Przylgnęła do nich nazwa „Pancerni Magicy”. Potrafią przywrócić życie wojskowym pojazdom, które wydają się być tylko stertą złomu. Nie biorą za to ani grosza, nie szukają też medialnego rozgłosu. To dzięki nim w poznańskim Muzeum Broni Pancernej możemy podziwiać unikalne egzemplarze wozów z czasów II wojny światowej.
StuG IV – niemieckie samobieżne szturmowe działo pancerne przed renowacją
Na czele „magików” stoi Artur Zys, który na co dzień prowadzi Przedsiębiorstwo Usług Komunalnych w Pławcach koło Środy Wielkopolskiej. To właśnie w jego zakładzie jego pracownicy remontują cenny wojskowy sprzęt. – Bez ich pomocy niektóre renowacje byłyby niemożliwe do przeprowadzenia – przyznaje mjr Tomasz Ogrodniczuk, kustosz muzeum.
Jak to się zaczęło? – Zawsze interesowałem się historią, zwłaszcza drugiej wojny światowej. Pewnego dnia mój kolega z Centrum Szkolenia Wojsk Lądowych poznał mnie z majorem Ogrodniczukiem z Muzeum Broni Pancernej. To wtedy zaczęła się nasza współpraca – opowiada Artur Zys.
Na pierwszy ogień poszedł StuG IV – niemieckie samobieżne szturmowe działo pancerne, które kilkadziesiąt lat przeleżało na dnie rzeki Rgilewki niedaleko Koła. Później przyszła kolej na brytyjski czołg Sherman Firefly. Jego wrak był przez 20 lat wykorzystywany jako cel na belgijskim poligonie. Wreszcie tamtejszy rząd podarował go powstającemu w Gdańsku Muzeum II Wojny Światowej. Maszyna, która w Poznaniu przeszła generalny remont, trafi tam w 2014 r. Przez ręce „magików” przeszedł też ciągnik artyleryjski Sd.Kfz 6. Podczas drugiej wojny światowej służył do transportu niemieckiej piechoty i haubic. Potem na 66 lat utknął w mule starorzecza Warty. Udało go się wydobyć w 2011 r. Gruntownie odnowiony dziś znów jest na chodzie.
Ciągnik artyleryjski Sd.Kfz 6 przed renowacją i odnowiony
Każda renowacja to długie miesiące pracy. Najpierw trzeba przeanalizować wszelkie dostępne dokumenty i opisy. Ważne są też zdjęcia. – Im więcej, tym lepiej. Bez nich łatwo zaliczyć wpadkę – mówi Zys. Tak było z tankietką TKS, pojazdem używanym w czasie kampanii wrześniowej przez polskich pancerniaków. Do naszych czasów zachowało się zaledwie kilka egzemplarzy. „Magicy”, nie mając wystarczających informacji, musieli zamontować jedne z drzwi, kierując się intuicją. – Nasz fotograf zrobił zdjęcie, wrzucił na internetowe forum i się zaczęło. Internauci zarzucili nam, że zawias w TKS montowany był inaczej. Nieźle się nam wtedy dostało – wspomina Zys.
Ale internauci nie raz przychodzili rekonstruktorom z pomocą. I nie chodzi tu tylko o wychwytywanie pomyłek – te zdarzają się rzadko. – Pasjonaci często przysyłają nam brakujące części. I to za darmo – podkreśla Zys. – Dostawaliśmy już przesyłki ze Stanów Zjednoczonych, Francji, Belgii. Często bez nich nie moglibyśmy ruszyć z miejsca – dodaje. Składanie na nowo zrujnowanych maszyn to proces nie tylko żmudny, ale i karkołomny. W dodatku często trzeba kombinować. – W ciągniku Sd.Kfz 6 montowano silnik Maybacha, ale nam brakuje do niego kilku części. Dlatego na razie wykorzystaliśmy silnik Mercedesa. Chcieliśmy, aby pojazd już mógł być zaprezentowany – tłumaczy Zys.
Koszty rekonstrukcji to często setki tysięcy złotych. Tyle że „magicy” nie biorą za to pieniędzy. Nie tylko zresztą oni. – W pomoc angażują się członkowie Koła Przyjaciół Muzeum Broni Pancernej CSWL. Jest ich kilkunastu. Ostatnio Krzysztof Łysoń z Opola dorobił na swój koszt 700 śrub do tankietki TKS – wylicza mjr Ogrodniczuk. Dzięki zaangażowaniu takich osób Muzeum Broni Pancernej kwitnie. Aż 37 pojazdów należących do Muzeum zostało wpisanych na listę zabytków.
– Ostatnio powiedziałem kustoszowi, że teraz już interesują mnie tylko duże rzeczy. Takie o wadze powyżej 45 ton. A najlepiej żeby tych ton było ponad 60. Pan rozumie, co mam na myśli? Pantera albo Tygrys... – mówi Zys. – Jeśli ktoś da nam sygnał, że taki czołg leży gdzieś na dnie rzeki i można go wydobyć, a potem wyremontować, jesteśmy gotowi – zapewnia.
W naszej galerii zobaczcie efekty prac „magików”
autor zdjęć: Tomasz Szulejko, Maciej Boruń
komentarze