Został jednym z bohaterów Invictus Games 2018 w Sydney. Naderwanie mięśnia dwugłowego podczas wyścigu kolarskiego nie przeszkodziło mu w dotarciu do mety. Walczył do końca. Za taką postawę podziękował mu książę Harry podczas ceremonii zakończenia igrzysk. To kapral Jakub Tynka, weteran poszkodowany i żołnierz wojsk specjalnych. Kandydat do nagrody internautów Buzdygany 2018.
Fot. st. chor. sztab. Waldemar Młynarczyk / CC DORSZ
– Przecież ja nie zrobiłem nic nadzwyczajnego, tylko pedałowałem – mówił zdziwiony kapral Jakub Tynka, gdy dowiedział się, że został nominowany do nagrody Buzdygana internautów. Był członkiem 15-osobowego teamu polskich weteranów poszkodowanych, którzy na zaproszenie fundacji członka brytyjskiej rodziny królewskiej, księcia Harry’ego, w październiku 2018 roku uczestniczyli w Sydney w igrzyskach Invictus Games. Zdecydował, że wystartuje w pływaniu i kolarstwie. Jego udział w zawodach miał także wymiar osobisty.
Twardy zawodnik
Swój start zadedykował ojcu, który podczas jego przygotowań do igrzysk ciężko zachorował. – Zawsze mnie wspierał. Przegrał ten ostatni wyścig, ale ja chciałem wygrać na Invictus Games dla niego – mówił Jakub Tynka przed wyjazdem do Sydney, i nie myślał tylko o medalach. – Kuba to ambitny zawodnik, brał sobie do serca wszystkie moje uwagi i realizował je w stu procentach – wspomina trener Tomasz Bartosik, który przed zawodami uczył go techniki jazdy na rowerze. – Ma smykałkę do kolarstwa – ocenia.
Kolarstwo było jedną z pierwszych konkurencji, jakie zostały rozegrane podczas Invictus Games. Trasa wyścigu biegła przez miejski ogród botaniczny. Jakub zakwalifikował się do finału. Po pierwszym okrążeniu nagle poczuł, że mięśnie w lewej nodze odmówiły posłuszeństwa – potem okazało się, że został naderwany mięsień dwugłowy. Jechał dalej, pedałując jedną nogą, w drugiej wypiął but z pedału. I tak pedałował jedną nogą przez 38 minut i 38 sekund, aż wreszcie podjechało do niego dwóch francuskich zawodników, którzy holowali go przez kilka okrążeń. A on nadal pedałował. Na mecie powitały go okrzyki „Polska”. Wszyscy byli pod wrażeniem jego wielkiej woli walki oraz gestu Francuzów. Koledzy Jakuba Tynki nie są zdziwieni, że się nie poddał. Wiedzą, że jest twardym zawodnikiem, który pokazuje, że granice są po to, aby je przekraczać.
Drugiego dnia po wypadku Jakub Tynka wystartował w swojej drugiej konkurencji, czyli w pływaniu. Lekarz zgodził się, aby popłynął na dystansie 50 metrów stylem dowolnym. Pracował tylko rękami, bo nogi musiały być usztywnione – zostały owinięte pianką. – Kuba pokazał nam, co oznacza słowo „invictus”. To człowiek, który walczy do końca, tak jak on to zrobił – mówił Łukasz Wojciechowski, kolega z teamu.
Serce w wojsku
Ppłk rez. Jerzy Matuszyński zna Jakuba Tynkę od dzieciństwa. – Już jako chłopak dryfował w stronę armii, interesował się militariami. Nikt w rodzinie nie był zaskoczony, gdy został żołnierzem – wspomina. Pamięta, że gdy Kuba założył wreszcie upragniony mundur, miał w oczach radość i entuzjazm. Te emocje do dziś malują się na jego twarzy. – Jest szczęściarzem, bo jego zawód to równocześnie jego pasja – podkreśla ppłk Matuszyński. Nie ma także wątpliwości, że to wrodzony optymizm Kuby pomógł mu w powrocie do zdrowia po wypadku w Afganistanie.
Kapral Tynka wyjechał na misję do Afganistanu w 2012 roku. Był wówczas żołnierzem 2 kompanii szturmowej 16 Batalionu Powietrznodesantowego. 4 lipca 2012 roku patrol, w którym brał udział, zabezpieczał pracę saperów, którzy szukali improwizowanych ładunków wybuchowych. Nagle rozpoczął się ostrzał. Ktoś krzyknął: „Kuba dostał!”. Wystrzelony z kałasznikowa pocisk trafił go w szyję, pół centymetra od rdzenia kręgowego i trzy milimetry od tętnicy. Uszkodził klatkę piersiową, płuca, połamał żebra i wyszedł między łopatkami.
Fot. arch. prywatne
Z taką raną nie miał prawa przeżyć. Życie uratowała mu szybka reakcja kolegi z patrolu, który na ranę na szyi założył mu gazę hemostatyczną, która zatamowała krwotok. Natychmiast trafił na operację – po 25 minutach od wypadku był już w szpitalu w bazie Ghazni. Operację przeprowadził zespół polskich lekarzy pod kierunkiem ppłk dr. Roberta Brzozowskiego, którego wspierał amerykański torakochirurg (chirurg klatki piersiowej).
Po blisko dwuletniej rehabilitacji kapral Jakub Tynka rozpoczął służbę na stanowisku „zdolny z ograniczeniami” w jednej z jednostek specjalnych. Znów skacze na spadochronie, choć nie w jednostce, lecz w gliwickim aeroklubie. Ma uszkodzony splot barkowy i słabsze czucie w lewej ręce. – Najważniejsze, że noszę mundur i że mogę chodzić – mówi.
„Robert”, żołnierz wojsk specjalnych, który w pracy dzieli z Jakubem pokój, mówi o nim, że to uparty zawodnik. Zastrzega jednak, że nie jest to ośli upór, lecz determinacja w dążeniu do celu. – Kuba jest zawzięty w swoich postanowieniach – podkreśla. Gdy przygotowywał się do startu na Invictus Games, nic nie było w stanie zaburzyć harmonogramu jego treningów. Ta cecha charakteru pomogła mu także odzyskać sprawność po wypadku w Afganistanie.
– Kuba ma niesłychane szczęście do unikania kłopotów, zawsze powtarzam, że jest w czepku urodzony. Już jako chłopak był odważny i ciekawy świata, wlazł w każdą dziurę. Tak mu zostało. W dorosłym życiu nie ma dla niego barier. Dobrze mieć takiego przyjaciela. Nie zastąpi go tysiąc znajomych na Facebooku – mówi Piotr Legutko, przyjaciel Jakuba Tynki.
Nieskończony start
Niedawno Kuba zakończył rehabilitację naderwanego mięśnia dwugłowego i powoli wraca do kolarstwa. Ma plan treningów ułożony przez trenera Bartosika. Chciałby pojechać na kolejne igrzyska weteranów, aby dokończyć start, który rozpoczął w Sydney. – Kuba to twardy facet, wie, czego chce i jest zdeterminowany w dążeniu do celu. Najlepszym tego przykładem są jego sportowe sukcesy – mówi dr Brzozowski. Obecnie kapral Jakub Tynka szuka sponsorów, którzy pomogliby mu sfinansować zakup profesjonalnego roweru kolarskiego, na którym chciałby wystartować w 2020 roku na Invictus Games w Hadze.
autor zdjęć: st. chor. sztab. Waldemar Młynarczyk / CC DORSZ, arch. prywatne
komentarze