Bomby domowej roboty zamontowane w rowerach, rikszach, motocyklach, którymi można niepostrzeżenie wjechać w tłum. Polscy żołnierze i eksperci ds. terroryzmu nie mają wątpliwości: talibowie obrali nową taktykę walki. Ma ona uderzyć przede wszystkim w cywilów i przedstawicieli afgańskich władz.
Maj 2012 , prowincja Farjab na północy Afganistanu. Przed apteką siedzi grupa mężczyzn, którzy zawzięcie o czymś dyskutują. Żaden z nich nie zwraca uwagi na niepozornego człowieka z rowerem. Opiera on pojazd o ścianę i odchodzi. Chwilę później ulicą wstrząsa potężny wybuch. W eksplozji ginie dziewięć osób, w tym członek rady prowincji Amanullah Szahabzai.
Październik 2012 , pakistańska Nowshera. Na targu w centrum miasta kłębi się tłum ludzi, w sąsiedniej kaplicy modlą się sufici. Tutaj także nikt nie zaprząta sobie głowy brodaczem, który opiera rower o ścianę jednego z budynków. Wybuch zabija 5 osób, 25 kolejnych zostaje rannych. Miejscowa policja szybko ustala, że ukryty w jednośladzie ładunek został odpalony za pomocą telefonu komórkowego. Nazajutrz gazeta „Indian Express” podaje, że to najpewniej robota talibów, którzy wcześniej wielokrotnie grozili „kalającym islam” sufitom.
Luty 2013, prowincja Paktika, Afganistan. Polscy i afgańscy żołnierze przejmują i likwidują 700-kilogramowy skład materiałów wybuchowych. Według ustaleń Służby Kontrwywiadu Wojskowego miał on posłużyć do produkcji bomb montowanych na rowerach, rikszach, motocyklach. – To nowa taktyka talibańskich rebeliantów – przyznaje mjr Marek Pietrzak z Dowództwa Operacyjnego Sił Zbrojnych.
Pojazdy, o których mowa, to w Afganistanie najpopularniejszy środek transportu. Nie zwracają niczyjej uwagi, poza tym łatwo nimi operować w tłumie. – Rebelianci wbudowują ładunki w ich konstrukcję, a potem detonują je na targach, w pobliżu sklepów czy piekarni. Słowem tam, gdzie dużo ludzi. Celem takich ataków są cywile, ale też funkcjonariusze afgańskich sił bezpieczeństwa i tamtejsi urzędnicy państwowi.
– Oczywiście rebelianci nie rezygnują z innych form ataku. Dla żołnierzy najdokuczliwsze są podkładane przy drogach improwizowane ładunki wybuchowe, a także krótkie ostrzały, podczas których często nawet trudno zlokalizować przeciwnika – wylicza mjr Pietrzak. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że w ostatnim czasie akcenty w pewnym stopniu ulegają zmianie.
– To całkowicie naturalne – uważa Grzegorz Cieślak z Centrum Badań nad Terroryzmem Collegium Civitas. – Terroryści działają bardzo elastycznie. Jeśli żołnierze rozpracują jakąś metodę na tyle, że przestaje być wystarczająco skuteczna, przerzucają się na kolejną. Niedawno w Afganistanie bombę na posterunek policji przyniosła w paczce ośmioletnia dziewczynka. W ogóle nie wiedziała, co dźwiga. Po prostu jakiś mężczyzna poprosił ją o dostarczenie pakunku. To zupełnie inna jakość niż terroryści dokonujący samobójczych ataków – dodaje.
Metody, po które sięgają rebelianci, nie zawsze są nowe. Najczęściej były one już stosowane wcześniej, a potem na pewien czas zarzucone. Ładunki w rowerach czy rikszach potwierdzają tę prawidłowość. – Terroryści dokonywali już tego typu zamachów – podkreśla Grzegorz Cieślak. Sześć lat temu w mieście Spinboldak w pobliżu granicy afgańsko-pakistańskiej eksplodowała bomba zamontowana w motorowerze. Nieznany mężczyzna oparł go o radiowóz, który strzegł porządku podczas zawodów zapaśniczych. – Oczywiście nie jest to wyłącznie afgańska specyfika – dodaje Cieślak.
Tymczasem metody stosowane przez terrorystów w Afganistanie mają jeden wspólny mianownik. – Można go określić jako maxi max. Maksymalna ilość materiałów wybuchowych, która ma dokonać możliwie największych zniszczeń – podkreśla Grzegorz Cieślak. – W Afganistanie bardzo łatwo o wszelkiego rodzaju broń i materiały pirotechniczne. Terroryści nie muszą więc planować precyzyjnych uderzeń. Wystarczy, że naszpikują prymitywnymi bombami samochód i zostawią go na zatłoczonej ulicy. Siła wybuchu na pewno zada przeciwnikowi straty – tłumaczy.
Jak radzić sobie z tego typu zagrożeniem? – To odwieczny problem tarczy i miecza. Najpierw zawsze jest broń, a potem metody jej zwalczania. Chodzi o to, by na nowy sposób działania zareagować maksymalnie szybko – podkreśla mjr Pietrzak. – Na szczęście mamy wyspecjalizowane komórki, które się tym zajmują. Służący na misjach żołnierze dostali na przykład sygnał, by zwracać baczniejszą uwagę na pozostawione bez opieki rowery czy motocykle – podsumowuje.
Lepsze wyszkolenie i wyposażenie żołnierzy przyczyniło się do znacznego ograniczenia strat wywołanych wybuchami min pułapek. Więcej przeczytasz w materiale polski-zbrojnej.pl.
Ajdiki rebeliantów coraz mniej groźne
Żołnierze w Afganistanie coraz lepiej radzą sobie z wykrywaniem min pułapek. W 2012 roku o połowę zmniejszyła się liczba amerykańskich żołnierzy, którzy zginęli z powodu ich wybuchu – wynika z najnowszego raportu Pentagonu. Do poprawy bezpieczeństwa przyczyniło się m.in. lepsze wyszkolenie i wyposażenie wojsk. |
autor zdjęć: st. chor. sztab. Adam Roki Combat Camera / DO SZ
komentarze