Wejście Szwecji do NATO ostatecznie domknie kwestię kontroli nad Bałtykiem. Stanie się on niemal wewnętrznym akwenem Sojuszu, co znacząco poprawi sytuację strategiczną Polski, a przede wszystkim państw bałtyckich. Ale to zaledwie jedna z długiej listy korzyści, które wiążą się z wyczekiwaną od dłuższego czasu akcesją.
Wygląda na to, że po miesiącach niepewności i zawirowań, Szwecja wreszcie dopnie swego. Pod koniec stycznia turecki parlament ratyfikował wniosek akcesyjny, który rząd w Sztokholmie złożył jeszcze wiosną 2022 roku. Turcja długo zwlekała z zatwierdzeniem dokumentu, żądając, by władze Szwecji zablokowały działalność imigrantów z Partii Pracujących Kurdystanu. Ostatecznie jednak prezydent Erdogan złagodził ostrą początkowo retorykę. Teraz liczy, że w zamian za zgodę na rozszerzenie NATO, Zachód pomoże mu wyciągnąć kraj z gospodarczej zapaści.
Tymczasem Szwedom na drodze do Sojuszu pozostała już tylko jedna przeszkoda – coraz wyraźniej antyzachodni rząd premiera Węgier Victora Orbana. Można jednak założyć, że presja wywierana przez Unię Europejską, NATO i rząd USA, przyniesie w tym wypadku szybki skutek. W każdym razie w Sztokholmie podobno już mrożą szampana i odliczają czas do wciągnięcia na maszt natowskiej flagi.
Ale tego dnia świętować będą zapewne nie tylko Szwedzi. Rozszerzenie Sojuszu z reguły jest wydarzeniem, które rozpatrywać należy w kategoriach „win-win”, tutaj jednak obopólne korzyści wydają się wyjątkowo duże. Szwecja zyska dodatkową ochronę przed Rosją. Co zyska Sojusz?
Po pierwsze akces Szwecji ostatecznie domknie kwestię kontroli nad Bałtykiem. Stanie się on niemalże wewnętrznym akwenem Sojuszu. W granicach NATO znajdzie się Gotlandia, czyli jak zwykli mawiać szwedzcy wojskowi, naturalny lotniskowiec. Kto nią włada, może sprawować pieczę nad szlakami żeglugowymi prowadzącymi od Cieśnin Duńskich ku północno-wschodniej Europie. Gotlandia stanowi naturalną osłonę dla państw bałtyckich – Litwy, Łotwy i Estonii. Rozlokowane na wyspie wojska pomogą szachować rosyjskie siły w Obwodzie Królewieckim, a w razie wojny zablokować Flotę Bałtycką wychodzącą z Zatoki Fińskiej na pełne morze. Jeżeli oczywiście jakimś cudem zdoła się ona prześlizgnąć przez wąski przesmyk pomiędzy Estonią a Finlandią.
Szwecja ma także potencjał, by stać się logistycznym hubem, przez który będzie można zaopatrywać państwa bezpośrednio graniczące z Rosją, czyli Finlandię i Norwegię, ale też wspomniane już kraje bałtyckie. Z ich punktu widzenia, morskie szlaki zaopatrzeniowe stanowią poręczną alternatywę wobec trasy lądowej, która prowadzi przez tzw. przesmyk suwalski, czyli – by sparafrazować słynną frazę Churchilla – miękkie podbrzusze NATO.
Korzyści związanych z akcesją Szwecji jest oczywiście znacznie więcej. NATO zyska na tym nie tylko strategicznie, ale też militarnie. Szwedzka armia jest co prawda stosunkowo niewielka – liczy kilkanaście tysięcy żołnierzy zawodowych i przeszło 20 tys. żołnierzy obrony terytorialnej, ale prężnie się rozwija. W 2017 roku kraj ten przywrócił obowiązkową służbę wojskową. Każdego roku szkolenie przechodzi 5,5 tys. poborowych – zarówno mężczyzn, jak i kobiet. Do 2030 roku liczba ta powinna wzrosnąć do 10 tys. W ten sposób rząd tworzy zaplecze dla regularnej armii, jednocześnie zachęcając przeszkolonych do wstępowania w jej szeregi. W 2018 roku szwedzka armia reaktywowała Regiment Gotlandzki. Żołnierze po kilkunastu latach wrócili na strategicznie położoną wyspę, zaś ich liczba jest sukcesywnie zwiększana. Władze w Sztokholmie zdecydowały też o skokowym wzrośnie wydatków na wojsko. Przez długie lata budżet obronny utrzymywał się na poziomie jednego procenta, podczas gdy w tym roku przekroczył on 2 proc. PKB. W przeliczeniu na złotówki Szwedzi planują wydać na armię około 46 mld, a to aż o 28 proc. więcej niż w roku ubiegłym. Pieniądze te pozwolą sfinansować kolejne zakupy. Szwedzi budują między innymi dwa okręty podwodne typu A26. Chcą też pozyskać kilka dużych okrętów bojowych oraz rozbudować obronę przeciwlotniczą i przeciwrakietową. Inwestycje wzmocnią – i tak już duży – potencjał technologiczny tamtejszej armii. O sile szwedzkiego wojska od lat decydują przede wszystkim marynarka wojenna i siły powietrzne. Szwecja posiada między innymi pięć nowoczesnych korwet Visby, pięć okrętów podwodnych i blisko sto myśliwców Gripen.
Szwedzkie wojsko od lat współpracuje z siłami NATO w ramach Partnerstwa dla Pokoju, a ostatnio aktywnie uczestniczy w misjach Sił Ekspedycyjnych JEF, którym przewodzi Wielka Brytania. Żołnierze znają sojusznicze procedury, więc zadania pod flagą Paktu Północnoatlantyckiego mogliby zacząć realizować praktycznie z marszu. A tych z pewnością nie zabraknie. Szwedzkie myśliwce mogłyby się włączyć w osłonę powietrzną wschodniej flanki, zwłaszcza państw bałtyckich, które bojowego lotnictwa nie posiadają. W ostatnim czasie szwedzki premier Ulf Kristersson zadeklarował też wysłanie 800-osobowego kontyngentu na Łotwę.
Do tej listy trzeba dodać rozwinięty przemysł zbrojeniowy. Szwecja buduje niemal wszystko – od myśliwców po okręty, i to nie tylko dla siebie. Przykład pierwszy z brzegu: projekt Delfin, który zakłada pozyskanie przez Polskę dwóch jednostek rozpoznania radioelektronicznego. Głównym wykonawcą prac jest szwedzki koncern Saab Kockums.
I rzecz ostatnia, choć niemniej ważna – Szwedzi od lat starają się budować tzw. społeczną odporność. Innymi słowy: konsekwentnie przygotowują swoich obywateli na trudne czasy. W styczniu na przykład Szwecja przywróciła obronę cywilną. Na specjalne szkolenie zostali wezwani pracownicy służb ratunkowych i sektora energetycznego. Podczas zajęć dowiadują się, w jaki sposób postępować na wypadek zbrojnej agresji.
Szwecja jest w stanie wnieść do NATO ogromny kapitał. Wypada zatem życzyć sobie, by ostatni odcinek, jaki ma do pokonania w drodze do pełnoprawnego członkostwa, faktycznie okazał się jak najkrótszy i jak najmniej wyboisty.
autor zdjęć: Försvarsmakten
komentarze