Kilkudziesięciometrowy „wąż” naszpikowany materiałem wybuchowym to broń niezwykle groźna. Potrafi zrobić pokaźną wyrwę w ustawionym przez wroga polu minowym i utorować drogę desantowi. Umiejętności związane z jego użyciem ćwiczyli marynarze z 8 Flotylli Obrony Wybrzeża.
Szkolenie ruszyło na początku tygodnia. Marynarze pod okiem specjalistów z Centrum Szkolenia Wojsk Inżynieryjnych i Chemicznych z Wrocławia odświeżali wiedzę na temat budowy ładunków wydłużonych i sposobów ich wykorzystania. Na teorii się jednak nie skończyło. W czwartek rano z portu w Świnoujściu wyszedł w morze okręt transportowo-minowy ORP „Lublin”. Najpierw zacumował nieopodal plaży w Dziwnowie. Ze specjalnej wyrzutni zamontowanej na jego dziobie wystrzelony został ładunek ćwiczebny. – Podobnie jak ładunek w wersji bojowej jest on wynoszony w powietrze za pomocą silnika rakietowego, po czym wpada do wody i opada na dno – wyjaśnia kmdr por. Lucjan Mazur, szef inżynierii w 8 Flotylli Obrony Wybrzeża. Tam jednak nie dochodzi do eksplozji. W przeciwieństwie do „węża” pełnego materiałów wybuchowych ładunek ćwiczebny wyposażony jest bowiem w stalowe liny pokryte gumą. Podczas strzelania obowiązują jednak podobne procedury.
W czwartek spory fragment plaży w okolicach Dziwnowa zabezpieczony został przez saperów marynarki wojennej. – W takich wypadkach nasze zadanie polega na wydobyciu z wody ładunku – informuje chor. Radosław Koronka, dowódca patrolu rozminowania. – Musimy pilnować też, by nikt nie wchodził do morza. Ma to ogromne znaczenie zwłaszcza podczas strzelania bojowego, kiedy ładunek zawiera pół tony materiału wybuchowego. Fala, która powstaje po eksplozji, może uszkodzić organy wewnętrzne osób, które znajdują się w wodzie nawet kilka kilometrów dalej. Strefy ochronne są tutaj znacznie większe niż w przypadku detonacji na lądzie – podkreśla chor. Koronka.
Po wykonaniu zadania ORP „Lublin” ponownie wyszedł na pełne morze. Tam, na jednym z poligonów z pokładu został wystrzelony ładunek bojowy. Ćwiczenia na Bałtyku stanowiły dla oficerów egzamin praktyczny. W piątek zaliczali sprawdzian z teorii. – W kursie wzięło udział około 40 marynarzy z 2 Dywizjonu Okrętów Transportowo-Minowych. Wśród nich znaleźli się między innymi dowódcy okrętów, ich zastępcy oraz dowódcy okrętowych działów – wylicza kmdr por. Mazur. – Marynarze posiadający uprawnienia do używania tego rodzaju broni muszą je odnawiać co trzy lata – dodaje.
Podstawowa funkcja ładunku wydłużonego sprowadza się do torowania przejścia przez pole minowe, które ustawił nieprzyjaciel. Może być on wystrzeliwany z jednostek desantowych. – Wyrzutnie nie stanowią ich stałego wyposażenia. Na pokładach okrętów transportowo-minowych typu „Lublin” znajdują się jednak miejsca przygotowane specjalnie z myślą o ich montażu – tłumaczy kmdr ppor. Jacek Kwiatkowski, rzecznik 8 Flotylli Obrony Wybrzeża. Ale ładunki wydłużone są używane również na lądzie. – Mieliśmy z nimi do czynienia wielokrotnie – przyznaje chor. Koronka. – Wyrzutnię umieszczamy zwykle na PTS-ie, czyli pływającym transporterze samobieżnym, albo na przyczepce podłączonej do samochodu ciężarowego. W innych rodzajach wojsk bywa ona montowana na przykład na czołgu – dodaje.
Zasady działania ładunku wydłużonego są tutaj dokładnie takie same. Kiedy opadnie na ziemię, zawarty w nim materiał wybuchowy eksploduje, detonując przy okazji miny na odcinku sięgającym nawet stu metrów.
autor zdjęć: chor. mar. Marcin Purman
komentarze