Ideą Wojskowego Centrum Kształcenia Medycznego jest stworzenie systemu i opracowanie procedur, które będą standardem ratownictwa pola walki dla sił zbrojnych.
W ośrodku symulacji pola walki Wojskowego Centrum Kształcenia Medycznego (WCKMed.) gaśnie światło. W ciemnościach rozświetlanych ostrymi, oślepiającymi błyskami lamp kłębi się gęsty dym. Zewsząd słychać odgłosy pola walki. W potyczce jeden z żołnierzy zostaje ciężko ranny! Objuczeni sprzętem bojowym ratownicy, w pełnym rynsztunku bojowym, hełmach, kamizelkach, z atrapami broni i wyposażeni w IPMed-y (indywidualne pakiety medyczne) rozpoczynają akcję ratowniczą według procedur, których uczyli się przez ostatnie dni. Zdejmują poszkodowanemu hełm, kamizelki, taktyczną i kuloodporną, w taki sposób, by nie doprowadzić do pogłębienia ewentualnego urazu kręgosłupa. Następnie udrożniają mu drogi oddechowe, odbarczają odmę prężną i za pomocą opaski zaciskowej powstrzymują krwotok poszarpanej eksplozją nogi… Wszystko to dzieje się pod ostrzałem!
Teraz muszą ewakuować rannego do WEM-a, ratowniczego Rosomaka, który zatacza po okolicy pętlę, po czym podjeżdża pod „trauma room”, salę szpitalną, gdzie w pogotowiu czeka personel medyczny. Przyjęcie ciężko rannego żołnierza nadzorują kapitan doktor Tomasz Wiśniewski i porucznik Katarzyna Ruppental, oboje doświadczeni lekarze po afgańskiej misji. Później rozpoczynają się bardziej już zaawansowane zabiegi ratujące życie i przygotowujące pacjenta do dalszej ewakuacji, do szpitala wyższego poziomu. Tak kończą się ćwiczenia „Trauma Team”, prowadzone przez zespół medyczny, z którym za kilka tygodni doktor Wiśniewski rozpocznie swą kolejną, półroczną służbę w Afganistanie.
„Trauma room”, stanowiący wierne odwzorowanie urządzenia i wyposażenia obiektu szpitalnego w Ghazni, jest najnowszą inwestycją łódzkiego centrum. Pozwala na przeprowadzenie kompletnej akcji ratowniczej, od udzielenia pierwszej pomocy rannemu na symulowanym polu walki po ratowanie życia na oddziale szpitalnym. Oddanie obiektu do użytku to kropka nad „i” w procesie przebudowy i reformowania Wojskowego Centrum Kształcenia Medycznego.
Jak na wojnie
W ciągu ostatnich trzech lat w WCKMed. zmieniono niemalże wszystko. Do potrzeb nowoczesnej armii, uczestniczącej w operacjach bojowych, dostosowano zarówno obiekty, jak i programy kształcenia. Wyremontowano budynki, do ćwiczenia ewakuacji sprowadzono pojazdy używane w jednostkach bojowych. Zbudowano też karkołomny tor przeszkód, co pozwoliło wyciągnąć szkolonych ratowników z dusznych sal wykładowych na świeże powietrze, gdzie trenują udzielanie poszkodowanym pomocy, wyciąganie rannych z opancerzonych pojazdów i przenoszenie ich do wozu ewakuacji medycznej lub śmigłowca.
W mobilnym zestawie namiotowo-kontenerowym urządzono placówkę pierwszego poziomu medycyny ratowniczej, o której możliwościach mówi major lekarz Bartosz Żakowski, kierownik cyklu chirurgii polowej: „Na etapie pierwszej pomocy medycznej możemy przeprowadzić drenaż opłucnej i odbarczenie odmy prężnej. Jesteśmy w stanie udrożnić drogi oddechowe, przeprowadzić intubację, opatrzyć amputowane kończyny, a także zrobić badania, między innymi urządzeniem FAST, aparatem USG do szybkiej diagnostyki polowej”.
Zabiegi przeprowadza się tu dziś na najnowszej generacji symulatorach, które „zaludniły” łódzki ośrodek. Cudem techniki wśród nich jest i-Stan, w którym zachodzą wszystkie procesy życiowe – reaguje na bodźce zewnętrzne, może symulować procesy fizjologiczne i patologiczne zachodzące w organizmie pacjenta, łącznie z ewentualnym zgonem, reaguje też na leczenie.
Chlubę ośrodka stanowi oddany do użytku wiosną ośrodek symulacji pola walki. Na jego otwarcie zorganizowano warsztaty „Medycyna pola walki”, prowadzone przez ratowników i lekarzy, którzy dopiero co wrócili z misji afgańskiej. Atrakcją dla uczestników był wówczas dynamiczny pokaz udzielania pomocy z pełną symulacją wojennych zdarzeń i zgodnie z zasadami TC3 (Tactical Combat Casualty Care) w trzech fazach – pod ostrzałem, w strefie bezpiecznej i podczas ewakuacji medycznej.
Im gorzej, tym lepiej
Gdy w ośrodku symulacji już rozgrywano epizody wojenne, trwał jego remont. Malowano ściany, urządzano salę audiowizualną, aby uczestnicy kursu, mimo ciemności i zadymienia, mogli z kamer obserwować na bieżąco działania ćwiczących kolegów. Dziś ta wielka hala – 1000 metrów kwadratowych pod dachem – robi wrażenie studia filmowego przygotowanego do kręcenia dramatycznych scen wojennych. Gospodarz obiektu zaaranżowanego w opuszczonym magazynie mundurowym, starszy chorąży Leszek Świerczyński, pilnuje jednakże, żeby było nie tyle filmowo, ile realistycznie. Ma w tym doskonałe wyczucie, ponieważ służył w Afganistanie, gdzie zarówno pełnił dyżury w szpitalu, jak i wyjeżdżał z żołnierzami na patrole jako ratownik medyczny.
Pułkownik lekarz Zbigniew Aszkielaniec, komendant WCKMed., żartuje, że odwzorowano pole walki zgodnie z zasadą: im gorzej, tym lepiej, co jest jego wielką zaletą: „Amerykanie z 10 Grupy Bojowej US Army w swoim ośrodku symulacji pod trawą ułożyli gąbkę. W Łodzi poszliśmy w całkowicie odmiennym kierunku. Nawieźliśmy kamieni, żeby było jak w afgańskiej bazie. Ratownik nie może się przyzwyczajać, że jak się przewróci, to nic mu się nie stanie. W Kanadzie z kolei, w pięknej hali stoi śmigłowiec, a nad nim są dwa ogromne wiatraki, do tego dym i odgłosy bitwy… Wszystko niby jest, ale nie ma bitewnej scenerii. A u nas się wchodzi wprost na pobojowisko. Świadomie poszliśmy krok dalej od sojuszników”.
Combat medic
Równocześnie z przebudowywaniem i wyposażaniem obiektów dokonywano w centrum również radykalnych zmian w sposobach prowadzenia szkolenia i w sprawach formalnych. Znakomity przykład stanowi kurs KPP, czyli kwalifikowanej pierwszej pomocy. Wcześniej, mimo rzetelnego programu i nauczania na wysokim poziomie, kończący go żołnierze dostawali jedynie „kwitek”, tracący wszelką moc po opuszczeniu koszar.
A wystarczyło do prowadzenia kursów znaleźć lekarza o odpowiednich uprawnieniach i kwalifikacjach, w tym przypadku anestezjologa kapitana Janusza Kuzmeckiego, by zmienić sytuację. Bo zgodnie z przepisami musi przeprowadzać certyfikację i wystawić dokument lekarz państwowego systemu ratownictwa medycznego.
I tak kursy KPP nadal się odbywają, jako bardzo cenne szkolenie prowadzone systemem cywilnym, które przydaje się w codziennym życiu, zarówno w wojsku, jak i w domu czy na ulicy, gdy wydarzy się wypadek. Wojskowi zakwalifikowani do udziału w misji czy operacji bojowej wracają jednakże do ośrodka, by uzupełnić umiejętności i przestawić się na procedury bojowe w trakcie kursu „Combat Lifesaver”. Formuła CLS powstała na podstawie doświadczeń bojowych, a w jej wdrożeniu i przygotowaniu instruktorów w centrum znaczący udział mieli amerykańscy sojusznicy.
Kolejną, najwyższą i zupełnie nową, formą edukacji wprowadzoną w WCKMed. są kursy „Combat Medic”, przeznaczone dla ratowników medycznych. Wysokiej klasy specjaliści, z certyfikatami zdobytymi podczas kilkuletnich studiów i uprawnieniami do pracy w krajowym systemie ratownictwa medycznego, a więc w szpitalnych oddziałach ratunkowych, w zespołach wyjazdowych pogotowia ratunkowego, są przygotowani do działania w warunkach pokojowych. Wyjazd na misję wymaga jednakże przestawienia ich na funkcjonowanie w ramach obowiązującej na polu walki procedury Tactical Combat Casualty Care. Tam bowiem towarzyszą żołnierzom poza bazą, jeżdżą w patrolach i konwojach, często działają w sytuacjach ekstremalnych, z narażeniem życia.
Ratownicza idea
Wojskowe Centrum Kształcenia Medycznego z pewnością jest dziś liderem w ratownictwie pola walki. Taka pozycja zobowiązuje jednak do szerszego spojrzenia na tę dziedzinę. Nie wystarczy wyszkolić ratownika CLS czy „Combat Medic” i odesłać go do jednostki. Dopiero w plutonach i kompaniach bowiem powinien kształtować się system.
Konsekwencją takiego podejścia jest idea, którą, zdaniem pułkownika Zbigniewa Aszkielańca, należałoby konsekwentnie rozwijać: „Dlaczego nie traktować ratownictwa jako szkolenia równorzędnego z taktycznym czy strzeleckim? Skoro uczymy żołnierzy walki, stawania w obliczu śmiertelnego zagrożenia, czy nie powinno się wymagać, by umieli również ratować życie? Będą się wówczas pewniej czuli na polu walki. Byłby to również świetny PR – stutysięczna armia szkoli się z udzielania pierwszej pomocy. Przecież żołnierze nie żyją tylko w koszarach, funkcjonują również w społeczeństwie, chodzą po ulicach, jeżdżą samochodami. Będą gotowi również na sytuację, gdy w domu coś się stanie dziecku”.
Wprowadzenie szkolenia ratowniczego dla żołnierzy wymagałoby systemowego podejścia. W jednostkach brakuje lekarzy i zabezpieczenie medyczne zajęć, łącznie ze strzelaniami, przerzucono na ratowników medycznych. Nie zostaje im wiele czasu na prowadzenie szkolenia dla kolegów. Nie byłoby kłopotu z ich odpowiednim przygotowaniem, bo w łódzkim centrum są warunki i potencjał szkoleniowy do tego, by nauczyć ich, jak ratować życie i jak prowadzić zajęcia z tej dziedziny.
Najbliższa przyszłość nie rysuje się jednak najlepiej. W jednostkach bojowych ratownicy z kwalifikacjami nie mają czasu na szkolenie żołnierzy, przytłacza ich natłok zajęć, poligonów, przygotowań do misji. Ponadto jednostki nie są jeszcze wystarczająco wyposażone w sprzęt ratowniczo-medyczny. A jak uczy doświadczenie ostatnich lat, ratownictwo pola walki nie jest sprawą, którą można odłożyć na potem.
Kontakt z pacjentem By uczyć innych, samemu należy osiągnąć wysoki poziom profesjonalizmu. W centrum wykorzystuje się zatem każdą okazję, żeby szkolić własnych instruktorów z żołnierzami jednostek bojowych, szczególnie z zaawansowanymi w ratownictwie taktycznym ratownikami medycznymi jednostek specjalnych. Na nieodległym poligonie medycznym w Jeżewie instruktorzy centrum ćwiczyli między innymi z żołnierzami jednostki GROM czy z medykami 10 Grupy Bojowej US Army. Komendant Wojskowego Centrum Kształcenia Medycznego nawiązał także współpracę ze specjalistami ratownictwa z Kanady i Izraela. Pułkownik lekarz Zbigniew Aszkielaniec za najważniejsze uważa jednak to, żeby każdy miał własne doświadczenia – do Afganistanu zdążył wysłać z centrum sześciu ratowników. Zależy mu na tym, by każdy wykładowca czy instruktor miał praktykę misyjną. Wkrótce bowiem skończy się nasz udział w operacji afgańskiej i nie będzie skąd czerpać doświadczeń pola walki. Dlatego w centrum przygotowują się do współpracy z cywilną służbą zdrowia. Każdy z instruktorów jeden dzień w tygodniu powinien praktykować w pogotowiu, na SOR lub oddziale intensywnej terapii, gdzie będzie miał kontakt z pacjentem. |
Z techniką za pan brat W centrum do systemu szkolenia włączono ratownictwo techniczne. Kiedy w wypadku zostaje uszkodzony lub przewrócony pojazd, niosącym pomoc często trudno jest się bowiem dostać do rannych uwięzionych w jego wnętrzu. |
Bojowe procedury Po doświadczeniach z operacji irackiej i afgańskiej konieczne stało się przewartościowanie formuły ratownictwa pola walki. Przyjęty system Tactical Combat Casualty Care (TC3), czyli taktyczno-bojowa opieka nad poszkodowanym na polu walki, wymusił zmianę podejścia do udzielania pomocy rannym, a tym samym do procedur i systemu szkolenia ratowników. Na polu walki zdarzenia zachodzą niespodziewanie. W efekcie część porażonych eksplozją czy trafionych kulami umiera w ciągu dziesięciu minut. Wśród odnoszonych na polu walki urazów, z których rannych można wyciągnąć, 60 procent stanowią krwotoki z kończyn, 33 procent – odma prężna, sześć procent – niedrożność dróg oddechowych. Stąd ukierunkowanie ratownictwa taktycznego na powstrzymywanie krwotoków, odbarczenie odmy i udrożnianie dróg oddechowych. Część rannych jest zaś kwalifikowana w kategorii „zgonów możliwych do uniknięcia”. System ratownictwa taktycznego jest nastawiony na szybkie i skuteczne udzielenie im pomocy oraz ewakuację. Pierwszy etap to działanie pod ostrzałem. Ogromną rolę odgrywają tu samoratownictwo i wsparcie koleżeńskie, szczególnie odpowiednio przeszkolonych żołnierzy. Drugi etap rozgrywa się nadal na polu walki, ale po wyjściu spod ostrzału, kiedy rannymi mogą się zająć ratownicy medyczni. Trzeci to ewakuacja. Wówczas nadal trwają stabilizacja czynności życiowych i przygotowywanie poszkodowanych do przekazania do Medevac, następnie do „trauma room”, w ręce służby medycznej. |
autor zdjęć: Piotr Bernabiuk
