Zatrzymywali najgroźniejszych terrorystów, uwalniali zakładników, likwidowali składy broni. Ich wizytówką jest także wsparcie militarne i operacje niekonwencjonalne wojsk specjalnych. O historii jednostki, największych sukcesach i planach mówi ppłk Wojciech Danisiewicz, p.o. dowódcy Jednostki Wojskowej Komandosów. Dziś JWK ma swój jubileusz.
Świętujecie 60. urodziny. Wszystkiego najlepszego!
ppłk Wojciech Danisiewicz: Dziękujemy. Dokładnie 60 lat temu powstał 26 Batalion Rozpoznawczy, czyli jednostka z numerem 4101. Bo choć przez kolejne lata nazwy naszej jednostki się zmieniały, m.in. na 1 Batalion Szturmowy, 1 Pułk Specjalny Komandosów i wreszcie w 2011 roku na Jednostkę Wojskową Komandosów, to numer 4101 zawsze zostawał. Za nami długa, ale bardzo ciekawa historia.
Najstarsza jednostka wojsk specjalnych wywodzi się z… wojsk lądowych.
Jak widać Jednostka Wojskowa Komandosów powstała w wyniku różnych modyfikacji i transformacji. Wywodzimy się z wojsk lądowych i byliśmy świadkami, a zarazem częścią przemian, jakie zachodziły w Wojsku Polskim w związku z uzawodowieniem, wstąpieniem do NATO czy zaangażowaniem w misje wojskowe. Trzeba jednak przyznać, że najszybszy rozwój jednostki miał miejsce na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat, gdy w 2007 roku zostaliśmy podporządkowani dowódcy wojsk specjalnych.
Po 2007 roku zmieniło się nie tylko wyposażenie jednostki, ale i zadania, jakie przyszło wam wykonywać. Walczyliście na Bliskim Wschodzie i w Afganistanie.
Misje były okazją do sprawdzenia się w boju, nierzadko w ekstremalnie trudnych warunkach. Tam zderzyliśmy się z widokiem rannych i poległych. Nie da się ukryć, że Irak ukształtował nasze charaktery, ale tak naprawdę to w Afganistanie nasi żołnierze pokazali, na co ich stać. Na początku nasi chłopcy nie prowadzili w Iraku działań ofensywnych, ochraniali jedynie dowództwo Wielonarodowej Dywizji Centrum-Południe, prowadzili patrole i rozpoznanie. Szybko jednak upomnieli się o nas Amerykanie. Naciskali, by nasi komandosi wspierali ich żołnierzy w czasie operacji bojowych w rejonie Babilonu i Karbali. Podpisano stosowne porozumienie i nagle zadań nam przybyło. Operacje specjalne prowadziliśmy niemal co noc. I niczym się to nie różniło od roboty, jaką potem wykonywaliśmy pod Hindukuszem.
To właśnie dzięki służbie w Afganistanie o JWK zrobiło się głośno. Światową sławę zyskaliście prowadząc różnego typu akcje bezpośrednie, rozbijając siatki terrorystyczne i zatrzymując najgroźniejszych przestępców. Tak było np. gdy pojmaliście mułłę Dawooda, asa wśród talibów, wpisanego na szczyt listy JPEL (Joint Prioritized Effects List).
Od 2010 roku działaliśmy w Afganistanie jako Task Force-50 (zadaniowy zespół bojowy – przyp. red.) i podlegaliśmy bezpośrednio pod dowództwo Sił Specjalnych ISAF (ISAF SOF). Mieliśmy swój sztab, określone kierunki działania, sami zbieraliśmy informacje, przygotowywaliśmy pakiety celów i wykonywaliśmy operacje bezpośrednie.
Sukcesów trochę było i nie ukrywam, że one cieszą. Pamiętam, jak pierwszy raz poszedłem na odprawę do Dowództwa Sił Specjalnych ISAF. W jednej sali siedziałem obok ludzi z topowych amerykańskich jednostek i byłem trochę stremowany. I w tym towarzystwie omawiano nasze zadania, a nierzadko doceniano sukcesy, pytano Polaków o zdanie. Na takim forum chwalono nas później np. za operację pod kryptonimem „Sledgehammer” z 2012 roku. Wówczas to nasi żołnierze przeprowadzili w Szaranie pierwszą dużą operację uwolnienia zakładników z rąk talibów.
To nie wszystko. Dowództwo ISAF SOF oczekiwało od nas także efektów szkoleniowych. I właśnie na tym koncentrowaliśmy główne wysiłki. W Paktice i Ghazni szkoliliśmy oddziały antyterrorystyczne miejscowej policji PRC (Provincial Response Company – przyp. red.), tzw. afgańskie tygrysy.
W 2014 roku zakończyliście swój dziesięcioletni pobyt pod Hindukuszem, a rok później na wniosek sojuszników wróciliście do Afganistanu. W czasie „Resolute Support Mission” stworzyliście tzw. zespół doradców wojsk specjalnych SOAT-50 (Special Operations Advisory Team).
Nasza praca z PRC w Paktice i Ghazni została zauważona i doceniona. Jako jedyna polska jednostka specjalna zostaliśmy zaproszeni do udziału w misji „Resolute Support”. SOAT-50 przez pięć lat szkolił tam narodową kontrterrorystyczną jednostkę afgańskiej policji ATF444.
Mimo że to była misja szkoleniowa, komandosi po raz kolejny chwycili za broń. Prowadziliście operacje specjalne?
Naszym zadaniem było codzienne szkolenie ATF444, ale także wspieranie i doradzanie ich funkcjonariuszom w czasie zadań poza bazą. Pierwszoplanowym graczem podczas operacji specjalnych zawsze byli jednak Afgańczycy.
Pomagaliście im planować, a potem prowadzić operacje najwyższego ryzyka…
Tak było m.in. w 2018 roku w Heracie, gdy w jednym z opuszczonych budynków talibowie założyli tymczasowe więzienie i przetrzymywali kilkanaście osób. Nasi żołnierze pomogli zaplanować operację, dobrać sprzęt i razem z „czwórkami” uwolnili zakładników. W 2015 roku wspierając ATF444, uwolniliśmy także 25 zakładników w Kandaharze.
Za jedną z takich operacji prezydent Andrzej Duda przyznał dwóm żołnierzom JWK Ordery Krzyża Wojskowego. Wówczas komandosi działali na południu Afganistanu i pomagali schwytać przywódcę siatki terrorystycznej. Gdy jeden z afgańskich funkcjonariuszy został ranny, polscy żołnierze mimo zagrożenia ruszyli mu z pomocą.
Podczas misji „Resolute Support” dużo się działo…
A czy dziś żołnierze JWK są zaangażowani w operacje poza granicami kraju?
Mamy taki zwyczaj, że w kancelarii dowódcy JWK eksponowana jest replika noża szturmowego, który wskazuje aktualne zaangażowanie żołnierzy jednostki w akcje bojowe. Gdy pododdziały JWK kierowane są do zadań w strefie działań wojennych, nóż jest dobywany z pochwy i osadzany w uchwycie ostrzem w górę. Teraz ostrze noża jest schowane.
Misje się skończyły, co jest obecnie najważniejsze dla JWK?
Szkolenie. Żołnierze mogą prowadzić operacje specjalne na lądzie i wodach śródlądowych, gdzie naszą domeną jest skryty przerzut nocą za pomocą łodzi pontonowych i kajaków. Naszą wizytówką są też skoki spadochronowe z dużych wysokości z wykorzystaniem aparatury tlenowej. Szkolimy się także z działań, w których biorą udział psy bojowe. W tym przypadku współpracujemy obecnie z brytyjską Special Boat Service. Żołnierze SBS chcą poznać nasze metody, by i u siebie rozwinąć projekt K9, czyli stworzyć pododdział, w którym służą psy bojowe.
Kiedyś mówiło się, że JWK specjalizuje się w tzw. zielonej taktyce. Ale to tylko część prawdy. Specjalizujemy się w działaniu w terenach zurbanizowanych i operacjach niekonwencjonalnych wojsk specjalnych. W tych wszystkich dziedzinach trzeba się intensywnie szkolić. Zapewniam, że mamy co robić.
Czy możliwe jest utrzymanie wysokiego poziomu wyszkolenia komandosów, jeśli młodzi żołnierze nie będą mieli szansy sprawdzić się na misjach?
Nie brakuje u nas doświadczonych instruktorów i dowódców, a nasi operatorzy mają cztery lub więcej misji na koncie. Poza tym żyjemy w niepewnych czasach, a sytuacja na świecie jest dynamiczna. Może więc stać się tak, że młodzi operatorzy już niedługo doczekają się swojej pierwszej misji.
autor zdjęć: Daniel Dmitriew/JWK, Michał Niwicz
komentarze