Pentagon zamierza wprowadzić dla żołnierzy poszczególnych rodzajów sił zbrojnych nowe, ujednolicone szkolenie w zakresie zwalczania dronów. Ma się tym zająć specjalny ośrodek szkoleniowy. Bez wątpienia na współczesnym polu walki zwalczanie dronów to coraz bardziej kluczowa umiejętność, decydująca czasami o powodzeniu misji albo wręcz o przetrwaniu. Bezzałogowe aparaty latające coraz częściej bowiem wpływają na przebieg całych kampanii.
Jeśli przyjrzeć się ostatniej odsłonie konfliktu o Górski Karabach, widać wyraźnie, że azerskie sukcesy w niszczeniu ormiańskiego sprzętu i wojska to wynik tzw. lepszej świadomości sytuacyjnej. A ta w dużej części jest zasługą dronów właśnie. Bez m.in. tureckich Bayraktarów TB2 przebieg walk wyglądałby bez wątpienia korzystniej dla strony ormiańskiej, choć trzeba zaznaczyć, że w tym przypadku mowa o maszynach klasy MALE, zdolnych do przenoszenia uzbrojenia. Do ich zwalczania można zastosować zarówno klasyczną artylerię lufową, jak i pociski przeciwlotnicze klasy MANPADS. Tymczasem poważnym wyzwaniem mogą być również dużo mniejsze aparaty, klasy mini czy mikro, często przenoszone przez jednego człowieka i zdolne do lotu przez wydawałoby się zaledwie kilkanaście czy kilkadziesiąt minut. Jednak dzięki takiemu urządzeniu nawet pojedyncza drużyna dysponuje własnym sprzętem umożliwiającym rozpoznanie w jej bezpośrednim otoczeniu. Jeśli dodatkowo dane te mogą być współdzielone dzięki sieciocentryczności, transmitowane na bieżąco do innych elementów szerszego systemu, wspomniana świadomość sytuacyjna rośnie w postępie wręcz wykładniczym.
Przeprowadzona w tym roku przez Pentagon analiza wykazała, że żołnierze poszczególnych rodzajów amerykańskich sił zbrojnych nie przechodzą jednolitego szkolenia dotyczącego zwalczania małych dronów. Co więcej okazało się, że tego typu szkolenia w ogóle nie zostały wyodrębnione w programie. Kwestie związane ze zwalczaniem mniejszych aparatów bezzałogowych są elementem różnych kursów, o różnej jakości, przy czym brak ich powtarzalności i ewaluacji powoduje, że żołnierze z czasem tracą nabyte umiejętności.
Teraz ma się to zmienić. Będące częścią Pentagonu Połączone Biuro ds. Zwalczania Małych Bezzałogowych Systemów Powietrznych ma opracować wspólne wytyczne taktyczne, techniki i procedury, a także odpowiednio udoskonalić podstawy szkoleniowe. W Fort Sill w Oklahomie ma z kolei powstać ośrodek szkoleniowy kształcący żołnierzy wszystkich rodzajów sił zbrojnych w zakresie zwalczania małych dronów.
Na pierwszy rzut oka powyższe plany mogłyby się wydawać swoistą ekstrawagancją supermocarstwa, tak jednak nie jest. Istniejąca luka została zdefiniowana nad wyraz trafnie, a potrzeba posiadania taktyki, techniki, sprzętu i umiejętności w zakresie zwalczania małych bezzałogowych systemów powietrznych to wyzwanie nie tylko czasu konfliktu. Łączy się ono równie mocno z potrzebą ochrony infrastruktury krytycznej, w tym obiektów wojskowych, takich jak bazy lotnicze czy morskie. Systemy tego rodzaju mogą być przecież wykorzystywane również w celach szpiegowskich, a nawet do ataku o niewielkiej skali. Porównanie z ubiegłorocznym atakiem na obiekty naftowe w Arabii Saudyjskiej nie będzie wprawdzie do końca trafne, tam bowiem użyto pocisków manewrujących i dużych dronów, jednak do pewnego stopnia obrazuje ono potencjał, jaki kryje się w tych aparatach. Świadczy o tym także decyzja Pentagonu o utworzeniu najpierw osobnego biura zajmującego się wyłącznie tematyką zwalczania małych dronów, a teraz specjalnego ośrodka szkoleniowego do tego przeznaczonego. Może warto podążyć tą drogą.
autor zdjęć: US Army
komentarze