DO WOJA MARSZ!

Różnią ich wiek, doświadczenie zawodowe i życiowe, a nawet to, w jaki sposób się tutaj znaleźli. Mają jednak cechę wspólną: niemal z dnia na dzień wkroczyli w zupełnie inny świat.

 

Znajomi bardzo różnie reagowali na to, że wyjeżdża na poligon. Koleżanki robiły wielkie oczy: „No co ty? Ty? Tak sama z siebie? Włożysz moro, wciągniesz ciężkie buciory i będziesz biegała z karabinem po poligonie?”. W sumie trudno im się dziwić. No bo czy niewysoka, spokojna blondynka pasuje do wojska? „Ale mnie ten świat, z dyscypliną, zasadami, tą całą szorstką otoczką, zawsze pociągał”, wylicza Sabina Łątka. Zgłosiła się do Narodowych Sił Rezerwowych, zdała egzamin, pojechała na szkolenie do Poznania. „Przeskok z codziennego życia do tego, co oferuje wojsko, jest ogromny”, przyznaje. „Ale proszę mi wierzyć, że powrót do codzienności wcale nie jest trudny. Cieszę się, że znów mogę włożyć sukienkę i szpilki”.

 

Radość i ból

Pierwsza myśl, jaka przychodzi mi do głowy: „Dzieli ich chyba wszystko”. Naprzeciw mnie w wojskowym honkerze siedzą 31-letnia blondynka o śmiejących się niebieskich oczach i 39-letni, solidnie zbudowany mężczyzna, którego twarz jest umazana błotem.

Szeregowa Sabina Łątka mówi: „Przez dziesięć lat pracowałam jako terapeutka z dziećmi niepełnosprawnymi intelektualnie. Nigdy wcześniej nie byłam na poligonie. Można więc powiedzieć, że to jest mój debiut”.

Starszy szeregowy Rafał Domitrz na co dzień zajmuję się handlem. „Jestem regionalnym kierownikiem sprzedaży w jednej z firm na Dolnym Śląsku. Pracuję też jako instruktor nauki jazdy. Służbę zasadniczą odbyłem w 18 Batalionie Powietrznodesantowym. Na koncie mam 29 skoków ze spadochronem. Chciałem pójść do szkoły oficerskiej, ale się tam nie dostałem. Armia zawsze była moim marzeniem. I teraz właśnie zaczyna się ono spełniać. Byłem już na kilku szkoleniach NSR i dostałem propozycję, by wstąpić do armii”.

Wbrew pozorom moi rozmówcy mają jednak ze sobą bardzo wiele wspólnego. Choćby to, że służą w jednej drużynie Narodowych Sił Rezerwowych. Wchodzi ona w skład 4 Kompanii 22 Karpackiego Batalionu Piechoty Górskiej i ćwiczy właśnie na poligonie w Żaganiu. Aby zobaczyć to na własne oczy, trzeba zapuścić się w las. Ruszamy więc.

Już po kilkudziesięciu metrach wokół nas rozlegają się komendy i nawoływania. Po chwili dostrzegam pierwszych żołnierzy. Siedzą między drzewami w pobliżu nasypu kolejowego. Twarze mają umazane błotem, hełmy i mundury utkane liśćmi i gałązkami. Słowem: pełen kamuflaż. Po drugiej stronie leśnej drogi rozłożyło się obozowisko. „Dziś zadaniem żołnierzy było zajęcie tak zwanego rejonu wyjściowego, okopanie się i zamaskowanie”, tłumaczy starszy kapral Grzegorz Bandera, kierownik ćwiczeń. Teraz czekają na sygnał, by ruszyć w pole.

A ci przy nasypie pilnują obozu i wysyłają sygnał, gdy tylko ktoś pojawi się w zasięgu wzroku.

Po drugiej stronie torów, na skraju polanki, kolejna grupa. Żołnierze przyklękają, mierzą w niebo z karabinów, na komendę oddają strzały. W ten sposób ćwiczą obronę przed atakiem z powietrza, na przykład uderzenie ze śmigłowca. Na razie na sucho, bez amunicji. W planie są jednak także strzelanie ostrą amunicją, rzut granatem, marsz z ubezpieczeniem. Podobne szkolenia żołnierze NSR przechodzą dwa razy w roku. „Co było najtrudniejsze? Chyba długie marsze w ciężkich żołnierskich butach. Zanim noga się do nich przyzwyczai, dopasuje, człowiek ma pełno otarć i odcisków”, wspomina szeregowa Łątka. To jednak dopiero początek. Na poligonie trzeba przywyknąć do wczesnego wstawania (tutaj o 5.30), dni ujętych w karby regulaminów i harmonogramów, zmęczenia, czasem też bólu, słuchania rozkazów. „Kobiecie jest trudno tym bardziej, bo to świat tradycyjnie przypisany mężczyznom”, podkreśla szeregowa. „Ale trochę dzięki temu między niewielu dziewczynami, które zdecydowały się tutaj przyjść, rodzi się jakaś dodatkowa więź, solidarność. W pokoju mieszkamy w siedem. Dużo ze sobą rozmawiamy i się wspieramy”.

 

Urzędnik na poligonie

Szeregowa Łątka i starszy szeregowy Domitrz do armii przyszli sami. W Żaganiu są jednak też tacy, o których wojsko się upomniało. Plutonowy podchorąży rezerwy Piotr Lachutta

z Wałbrzycha ma 48 lat. Łapię go dosłownie w przelocie – właśnie wrócił z poligonu do obozowiska, gdzie jest zakwaterowany, a zaraz biegnie na kolejne zajęcia. Na pytania odpowiada krótko, jasno i treściwie. W dodatku kolejne zdania wyrzuca z siebie donośnym głosem: „No cóż, jesteśmy przecież w wojsku”.

Plutonowy Lachutta wrócił tutaj dokładnie po 25 latach. Ćwierć wieku temu zakończył zasadniczą służbę wojskową. Teraz pracuje w wałbrzyskim urzędzie miejskim. Przed trzema miesiącami w skrzynce pocztowej znalazł zawiadomienie: na podstawie przepisu takiego a takiego, jako żołnierz rezerwy zostaje pan wezwany na przeszkolenie.

Przerwa w życiorysie? Uśmiecha się. „Raczej nie, bo to tylko osiem dni. Każdy rezerwista musi liczyć się z powołaniem, więc dramatu nie ma”, odpowiada Lachutta. Może się pochwalić specjalizacją ogólnoinżynieryjną. Na czas ćwiczeń został przydzielony do sztabu, ale, jak przyznaje, jego zadanie na razie polega głównie na obserwowaniu. „Różnica między armią, którą miałem okazję poznać 25 lat temu, a tą, którą widzę teraz, jest kolosalna, na korzyść współczesności”, podkreśla. „Dotyczy to przede wszystkim wyposażenia, ale też podejścia do żołnierza”.

W podobnym tonie wypowiada się podporucznik rezerwy Mariusz Połeć ze Szczytnej, który zasadniczą służbę wojskową zakończył 17 lat temu: „Za moich czasów w wojsku spotykało się jeszcze «falę», a wśród kadry przeważali ludzie ukształtowani w PRL. Więcej było wówczas krzyku, a mniej wiedzy. Dziś jest dokładnie na odwrót”.

Podporucznik Połeć na czas ćwiczeń został obsadzony w roli dowódcy plutonu w kompanii zmechanizowanej. Ale on też przede wszystkim obserwuje: „To fajny przerywnik w codziennym życiu”. Choć akurat w jego wypadku trudno mówić, że na poligon został wyrwany wprost zza biurka. „Prowadzę agencję ochrony, więc z bronią mam do czynienia na co dzień. Poza tym na przeszkoleniu byłem już kilka lat temu”.

Własny biznes ma także starszy kapral podchorąży Maciej Pasiut z Kamiennej Góry: „Handluję samochodami”. W wojsku był 12 lat temu. Jak sam mówi, myślał, że ten etap ma już za sobą. Co poczuł, kiedy otrzymał wezwanie na ćwiczenia? „Byłem zaskoczony. Na szczęście miałem trzy miesiące, by się z tą myślą oswoić i jakoś poukładać pracę w firmie”. Na kilka dni interesami zajęli się żona i pracownik. „A poligon?”, powtarza moje pytanie. „No cóż, to na pewno niezwyczajna, ale przez to ciekawa odskocznia”.

Łukasz Zalesiński

autor zdjęć: Piotr Rajkowski/22 KBPG





Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO