Długie godziny na poligonie w upale i kurzu. Zająć pozycje, zatrzymać atakującego przeciwnika, a następnie samemu wyprowadzić natarcie. Kompania po kompanii. Tak na jednym z polskich poligonów trenowali ukraińscy żołnierze. Szkolenie stanowiło element misji EUMAM, którą półtora roku temu zainicjowała Unia Europejska.
Stoimy na wzgórzu. Przed nami roztacza się otwarta przestrzeń poligonu. Za naszymi plecami narasta warkot silników. Z lasu jeden po drugim wyjeżdżają bojowe wozy piechoty, które zajmują pozycje kilkaset metrów od nas. Z pojazdów wysypują się żołnierze. Rozkładają się wokół bewupów. Czekają.
Oto jedna z ukraińskich kompanii, które od kilku tygodni szkolą się na poligonie w zachodniej Polsce. W większości składa się z żołnierzy świeżo wcielonych do armii. Czuwają nad nimi instruktorzy z doświadczeniem na froncie, a także polscy, którzy pojawili się tutaj w ramach unijnej misji EUMAM. – Od pewnego czasu prowadzimy szkolenie ukraińskiego batalionu piechoty zmechanizowanej. Zaczęliśmy od najprostszych rzeczy. Przekazywaliśmy, w jaki sposób przygotować broń do strzelań, potem mieliśmy same strzelania, zgrywaliśmy ze sobą poszczególne drużyny i plutony. Teraz chcemy sprawdzić, jak poszczególne kompanie radzą sobie w obronie – wylicza jeden z oficerów misji szkoleniowej.
Ukraińcy trenowali ten element przez kilka ostatnich dni, tyle że z użyciem amunicji ćwiczebnej. W tym czasie mierzyli się też z dodatkowymi zagrożeniami. W drodze na pozycje byli na przykład atakowani przez pododdziały nieprzyjaciela. Instruktorzy uczyli ich, jak zachować się po tym, jak wpadną w zasadzkę, czy też jak radzić sobie z improwizowanymi ładunkami wybuchowymi. Dziś takich zadań nie będzie. Żołnierze za to po raz pierwszy mają prowadzić działania obronne z użyciem ostrej amunicji. – Na razie czekamy jeszcze na sygnał od kierownika ćwiczeń. Choć przygotowujemy Ukraińców do wojny, operujemy w warunkach pokojowych. Musimy przestrzegać ściśle określonych zasad bezpieczeństwa – przyznaje oficer. Kilka minut później stosowna zgoda przychodzi. Rozlega się dźwięk armat, w które wyposażone są bewupy. Kolejne pociski przeszywają przestrzeń nad poligonem, część dosięga wraków stojących mniej więcej pół kilometra dalej. Wojskowi strzelają z karabinów. – Dla nich cel stanowią podnoszone automatycznie tarcze – tłumaczy polski oficer. Nad całością czuwa dowódca kompanii, który kieruje ogniem ze swojego wozu dowodzenia. Na bieżąco rozstrzyga, kto w danej chwili ma strzelać, a wszystko po to, by jak najskuteczniej razić nacierającego przeciwnika.
Tymczasem straty ponieśli także Ukraińcy. Kiedy starcie zmierzało już ku końcowi, do akcji wkroczyli medycy. Cel: zebrać rannych i ewakuować ich z pola walki. Kilkadziesiąt minut później ukraińscy żołnierze zostali zluzowani przez swoich kolegów z kolejnej kompanii. Ta część ćwiczeń trwała do późnego popołudnia. Zgodnie ze scenariuszem, przeciwnika udało się powstrzymać. Nazajutrz szkolone pododdziały przeszły do ataku.
Na poligon wracamy rano. Tym razem jednak skręcamy w las. Brniemy gruntową drogą, po kostki zapadając się w zrytym gąsienicami piachu. Mijamy zamaskowane stanowiska strażnicze i docieramy do niewielkiej polanki. Ukraińscy żołnierze rozłożyli się między drzewami. Kierowcy bewupów doglądają pojazdów. Sygnał do wymarszu jeszcze nie pada. Jest czas na chwilę odpoczynku i rozmowy. – Pewnie, że tęsknimy, wszyscy tęsknią. Mam małego syna, za chwilę urodzi mi się córka… – rzuca jeden z Ukraińców. Kolejny wspomina o szkoleniu: – Poligon macie podobny, ale dużo większy niż te, na których ćwiczymy w Ukrainie.
Znajdujemy się w rejonie wyjściowym. Tutaj żołnierze czynią ostatnie przygotowania do natarcia. Dowódca tego pododdziału musi skontrolować stan pojazdów, sprawdzić, czy środki łączności są sprawne, czy wszyscy ćwiczący mają broń, odpowiednią ilość amunicji i jak wykonują polecenie. Słowem: przyjrzeć się całej masie rzeczy – od tych dużych po drobiazgi, które jednak podczas bitwy mogą okazać się niezwykle istotne – zaznacza oficer prasowy jednostki, która prowadzi szkolenie w ramach misji.
Wreszcie sygnał przychodzi, bewupy odpalają silniki i kolejno zawracają. Spod gąsienic strzelają tumany piachu, a pojazdy formują kolumnę. Chwilę później do ich wnętrza wskakują żołnierze. Wozy ruszają leśną drogą, by po chwili wyjechać na otwartą przestrzeń. Tuż za wzgórzem, na którym wczoraj staliśmy, ukraińskie oddziały rozpoczynają natarcie. Potem ten sam element przećwiczą kolejne kompanie. Na poligonie w Polsce żołnierze spędzą jeszcze kilkanaście dni. Potem wrócą do Ukrainy, gdzie czekają ich kolejne szkolenia.
– Unijna misja EUMAM rozpoczęła się w październiku 2022 roku. Za szkolenia odpowiadają dwa dowództwa. Jedno, o nazwie CAT-C, mieści się w Żaganiu, drugie zaś w Niemczech. Ukraińcy szkolą się pod okiem instruktorów z około 20 państw. Do tej pory przez polskie ośrodki przewinęło się przeszło 13 tys. ukraińskich wojskowych – tłumaczy mjr Artur Pinkowski, rzecznik CAT-C. W tym gronie byli czołgiści, saperzy czy specjaliści od medycyny pola walki. Część z nich to żołnierze regularnej armii z frontowym doświadczeniem albo rezerwiści, którzy w obliczu wojny postanowili ponownie włożyć mundur. W Polsce uczyli się obsługi nowego sprzętu, między innymi czołgów Leopard, oraz zapoznawali się z natowskimi procedurami. W ramach EUMAM podstawy żołnierskiego rzemiosła poznawali też ukraińscy poborowi i ochotnicy.
autor zdjęć: Michał Niwicz
komentarze