Dlaczego jeden z najbliższych współpracowników gen. Roweckiego, a przed wojną m.in. dowódca reprezentacyjnego 1 Pułku Szwoleżerów, otrzymał rozkaz popełnienia samobójstwa? Historię płk. Janusza Albrechta, szefa sztabu Komendy Głównej AK, który w pewnym momencie wojny chciał przeciw Sowietom iść na współpracę z Niemcami, opisuje Piotr Korczyński.
Szef sztabu Komendy Głównej Armii Krajowej płk dypl. Janusz Albrecht „Wojciech” 6 września 1941 r. przyszedł na umówione spotkanie ze swoim dowódcą, gen. Stefanem Roweckim, do mieszkania przy ulicy Świętokrzyskiej 23 w Warszawie. Nie zastał tam jednak komendanta głównego AK. Czekał natomiast na niego adiutant generała, Szymon Ryszard Krzywicki „Szymon”. Postawił on na stole przed „Wojciechem” szklankę wody z rozpuszczonym w niej cyjankiem i podał mu list od generała: „Kochany Januszu! Poszedłeś za daleko! Myślę, że znajdziesz właściwe rozwiązanie. Ściskam Cię. Stefan”1. Jak doszło do tego, że jeden z najbliższych współpracowników gen. Roweckiego, a przed wojną między innymi dowódca reprezentacyjnego 1 Pułku Szwoleżerów im. Józefa Piłsudskiego w Warszawie – otrzymał rozkaz popełnienia samobójstwa?
„Ozimiński” w Legionach
Janusz Albrecht urodził się 14 lutego 1892 r. w Kaliskach w powiecie włocławskim w rodzinie rolnika Leopolda Albrechta i Emmy z domu Krieger. W młodości ukończył siedmioletnią szkołę handlową we Włocławku, a następnie przez dwa lata studiował w Konserwatorium Muzycznym w Petersburgu. W 1911 r. w stolicy carów wstąpił do nielegalnego w zaborze rosyjskim Związku Strzeleckiego. Po wybuchu I wojny światowej był już w Legionach Polskich pod pseudonimem „Ozimiński”. Walczył w składzie I Brygady pod dowództwem kmdt Józefa Piłsudskiego. Od 1917 r. w stopniu wachmistrza dowodził plutonem w 1 Pułku Ułanów. W czasie tak zwanego kryzysu przysięgowego Legionów znalazł się w gronie legionistów, którzy z inspiracji Piłsudskiego odmówili złożenia przysięgi „braterstwa broni” z armiami Niemiec i Austro-Węgier.
Albrechtowi udało się uciec z transportu do obozu internowania w Szczypiornie. Ukrywał się i jednocześnie konspirował w Polskiej Organizacji Wojskowej. W sierpniu 1919 r. wstąpił do Wojska Polskiego. Służył początkowo w 11 Pułku Ułanów, a następnie w 1 Pułku Szwoleżerów, z którym brał udział w wojnie polsko-bolszewickiej 1920 r. W walce z bolszewikami był dwukrotnie ranny, awansował też z dowódcy plutonu na adiutanta pułku. W latach 1922–1924 ukończył Wyższą Szkołę Wojenną w Warszawie i do 1927 r. wykładał taktykę kawalerii w Centrum Wyszkolenia Kawalerii w Grudziądzu, gdzie awansował do stopnia rotmistrza, a następnie majora. W październiku 1927 r. został przeniesiony do Ministerstwa Spraw Wojskowych w charakterze kierownika Wydziału Departamentu Kawalerii. W 1928 r. mjr. Albrechta mianowano dowódcą szwadronu 1 Pułku Szwoleżerów, a od 1930 r. był szefem referatu operacyjnego Oddziału III Sztabu Głównego WP. W kwietniu 1932 r. został przeniesiony do Głównego Inspektoratu Sił Zbrojnych, w którym w październiku tego roku objął funkcję pierwszego oficera Sztabu Inspektora Armii gen. Jana Romera. W 1935 r. awansował do stopnia podpułkownika i został pierwszym oficerem do zleceń w Generalnym Inspektoracie Sił Zbrojnych. Stanął na czele – wzmiankowanego już – reprezentacyjnego 1 Pułku Szwoleżerów im. Józefa Piłsudskiego 29 maja 1937 r.
Prawa ręka „Grota”
W wojnie obronnej 1939 r. płk Albrecht wraz ze swym 1 Pułkiem Szwoleżerów walczył w ramach Mazowieckiej Brygady Kawalerii na granicy z Prusami Wschodnimi. Pułk został rozbity i otoczony przez Sowietów pod Samborem. Po kapitulacji pułku 29 września Albrechta osadzono w obozie jenieckim w Jarosławiu, z którego po trzech dniach zbiegł i pod nazwiskiem Marian Jankowski przedostał się do Warszawy. Pod koniec października 1939 r. został zaprzysiężony przez płk. Stefana Roweckiego do Służby Zwycięstwu Polski, w której sztabie przyjął kierownictwo Oddziału III (operacyjnego). Po powołaniu w grudniu 1939 r. przez Naczelnego Wodza gen. Władysława Sikorskiego Związku Walki Zbrojnej pod dowództwem gen. Kazimierza Sosnkowskiego (w Paryżu) i oddelegowaniu dowódcy SZP gen. Michała Tokarzewskiego-Karaszewicza do Lwowa na stanowisko komendanta okupacji sowieckiej – komendantem ZWZ okupacji niemieckiej został gen. Stefan Rowecki. Pułkownik Albrecht objął funkcję szefa sztabu i jednocześnie został zastępcą Roweckiego.
Żołnierze 1 Pułku Szwoleżerów we wsi na ziemi łowickiej. Por. Kazimierz Pereświet-Sołtan sypie gęsiom ziarno. Obok niego mjr Janusz Albrecht.
Przyszły komendant główny Armii Krajowej bardzo wysoko oceniał walory wojskowe swego zastępcy, zwłaszcza w zakresie spraw operacyjnych (Albrecht stworzył od podstaw Oddział III sztabu ZWZ). Razem opracowywali też założenia strategiczne do planowanego powstania powszechnego, które miało wybuchnąć w momencie militarnego załamania się III Rzeszy. Dla władz polskich we Francji, a następnie w Anglii był on jednak ideowym piłsudczykiem należącym do obozu, który ich zdaniem doprowadził do katastrofalnej klęski we wrześniu 1939 r. Od początku istnienia ZWZ do gen. Roweckiego płynęły żądania usunięcia ze sztabów ZWZ osób związanych z sanacją, niezależnie od ich przydatności w konspiracji.
Mimo to w większości wypadków gen. Rowecki – bądź przez przesuwanie niepożądanych przez Sikorskiego oficerów na inne stanowiska, bądź przez nieinformowanie przez dłuższy czas centrali o ich rzeczywistych funkcjach w sztabie ZWZ (tak było w wypadku Albrechta) – zachował w Komendzie Głównej ZWZ kadrę, którą – jak sam to określił – „z takim trudem zebrał generał Tokarzewski”2. Trzeba tutaj zaznaczyć, że miał w tym sojusznika w osobie gen. Sosnkowskiego, który bronił Roweckiego przed zarzutami, iż „umacnia w ZWZ sanację”. Od czasu do czasu docierały do Roweckiego zapytania z centrali, kto jest właściwie jego zastępcą, na co odpowiadał: „zastępcą moim w codziennej pracy jest szef sztabu, ten, który był [czyli pułkownik Albrecht]. W razie mego wykruszenia KG objąłby komendant najstarszy według d[aty starszeństwa], obecnie komendant Obszaru nr 4 [Krakowskiego – gen. Tadeusz Komorowski »Bór«]”3.
Generał Sikorski dał w końcu za wygraną, ale zapamiętał Roweckiemu upór w sprawie jego zastępcy. Jak wspominał jeden z emisariuszy, płk Kazimierz Iranek-Osmecki „Antoni”, kiedy w czerwcu 1941 r. wrócił z Polski do Londynu Naczelny Wódz spytał go między innymi: „jak sprawuje się szef sztabu ZWZ [Albrecht], czy nie wyłamuje się spod dyscypliny i czy nie robi już »Rakoniowi« [Roweckiemu] kawałów?”4. Pułkownik Iranek-Osmecki zapewnił go, że gen. Rowecki wyraził zadowolenie z pracy szefa i że „dyscyplina w szeregach ZWZ jest wzorowa”5, a na koniec dodał: „generał »Rakoń« trzyma organizację twardą ręką”6, na co gen. Sikorski odpowiedział sarkastycznie: „»Rakoń« był znany jeszcze w czasach pokojowych ze zbyt słabej ręki”7. Niedługo miało się okazać, że zaufanie komendanta głównego ZWZ do swego szefa sztabu zostanie wystawione na ciężką próbę.
W sidłach gestapo
Pułkownik Janusz Albrecht wpadł w ręce kieleckiego gestapo w Warszawie 7 lipca 1941 r. Do aresztowania doszło u zbiegu ulicy Koszykowej z Alejami Niepodległości, gdy „Wojciech” zdążał z mieszkania inż. Józefa Matusewicza przy ulicy Filtrowej 14 do swego konspiracyjnego mieszkania pod numerem 74 przy ulicy 3 Maja 2, w którym był zameldowany jako Marian Jankowski – nauczyciel muzyki. Niemcom wydał go jego były podwładny – dowódca szwadronu pionierów w 1 Pułku Szwoleżerów, rtm. Przemysław Deżakowski za 50 tys. zł. Deżakowski za ten czyn został przez Wojskowy Sąd Specjalny przy Komendzie Sił Zbrojnych w Kraju skazany 4 marca 1942 r. na karę śmierci, a wyrok wykonano 5 maja 1944 r.
Po aresztowaniu Albrecht został wywieziony do siedziby gestapo w Kielcach, gdzie – rozpoznany początkowo tylko jako przedwojenny pułkownik – był poddany bardzo brutalnemu śledztwu. Katowany nie przyznał się do swych konspiracyjnych funkcji. Niemcy, korzystając z przedwojennych Roczników oficerskich i z informacji od swej agentury zajmującej się Komendą Główną ZWZ, zorientowali się, że mają w rękach zastępcę komendanta głównego ZWZ, zaprzestali więc tortur i zmienili ekipę śledczą, która rozpoczęła z Albrechtem „rozmowy polityczne”. Tłumaczyli mu, że polskie podziemie, osłabiając III Rzeszę, utrudnia jej walkę z sowiecką Rosją. Za powstrzymanie się od antyniemieckich działań obiecywali zaniechanie represji wobec Polaków. Jednocześnie dali mu do zrozumienia, że walcząc z oboma potężnymi sąsiadami, Polacy nie zdołają odzyskać niepodległości, tym bardziej że gestapo ma dobrze rozpracowane polskie podziemie. Albrecht był pod wrażeniem informacji, które zebrali gestapowcy na temat polskiej konspiracji, i jak mówił później swej łączniczce Halinie Zakrzewskiej: „oni wszystko wiedzą […] rozszyfrowana jest nie tylko prawie cała Komenda Główna, ale większość obsad okręgów. Nie mają tylko do nas dojścia […], które może zaprowadzić ich na nasze lokale”8.
Mimo ciężkiego i przemyślnego śledztwa gestapowcy od Albrechta nie wyciągnęli na tyle istotnych informacji na temat celów i struktury ZWZ, by można było powiedzieć, że przyniosło ono całkowite złamanie przesłuchiwanego lub że zdradził. Na przykład Niemcy nie poznali planów wymierzonego przeciw nim powstania powszechnego, w których przygotowywanie Albrecht był zaangażowany bezpośrednio. Także w sprawach personalnych pułkownik kluczył, chociaż nie mógł wyprzeć się znajomości dat i nazwisk wszystkich osób, o które był pytany z Rocznikami oficerskimi w ręku. Natomiast Albrecht uwierzył, że zaniechanie walki z Niemcami może w przyszłości przynieść Polsce korzyści. Zaważyły tutaj też legionowe doświadczenia z I wojny światowej – współpraca z państwami centralnymi, która pozwoliła Piłsudskiemu stworzyć polskie oddziały zbrojne. Albrecht wykoncypował, że pozorne zawieszenie broni z Niemcami, pozorne rozkonspirowanie i ujawnienie części zdekonspirowanego przez wywiad niemiecki ZWZ przy zachowaniu większości walczącego podziemia (tylko głębiej i lepiej zakonspirowanego) spowoduje, że ustaną prześladowania społeczeństwa polskiego, zlikwidowane będą obozy zagłady i nastąpi scalenie kraju – terenów pod okupacją niemiecką i sowiecką.
Albrecht po rozmowach z ekipą wyższych wojskowych z Berlina był zupełnie przekonany do swych koncepcji militarno-politycznych i zobowiązał się wobec Niemców oficerskim słowem honoru, że omawiane plany przedstawi komendantowi głównemu ZWZ i że w razie jego zgody doprowadzi do spotkania partnerów w okolicach Falenicy. Na wypadek odmowy sam zgłosi się tam 12 września 1941 r. Niemcy zobowiązali się nie śledzić go i zapewnić mu miejsce w oflagu do końca wojny.
Śmiertelna gra
Pułkownik Janusz Albrecht wyszedł na wolność 27 sierpnia 1941 r. i rzeczywiście nieeskortowany i nieśledzony wrócił pociągiem z Kielc do Warszawy. Najpierw udał się do mieszkania inż. Matusewicza przy ulicy Filtrowej 14, a następnie razem obaj poszli do jego łączniczki Haliny Zakrzewskiej (wtedy jeszcze Grudzińskiej) mieszkającej przy Alejach Niepodległości 163. Albrecht na wstępie uspokoił przerażoną łączniczkę, że nikt go nie śledzi, i zapewnił, że wyjaśni jej to przy następnym spotkaniu. Poinformował ją też, że odtąd będzie mieszkał pod własnym nazwiskiem z żoną Marią w swoim domu przy Noakowskiego 20. Na pożegnanie Albrecht powiedział swojej podwładnej: „Potrzebuję kontaktu na »Jana« [ówczesny pseudonim Roweckiego] i pani mi to załatwi”9. Nieprzekonana Zakrzewska, sądząc, że śladem Albrechta podąża gestapo, po wyjściu obu mężczyzn opuściła natychmiast mieszkanie i jeszcze tego samego dnia powiadomiła o wszystkim szefa kontrwywiadu Bernarda Zakrzewskiego „Oskara”. Ten rozkazał objąć obserwacją mieszkanie jej, Albrechta, Matusewicza i Pole Mokotowskie, gdzie Albrecht umówił się z Zakrzewską na kolejne spotkanie. Wywiadowcy stwierdzili, że istotnie „Wojciech” nie jest przez nikogo śledzony. Po spotkaniu na Polu Mokotowskim Zakrzewska przekazała treść rozmowy „Oskarowi” i przez znane jej osobiście łączniczki podjęła próbę dostania się do Roweckiego, by samej przedstawić mu prośbę Albrechta o spotkanie.
Komendant główny ZWZ, który dzięki Bernardowi Zakrzewskiemu znał już cel misji Albrechta, nie przyjął jednak Zakrzewskiej. Skierował na rozmowy z nią następcę „Wojciecha” na stanowisku szefa sztabu ZWZ płk. Tadeusza Pełczyńskiego „Grzegorza”. Ten, wysłuchawszy relacji łączniczki Albrechta, spotkał się z nim osobiście i dał mu do zrozumienia, że uważa całą sprawę za dywersję Niemców przeciwko układowi Władysława Sikorskiego z Józefem Stalinem i że byłaby to zdrada aliantów, a ponadto zbyt wielka jest już nienawiść do Niemców za ich zbrodnie w społeczeństwie, by można było myśleć o rozejmie z nimi. Mimo to „Grzegorz” na koniec złożył Albrechtowi luźną obietnicę spotkania z gen. Roweckim.
Zakrzewska 6 września rano na polecenie „Oskara” zawiadomiła Albrechta, że o godz. 9.00 ma przyprowadzić go na spotkanie z komendantem. Pod ochroną kontrwywiadu przejechali z placu Starynkiewicza na plac Narutowicza, gdzie czekała na nich łączniczka „Jana” (Roweckiego) Jadwiga Piekarska „Basia”. Doprowadziła ona Albrechta do mieszkania przy ulicy Świętokrzyskiej 23. Pułkownik Albrecht po przeczytaniu listu Roweckiego usiadł przy stole i napisał pożegnalny list do rodziny: „Kochani! Nie udało mi się nawiązać kontaktu z przyjaciółmi. Widać obawiają się mnie. Doszedłem do przekonania, że popełniłem błąd. Postanowiłem skończyć z sobą, by w ten sposób ratować swój honor, a Wam przekazać czyste imię. Żegnam Was, a Duszę swoją i Was polecam Bogu. Wasz Janusz i ojciec. 6 IX 41”10. Następnie Albrecht zdjął obrączkę i położył obok listu na stole. „Szymon” podał mu w milczeniu szklankę z trucizną. Pułkownik wypił ją, a „Szymon” podtrzymał jego głowę. Po chwili położył ciało na podłodze, zabrał ze stołu list Roweckiego i wyszedł z mieszkania.
Śmierć Albrechta była dużym wstrząsem dla środowiska konspiracji warszawskiej. Generał Rowecki nakazał otoczyć jej okoliczności ścisłą tajemnicą, ale jednocześnie musiał w tej sprawie złożyć meldunek do centrali w Londynie. Zdawał sobie sprawę z tego, że relację dla gen. Sikorskiego musi ułożyć bez uszczerbku dla honoru Albrechta i samego siebie; wszak sam walczył o utrzymanie Albrechta w sztabie Komendy Głównej. W meldunku organizacyjnym za okres od 1 marca do 1 września 1941 r. do Naczelnego Wodza Rowecki napisał między innymi: „aresztowany został na ulicy ob. ‘Wojciech’ szef sztabu K.G. Wpadł rozpoznany i zidentyfikowany co do rodowego nazwiska i funkcji konspiracyjnej. Wobec tego, że nasza komórka więzienna działa sprawnie na Pawiaku, wywieziono go i ukryto w Kielcach (przez długie tygodnie był badany i wymyślnie torturowany). Nie wynikły z tego tytułu żadne u nas wsypy. W dniu IX [winno być 27 sierpnia] został wypuszczony na ’wabia’, co potwierdziła ścisła obserwacja jego i jego rodziny. Ob. ‘Wojciech’ pozostał w izolacji i wybrał żołnierską drogę samobójstwa celem uchronienia SSS [ZWZ] i rodziny. Ewen[tualna] jego ucieczka spowodowałaby niewątpliwie represje w stosunku do rodziny (żona i kilkoro dzieci)”11. Jak wynika z tego cytatu, Rowecki przemilczał przed Sikorskim fakt, że Albrecht chciał iść na współpracę z Niemcami przeciwko Sowietom, co było sprzeczne nie tylko z ówczesną polityką Naczelnego Wodza, lecz także całego obozu aliantów. Nieprawdą również było, że Niemcy go śledzili i że został wypuszczony na wabia.
Generał Sikorski w odpowiedzi na ten meldunek nadał płk. Januszowi Albrechtowi pośmiertnie Order Virtuti Militari IV klasy. Pułkownik został pochowany pod prawdziwym nazwiskiem na cmentarzu Czerniakowskim, oczywiście bez uczestnictwa kogokolwiek z ZWZ. Po pogrzebie agenci gestapo odwiedzili żonę Albrechta – Marię (z domu Pawłowska), by stwierdzić, w jakim nastroju jest rodzina. W rozmowie z wdową potępiali działania ZWZ, które doprowadziły do śmierci pułkownika, ale nie dała się ona sprowokować i nic od niej nie zyskali.
Sprawa płk. Albrechta dobrze ukazuje, jak nierealne było przekładanie sytuacji z I wojny światowej na politykę hitlerowskich Niemiec w okupowanej Polsce. Jeśli nawet Niemcy rzeczywiście dążyli przez Albrechta do porozumienia z ZWZ, to ogrom ich zbrodni był nie do pokonania. Sama łączniczka „Wojciecha” Halina Zakrzewska w rozmowie z płk. Pełczyńskim podsumowała postulat Albrechta o zawieszeniu broni: „Będzie trudno! Czekamy rozprawy z Niemcami, walki zbrojnej, zemsty. Zbyt ich nienawidzimy. To są naturalne emocje, ale należy się z nimi liczyć”12. I o tych „naturalnych emocjach” należy pamiętać i dzisiaj, gdy analizuje się szanse jakichkolwiek sojuszy z Hitlerem przeciwko Związkowi Sowieckiemu.
Tekst pochodzi z książki Piotra Korczyńskiego „Dla ojczyzny ratowania: szubienica, pal i kula”, nad którą patronat objął kwartalnik „Polska Zbrojna. Historia”.
Przypisy:
1
H. Zakrzewska, Niepodległość będzie twoją nagrodą, cz. I: W konspiracji 1939– 1945, Warszawa 1994, s. 115.
2 M. Ney-Krawicz, Komenda Główna Armii Krajowej 1939–1945, Warszawa 1990, s. 29.
3 Tamże, s. 59.
4 K. Iranek-Osmecki, Powołanie i przeznaczenie. Wspomnienia oficera Komendy Głównej AK, Warszawa 2004, s. 195.
5 Tamże.
6 Tamże.
7 Tamże.
8 J. Rzepecki, Wspomnienia i przyczynki historyczne, Warszawa 1956, s. 194–195.
9 H. Zakrzewska, Niepodległość będzie..., s. 103.
10 Tamże, s. 115.
11 Armia Krajowa w dokumentach 1939–1945, t. II, Wrocław 1990, s. 99.
12 H. Zakrzewska, Niepodległość będzie..., s. 100.
autor zdjęć: NAC, koloryzacja Mirosław Szponar
komentarze