W pamięci podwładnych gen. Bronisław Kwiatkowski zapisał się jako nietuzinkowy dowódca i wielka osobowość, a jednocześnie bardzo otwarty na ludzi. – Nie ograniczał się do wydawania rozkazów, lecz interesował się sytuacją swoich podwładnych. Rozumiał, że mogą mieć oni różne problemy i jeśli mógł pomóc, robił to – wspomina gen. dyw. Cezary Podlasiński, jeden z najbliższych współpracowników gen. Kwiatkowskiego w ostatnich latach jego służby. – Wielu pamięta, że dowódca w trudnych sytuacjach zawsze stawał po stronie żołnierza. Robił to nawet wtedy, gdy inni odsuwali się od kogoś, by się nie narazić przełożonym – potwierdza Piotr Jaszczuk, który pracował w biurze prasowym Dowództwa Operacyjnego Sił Zbrojnych.
– Najbardziej utkwiło mi w pamięci pierwsze spotkanie podczas ćwiczeń, gdy miałem zostać rzecznikiem Wielonarodowej Dywizji w Iraku – wspomina płk Dariusz Kacperczyk. – Bronisław Kwiatkowski był już dwugwiazdkowym generałem, a ja kapitanem. W wojsku to przepaść. Tymczasem generał, który widział mnie pierwszy raz, uznał, że jestem fachowcem, i mi zaufał.
Wszyscy współpracownicy gen. Kwiatkowskiego podkreślają, że był on bardzo wymagającym dowódcą. Nie miał jednak w zwyczaju ciągle kontrolować swoich podwładnych. Nie ingerował w szczegóły ich pracy, jeśli wykonywali ją dobrze.
– Nie pamiętam, aby nadużywano zaufania generała. Wręcz przeciwnie, żołnierze starali się, aby nie zawieść dowódcy – wspomina gen. Podlasiński. Bronisław Kwiatkowski nie budował autorytetu, podnosząc głos lub besztając podwładnych. Wystarczyła jedna uwaga dowódcy, aby adresaci czuli się zobowiązani wykonać swoje zadanie jak najlepiej. – Pamiętam, że w przeddzień piątej rocznicy utworzenia Dowództwa Operacyjnego generał przyszedł obejrzeć przygotowany przez nas z tej okazji film, ale podczas próby zawiodła technika. Tak skwitował tę sytuację: „Byłyby dobrze, aby jutro się udało”. To było gorsze, niż gdyby nas zbeształ. I wystarczyło, byśmy poczuli, że musimy zrobić wszystko, aby nie zawieść dowódcy – wspomina płk Dariusz Kacperczyk, który wówczas był rzecznikiem prasowym Dowództwa Operacyjnego. Niewykluczone, że niektórzy z wojskowych po awarii sprzętu zarwali noc, ale następnego dnia wszystko działało. Z perspektywy lat żołnierze dostrzegają, że gen. Kwiatkowski był znakomitym psychologiem. Zdawał sobie sprawę, że ostra reakcja nie przyczyni się do rozwiązania problemu. Byli współpracownicy zwracają też uwagę, że wokół niego zaczęli się gromadzić ludzie podobnie myślący, gotowi delegować uprawnienia podwładnym, bo uważali ich za profesjonalistów.
Niezwykle ważną cechą gen. Bronisława Kwiatkowskiego było też to, że nie był pamiętliwy, nie przekreślał człowieka, któremu przydarzyło się popełnić błąd. Taka osoba zawsze dostawała kolejną szansę, by dalszą służbą udowodnić, że był to jedynie wypadek przy pracy. – Gdy przyszedłem do Dowództwa Operacyjnego Sił Zbrojnych, musiałem się wiele nauczyć, nie wszystko na początku wychodziło, ale generał dał mi szansę, by to poprawić. Wiem, że podobnie traktował też innych – potwierdza Piotr Jaszczuk.
– Nie wiem, kim byłbym dziś i gdzie bym służył, gdyby nie Bronek W dużej mierze to on pokierował moją karierą wojskową, spowodował, że dziś jestem generałem – stwierdza gen. Podlasiński. Przełomowym momentem, jak podkreśla, było wybranie go przez gen. Kwiatkowskiego na szefa sztabu Wielonarodowej Dywizji w Iraku w trakcie VII zmiany. – Dopiero później dowiedziałem się, że powierzenie mi tego stanowiska postawił jako warunek zgody na objęcie przez niego dowodzenia w Iraku – ujawnia gen. Podlasiński. Po powrocie do kraju gen. Kwiatkowski nie zapomniał o swoim podwładnym. Gdy został dowódcą operacyjnym, znowu sprowadził go do siebie. – Z jednej strony dowódca, z drugiej fantastyczny człowiek i przyjaciel – podsumowuje gen. Podlasiński.
Wylot z prezydentem do Smoleńska 10 kwietnia 2010 roku miał być dla gen. broni. Bronisława Kwiatkowskiego, dowódcy operacyjnego sił zbrojnych, ostatnią podróżą służbową. Za kilka tygodni miał zakończyć długoletnią służbę. Snuł plany na przyszłość. Oprócz armii niezwykle ważne było dla niego życie rodzinne. Bliscy współpracownicy wiedzieli, jak wielką miłością darzył żonę. Ich związek kwitł, choć były długie czasy rozłąki, wynikające z misji zagranicznych lub służby w jednostkach wojskowych poza Krakowem, gdzie był dom rodzinny generała. – Pamiętam nasze rozmowy z ostatnich miesięcy, tygodni przed lotem do Smoleńska, gdy Bronek przygotowywał się do odejścia na emeryturę. Planował wtedy swe najbliższe miesiące życia. Mówił, że odda swój wolny czas rodzinie, żonie i córkom, bo w trakcie służby mu go brakowało – wspomina gen. Podlasiński. Przy takim podejściu do rodziny generał miał również zrozumienie w takich kwestiach dla swoich podwładnych. To było niezwykle ważne dla żołnierzy, którzy służyli w Warszawie, a ich bliscy mieszkali w różnych miejscach kraju.
Stosunek żołnierzy do gen. Bronisława Kwiatkowskiego odzwierciedla wiersz, który spontanicznie napisał jeden z nich, chor. Marek Kramarczyk, tuż po katastrofie i który jest zamieszczony na stronie internetowej DORSZ:
„ty odszedłeś... a co z nami?
wojskiem twoim ukochanym...
wciąż stoimy tu na baczność
w hołdzie tobie dziś składanym
[…] generale – wydaj rozkaz
byśmy mogli łzy osuszyć
dłoń uścisnąć – oddać honor
i na misje znów wyruszyć”.
komentarze