Takiej operacji jeszcze w Polsce nie było. W czwartek w swoją ostatnią podróż wyruszył dawny okręt podwodny ORP „Sokół”. Jego trasa wiedzie przez portowe kanały i ulice Gdyni – z PGZ Stoczni Wojennej wprost do Muzeum Marynarki Wojennej. Operacja potrwa jeszcze przez kilka dni. „Sokół” będzie dostępny dla zwiedzających prawdopodobnie latem przyszłego roku.
– Przeprowadziliśmy kilkanaście wizji lokalnych, a i tak od dwóch tygodni trudno mi spokojnie przespać noc – przyznawał w ubiegłym tygodniu Tomasz Miegoń, dyrektor Muzeum Marynarki Wojennej w Gdyni. I trudno się dziwić. Kierowana przez niego placówka porwała się na zadanie, którego nikt wcześniej w Polsce nie realizował. Bo też jak dotąd żadna polska placówka nie eksponowała wycofanego ze służby okrętu podwodnego. Ale po kolei.
Znikająca „Błyskawica”
„Sokół” był okrętem typu Kobben. W polskiej marynarce przesłużył kilkanaście lat. W 2018 roku biało-czerwona bandera została na nim opuszczona po raz ostatni. Już wówczas Muzeum Marynarki Wojennej w Gdyni starało się o przejęcie jednostki. – Okręty podwodne to kawał naszej historii. A my chcielibyśmy przybliżyć ją ludziom w najlepszy sposób – tłumaczy Miegoń. Zabiegi zakończyły się powodzeniem. W lipcu 2020 roku „Sokół” trafił do Stoczni Wojennej w Gdyni. Przez trzy lata stoczniowcy i muzealnicy przygotowywali jednostkę z myślą o zaprezentowaniu jej publiczności. Wreszcie w czwartek były już okręt rozpoczął swoją ostatnią podróż. Długi na niemal 50 m kadłub został umieszczony na pontonie TRD-Voyager o wymiarach 60 na 20 m. Zanim jednak 360-tonowy ładunek ruszył portowym kanałem ku centrum Gdyni, poruszenie zapanowało na... ORP „Błyskawica”. Historyczny niszczyciel na co dzień cumuje przy Nabrzeżu Pomorskim, nieopodal skweru Kościuszki. Od siedziby muzeum dzieli go w prostej linii kilkaset metrów. Miejsce, gdzie stoi, idealnie nadaje się więc do rozładunku Voyagera. – Na kilka kolejnych dni ustępujemy miejsca platformie, która transportuje „Sokoła”. Przenosimy się do portu wojennego w Gdyni – informował w środę kmdr por. Paweł Ogórek, dowódca „Błyskawicy”.
Tyle że w przypadku tego akurat okrętu przenosiny nie są proste. – „Błyskawica” co prawda pozostaje w służbie jako okręt reprezentacyjny marynarki wojennej, ale nie posiada już własnego napędu. Porusza się dzięki holownikom – przypominał kmdr por. Ogórek. W czwartek rano w okolicach skweru Kościuszki pojawiły się dwie takie jednostki oraz motorówka cumownicza. Niszczyciel został wzięty na hol, a mniej więcej dwie godziny później cumował już w porcie wojennym.
Tymczasem w piątek pod wieczór do Nabrzeża Portowego dotarł Voyager wraz z „Sokołem”. Przez weekend będzie on przygotowywany do kolejnego etapu podróży. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, w poniedziałek bądź wtorek kadłub zostanie umieszczony na pojeździe transportowym SPMT. – Składa się on z wieloosiowych modułów, które w zależności od potrzeb można ze sobą łączyć. Może przewieźć ładunek o masie sięgającej 680 t, a sterowany jest drogą radiową – wyjaśnia Miegoń. W środę albo czwartek „Sokół”, już drogą lądową, ruszy w kierunku muzeum. – Ten etap będzie niezwykle trudny. Pojazd nie ma możliwości, by jechać prostą drogą, będzie musiał brać zakręty, pokonywać krawężniki. Aby poszczególne manewry w ogóle mogły się udać, trzeba było na przykład zdemontować kilka ulicznych latarni – opisuje dyrektor muzeum. Czasowo zostanie zamknięta także część alei Jana Pawła II i okoliczne ciągi pieszo-rowerowe (szczegóły na profilu facebookowym Muzeum Marynarki Wojennej oraz na stronie internetowej gdyńskiego magistratu). Do muzeum Kobben powinien dotrzeć w piątek. Wtedy też zostanie ustawiony na specjalnie przygotowanym postumencie. Pomogą w tym siłowniki hydrauliczne, w które jest wyposażony pojazd SPMT. – Przed muzeum mamy zbyt mało miejsca, aby mogły tam wjechać dźwigi – informuje dyrektor.
Za transport „Sokoła” odpowiedzialne są dwie wyłonione w przetargu firmy.
Pamięci podwodniaków
Polskie Kobbeny zostały zwodowane jeszcze w latach sześćdziesiątych. Początkowo należały do marynarki wojennej Norwegii. Do Gdyni trafiły w początkach XXI wieku. Cztery z nich weszły do służby w 3 Flotylli Okrętów. Piąty – „Jastrząb” – od początku był traktowany jak rezerwuar części zamiennych. W 2011 roku przeszedł przez ówczesną Stocznię Marynarki, gdzie został pozbawiony części urządzeń, a następnie przekazany Akademii Marynarki Wojennej. Transport wywołał spore zainteresowanie mieszkańców i lokalnych mediów. Kadłub był przesuwany po specjalnym torze za pomocą siłowników hydraulicznych. – Była to skomplikowana operacja, ale jednak my idziemy krok dalej. „Jastrząb” pokonał wówczas krótszy dystans, do tego wyłącznie po lądzie i to po prostej drodze – zaznacza Miegoń. Obecnie w kadłubie mieszczą się laboratoria i symulatory.
„Jastrząb” nigdy więc nie wszedł do służby. Tymczasem pozostałe cztery Kobbeny przez lata przemierzały morskie szlaki wokół Europy. Okręty brały udział w licznych ćwiczeniach zarówno krajowych, jak i międzynarodowych. ORP „Sokół” i ORP „Bielik” dołączyły też do czterech zmian antyterrorystycznej operacji „Active Endeavour” na Morzu Śródziemnym. Została ona zainicjowana po atakach na World Trade Center. Siły NATO monitorowały ruch na newralgicznych szlakach żeglugowych, kontrolując statki wykorzystywane do przemytu ludzi i broni. – Służba na Kobbenach była specyficzna. Okręt miał w sobie odrobinę z atmosfery jachtu, bo wszyscy spaliśmy i pracowaliśmy w tym samym miejscu. Można powiedzieć, że trochę dusiliśmy się we własnym sosie – mówił kilka lat temu kmdr Tomasz Witkiewicz, który dowodził ORP „Sęp”, a wcześniej służył na dwóch innych Kobbenach. Załogę tworzyło 18 oficerów, podoficerów i marynarzy. Nikt oprócz dowódcy nie miał przypisanej na stałe koi. Kto skończył wachtę, mógł się położyć, ale potem musiał ustąpić miejsca koledze. Do tego na pokładzie był tylko jeden przedział. – Trudno było tam znaleźć choćby namiastkę prywatności. Z drugiej strony mieliśmy zgrane i zżyte załogi – opowiadał kmdr Witkiewicz.
Wszystkie Kobbeny zostały już wycofane z linii. Niebawem jednak goście muzeum będą mogli poczuć odrobinę atmosfery, która panowała na ich pokładach. „Sokół” w stoczni został oczywiście pozbawiony uzbrojenia i urządzeń odpowiadających za łączność. W kadłubie stoczniowcy wycięli dwa włazy, wymontowali też jeden z silników. – Przenieśliśmy go do budynku muzeum, gdzie zwiedzający obejrzą jego przekrój – zapowiada dyrektor placówki. Pozostała część wyposażenia okrętu pozostała jednak bez zmian. Turyści przejdą przez pokład, oglądając po drodze m.in. wyrzutnię torped, mesę, główne stanowisko dowodzenia wraz z monitorami i peryskopem czy maszynownię. Na pokład trafił również model torpedy. – Dla nas „Sokół” to coś więcej niż eksponat. To także rodzaj pomnika ku czci załóg wszystkich okrętów podwodnych, które służyły w polskiej marynarce. Jeśli doliczyć ciągle jeszcze pozostającego w linii „Orła”, było ich łącznie 25 – podkreśla Miegoń.
Po ustawieniu na postumencie „Sokół” nie od razu zostanie udostępniony zwiedzającym. – Musimy go jeszcze do tego przygotować: zbudować pomosty które pozwolą dotrzeć do włazu, a potem zejść z pokładu, uporządkować wnętrze, założyć w nim klimatyzację i nową instalację elektryczną, choć starej wcale się nie pozbywamy. To wszystko zajmie trochę czasu. Mam nadzieję, że zdążymy do Święta Marynarki Wojennej w czerwcu przyszłego roku – podsumowuje dyrektor muzeum.
Przygotowanie Kobbena do potrzeb wystawienniczych i transport kosztowały łącznie około 6 mln zł.
autor zdjęć: M. Bigaj, H. Nagrodzki, E. Giebień/ MMW, PGZ Stocznia Wojenna
komentarze