Piętnaście min i jedną torpedę z czasów II wojny światowej zlikwidowali marynarze z natowskiego zespołu SNMCMG1 podczas operacji „Estonian HODOPS”. Okręty działały w Zatoce Narewskiej, na pograniczu wód terytorialnych Estonii i Rosji. Od początku lipca na czele zespołu stoi sztab stworzony w większości przez Polaków.
Akcja trwała pięć dni, a na morze wyszło łącznie osiem okrętów. Wśród nich znalazły się trzy jednostki z Polski – trałowce ORP „Drużno” i ORP „Hańcza” oraz okręt dowodzenia ORP „Kontradmirał Xawery Czernicki”. To właśnie na nim od lipca stacjonuje międzynarodowy sztab, w którym główne role odgrywają oficerowie Marynarki Wojennej RP. Na Zatoce Narewskiej działały też należące do SNMCMG1 niszczyciele min z Belgii, Holandii i Niemiec, a dodatkowo – przydzielone zespołowi na czas operacji okręty z Estonii i Litwy.
– „Estonian HODOPS” zaplanowany był już kilka miesięcy temu. Na wodach państw bałtyckich zespoły przeciwminowe goszczą zresztą regularnie. Podczas I i II wojny światowej tamtejsze akweny były intensywnie minowane. Ślady ówczesnej działalności znajdowane są do dziś, a wiele pozostałości stanowi potencjalne zagrożenie dla żeglugi – podkreśla kmdr por. Piotr Bartosewicz, dowódca SNMCMG1. Tak też jest na Zatoce Narewskiej. – Tylko w latach 1941–1945 marynarki wojenne ZSRS, Niemiec i Finlandii ustawiły tam prawie 70 tys. min. Po wojnie akwen był oczywiście oczyszczany. Trwało to pięć lat, ale nie wszystko udało się usunąć. Pod wodą zostało jeszcze kilka tysięcy min i różnego rodzaju niewybuchów – wyjaśnia oficer.
Wody u wybrzeży Estonii są na bieżąco przeczesywane przez miejscową marynarkę, ale ona sama nie jest w stanie usunąć wszystkich zagrożeń. Pomaga w tym NATO. – Przygotowując się do operacji, zebraliśmy dane pochodzące m.in. ze starych dzienników nawigacyjnych i minowych. Wskazują one pozycje, na jakich zostały ustawione linie min. Źródło często bywa jednak zwodnicze – przyznaje kpt. mar. Michał Kotnis, oficer walki minowej w sztabie SNMCMG1. – Urządzenia nawigacyjne z czasów II wojny światowej nie były tak precyzyjne jak teraz. Autorzy dzienników, kierując się nimi, siłą rzeczy podawali zafałszowane informacje – dodaje. Do tego dochodzi jeszcze upływ czasu. – Morze nieustannie pracuje. Spoczywające na dnie obiekty są przesuwane przez prądy, zasypywane przez piach, zagrzebywane w mule – tłumaczy kpt. mar. Kotnis. Ich namierzenie nierzadko wymaga żmudnych poszukiwań.
Podczas „Estonian HODOPS” załogi okrętów operowały w tzw. boksach wcześniej wyznaczonych. Na podstawie obrazu rejestrowanego przez sonary i pojazdy podwodne marynarze wytypowali 228 obiektów minopodobnych. Każde ze wskazań należało zweryfikować, wypuszczając pod wodę bezzałogowe pojazdy albo nurków. Ostatecznie okazało się, że w boksach spoczywa 20 min oraz dwie torpedy. Większość z nich została zlikwidowana za pomocą ładunków wybuchowych. – Robiliśmy to na różne sposoby. Ładunki były podkładane przez nurków minerów albo specjalistyczne pojazdy podwodne, jak np. SeaFox. Mają one głowicę z ładunkiem. Operator nakierowuje je na cel, a kiedy są wystarczająco blisko, inicjowana jest eksplozja – opowiada kmdr por. Bartosewicz. W sumie podczas operacji marynarze zneutralizowali 15 min i jedną torpedę. Pozostałe spoczywały w pobliżu wraków, gdzie zgodnie z estońskim prawem nie można prowadzić podobnych działań. – Zwykle w takich przypadkach obiekty przeholowuje się na bezpieczną odległość, a następnie likwiduje. My jednak nie mieliśmy już na to czasu. Oznaczyliśmy pozycje znalezisk i powiadomiliśmy o nich estońską marynarkę – zaznacza kmdr por. Bartosewicz.
Sama operacja prowadzona była w specyficznym rejonie. – Działaliśmy na pograniczu Estonii i Rosji. W niektórych miejscach od rosyjskich wód terytorialnych dzieliła nas odległość równa jednej mili morskiej – informuje kmdr ppor. Grzegorz Lewandowski, rzecznik SNMCMG1. Przez cały czas zespół monitorowany był przez okręty Floty Bałtyckiej i jednostki rosyjskiej straży przybrzeżnej. Do żadnych incydentów jednak nie doszło. – To normalna praktyka. NATO także przygląda się ćwiczeniom i wszelkiej aktywności okrętów rosyjskich – zapewnia dowódca SNMCMG1. Po zakończeniu „Estonian HODOPS” zespół obrał kurs na pobliską Finlandię.
SNMCMG1 to jeden z czterech stałych zespołów okrętowych NATO. Dwa z nich przypisane są do północnej, dwa zaś do południowej Europy. Wszystkie wchodzą w skład sojuszniczych Sił Odpowiedzi. Okręty patrolują kluczowe dla żeglugi akweny, biorą udział w wewnętrznych i międzynarodowych ćwiczeniach, odwiedzają porty państw członkowskich i partnerskich. Utrzymują też stałą gotowość do realizowania zadań w rejonach dotkniętych kryzysem bądź wojną.
autor zdjęć: MW RP
komentarze