Widzę przeciwnika. 200 metrów przed nami, na jedenastej. Otwieram ogień! – krzyczy strzelec z transportera Stryker. W tym samym czasie spadochroniarze z US Army wymieniają się z Polakami bronią i na strzelnicy sprawdzają celność. W Nowej Dębie trwają polsko-amerykańskie ćwiczenia pod kryptonimem „Airborne Detachment”.
Szkolenie rozpoczęło się na początku lipca. Na jednym poligonie spotkały się wojska powietrznodesantowe i zmechanizowane. – To ciekawe doświadczenie. Szukamy między nami różnic w działaniu i wyszkoleniu, by poprawiać współpracę – mówi kpt. Kaleb Blankenship, dowódca amerykańskiego pododdziału. Do Nowej Dęby przyjechało ponad 300 wojskowych. To żołnierze z 16 Batalionu Powietrznodesantowego z Krakowa, amerykańska kompania z 2 Pułku Kawalerii Strykerów, który stacjonuje w niemieckim Vilsec oraz amerykański pluton spadochroniarzy ze 173 Brygady Powietrznodesantowej z Włoch. – Wojska powietrznodesantowe powinny współpracować z jednostkami lądowymi. Teraz mamy okazję ćwiczyć z pododdziałami wyposażonymi w transportery Stryker, z którymi na co dzień nie mamy do czynienia – dodaje ppłk Artur Wiatrowski, dowódca 16 Batalionu Powietrznodesantowego.
Strykery na patrol
Amerykanie na poligon przywieźli pond 30 różnych pojazdów, m.in. opancerzone transportery Stryker w różnych wersjach oraz wozy typu HMMWV. – Szkolimy żołnierzy od podstaw. Uczymy podstawowych umiejętności, zapoznajemy z bronią i sposobami walki. Ćwiczymy celność i manewry w polu – opowiada kpt. Blankenship. Oficer dodaje, że to dla jego podwładnych pierwszy pobyt w Polsce, a tereny poligonu w Nowej Dębie są idealnym miejscem na szkolenie, zwłaszcza załóg transporterów.
Jak przebiega taki trening? Kilkanaście wozów, jeden po drugim, wyjeżdża na pas taktyczny. W każdym ze Strykerów jedzie trzech wojskowych: kierowca, dowódca załogi i strzelec. – To szkolenie przygotowawcze, nie używamy teraz bojowej amunicji. Uczymy żołnierzy podstawowych komend. Zwracamy uwagę na to, jak powinni się zachowywać podczas ataku, a jak podczas obrony – mówi sierż. Brandon Morris, dowódca jednego z wozów.
– Widzę przeciwnika. 200 metrów przed nami, na jedenastej. Otwieram ogień! Bang! Bang! Bang! – krzyczy strzelec. Kilkanaście minut później żołnierze w pośpiechu zakładają maski przeciwgazowe. – Dostali informację o skażeniu terenu. Muszą się zabezpieczyć – mówi sierż. Morris. – Za kilka dni podobne ćwiczenia wykonamy używając bojowej amunicji. Wcześniej musimy jednak sprawdzić właściwe przygotowanie wojska – dodaje podoficer, który podczas jedenastoletniej służby w amerykańskiej armii dwukrotnie walczył w Iraku.
Po pierwsze desant
Manewry Strykerów to jednak nie wszystko. Na poligonowych strzelnicach w tym samym czasie szkolą się polskie i amerykańskie plutony spadochroniarzy. Żołnierze trenują celność podczas tzw. strzelania sytuacyjnego lub przyjmując różne postawy (np. leżącą, klęczącą, stojącą). Najpierw mierzą ze swojej broni, a później używają uzbrojenia sojuszników.
– Do dyspozycji mamy granatniki, karabinki, karabiny maszynowe, broń krótką i karabiny wyborowe – wylicza kpt. Damian Ruciński, dowódca 3 kompanii szturmowej 16 Batalionu. – Amerykanie także celują z karabinów maszynowych i karabinków szturmowych. Podczas zajęć mieszamy pododdziały, by każdy z żołnierzy mógł spróbować różnego rodzaju broni.
Wojskowi strzelają na odległość 200-300 metrów używając karabinków, na 400 metrów strzelając z broni maszynowej. Pół kilometra to dystans dla strzelców wyborowych. – To bardzo ciekawe zajęcia. Amerykanie mają inne procedury, poza tym broń z której korzystamy, jest inaczej skonstruowana – mówi ppor. Krzysztof Wieczorek. – Dlatego, gdy Amerykanin strzela z polskiej broni to zawsze jest przy nim żołnierz z naszej brygady. Pomaga mu załadować broń, przygotować się do strzelania, pokazuje jak celować. Dokładnie tak samo jest, gdy Polacy mierzą z amerykańskich karabinów – dodaje spadochroniarz.
Żołnierze czekają już na kolejne zajęcia. W tym tygodniu w Nowej Dębie lądować będą śmigłowce UH-60 Black Hawk. – Przed nami wspólne rajdy na śmigłowcach i desantowanie po przyziemieniu. Wykonywać będziemy także skoki spadochronowe na amerykańskich spadochronach T-11 – zapowiada kpt. Ruciński.
Po zakończeniu ćwiczeń w Nowej Dębie Amerykanie będą szkolić się w Wędrzynie i Drawsku Pomorskim. – Tam również będziemy ćwiczyć z 6 Brygadą Powietrznodesantową. Do domu wrócimy dopiero pod koniec września – dodaje kpt. Blankenship.
Międzynarodowy trening
„Airborne Detachment” to kolejne spotkanie polskich i amerykańskich żołnierzy. W 2014 roku przez osiem miesięcy szkolili się w Polsce spadochroniarze 173 Brygady Powietrznodesantowej tzw. Sky Soldiers. Żołnierze wspólnie się desantowali, ćwiczyli taktykę i trenowali na strzelnicach.
Do końca września z Amerykanami ćwiczyć będą wojskowi z wszystkich jednostek 6 Brygady Powietrznodesantowej. Na poligony wyjeżdżać będą w systemie zmianowym. W pierwszej kolejności szkolenie przechodzi 16 Batalion. Spadochroniarzy z Krakowa po kilku tygodniach zmienią szturmani z 18 Batalionu z Bielska-Białej, którzy na poligon przywiozą wozy HMMWV.
autor zdjęć: Magdalena Kowalska-Sendek, sierż. Brandon Anderson
komentarze