Odzyskanie niepodległości przez Polskę z reguły wiąże się z powrotem brygadiera Józefa Piłsudskiego z więzienia w Magdeburgu i z niewytłumaczalnym wybuchem entuzjazmu w rusyfikowanym dotychczas społeczeństwie. Tradycyjnie, choć błędnie, przypisujemy jednej postaci niewyobrażalną moc sprawczą, powodującą radykalną zmianę w historii państwa. Mimo wszystko procesy historyczne wymagają czegoś więcej niż wysiłku jednej osoby. Niemniej mamy tendencję do personalizowania tego jednego i jedynego ojca sukcesu, zapominając o całej rzeszy bezimiennych, szeregowych uczestników wydarzeń.
Entuzjazm po przyjeździe Piłsudskiego do Warszawy jest faktem. Do czasu powrotu miał wielu wrogów i przeciwników. Odsądzano go od czci i wiary i wyzywano od „socjalistów” i „czerwonych bandytów”. Według jednego z obserwatorów, późniejszego ppłk. Mariana Romeyki, 10 listopada „jak za pociągnięciem różdżki w społeczeństwie warszawskim nastąpiła kompletna zmiana uczuć w stosunku do Piłsudskiego. W tym dniu Piłsudski nie miał już wrogów, a tylko oddane mu, wierne tłumy ludzi o różnych poglądach politycznych, ludzi z różnych klas społecznych. Wydaje się, że właśnie w tej psychologii oszalałego z radości tłumu szukać należy klucza do zrozumienia sukcesu Piłsudskiego. […] ten szczęśliwy, pijany wolnością tłum przeniósł cały swój entuzjazm na osobę Piłsudskiego tym bardziej, że wracał on do Warszawy jako więzień znienawidzonych Niemców, wracał człowiek, który istotnie był przez Niemców prześladowany, który cierpiał za ideę. Tłum instynktownie szukał przywódcy. W tym dniu duża część społeczeństwa uznała Piłsudskiego za zbawcę ojczyzny, za wodza narodu. I my, młodzi oficerowie, przeważnie dowborczycy, z miejsca zaraziliśmy się tym ogólnym entuzjazmem. Zapomnieliśmy o wszystkim. W tym dniu staliśmy się szczerymi jego zwolennikami, ślepo gotowymi wypełnić jego rozkazy z pełną wiarą w przyszłość”.
Jednak Piłsudski po powrocie z Magdeburga miał siłę większą niż rozentuzjazmowany jego widokiem i obecnością tłum. 11 listopada miał do dyspozycji na terenie Europy strukturę liczącą kilkadziesiąt tysięcy wyszkolonych w konspiracji żołnierzy oraz kilkanaście tysięcy regularnego wojska. Mam na myśli Polską Organizację Wojskową, budowaną już od sierpnia 1914 roku jako wariant „B” (wariantem „A” były Legiony). Działając w konspiracji, POW opanowała wiele jawnych organizacji, np. Związek Harcerstwa Polskiego (większość funkcyjnych Związku była jednocześnie w POW), Warszawskie Koło Sportowe, Warszawskie Towarzystwo Wioślarskie, Gniazdo Sokoła, Związek Sportowy Słuchaczy Uniwersytetu Warszawskiego oraz Towarzystwo Cyklistów. To podobno od tamtego czasu stało się słynne powiedzenie, że „wszystkiemu winni są cykliści”. POW powołała również do życia Towarzystwa Strzelecko-Sportowe „Piechur” w Warszawie i Lublinie jako swoją fasadę. Organizacją kierował Konwent A w składzie 15 członków. Było również przygotowane alternatywne dowództwo POW, czyli Komenda Główna z Rydzem-Śmigłym na czele. Wspomniana Komenda Główna „robiła” za ówczesny rząd Polski Podziemnej. Kwatera tego rządu była ukryta w zakamarkach podziemi zamku wawelskiego. Jak wspominał jeden z peowiaków, Bogusław Miedziński, „niepodobna tam było trafić bez specjalnego przewodnika”.
Obszar odpowiedzialności POW został podzielony na cztery Komendy Naczelne: nr 1 w Warszawie, nr 2 w Krakowie, nr 3 w Kijowie i nr 4 w Lublinie. W maju 1918 roku Komenda Główna na podstawie raportów oceniała stan organizacji na około 50 tysięcy członków i sympatyków. W POW działało również około 20 oddziałów żeńskich zrzeszających ponad 1000 członkiń. Ich głównym zadaniem był wywiad, działalność kurierska, prowadzenie prac biurowych w sztabach oraz produkcja fałszywych dokumentów w biurach paszportowych. Organizacja posiadała własną służbę bezpieczeństwa, żandarmerię i sądy.
21 maja 1918 roku kijowska POW z Lisem-Kulą na czele usiłowała wywołać bunt w 1 Korpusie Polskim w Rosji gen. Dowbora-Muśnickiego w celu zapobieżenia kapitulacji i skierowania go do walki przeciwko Niemcom. Dowbor zdławił bunt, „buntowszczyków” oddał pod sąd i doprowadził do kapitulacji Korpusu przed Niemcami. Kilkanaście lat później jeden z „buntowszczyków”, były praporszczyk, a późniejszy literat, Melchior Wańkowicz, opublikował recenzję wspomnień Dowbora, nadając jej tytuł „Rozkoszna pała”.
Jesień 1918 roku to okres akcji antyniemieckich: palenie tartaków (Niemcy ogołacali lasy), napad na przewożący pieniądze „Ekspress Bąkowiecki” i zdobycie 1,8 mln koron, „krwawa środa” 16 października i likwidacja prawie 200 niemieckich żandarmów.
Utworzona w wyniku postanowień aktu 5 listopada 1916 roku Polska Siła Zbrojna (Polnische Wehrmacht) pod dowództwem gen. Hansa von Belesera w wyniku perturbacji związanych z kryzysem przysięgowym liczyła w październiku 1918 roku ponad 9 tysięcy żołnierzy. Byli to głównie legioniści z Królestwa, którzy wbrew Piłsudskiemu złożyli w lipcu 1917 roku przysięgę na wierność państwom centralnym. Formacja ta posiadała zalążki wszystkich rodzajów broni, a także opracowane regulaminy oraz materiał kadrowy.
11 listopada 1918 roku POW została rozwiązana, a kilkadziesiąt tysięcy jej członków przekazano Sztabowi Wojsk Polskich. Ci wyszkoleni wojskowo ochotnicy stanowili o sile organizowanego wtedy wojska. Na terenie całego Królestwa powstawały wtedy z inicjatywy POW bataliony piechoty, stanowiące realną siłę młodego państwa. Za typowy przykład niech posłuży sformowany w listopadzie V batalion strzelców olkuskich im. płk. Francesco Nullo (dwie kompanie piechoty i kompania ckm) składający się prawie wyłącznie z peowiaków i młodzieży szkolnej Olkusza i okolic. Z Polnische Wehrmacht zorganizowano 7, 8 i 9 pułk piechoty Legionów, z których w kwietniu 1919 roku powstała 3 DPLeg.
11 listopada Rada Regencyjna uchwaliła dokument oddający Piłsudskiemu władzę wojskową i naczelne dowództwo wojsk polskich. Dzięki efektom pracy peowiaków już następnego dnia faktycznie miał czym dowodzić.
komentarze