznaczyć, że nie dążymy w tym modelu do stworzenia odrębnych jednostek obrony terytorialnej, lecz do zwiększenia zdolności obrony terytorialnej państwa”, zastrzega generał.
Wzorem gwardia
Według niektórych ekspertów optymalnym rozwiązaniem byłaby odrębna formacja rezerwy. „W siłach zbrojnych wielu państw można wyróżnić dwa komponenty – operacyjny i terytorialny. Pierwszy to wojska operacyjne, siła ofensywna, która może być użyta nie tylko do obrony własnego terytorium, lecz także w działaniach zewnętrznych. Drugi natomiast jest przewidziany tylko do obrony własnego terytorium”, stwierdza profesor Szeremietiew. W Polsce jako przykład takiej formacji najczęściej jest podawana amerykańska Gwardia Narodowa. „U nas, przez wzgląd na naszą historię, tę formację można nazwać Armią Krajową”, mówi generał Pacek. W jej skład weszłyby odrębne jednostki i bazy terytorialne.
„Dwa razy mieliśmy już obronę terytorialną. Pierwszy raz w okresie przedwojennym. Obrona Narodowa, choć była gorzej uzbrojona od wojsk operacyjnych, we wrześniu 1939 roku sprawdziła się, jeśli wykonywała zadania, do których była przeznaczona. W PRL istniała z kolei Obrona Terytorialna Kraju, ale jej wojska często były traktowane jako tania siła robocza. Próbowaliśmy stworzyć komponent terytorialny również po 1999 roku, ale zanim wypracowaliśmy ostateczny kształt tych wojsk, zostały one rozwiązane. Szkoda”, zauważa Romuald Szeremietiew. Podkreśla ponadto, że wojska operacyjne muszą mieć solidne wsparcie, aby mogły prowadzić skuteczne działania na terenie swego kraju. Wojska terytorialne potrzebne są również do wywiązania się z obowiązków państwa gospodarza. „Bo musimy liczyć się z tym, że nieprzyjaciel może przeszkadzać w zainstalowaniu sił sojuszniczych na naszym terytorium. Wówczas konieczna będzie osłona wojsk terytorialnych”, wyjaśnia były wiceminister obrony.
Według rektora AON realizacja takiego projektu wiąże się jednak z dużymi kosztami, co jest znacznym utrudnieniem w obecnej sytuacji ekonomicznej kraju. Były wiceszef MON zauważa jednak, że przyjmuje się, iż wchodzące w skład komponentu terytorialnego jednostki powinny być przygotowane także do prowadzenia działań nieregularnych, czyli partyzanckich: „Do tego typu działań nie potrzeba kosztownego, supernowoczesnego uzbrojenia”.
Wyodrębnienie nowej formacji wiązałoby się nie tylko z dodatkowymi kosztami, lecz także z ograniczeniem struktur wojsk operacyjnych, które zostałyby pozbawione rezerwistów. Realizacja takiego scenariusza z pewnością nie spotka się z przychylnością wielu dowódców.
Budowa systemu rezerw
Kluczowym problemem, związanym z budową systemu obronnego państwa, jest przygotowanie wyszkolonych rezerw na potrzeby nie tylko sił zbrojnych, lecz także innych podmiotów bezpieczeństwa narodowego. Wymaga to zorganizowania odpowiedniego systemu szkolenia przygotowującego więcej rezerwistów niż dziś. Realizacja takiego projektu wiąże się jednak z dodatkowymi nakładami finansowymi i ze zmianami prawnymi, aby, jak zauważył rektor AON, „obywatelom opłacało się być przeszkolonymi obrońcami państwa”.
W systemie motywacyjnym dla żołnierzy NSR w obecnych warunkach społeczno-ekonomicznych istotne znaczenie mają zachęty materialne. Kwestii zwiększenia zainteresowania służbą w NSR nie można jednak sprowadzać wyłącznie do motywacji finansowych. Trzeba budować – i to jest rola władz i mediów – podstawy etosu pracy na rzecz państwa, tak aby w powszechnym odbiorze społecznym służba wojskowa wiązała się z prestiżem. Jednym z bonusów mogłyby być również preferencje przy ubieganiu się o zatrudnienie w szeroko rozumianych służbach publicznych. Poza tym muszą zostać uporządkowane wszelkie kwestie na linii pracodawca – rezerwista, żeby żołnierz rezerwy nie był dla firmy balastem, którego należy się pozbyć przy pierwszej nadarzającej się okazji.
Generał Bogusław Pacek zwraca uwagę na jeszcze jedną drażliwą sprawę – czas trwania zawodowej służby wojskowej. W Polsce jest tendencja do jej wydłużania tak, by nawet szeregowiec mógł nabyć prawa emerytalne. W wielu państwach jednak tego się nie stosuje. Wojskowy odchodzący z sił zbrojnych po pięcio- czy ośmioletnim kontrakcie jest traktowany jako „wartość dodana”, bo zwiększa zasoby rezerwy.
Z jednej strony, u nas można byłoby zastosować rozwiązanie pośrednie – zaliczanie służby w NSR do wysługi służby zawodowej na korzystniejszych zasadach niż dotąd. Obecnie wliczany jest bowiem tylko udział w ćwiczeniach, a należałoby rozważyć, czy nie premiować okresu pozostawania na przydziale kryzysowym. Z drugiej strony jednak, należy wprowadzić bardziej rygorystyczne zasady rezygnacji ze służby w rezerwie.
Odpowiedzi na wiele pytań dotyczących NSR – jak deklaruje generał Pacek – znajdą się w koncepcie przygotowywanym przez zespół ekspertów pracujący w Akademii Obrony Narodowej. Niezależnie jednak od przyjętego ostatecznego rozwiązania, system szkolenia rezerw w przyszłości musi stać się powszechny, w czym się zgadzają Bogusław Pacek i Romuald Szeremietiew. Ten ostatni dodaje: „Gdyby zabrakło odpowiedniej liczby ochotników do wykonania przewidywanych zadań, to trzeba by rozważyć przywrócenie poboru”.
Zespół ekspercki Rektor Akademii Obrony Narodowej powołał specjalny zespół, w którym się znaleźli między innymi pułkownik doktor habilitowany Tomasz Kośmider, profesor doktor habilitowany Józef Marczak, doktorzy Krzysztof Gąsiorek i Marian Kuliczkowski oraz były wiceminister obrony narodowej profesor doktor habilitowany Romuald Szeremietiew. Do współpracy zaproszono też przedstawicieli Sztabu Generalnego WP, Inspektoratu Wsparcia Sił Zbrojnych RP, Biura Bezpieczeństwa Narodowego oraz Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Zespół zamierza skorzystać także z wiedzy i doświadczenia osób, które przed laty były zaangażowane w tworzenie obrony terytorialnej, między innymi generała Januarego Komańskiego. |
NSR do poprawki
Czy mamy problem z Narodowymi Siłami Rezerwowymi? Problem jest nie z ludźmi, którzy przychodzą do NSR, lecz z samą koncepcją tych sił. Parę lat temu była ona prawdopodobnie dobrze pomyślana, ale została źle wdrożona. Moim zdaniem – przez brak strategicznej wizji co do miejsca i roli struktury rezerwowej. Rozmowę o takich siłach powinniśmy rozpocząć od pewnego fundamentu strategicznego, który znajdzie się w nowej strategii bezpieczeństwa narodowego. Punktem wyjścia do myślenia o właściwym modelu NSR jest tak zwana doktryna Komorowskiego, w której priorytetowo traktuje się obronę kraju. Jedną z jej podstaw stanowi operacyjna niedostępność własnego terytorium dla nieprzyjaciela.
Czy taka miałaby być rola NSR? Należy to postrzegać jako cały system mający zapewnić ową operacyjną niedostępność polskiego terytorium. W jego jądrze, jako jego najbardziej profesjonalny pierwszy krąg, widzę Wojska Specjalne ukierunkowane na zadania związane z obroną kraju. Jednostki Narodowych Sił Rezerwowych powinny stanowić drugi krąg tego systemu. Kolejne elementy to przygotowanie potencjału rezerw mobilizacyjnych i sił obrony cywilnej, która wymaga dużych zmian.
Czy Narodowe Siły Rezerwowe powinny być odrębną strukturą? Uważam, że tak. I jak zakładano na początku, złożoną z żołnierzy, którzy odeszli do rezerwy. Dlatego trzeba całkowicie zmienić istniejące rozwiązania. NSR nie mogą być „przedszkolem” przed wstąpieniem do wojska. Jeśli to się nie zmieni, rezerwa nie będzie zdolna do wykonywania zadań, o których mówiłem wcześniej.
Żołnierze odchodzący do rezerwy nie wykazują jednak zainteresowania służbą w NSR. Konieczne jest stworzenie mechanizmów, które spowodują, że rezerwistom ze wszystkich korpusów osobowych będzie się opłacało wstąpić do NSR. Być może trzeba będzie też wprowadzić nowe rozwiązania prawne obligujące ich do bycia w tej rezerwie przez pewien okres po odejściu z wojska.
Na to potrzebne byłyby duże pieniądze. Przecież równie kosztowne jest szkolenie na potrzeby NSR ludzi bez doświadczenia wojskowego. Poza tym, skoro mówimy o systemowym rozwiązaniu, to resort obrony musi się zastanowić, czy pewną kwotę pieniędzy przeznaczyć na zakup jakiegoś uzbrojenia, czy na przygotowanie zasobów ludzkich. Uważam, że nie są to kwestie wzajemnie się wykluczające, tylko należy określić priorytety.
A może NSR powinny się stać odrębną formacją dla osób, które nie służyły w wojsku? Kwestie rezerw dla wojsk operacyjnych wtedy trzeba by rozwiązać inaczej. Oczywiście można sobie wyobrazić, że budujemy obok sił operacyjnych równoległą strukturę o powszechnym charakterze, ale ja uważam, że armia zawodowa, przez rotację służących w niej wojskowych, zapewnia odpowiednią liczbę rezerwistów. Po prostu powinniśmy potrafić ich zagospodarować na rzecz bezpieczeństwa państwa. Dlatego nie ma potrzeby tworzenia odrębnej formacji ochotniczej. Powinny być wspierane proobronne działania organizacji społecznych, pozarządowych.
Czyli opowiada się Pan za odrębnymi jednostkami rezerwowymi, ale nie oddzielną formacją? Tak, powinny one być częścią sił zbrojnych. Już dziś istnieje możliwość tworzenia takich jednostek, ale nie korzysta się z niej, bo ważniejsze jest zapełnianie wakatów w etatach, których nie powinno być. Niestety to konsekwencja tego, że nadal mamy zbyt dużą liczbę jednostek, które trudno zapełnić żołnierzami zawodowymi i kontraktowymi. To nie ma sensu. Należy odważniej dokonać komasacji wojska. Lepiej mieć mniej, ale w pełni ukompletowanych jednostek. Ułatwi to też reformę obecnej koncepcji NSR, która musi być radykalnie zmieniona. Stanisław Koziej jest szefem Biura Bezpieczeństwa Narodowego. |
autor zdjęć: Łukasz Kermel/17 WBZ
